02 | ❝TWO IDIOTS IN LOVE❞
PORANEK PRZYSZEDŁ WYJĄTKOWO SZYBKO. Słońce wpadało do pokoju Marjorie, ale ona nawet nie zwróciła na to uwagi. Była zmęczona i myślała, że w ten jeden wolny dzień od pracy będzie mogła się wyspać, ale nic z tego. Przez całą noc miała problemy z zaśnięciem, a jedyną osobą, o której była w stanie myśleć, był Joel. Wspominała jego dotyk i pocałunki, co sprawiało, że znów serce biło jak oszalałe. Liczyła na to, że podczas śniadania będzie mogła z nim na spokojnie porozmawiać, zwłaszcza że Sarah miała jechać od razu do szkoły ze swoją koleżanką, a Tommy... On zawsze robił to, co uważał i nawet nie była pewna, czy i tak zastanie go w domu Millerów.
Wciągnęła na siebie jedną ze swoich ulubionych sukienek, przeglądnęła w lustrze, a kiedy stwierdziła, że nie wygląda źle, zbiegła na dół do kuchni. Nigdy nie przywiązywała uwagi do tego, jak wyglądała, gdy szła na śniadanie do Millerów. Często nawet nie przebierała się ze swojej pidżamy, ale dzisiaj chciała po prostu dobrze wyglądać. Podświadomie uważała, że w ten sposób mogła poczuć się bardziej pewna siebie i liczyła, że może również i Joel zwróci na to uwagę.
— Ty już ubrana? — Zapytał z zaskoczeniem pan Hart, gdy Marjorie spotkała w kuchni swoich rodziców. Ojciec jak zawsze popijał czarną kawę, jednocześnie czytając poranną gazetę, a mama krzątała się po pomieszczeniu, przygotowując śniadanie. — Myślałem, że będziesz spać dłużej.
— Nie mogłam spać — machnęła lekceważąco ręką. Jej ojciec zmierzył ją wzrokiem, a ona doskonale wiedziała, że coś chodziło mu po głowie. — No co?
— Masz zamiar zjeść z nami śniadanie, czy...?
— Och, daj jej spokój — odezwała się pani Hart i pocałowała córkę w policzek. — Zrobiłam trochę więcej naleśników, więc im weź.
Marjorie chciała szybko odpowiedzieć, że Joel nie lubi naleśników, a Sarah, które je uwielbiała, akurat nie przebywała w domu. Nie robiąc przykrości swojej matce, postanowiła jednak wziąć talerz z plackami, bo wiedziała, że prędzej, czy później zjawi się Tommy i wszystkie zje. Poza tym sama miała ochotę na naleśniki, więc miała zamiar skorzystać z tego, co zrobiła jej matka. O ile w ogóle będzie mieć na to czas, bo nie była pewna, jak jej rozmowa z Joelem może wyglądać. Jeśli w ogóle będą mieli okazję porozmawiać.
Nacisnęła klamkę do domu Millerów i jak się spodziewała, te były otwarte. Szybko przeszła do kuchni i zaczęła przygotowywać stół na śniadanie. Położyła na środku talerz z naleśnikami, a obok wszystko, co tylko mogła znaleźć w kuchni. Czasami się zastanawiała, czy to było faktycznie dobre, że znała to miejsce, jak własną kieszeń. Miała sporo wątpliwości, bo rzadko słyszała o tym, by ktokolwiek miał tak dobre relacje ze swoimi sąsiadami.
Później usłyszała dźwięk alarmu, kilka przekleństw i to była kwestia czasu, aż Joel zejdzie na dół. Miała jakieś przeczucie, że tego dnia tylko on znajdywał się w domu i nie wiedziała, czy faktycznie się z tego cieszyła, czy jednak wolała nie przebywać z nim tylko i wyłącznie sama.
Jorie włączyła ekspres do kawy i kiedy ta powoli zaczęła się robić, usłyszała ciężkie kroki na schodach. Odwróciła się, by przywitać Joela swoim stałym, charakterystycznym uśmiechem, ale nie spodziewała się zobaczyć go w trakcie zakładania na siebie koszulki. Wystarczyło to, że dostrzegła fragment jego odkrytego brzucha, a wspomnienia z wczorajszego wieczoru wróciły do niej z podwójną mocą.
— Marjorie? — Spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale na jego twarzy czaił się delikatny uśmiech. — Co...?
— Śniadanie — wskazała głową na przygotowany stół. — Wiem, że nie lubisz naleśników, ale moja mam przesyła pozdrowienia. To jej robota, więc nie możesz odmówić.
Mężczyzna minął stół, wyciągnął z szafki dwa kubki, a następnie nalał do nich kawy, pamiętając, by w jednym zostawić dodatkowe miejsce na mleko. Jorie wyciągnęła butelkę z lodówki i wlała do swojego kubka, aż w końcu wzięła krótki łyk i westchnęła z przyjemnością. Miała wrażenie, że czasami nie istniało lepsze uczucie na świecie, jak pierwszy smak kawy o poranku.
Zachichotała cicho, gdy zdała sobie sprawę z tego, jak przez ostatnie lata potrafiła się poznać z Joelem. Do tego stopnia, że w trakcie takich domowych chwil, wcale nie musieli mówić o tym, w jaki sposób piją kawę. Po prostu to wiedzieli.
— Co ci chodzi po tej pokręconej głowie? — Zapytał Joel, siadając przy stole. Tak jak się spodziewała, nie tknął naleśników, ale z zadowoleniem stwierdziła, że nabrał trochę bekonu i jajecznicy.
— Tylko jedna rzecz — odpowiedziała i zajęła miejsce naprzeciwko Joela. To była już ich mała tradycja, gdy po prawej zawsze siedziała Sarah, a po lewej Tommy. — Nie wydaje ci się czasami, że zachowujemy się jak para?
Marjorie zastanawiała się, czy to był dobry sposób na rozpoczęcie tej rozmowy, zwłaszcza wtedy, gdy Miller prawie zakrztusił się swoim bekonem. Wziął duży łyk kawy, a później uniósł na nią swoje spojrzenie. Nie wiedziała tylko, czy patrzył na nią, bo był zszokowany jej pytaniem, czy tym, że zdawał sobie sprawę, do czego dążyła.
— Jorie... To nie jest najlepszy moment, by rozmawiać o tym, co się stało.
— Wydaje mi się, że lepszego nie znajdziemy. Oprócz nas nie ma w domu nikogo, więc to idealny moment. Poza tym wczoraj sam obiecałeś mi, że porozmawiamy. Więc rozmawiajmy.
— Jest siódma rano i zaraz muszę iść do pracy. A ty — wskazał na nią widelcem — powinnaś odpocząć i skorzystać z wolnego dnia. Zrobić coś, co normalnie robisz dla przyjemności.
— Przychodzę do twojego domu — odparła, opierając się złączonymi łokciami o blat stołu. — Wiem. Moje życie nie jest zbyt rozrywkowe, gdy wolę spędzać czas z trzynastolatką lub jej zrzędliwym ojcem.
— Nie jestem zrzędliwy — zaprotestował natychmiast, a Jorie uniosła brew do góry, niemal wzrokiem mówiąc mu, że nie ma, co z nią dyskutować na ten temat, bo wiedziała lepiej.
Miller westchnął cicho i odłożył sztućce na talerz. Przez chwilę nikt z nich się nie odzywał. Jorie zagryzła dolną wargę, zastanawiając się, czy to na pewno był dobry pomysł. Ten poranek nie był zły. Lubiła takie chwile z Joelem, ale chciała wiedzieć, czy mają one głębszy charakter, niż zwykła przyjaźń. Wiedziała, że będzie mieć złamane serce, jeśli usłyszy, że to, co się wydarzyło, nic dla niego nie znaczyło, ale czuła, że nie była to prawda. Znała Joela i była niemal pewna, że nie byłby w stanie zrobić czegoś takiego, tylko by skorzystać z okazji.
Przynajmniej starała się w to wierzyć, że tak dobrze go znała.
— Joel... — odezwała się nieco poważniej. — Bądź ze mną szczery, proszę. Czy to, co się wczoraj wydarzyło, coś dla ciebie znaczyło?
— To nie ma żadnego znaczenia, ponieważ nie możemy — powiedział, opierając się ciężko na krześle. — Po prostu... Nie możemy i tyle.
Jej serce zabiło mocniej. Nie możemy, nie oznaczało tego samego, co nie chcę. To dawało jej wyjątkowo dużą iskierkę nadziei.
— Nie możemy, czy ty nie chcesz?
— Jest w tym jakaś różnica?
Jorie miała ochotę warknąć i walnąć go w głowę. Szanowała go za wszystko, co robił, ale czasami po prostu był głupi. Jednak wiedziała, że to była przypadłość większości facetów. W niektórych sytuacjach trudno było im pojąć, to co w ogóle robią i mówią.
— I to raczej dosyć duża — odparła ze słyszalną ironią w głosie. — Ponieważ, jeśli chcesz, ale nie możemy, to chcę wiedzieć dlaczego. Jeśli wykorzystałeś tylko chwilę, to będzie zwykłym dupkiem, a mimo wszystko nie chcę cię tak nazywać.
— Jesteś wrzodem na tyłku, zdajesz sobie z tego sprawę? — Zarzucił jej i założył ręce na klatce piersiowej. Jorie nie odpowiedziała i spoglądała na niego z przymrużonymi oczami, oczekując konkretnej odpowiedzi. — Nie możemy, bo jesteś za młoda.
— Teraz pieprzysz głupoty — wywróciła oczami. Im dalej brnęli w tę rozmowę, tym bardziej zastanawiała się, czy to w ogóle miało sens. Była pewna, że prędzej zirytuje się jego kompletną głupotą, niż czegokolwiek się dowie. — Wiek, to tylko liczba. Moich rodziców też dzieli kilka lat i są szczęśliwi. Poza tym nie pomyślałeś o tym, że może wolę starszych?
— Jesteś młoda i nie potrzebujesz żadnego bagażu życiowego. Powinnaś znaleźć sobie kogoś w swoim wieku, kto w całości skupi się tylko na tobie.
— Między alkoholem i narkotykami. Cóż, jakoś nie zadowala mnie ta jakże przyjemna perspektywa — odparła jego argument niemal natychmiast i posłała mu wyzywające spojrzenie. — Okej, jedno odkreślone. Co masz jeszcze dla mnie? Jaki cudowny argument, by mnie odwieźć od tego, że moglibyśmy stworzyć całkiem udany związek?
Joel pokręcił głową i przetarł oczy palcami. Jorie nie mogła odwrócić od tego wzroku, bo nawet w tak małym geście mogła zobaczyć jego napinające się mięśnie. Nieświadomie oblizała usta, bo każda komórka jej ciała krzyczała, by natychmiast się na niego rzuciła i znów go pocałowała. I zapewne, gdyby nie czekała na jego odpowiedź, to właśnie tak by zrobiła.
— Nie możemy, bo nie chcę mieszać w głowie Sarah. Chyba potrafisz wyobrazić sobie, co by było, jeśli by nam nie wyszło, a ciągle mieszkalibyśmy obok siebie.
— Różnie może się stać i nikt nie mówi, że od razu stworzymy związek na wieczność, ale czy trzeba z góry zakładać najgorsze? Obydwoje jesteśmy dorośli i otwarcie mówimy, co nam nie pasuje. To — poruszyła ręką w powietrzu między nimi — nazywa się komunikacja. Sarah jest twoją córką, ale dobrze wiesz, że sama ją mocno kocham. Kurwa, znam ją od dziecka, Joel. Nigdy nie zrobiłabym niczego, co mogłoby w jakikolwiek sposób ją skrzywdzić.
— Doskonale o tym wiem, Marjorie — przytaknął, a ona już wiedziała, że dalsza rozmowa z Millerem była bezsensu. Sposób, w jaki wypowiedział jej pełne imię, tylko to udowodnił. Było tak, jakby rozmawiała ze ścianą. — Po prostu nie możemy i tyle.
Jorie wypuściła ciężko powietrze z ust, nawet nie wiedząc, że je wstrzymywała. Czuła się zawiedziona, a przy tym cholernie wkurzona. Wszystkie argumenty, które podał jej Joel, wydawały się kompletną głupotą i szukaniem wymówki. Nie potrafiła przewidzieć przyszłości, ale uważała, że jeśli obydwoje chcieli, by z tego coś wyszło, to właśnie tak mogłoby się stać. To było jasne, że czekałaby ich ciężka i długa praca, ale na ich plus było to, że już całkiem dobrze się znali.
Wierzyła, że razem faktycznie mogli być szczęśliwi.
Ciche kroki i chrząknięcie, spowodowało, że obydwoje unieśli swoje spojrzenia do góry. Byli tak samo zaskoczeni, gdy w progu zobaczyli Sarah ze swoimi rzeczami, które wczoraj zabrała.
— A ty co tutaj robisz? — Zapytał Joel, wstając ze swojego krzesła. Przywitał się ze swoją córką, a Jorie uśmiechnęła się do trzynastoletniej dziewczynki, tak jakby nie prowadziła wcześniejszej rozmowy.
— Zapomniałam wziąć zadanie domowe — wyjaśniła, obserwując dwójkę dorosłych. — Czego nie możecie zrobić? — Zapytała bezpośrednio, a Jorie i Joel spojrzeli na siebie nerwowo.
— Nie możemy zjeść wszystkich naleśników mojej mamy — wymyśliła na poczekaniu Hart. — Chodź, weźmiesz sobie do szkoły. Zapakować ci?
— Wiesz, że mogę to sama zrobić?
— Wybacz, zapominam, że jesteś już dorosła.
Jorie puściła jej oczko, a Sarah zaśmiała się wesoło. Poprawiła ramiączka od swojego plecaka i pochyliła się nad stołem, by wziąć jednego placka do ręki, a następnie zaczęła go jeść. Hart nalała dziewczynce trochę soku pomarańczowego i podsunęła jej pod nos, a wtedy obie zaczęły do siebie szeptać, co chwilę chichocząc pod nosem. Joel obserwował całą scenę bez słowa, zastanawiając się nad tym, czy może jednak się nie mylił. Nie było na tym świecie nikogo, kto tak dobrze opiekował się i znał Sarah tak jak Marjorie. Czasami nawet wydawało mu się, że to Hart zna jego córkę o wiele lepiej, niż on sam.
Brunet spojrzał na ścienny zegarek i zaklął głośno.
— Sarah bierz swoje zadanie i odwiozę cię do szkoły, zanim obydwoje się spóźnimy.
— Tak właściwie, to czy Jorie może mnie dzisiaj odwieźć? — Zapytała dziewczynka, unosząc głowę na swojego ojca. Joel zmarszczył brwi, chociaż nie było to nowością, by to kobieta odwoziła Sarah do szkoły. Nie robiłaby tego po raz pierwszy.
— Widzę, jak się stęskniłaś za ojcem.
— Och, mogę z tobą jechać, ale wątpię, byś chciał słuchać o typowo dziewczęcych problemach. Poza tym nie zrozumiesz mnie tak jak zrobi to Jorie.
Joel westchnął ciężko, a później machnął ręką.
— Obie jesteście siebie warte — powiedział, a Jorie i Sarah zachichotały wesoło. Później zwrócił się bezpośrednio do kobiety. — Ty miałaś dzisiaj odpoczywać, ale jak zawsze jesteś uparta.
— Nie masz czym się przejmować, w końcu jestem wyjątkowo młoda — stwierdziła z ironią, niemal wypominając to, co sam jej powiedział. — Kiddo, śmigaj na górę. Poczekam na ciebie w samochodzie.
DROGA DO SZKOŁY SARAH BYŁA PRZYJEMNA. Z radia leciały najnowsze hity, a obie dziewczyny wygłupiały się i śpiewały teksty piosenek, chociaż nie zawsze zgodny z tym, co faktycznie można było usłyszeć. Marjorie wystukiwała rytm paznokciami o kierownicę, a Sarah wyciągnęła rękę przez szybę i z uśmiechem obserwowała mijające ulice.
Gdy zatrzymały się na czerwonym świetle, dziewczynka odwróciła głowę w stronę szatynki.
— Jorie? Mogę zadać ci pytanie?
— Jasne — spojrzała na nią przelotnie. — Czy ma to do czynienia z jakimś chłopcem, który ci się spodobał? Jeśli tak, to twój ojciec będzie ostatnią osobą, która się o tym dowie.
— Nie, chłopaki są do bani — dziewczynka skrzywiła się, co sprawiło, że Jorie zaśmiała się wesoło. — Zastanawiałam się tylko, czy między tobą a tatą coś się wczoraj wydarzyło?
Marjorie była zaskoczona niespodziewanym pytaniem. Uśmiech zszedł z jej twarzy, gdy przypomniała sobie całą sytuację. Ciągle tak naprawdę niczego nie wiedziała, a rozmowa z Joelem sprawiła, że miała więcej wątpliwości, niż wcześniej. Stuknęła nerwowo palcem o kontrolkę w samochodzie i dopiero wtedy odważyła się spojrzeć na nastolatkę.
— Nic się nie wydarzyło, Sarah. Twój tata jak zawsze odwiózł mnie do domu po pracy. Wiesz, że nie lubi, jak wracam sama późnym wieczorem.
Sarah skinęła głową. Przez chwilę nic nie mówiła i Jorie myślała, że temat został zamknięty. Do czasu, aż światło zmieniło się na zielone, a dziewczynka odezwała się ponownie.
— Uprawialiście wczoraj seks?
Jorie prawie zakrztusiła się powietrzem.
— SARAH! — Zawołała z jednoczesnym oburzeniem i rozbawieniem. — Nie możesz się mnie pytać o takie rzeczy, bo jesteś na to zdecydowanie za młoda.
— Nie jestem małym dzieckiem. Wiem, co to seks. Znamy się, więc uznałam, że... Chodzi po prostu o to, że lubicie się z tatą, tak? To jest oczywiste dla wszystkich.
— O mój boże. Czy ty z kimś rozmawiałaś o mojej przyjaźni z twoim ojcem?
— Z kilkoma osobami — wyznała bez obaw, a Jorie spojrzała na nią z szeroko otwartymi oczami i ustami. — Z wujkiem Tommym i twoją mamą. Wszyscy uważamy, że pasowalibyście do siebie.
— Sar...
— Wiem, wiem. Nie powinnam się w to wtrącać. Jednak jeśli tata miałby się z kimś związać, to chciałabym, żebyś to była ty. Praktycznie mnie wychowałaś i zawsze mogę na ciebie liczyć. Gdybyś była moją macochą, to byłabym najszczęśliwsza na świecie.
Marjorie zamrugała powiekami, by powstrzymać napływające do oczu łzy. Wyznanie Sarah sprawiło, że coś ścisnęło ją w sercu i jedyne, na co miała ochotę, to objąć nastolatkę i wyściskać za wsze czasy. Kochała ją wyjątkowo mocno i wiele znaczyły dla niej te słowa.
— Jesteś cholernie dobrym dzieciakiem, wiesz o tym?
— Oczywiście — wypięła dumnie pierś do przodu. — Słyszałam waszą rozmowę, dlatego o to zapytałam. I uważam, że tata jest głupkiem, a już zwłaszcza, gdy mówi, że chodzi o mnie.
— Nie, Sarah — kobieta pokręciła głową. — Twój ojciec nie jest głupi. Jego najważniejszym priorytetem jesteś ty, dlatego myśli, że jeśli z kimś się zwiąże, to zamąci ci to w głowie.
— To beznadziejnie pokręcone.
Hart westchnęła cicho. Po części zgadzała się ze słowami dziewczynki, ale również zaczynało do niej dochodzić, dlaczego Joel mógł mieć tyle obaw. Nie zmieniało to tego, że w jakiś sposób cierpiała i miała złamane serce, tak potrafiła to zrozumieć. W jednej chwili zaczęła mieć wyrzuty sumienia, bo może niepotrzebnie w ogóle poruszała ten temat.
— Tak niestety wygląda dorosłe życie.
— W takim wypadku nigdy nie chcę dorosnąć.
Jorie zaśmiała się wesoło.
— Przypomnę ci o tym za rok lub dwa, gdy będziesz miała dość tego, że ciągle musisz pytać się o zgodę swojego ojca.
— Nie ma na to żadnych szans — Sarah zaprzeczyła całkowicie przekonana. — Poza tym prędzej to ja sama podejmę za niego decyzję.
Kilka minut później zajechały pod szkołę. Marjorie zgasiła samochód i obserwowała, jak Sarah odpinała pasy, a następnie zbierała swoje rzeczy. Dziewczynka rzuciła krótkie pożegnanie i naciskała na drzwiczki, by je otworzyć, gdy zatrzymał ją głos kobiety.
— Sarah? — Nastolatka spojrzała na kobietę z ciekawością. — Chcę, żebyś wiedziała, że niezależnie od tego, co łączy mnie z twoim tatą, tak zawsze możesz na mnie polegać. Kocham cię kiddo i to byłby dla mnie największy honor, jeśli któregoś dnia mogłabym być twoją macochą.
Sarah uśmiechnęła się szeroko, a później porzuciła wyjście z samochodu. Odwróciła się do Jorie i zarzuciła ręce na jej szyję. Hart objęła ją w pasie i odwzajemniła jej uścisk. Nie mogła wiedzieć, że w tym samym czasie Sarah już obmyślała plan, co zrobić, by jej ojciec i ukochana sąsiadka w końcu się zeszli i byli razem.
⸻ ✯ ✽ ✯ ⸻
A/N:
ktoś chyba ma tutaj obsesje,
nie, to wcale nie ja, w ogóle!
ale jezzz kocham Marjorie i nie mogę się doczekać,
aż poznacie całą jej historię
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top