I'm so sorry || P.Gasly × G.Russell
-Musimy pogadać. - usłyszałem za sobą głos Ocona. Zaczyna się.
-No? - spytałem odwracając się w jego stronę. - Śpieszy mi się, więc się streszczaj.
-Nie podoba mi się twoje zachowanie w stosunku do mnie. - powiedział, a ja o mało co nie wybuchnąłem śmiechem.
-Przez ciebie cały czas znajduje się poniżej punktowanej stawki. Jeździsz jakbyś chciał, a nie mógł. - podniosłem swój głos i zacząłem kierować się w stronę wyjścia. - Pierdole z tobą taką współpracę. - prychnąłem i wyszedłem z pomieszczenia trzaskając drzwiami.
Po chwili znalazłem się w pokoju gdzie siedział Max i George.
Usiadłem obok anglika, wziąłem pełną szklankę jakiegoś napoju i zacząłem stukać w nią łyżką co nie obyło się bez karcących wzroków Russella.
-Wszystko okej? - spytał Verstappen widząc moje poddenerwowanie.
-Uniosłem się na Estebana. - powiedziałem spoglądając na niego. - Należało mu się, prawda?
-Jesteś głupi. - stwierdził najmłodszy z nas i pokręcił głową.
-Weź się zamknij. - syknąłem zirytowany.
-Nie, nie należało mu się. - Max odpowiedział na moje pytanie po chwili ciszy. - Nie możesz obwiniać go za strategię waszego zespołu. - powiedział spokojnie.
-No zgadzam się z tym w stu procentach. - wybity z rytmu George spojrzał na nas. - A o czym my rozmawiamy? - westchnęłam na jego pytanie.
-Nie ważne. - machnął ręką Verstappen. - A wiecie, że... - nie dokończył, bo do salonu wpadł Lando. Jeszcze tego tu brakowało.
-Dziś impreza z okazji zakończenia sezonu. Dwudziesta tam gdzie zawsze. - powiedział i wybiegł z pokoju.
-Wiemy, bo Carlos nam powiedział! - krzyknął Max.
Westchnąłem głośno wiedząc, że to będzie ciężka noc.
***
Rozpiąłem guzik swojej białej koszuli i upiłem łyka drinka.
Usadziłem się na kanapie po czym skrzyżowałem nogi w kostkach.
Przymknąłem oczy i odchyliłem głowę do tyłu.
Przez moje ciało przeszła fala zimna, a na swojej szyji poczułem czyiś oddech.
Westchnąłem cicho myśląc, że to jakaś fanka dopóki nie usłyszałem dobrze znanego mi głosu.
-Chce do domu. - mruknął mi do ucha George
-Co? - spytałem zaskoczony. - Nachlałeś się czy coś?
-Nie dobrze się tu czuje... - szepnął, a ja odrazu się na niego spojrzałem.
-Zabrać cię do hotelu? - mój głos brzmiał bardzo łagodnie. Russell przytaknął tylko głową na tak.
Już po dwudziestu minutach znajdowaliśmy się w moim pokoju.
Gdy zamknąłem za nami drzwi odrazu przede mną pojawił się anglik.
Jego ramiona powoli i delikatnie owinęły się wokół moich bioder, a usta zbliżyły się do mojej szyji.
Poczułem jak ciarki przechodzą przez całe moje ciało.
-Co ty robisz? - spytałem zdezorientowany.
-Ja? Ja się tylko cieszę chwilą. - ochrypiały głos George'a spowodował motylki w moim brzuchu. To jest popierdolone.
W mojej głowie pojawiało się wiele myśli, ale odrazu je odrzuciłem.
Ja się tylko cieszę chwilą.
Po chwili znaleźliśmy się na łóżku.
Usiadłem na nim okrakiem i powoli zdjąłem z niego koszulkę, a on złączył nasze usta w długim pocałunku.
***
Z mojego zamyślenia wyrwał mnie dzwonek do drzwi.
Nie chętnie wstałem z kanapy i podszedłem do nich po czym je otworzyłem.
-Wszystkiego najlepszego! - przed nimi stanął Yuki, który w ręku trzymał pudełko z tortem, a w drugiej torbę prezentową.
-Nie powiedziałeś, że dziś przyjdziesz. - powiedziałem obejmując go ramionami. - Wchodź. - wpuściłem go do środka.
Tsunoda zdjął buty i kurtkę po czym usiadł przy stole w salonie.
Na stół położyłem butelkę wina oraz dwa kieliszki.
Gdy już chciałem usiąść przerwał mi głos anglika.
-Mam nadzieję, że masz jeszcze osiemnaście kieliszków. - spojrzałem z niedowierzaniem na George'a i resztę kolegów z toru.
-Co wy wszyscy tu robicie? - zapytałem zszokowany. - Myślałem, że zapomnieliście o moich urodzinach.
-Kto by zapomniał o twoich urodzinach. - Lewis podszedł do mnie i niepewnie mnie przytulił. - To jak z tymi kieliszkami?
-Już załatwiłem. - powiedział wbiegając do salonu zdyszany Esteban. - Czy wy kurwa wiecie jak ciężko tu załatwić jakieś kieliszki? - w jego głosie było słychać nutkę zirytowania na co reszta się zaśmiała.
Po chwili zdmuchnąłem świeczki i rozlał się alkohol po kieliszkach.
Za dj robił Lando, ale to nikogo nie zdziwiło, obok niego stał Daniel i Carlos. Charles był pochłonięty rozmową z Maxem.
Esteban, Lewis, Oscar, Nico oraz Kevin tańczyli na środku salonu.
Logan, Alex, Sergio, Fernando, Yuki, Zhou, Bottas, Lance siedzieli przy stole i zajadli się przekąskami.
Natomiast ja oraz George wylądowaliśmy na balkonie.
-Możemy pogadać? - zapytał opierając się o barierki.
-Myśle, że to nie jest odpowiedni moment. Nie chcę psuć sobie imprezy ani tobie. - odpowiedziałem zaciągając się papierosem. - Proszę cię, pogadajmy o tym kiedy indziej.
-Minęły dwa miesiące od naszego ostatniego spotkania. - zignorował moją prośbę. - Nie napisałeś do mnie ani nie zadzwoniłeś. - powiedział z bólem w głosie.
-To chyba logiczne, że nie chciałem. - powiedziałem bez emocji. - Sory, ale ja nie wziąłem tego na poważnie. - wrzuciłem papierosa do popielniczki.
W jego oczach zaczęły gromadzić się łzy, a ja poczułem cholerne wyrzuty sumienia.
Położyłem dłoń na policzku młodszego i wytarłem kciukiem pojedynczą łzę.
-Przepraszam. - szepnąłem. - Poniosło mnie. - dodałem trochę głośniej.
-Chce zostać sam. - mruknął pod nosem. Odsunąłem się od niego i schowałem ręce do kieszeni.
-Jak chcesz. - wzruszyłem ramionami po czym opuściłem balkon.
W salonie zrobiła sie napięta atmosfera.
Charles zauważył, że pomiędzy mną a George'm coś się wydarzyło, bo odrazu po moim powrocie podbiegł do mnie i zaczął zadawać milion pytań.
-Zjebałem. - otworzyłem butelkę wina, chciałem nalać sobie je do kieliszka, ale Leclerc wyrwał mi ją. - Co ty robisz? - uniósłem się próbując odebrać mu alkohol.
-Co wam jest kurwa ostatnio?! - krzyknął. - Russell ciągle płacze, a ty jedynie co robisz to pijesz!
Na szczęście przez głośną muzykę nie było słychać naszej wymiany zdań, ale szarpanina została zauważona przez Estebana po odrazu do nas podszedł.
-Czy wy zwariowaliście? - zapytał się trochę ciszej Ocon.
-Ten zjeb. - wskazał na mnie palcem monakijczyk. - Myśli, że swoje problemy rozwiąże dzięki alkoholowi.
-To kłamstwo! - zaprzeczyłem. - Ja chce się wyluzować po nie przyjemniej rozmowie z George'm. - dodałem już trochę spokojniejszym tonem.
O wilku mowa.
Po chwili do kuchni wszedł anglik, a za nim ten drugi tylko, że starszy.
Duet mercedesa we własnej osobie.
-A co to za zbiorowisko? - spytał Piastri. Po chwili Logan zawiesił się mu na szyji przez co ten o mało co nie upadł.
-Właśnie też się zastanawiam. - głos pijanego Sargeanta było już słychać w całym mieszkaniu, bo Lando wyłączył muzykę.
Mój wzrok wylądował na Lewisie, który obejmował Russella.
Po chwili spojrzałem na Charlesa i poczułem jak kręci mi się w głowie.
-Bawmy się dalej! - krzyknąłem jak najbardziej entuzjastycznie po czym zaciągnąłem Estebana na mini parkiet. - No idziecie? - spytałem machając ręką w kierunku reszty stojącej w kuchni.
Impreza dopiero zaczęła się rozkręcać.
***
-Pierre? - usłyszałem głos za sobą. Podniosłem głowę z nad sedesu i skierowałem ją w stronę osoby stojącej za mną. - Wszystko okej?
-Już tak. - odpowiedziałem po czym zacząłem powoli wstawać.
Wytarłem buzię ręcznikiem papierowym i oparłem się o ścianę.
Z głośników zaczęła lecieć piosenka ,,We Found Love".
Zaśmiałem się, a mój wzrok powędrował na George'a.
-Pocałuj mnie. - szepnąłem cicho. - Błagam.
-Przemyślałem twoje wcześniejsze przeprosiny i... - zawachał się nad odpowiedzią
-I?
-I wybczam Ci. - powoli zaczął się zbliżać do mnie. - Kocham Cię.
-Ja... ja chyba ciebie też. - powiedziałem odwracając od niego wzrok.
Nasze usta złączyły się po chwili w długim i namiętnym pocałunku.
Jego palce wplątały się w moje włosy.
-A co się tu kurwa dzieje? - spytał zdziwiony Fernando wbijając nam do łazienki. - Będą bobasy! - krzyknął szczęśliwy.
-Boże dziadku... tobie już star... - chciał dokończyć Stroll zabierając go z łazienki, ale spojrzał na nas i stanął w miejscu. - O kurwa... Dziadziu miałeś rację! Bedą bobasy! Bottas szykuj aparat!
Cyrk na kółkach z tymi debilami.
Najlepszymi debilami bez, których nie wyobrażam sobie już życia.
-Zawsz wiedziałem, że coś między wami jest. - po chwili pojawił się obok nas Albon.
-Jak te dzieci szybko dojrzewają! - usłyszałem głos Checo.
-Debile dajcie nam się całować! - krzyknął Russell, a ja się głośno zaśmiałem
I jak ich tu nie kochać?
___________________________________
1345 słów.
No właśnie? Jak ich tu nie kochać?
Dziś skończył się sezon F1, ale wróciły mi chęci na pisanie one shotów.
Narazie macie ten jeden ode mnie w prezencie na zakończony sezon F1.
Najdłuższy i najszybciej napisany one shot.
Mam dylemat nad wybraniem następnej pary do specjalnego one shota właśnie na zakończenie sezonu.
Sergio x Lewis czy Daniel x Max.
Co byście chętniej przeczytali?
A i ogólnie przepraszam za to, że nie kończę zamówień, ale obiecuję, że niedługo do nich wróce! <3
Przepraszam też za błędy (wiem, że omijam przecinki) Kiedyś to poprawie!
Maja❤️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top