[Bakugou Katsuki]
Leniwym i zaspanym wzrokiem spojrzał na niewielki budzik, który dzwonił tuż obok jego głowy. Z głośnym westchnięciem wcisnął mały guzikczek i drażniąca melodia ucichła. Jeszcze na kilka sekund wtulił twarz w poduszkę, aby chwilkę później już przeciągać się, siedząc na łóżku. Ziewnął, rozciągnął się i na boso powędrował do łazienki. Oparł się na umywalce, a następnie rzucił sobie niechętne spojrzenie; wyglądał dziś jakoś bladziej. A przynajmniej takie odniósł wrażenie. Wyglądał dość przyjaźnie; brak nienawistnego spojrzenia i wiecznego grymasu złości. Tylko włosy pozostały bez zmian; nadal każdy kosmyk odstawał w inną stronę.
Przemył twarz zimną wodą, która nieco go obudziła. Szybko umył zęby - tym razem bez zbędnych krzyków - i zszedł na śniadanie. Jego matka ze zdziwieniem obserwowała każdy ruch syna; był za cichy. Zazwyczaj o tej godzinie w ich domu rozbrzmiewały już wrzaski, więc taki spokój był niepokojący.
- Katsuki, coś się stało? - Zapytała. Była pewna, że blondyn za chwilę rzuci jej jakąś kąśliwą odpowiedź.
- Nie. - I to było wszystko. Stanowcze nie.
Chłopak jeszcze chwilę pogrzebał w misce i odszedł od stołu ostatecznie nawet nie ruszając zawartości naczynia. Musiał się jeszcze ubrać i był gotów do wyjścia.
Czy coś się stało - pytanie kobiety rozbrzmiewało w jego głowie, gdy zapinał koszulę. Jej by tego nie powiedział, ale czuł, że coś jest nie tak i, że to nie będzie jego dzień. Ale wystarczy przetrwać tylko te kilka godzin. I tutaj pojawiał się pierwszy problem, ponieważ Bakugou jest bardzo wyczulony na ludzką głupotę, która działała na niego niczym płachta na byka. No i jeszcze Deku; na samą myśl o zielonowłosym czuł jak go coś w środku skręca z wściekłości. Nikt nie wiedział czym biedny chłopak tak znalazł za skórę Katsukiemu; prawdopodobnie on sam nie wiedział. Midoriya po prostu działał mu na nerwy, to wszystko, nie potrzebował innych wyjaśnień.
Wsadził słuchawki do uszu i wyszedł z domu w rytm piosenki, która właśnie leciała. Ten dzień tak właściwie nie różnił się niczym innym od tego poprzedniego; pogoda ta sama, ludzie ci sami, ta sama trasa, ta sama szkoła... Ale uczucie, że coś się zmieniło nie odstępowało nastolatka na krok, co powoli zaczynało go niemiłosiernie denerwować.
✴️✴️✴️
Tylko spokój, tylko spokój mógł go uratować. Jego i wszystkich wokół. Choć tak właściwie teraz nikt nie musiał się obawiać tego, że zostanie wysadzony w powietrze. Jednak zdziwienie malowało się z wyraźnym przerażeniem na twarzy wszystkich, a sam blondyn stał, lekko schylony, ciężko oddychając i wpatrywał się w swoje dłonie próbując wykrzesać choćby iskrę, ale nic z tego. Zupełnie tak, jakby jego ciało nie chciało współpracować z umysłem. Już wiedział co się zmieniło, wszyscy z klasy już wiedzieli. Jego Quirk dosłownie wyparowało. Nie został po nim nawet ślad. I to na pewno nie był głupi żart ze strony pana Aizawy.
Jego rówieśnicy odsunęli się na kilka metrów od niego obserwowali jego poczynania. Jakby był zwierzęciem w klatce. Tymczasem Bakugou czuł, że traci grunt pod nogami. W głowie obijało mu się setki myśli i wizji, a każda z nich gorsza od drugiej. Widział siebie, jak inni go wyśmiewają, jak traci to, do czego tak ciężko dążył, jak wydalają go z Yuuei. "Nie ma tu miejsca dla takich bezużytecznych śmieci" - te słowa usłyszał w swojej głowie. Kurwa, kurwa, kurwa! - Był w zbyt dużym szoku, aby to wykrzyczeć, choć bardzo by chciał. - To koszmar. To tylko pieprzony koszmar. - Powtarzał sobie.
- Kacchan...? - Ten głos, tylko nie ty - błagał w myślach. - Ka-
- Zamknij się! - Ryknął. - Zamknij się kurwa i nie waż się odezwać do mnie choćby słowem! - Izuku miał wrażenie, że jego dawny przyjaciel z dzieciństwa krzyczy na niego głośniej niż zazwyczaj. - Nie patrz tak na mnie do cholery! Nie potrzebuję twojego współczucia!
Gniewne, nie, zrozpaczone spojrzenie chłopaka sprawiło, że Deku zaczął powoli się cofać. Chciał mu tylko pomóc; przecież on doskonale wie jak to jest być tym bez daru.
- No dalej! Śmiej się! - Krzyknął. - Wiem, że chcesz! No dawaj kurwa! Z darem czy bez i tak jestem od ciebie lepszy! - Zielonowłosy wiedział, że Katsuki całkiem stracił panowanie nad sobą i, że najlepszą opcją byłoby nie odpowiadać na takie zaczepki. Mimo to nie mógł się powstrzymać.
- Kacchan, to wcale nie tak ja tylko chciałem-
- Gówno mnie obchodzi czego chciałeś!
- Kacchan, posłuchaj mnie choć raz - poprosił. - Chcę ci pomóc, bo doskonale wiem jak się teraz czujesz.
- Akurat. - Warknął. - Ty nie straciłeś Daru. Ty się bez niego urodziłeś. - Nie wiedzieć czemu to zabolało Izuku, bardziej niż cokolwiek innego do tej pory.
- Koniec tej dziecinady. - Wtrącił wychowawca swym znudzonym tonem. - Pójdziemy do Recovery Girl - zarządził, posyłając blondynowi zaspane spojrzenie, które jednocześnie mówiło, że ma być posłuszny.
Tak bardzo chciał coś powiedzieć. Jemu, Deku i całej reszcie, ale palący wzrok Aizawy kategorycznie mu tego zabraniał. Więc jedynie prychnął i z rękoma w kieszeniach ruszył za nauczycielem. Próbował zachować zewnętrzny spokój, ale tak naprawdę chciał stąd uciec. Tak. Było mu wstyd, a jak wszyscy wiedzą, wstyd jest w stanie stłamsić każdego, nawet takiego wyszczekanego władcę eksplozji jak on.
- Znów się poobijał? - Z wnętrza gabinetu doszedł ich głos starszej kobiety. - O, co się stało? - Spytała, gdy zamiast znajomej, zielonej czupryny, dostrzegła chłopaka, który nawet teraz był niczym niebezpieczna mieszanka wybuchowa.
- Jego Dar zniknął - oznajmił mężczyzna.
- Zniknął? - Zmierzyła go wzrokiem.
- Nie wymazałem go. On po prostu wyparował - wytłumaczył znudzonym tonem głosu.
- Quirk nie może sobie od tak zniknąć. Jeszcze nikt nie zarejestrował takiego przypadku - ze strony nastolatka dobiegło ją jedynie ciche "tch". - Nie prychaj mi tu chłopcze. - Pogroziła mu palcem. - Wiem coś za jeden. Niewdzięcznik. - Na twarzy blondyna malowało się coraz to większe zdziwienie, które po chwili zostało zastąpione przez grymas złości. - Ja nic z tym nie mogę zrobić - oznajmiła; czuł się tak, jakby ktoś właśnie wbił mu nóż w plecy. - Narazie dam ci zwolnienie, pójdziesz do domu, a jutro zobaczymy co da się zrobić.
- Żartujesz sobie ze mn-
- Być może twój Dar poszedł zrobić sobie wolne bo miał dość takiego niewdzięcznego bachora. To karma. - Już miał jej odpyskować, ale ta mu znów przerwała. - Pomyśl nad tym - mimo wszystkich niemiłych słów uśmiechnęła się do niego, gdy wręczała mu papierek. Wyrwał jej go z rąk i opuścił gabinet trzaskając drzwiami.
Głupia, stara baba. Co ona się tam zna. - Powtarzał sobie. Musiał jak najszybciej wrócić do domu i pojechać do jakiegoś lekarza. Pytanie tylko jak zareagują jego rodzice. Pierwsza myśl: wyprą się mnie.
Karma. Tch. Nikomu krzywdy nie zrobiłem. - Coraz mocniej zaciskał dłoń na pasku od torby. Szedł szybko, prawie biegł. Brakowało mu eksplozji, które z pewnością pomogłoby mu się uspokoić. Mimo wszystko wciąż miał nadzieję, że to tylko głupi koszmar.
Do domu wpadł jak burza, prawie wyważając drzwi mocnym kopnięciem. Był wściekły i nie potrafił tego powstrzymać, ani nad tym zapanować.
- Katsuki! - Krzyknęła jego matka. - Co ja mówiłam o kopaniu drzwi!? Słuchaj mnie jak do ciebie mówię! - Już bez słowa minął ją i zamknął się w swoim pokoju.
Powiedzieć, czy nie? - Zastanawiał. Odpowiedź była prosta: musi im powiedzieć. Przecież coś trzeba z tym zrobić. Nie mogę tak skończyć - padł na łóżko. - Nie mogę być jak ten cholerny Deku.
I wtedy coś mu zaświtało: to wszystko jego wina - stwierdził.
Tępym wzrokiem wpatrywał się w sufit, próbując wszystko sobie poukładać. Nie. To moja wina. Sam jestem sobie winien - nie rozumiał dlaczego nagle poczuł się tak okropnie.
Szydził z niego od dziecka. To przecież nie było nic takiego. To jego wina, że mnie wkurza. - Prychnął pod nosem. - To wszystko jego wina. Bo jest nieudacznikiem.
Cholernym nieudacznikiem. Dlaczego miałbym mu współczuć? Jestem przecież od niego dużo lepszy - na jego ustach zamajaczył uśmiech wyższości. - Przewyszam go w każdy możliwy sposób.
A co jeśli nie? - Nie wiedział skąd to zawahanie. Ale jakiś głos, ukryty gdzieś na tyłach umysłu najwidoczniej domagał się tego, aby móc wreszcie dać o sobie znać. - Co jeśli nawet nie dorastasz mu do pięt? Teraz to ty jesteś dzieciakiem bez Daru. - Własne sumienie z niego kpiło.
Bakugou jedynie mocniej zaciskał pięści, cierpliwie wysłuchując owych "zarzutów". Były one jak najbardziej na miejscu i jak najbardziej prawdziwe. Jednak duma chłopaka nie chciała ich do siebie dopuścić. Przecież to nie jego wina, że Midoriya jest taki do niczego.
Cały czas go poniżałeś. Może to czas aby on ci się odwdzięczył? - Próbował oszukać sam siebie, że tak naprawdę wcale nie rozumie o co chodzi. Ale wiedział i to doskonale, w końcu był inteligentnym chłopakiem. Tylko trochę nieokrzesanym, wybuchowym, upartym i krzykliwym. - To jest czas abyś poczuł się tak jak on czuł się przez tyle lat.
- Zamknij się w końcu. - Warknął. - Wiem co zrobiłem źle. - Zaskoczyło go, że to powiedział. - I tak nie będę go przepraszał. - Oznajmił.
- Katsuki z kim ty tam rozmawiasz!? - Dobiegł go krzyk matki. No tak, miał jej przecież powiedzieć. Niechętnie zwlókł się z łóżka i z walącym sercem udał się do kuchni; bał się jej reakcji.
- Mamo - nie pamiętał kiedy ostatnio się tak do niej zwrócił - chyba straciłem moje Quirk - oznajmił patrząc kobiecie prosto w oczy. Myślał, że przyjdzie mu to jakoś łatwiej, a tymczasem czuł, że po policzkach spływają mu łzy. Jego rodzicielka natychmiast zamknęła go w szczelnym uścisku. Minęło trochę czasu od kiedy ostatni raz trzymała go w ramionach. Niemniej jednak nie chciała aby doszło do tego w tak smutnych okolicznościach. - Co mam teraz zrobić? - Zapytał.
- Coś wymyślimy - pogłaskała go po włosach. - Niczym się nie martw - powiedziała drżącym głosem. Może i między nimi często dochodziło do kłótni, ale to nie jest istotne. Wciąż są - i będą - rodziną, nawet jeśli ciężko im wyrażać swoje emocje. Te pozytywne.
✴️✴️✴️
Następnego dnia wszystko w magiczny sposób wróciło do normy. Zupełnie tak, jakby poprzedniego dnia w ogóle nie było. Ulga jaką poczuł była nie do opisania. Jednak nic nie poszło na marne i jeszcze ma szansę zostać bohaterem numer jeden.
Karma, co? - Zatrzymał się przed wejściem do szkoły. - Przeklęta starucha - uśmiechnął się delikatnie pod nosem, wchodząc przez bramę. Wczoraj wszystko sobie dokładnie przemyślał. Od początku do końca i doszedł do wniosku, że rzeczywiście był okrutny względem nie tylko swojego dawnego przyjaciela z dzieciństwa, ale także względem innych. Ale nadal nie mógł uwierzyć, że to przez to nie mógł aktywować swojego Quirk.
- Oi, Deku. - Zawołał. Izuku na dźwięk głosu blondyna stanął jak wryty obawiając się, że ten zaraz znów na niego naskoczy. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. Chłopak jedynie zmierzył Midoriyę wzrokiem, a następnie wyminął go bez słowa.
Zielonowłosy powędrował wzrokiem za dawnym przyjacielem i leciutko uśmiechnął się pod nosem. Dziś spojrzał na niego inaczej, bez odrazy i nienawiści. Dziś Katsuki spojrzał na niego jak na kogoś równego sobie. Przynajmniej takie odniósł wrażenie.
- Ne, Kacchan! - Zawołał. - Zaczekaj na mnie! - Podbiegł do niego i razem z nim wszedł do budynku.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top