3.

            Odkąd po raz pierwszy przekroczyłam próg szkoły i dojrzałam Cię całkiem przypadkiem przy męskiej toalecie, przestałam lubić dzwonki kończące lekcje.

           Stawiam niepewne, nieśmiałe kroki pokonując powoli szkolny parking. Zewsząd dochodzą radosne głosy i śmiechy. Piątkowy, ostatni dzwonek zawsze był tym, co uczniowie kochali najbardziej.

         Ale nie ja. Weekendy zazwyczaj spędzam na wyczekiwaniu. Na niecierpliwym wpatrywaniu się w zegarek. Chyba jako jedyna na świecie, tak zachłannie pragnę, by nareszcie nadszedł poniedziałek.

        Przesuwając stopy po rozgrzanym chodniku, czuję jego ciepło przez grube podeszwy trampek. Właśnie tak wygląda normalny dzień w Los Angeles. Przekleństwo tych okolic. Nagle zwalniam kroku. Słyszę Twój głos. Radosny dźwięk, który przyprawia mnie o dreszcze.

         Uśmiecham się delikatnie i odwracam głowę. Stoisz przy swoim aucie. Rozmawiasz z przyjaciółmi. Obejmujesz szczelnie jej biodra. Co chwilę układasz usta na jej policzku, na jej szyi, na jej skroni.

         Nigdy nie byłeś mój. Nigdy nie będziesz mój. Ale to wcale nie przeszkadza memu sercu na powolne kurczenie się. To wcale nie przeszkadza moim łzom na powolne zbieranie się w oczach.

       Odwracam szybko głowę i odchodzę.

       Na zawsze twoja.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top