Wstęp

- Więzień 3-3-6 stań twarzą do ściany. - odezwał się niemiły głos jednego ze strażników, który właśnie wchodził do mojej celi.

Zaprzestałam bawienie się moim nieśmiertelnikiem i otworzyłam jedno oko. Uniosłam brwi, widząc pana Millera i strażnika Brown'a, który nigdy mnie nie lubił.

Westchnęłam krótko i zwlekłam się z łóżka. Nie chciało mi się tym razem robić mu awantury, więc stanęłam w wyznaczonym miejscu. Chyba mam dzień dobroci dla zwierząt.

- Co znowu? - zapytałam - Kolejne zajęcia u Pike'a? - prychnęłam.

- Wystaw prawe ramię. - odezwał się znowu Brown.

- Po co? - zapytałam marszcząc brwi i odwracając się do nich przodem.

- Więzień 3-3-6 odwróć się z powrotem do ściany i wystaw prawe ramię. - syknął.

Drugi strażnik, David Miller, bliski przyjaciel mojego ojca, którego bez problemu mogę nazywać wujkiem, postawił na moim łóżku jakąś dużą skrzynkę. Chwilę później moim oczom ukazały się dziwne metalowe bransolety. Oblał mnie zimny pot.

- N-nie możecie tego zrobić. - powiedziałam patrząc z paniką na Millera. - Nie skończyłam jeszcze osiemnastu lat! - guzik prawda, ale ciiii.

- Terra! - krzyknął znajomy głos. Przeniosłam wzrok na tatę, który właśnie wszedł do mojej celi. - Panie Brown - zwrócił się do niższego stopniem strażnika. - proszę wyjść.

- A-ale sir... - zaczął.

- To rozkaz. - spojrzał na niego srogo. Mężczyzna niechętnie zastosował się do poleceń i posyłając mi ostatnie wrogie spojrzenie, wyszedł z celi.

- Tato co się dzieje? Nic nie rozumiem. - mówiłam zdenerwowana. - Dowiedzieli się? Jak? Przecież nie mogli... I czemu dopiero teraz?

- Spokojnie słoneczko. Nic ci nie będzie. - powiedział podchodząc do mnie i przytulajac mnie mocno. -  Polecisz na Ziemię razem z setką. - wydusił z siebie.

- Cooo?! - oderwałam sie od niego - Dlaczego? - zapytałam, chociaż dobrze znałam odpowiedź, o czym nikt na szczęście nie wie. Chcą zyskać na czasie.

- Nie wiem, ale proszę, uważaj na siebie. - spojrzał mi z troską w oczy i zrobił miejsce Miller'owi, który podszedł do mnie z jedną z metalowych branzolet.

- Jak zawsze. - mruknęłam cicho - Co z Nate'em? - zapytałam Pana Millera.

- Też leci. - powiedział smutny i zatrzasnął biżuterię na moim nadgarstku.

- Ała! - krzyknęłam, kiedy poczułam jak kilka igieł nieprzyjemnie wbija mi się w skórę. Spojrzałam z wyrzutem na wujka, który posłał mi przepraszająco-smutne spojrzenie.

- Dlatego trzymajcie się razem. - zakończył mój tata. - A teraz chodź. - powiedział i złapał mnie za ramię po czym wyprowadził na korytarz.

Na zewnątrz zobaczyłam innych więźniów z loży, którzy tak samo jak ja byli wyprowadzani na zewnątrz oraz zaopatrzani w dziwne opaski. Wzrokiem szukałam Octavii, jednak nie gdzie nie mogłam jej znaleźć.

Zanim zdążyłam o coś zapytać poczułam ból w łopatce i nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Osunęłam się na ziemię, ale tata w porę mnie złapał.

- Co ty wyprawiasz?! - rozpoznałam wściekły głos mojego taty, który i tak słyszałam już jak przez mgłę.

- Każdego, kto stawia opór, mamy uśpić. - odpowiedział, o ile się nie mylę, Brown.

- Czy ona ci wygląda na stawiającą opór?! - wydarł się mój tata. Ostatni cichy szept, który usłyszałam, to było zdanie: - Obyśmy się jeszcze spotkali.

476 słów + notka. Wstęp za nami. Tak mnie jakoś natchnęło i postanowiłam napisać coś z Bellamym. Chcecie ciąg dalszy czy nie? Opowiadanie na podstawie serialu The 100, dialogi w większości takie same, ale na własne potrzeby mogą ulec lekko zmianie. Piękną okładkę wykonała _Alex_Rover_ za co bardzo ci dziękuję. Jeszcze gdzieś w najbliższym czasie zrobię karty ważniejszych postaci no bo mi się spodobało XD. No to jak?
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top