Rozdział 9

- Nie mów tak do niego - spojrzałam na niego zła. Murphy jednak mnie olał i odwrócił się do mnie plecami.

Uznałam rozmowę za zakończoną, więc podeszłam do Millera.

- Hej Nath. - przytuliłam go na powitanie.

- Część Terra. - zaśmiał się. - Dawno się nie widzieliśmy.

- Jak zwykle miałam kupę roboty - mrugnęłam do niego odrzucając włosy na bok z uśmiechem. Cały czas czułam na sobie uważny wzrok Bellamiego.

- Bellamy raczej nie pozwoliłby ci się przemęczać. - powiedział ze znaczącym uśmiechem na co uderzyłam go w ramię.

Widząc niezadowolenie i zniecierpliwienie na twarzy Blake'a, z westchnieniem pożegnałam się z przyjacielem i ruszyłam za Bellamym do jego namiotu. Usiadłam pod plandeką z cichym jękiem.

- Jejku zaraz się chyba ugotuję. - stwierdziłam cicho, zdejmując kurtkę.

- Tak właśnie czekałem, kiedy zdasz sobie sprawę z tego, że jest gorąco. - zaśmiał się Bell patrząc na mnie.

Jak tylko wstawiłam mu język, wszedł Murphy. Przywitaliśmy się złośliwymi uśmiechami i chłopcy zaczęli gadać coś na temat polowania, za to ja znudzona, z głową podpartą na dłoni, siedziałam po turecku i dłubałam patykiem w ziemi. W pewnym momencie do namiotu wparowała zła Octavia.

- Co zrobiłeś Atomowi?! - krzyknęła stając na przeciwko brata.

Wyrwana z zamyślenia spojrzałam na nich zdezorientowana. Bell dał znak Johnowi, że ma sobie pójść, więc ten bez zająkniecia wyszedł, zostawiając tylko naszą trójkę.

- Nic mu nie jest - wzruszył ramionami.

- Olał mnie - zaakcentowała O na co zmarszczyłam brwi.

- Może mu przeszło. - uśmiechnął się niewinnie.

- Nie odstraszaj od niej facetów. - odparłam stając obok niej i patrząc Bellamiemu w oczy. - Dziewczyna ma się prawo umawiać z kim chce, tak długo, puki nic jej chłopak nie zrobi. Zapewniam cię, że jeśli jednak tak się stanie, otrzyma wpierdol nawet ode mnie. - Powiedziałam w jej obronie. Octavia pokiwała głowa na znak, że się ze mną zgadza.

- Za sprzeciw się płaci. Zapłacił, więc jesteśmy kwita. - popatrzył na nas spokojnie.

- Ja też płacę. - powiedziała O. - Nie wtrącaj się w moje sprawy.

Chciała coś jeszcze dodać, ale przerwał nam głośny krzyk Jaspera. Popatrzyłyśmy na siebie z O i szybko wybiegłyśmy z namiotu, kierując się do wraku. Wpadłyśmy jak huragan na górę i rzuciłyśmy się w stronę rannego.

- Przestań ! - krzyknęła Octavia do Clarke. - Zabijesz go!

- Ona chce go ocalić. - spojrzał na nią Finn.

- Nie da rady - powiedział Bellamy wchodząc na górę. Spojrzałam na niego groźnie.

- Spadaj - powiedział Wells stając na przeciwko niego.

- Nie po to nieśliďmy go taki kawał, żeby dać mu umrzeć. - stwierdziła blondynka.

- Nie ma szans! Doprowadza ludzi do szału! - upierał się Blake.

- Przykro mi, że zakłóca spokój, ale już nie jesteśmy na Arce. Tu się liczy każde życie! - brnęła dalej młoda Griffin.

- Spójrz na niego. Już po nim. - zaakcentował Bell.

Pomiędzy nami zapadła cisza, którą przerwała Clarke, zwracając się do Octavi:

- Octavia, widziałam wielu chorych. Jeśli mówię, że jest nadzieja, to jest. - zapewniła ją.

- Tu nie chodzi o nadzieję, tylko o jaja. - przerwał jej znowu Bell - Nie umiesz dokonywać trudnych wyborów. Jeśli nie wydobrzeje do jutra, zabije go.

- Nawet się nie waż. - Spojrzałam na niego z mordem w oczach.

- Sory Terra, ale robię to w imię większego dobra. - przeniósł wzrok na Octavię. - Octavia, Terra idziemy - powiedział schodząc po schodach.

- Ja zostanę tutaj - powiedziała młodsza Blake.

- Ja jeszcze trochę też - Spojrzałam na niego zawiedziona. Bellamy nie odezwał się, tylko mocno zaciskając szczękę zszedł na dół.

- Żądny władzy zarozumiały palant. - stwierdził Monty. - Nikt go nie obchodzi. Bez urazy. - spojrzał na O i na mnie. Nic nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę. Bellamy taki nie jest. Co mu się stało?

- Bellamy to bydlak. - stwierdził Finn. Mimo wszystko zacisnęłam pięści. - Ale tym razem ma rację.

                     ××××××××××××

Wyszłam z kapsuły razem z Clarke. Ona usiadła na jakimś pniu obok lądownika, za to ja skierowałam się do Bellamiego stojącego z paroma innymi osobami przy obozowej bramie. Albo czegoś, co chwilowo miało pełnić jej rolę.

- Co robicie? - zapytałam. Starałam się, żeby mój głos nie zdradzał żadnych emocji. Nadal byłam na niego trochę zła za to, że chciał się pozbyć Jaspera.

- Idziemy na polowanie - powiedział patrząc na mnie z góry. Mimo, że było między nami tylko trochę więcej niż pół głowy różnicy, on i tak zawsze potrafił to wykorzystać.

- Świetnie. - mruknęłam. - Idę z wami. - powiedziałam i ruszyłam za chłopakami na przodzie, jednak Bellamy złapał mnie za ramię.

- Nigdzie nie idziesz - powiedział dobitnie.

- Bo jeszcze się Ciebie posłucham. - prychnęłam i wyrwałam się z jego uścisku po czym dogoniłam gości przede mną.

Po jakimś czasie znaleźliśmy dzika, nienaruszonego przez promieniowanie. Bellamy dał wszystkim znak, że on chce się nim zająć. W chwili, kiedy miał się zamachnąć, za nami rozległ się trzask i Bell zamiast w dzika, rzucił za siebie trafiając w drzewo tuż obok jakiejś małej dziewczynki. Szybko do niej podbiegłam.

- Wszystko w porządku? - zapytałam kucając na przeciwko niej.

Mała tylko pokiwała głową i spojrzała na mnie ze strachem. Przytuliłam ją mocno do siebie, co odwzajemniła. Za sobą słyszałam jak setkowicze biegają z krzykiem w kółko, więc domyślam się, że dzik zwiał. Nagle usłyszałam głos Bellamiego:

- Kim ty do cholery jesteś? - podszedł do nas. Wypuściłam dziewczynkę z uścisku i popatrzyła z mordem w oczach na Bella.

- Czy ciebie pogrzało?! - krzyknęłam na niego. - O mało jej nie trafiłeś, a Ciebie interesuje Cię kto taki przerwał twoje polowanie?! - położyłam ręce na biodrach i zła spojrzałam na niego, jednak ten miał wzrok utkwiony w dziewczynce.

- Jak masz na imię? - powtórzył ignorując mój wybuch. Chciałam znowu mu dogadać jednak przerwał mi głos dziewczynki.

- Charlotte - powiedziała stając obok mnie.

- Prawie Cię zabiłem - odparł Blake wyjmując broń z drzewa. - Dlaczego nie jesteś w obozie? - tym razem ja również spojrzałam na dziewczynkę, ponieważ teraz Bellamy miał trochę racji. Nie powinno jej tu być.

- Nie mogę słuchać jak on umiera. - powiedziała Charlotte na co wzięłam głęboki oddech, żeby nic nikomu nie zrobić.

- To nie jest miejsce dla małych dziewczynek. - stwierdził Atom pojawiając się obok nas.

- Nie jestem mała - powiedziała patrząc na niego groźnie. Tak jak Bellamy uniosłam wysoko brwi na jej odpowiedź.

- Niech będzie - powiedział Blake a ja otworzyłam buzię z niedowierzaniem. - ale musisz mieć broń. - stwierdził i dał znak Atomowi, który wyjął jakiś mały nożyk. Charlotte chwyciła go pewnie. - Zabiłaś co kiedyś? - spytał ją, na co ona pokręciła przecząco głową - Może będziesz w tym dobra. - uśmiechnął się do niej, a ja na prawdę miałam ochotę go trzasnąć. Dziewczynka uśmiechnęła się do mnie promiennie co sztucznie odwzajemniłam po czym pobiegła za Atomem. Jeszcze raz odwróciłam się do Bellamiego.

- Czy ciebie już do końca posrało?! - syknęłam, na co ten westchnął ciężko. - To jeszcze dziecko! A dzieciom się broni nie daje! Powinieneś to wiedzieć! - wyrzuciłam ręce w powietrze.

- Terra - załapał mnie za ramiona i popatrzył mi w oczy - chce jej pomóc. Musi nauczyć się walczyć, jeśli chce przeżyć. - powiedział - Wiesz o tym, że inaczej ona sobie sama nie poradzi.

- Ja po prostu nie chce, żeby za szybko dorosła. - wyrwałam mu się.

- Rozumiem. - odpowiedział łagodniejąc. - Ale wiesz że tak trzeba.

- Według Ciebie. - odparłam.

Nagle usłyszeliśmy krzyki innych setkowiczów, którzy razem z nami wybrali się na polowanie. Biegli w naszą stronę tak szybko, jak to było możliwe. Charlotte przebiegając obok nas krzyknęła:

- Uciekajcie!

- Co się dzieje? - krzyknęłam zdezorientowana.

- Mgła! - odkrzyknął mi ktoś.

1157 słów + notka. Jak tam życie ludziska? Oto kolejny rozdział, więc zapraszam was do gwiazdkowania i komentowania. Zdradzę wam, że być może 5 listopada zrobię wam małą niespodziankę... ale to jeszcze trochę czasu. No to do następnego.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top