Rozdział 45

- Gdzie idziemy? - zapytałam Jaspera, który ciągnął mnie w nieznanym kierunku.

- Musisz mi pomóc. - odpowiedział.

- Tak. Już to mówiłeś. Powiedz tylko w czym. - Nie odpuszczałam ma co Jasper westchnął zrezygnowany.

- Musisz pomóc mi i Raven z minami. - odpowiedział i spojrzał na mnie kątem oka. Kiedy usłyszałam imię dziewczyny, gwałtownie stanęłam a Jordan wraz ze mną.

- Nie ma mowy. - zaprzeczyłam, kręcąc głowa.

- Terra proszę. - jęknął i złapał mnie za ramiona. - Rozumiem, że nie chcesz rozmawiać ani z Bellamym, ani z Raven i nie mam zamiaru Cię do tego zmuszać, ale naprawdę potrzebujemy twojej pomocy. - prosił, patrząc mi z nadzieją w oczy.

- Dobrze. - westchnęłam. - Ale nie mam zamiaru z nimi rozmawiać. - mruknęłam pod nosem.

- Nie ma sprawy. - zgodził się. - Jeśli będą zbyt natrętni to osobiście ich od Ciebie odgonie. - zadeklarował się, wypinając dumnie pierś, na co się lekko uśmiechnęłam. Tym razem z własnej woli poszłam za chłopakiem, aby chwilę później stanąć twarzą w twarz z Raven.

- Terra... - zaczęła spiętym tonem brunetka, kiedy tylko mnie zobaczyła.

- Nie. - przerwałam jej. - Nie mam ochoty z Tobą rozmawiać. I dobrze ci radzę dostosować się do tego, bo mam wielką ochotę ci przywalić. - powiedziałam, zaciskaając pięści. - To w czym mam pomóc? - zapytałam, biorąc głęboko wdech i zacierając ręce.

- Musimy aktywować te miny i ułożyć je w rowach. - wytłumaczył mi Jasper, widząc napiętą sytuację. Od razu wzięłam się do pracy.

Chwyciłam za jedną z tych niepozornych broni i ostrożnie, tak żeby nie wybuchła mi w rękach, włożyłam ją do dziury.

- Jas, Raven, zajmiecie się przewodem? - zapytałam, wyciągając wspomniany kabel. Kiwnęli głowami i ukucnęli obok mnie, kamuflując to i podczepiając do pozostałych min.

- Oby te miny zadziałały. - odezwał się Bellamy za naszymi plecami. - Mogliśmy zrobić więcej granatów.

- Może którąś wypróbujesz? - zaproponowałam, uśmiechając się do niego sztucznie.

- Uroczo. - powiedział pod nosem. - Trzeba to skończyć do rana. Potem strona południowa. - dodał głośniej. Na jego wypowiedź Raven poderwała się z miejsca i stanęła przed Blake'em.

- Hej! - zwróciła na siebie jego uwagę. - Rano idziemy po Finna, Clarke i Monty'ego. - przypomniała mu.

- Nikt nie wyjdzie z obozu. - odpowiedział i odwrócił się na pięcie, spoglądając na mnie przez chwilę.

- Nie możemy opuszczać naszych! - nulatka poszła za nim. - Chcesz nimi dowodzić? Pokaż, że są ważni. - dopowiedziała. Bellamy już coś chciał jej odpowiedzieć, ale rozległ się wystrzał. Szybko podniosłam się na równe nogi i podbiegłam w kierunku źródła dźwięku.

- Ej! - krzyknął Bellamy do chłopaka, który był przyczyną zamieszania. - Co ty robisz?! - pobiegł do niego i chwycił go za kołnierz.

- Zasnąłem. - odpowiedział skruszony. - Przepraszam.

- To jeden martwy Ziemianin mniej! - krzyknął na niego Bell, przyciskając go do drzewa.

- Bell - odezwała się Octavia. - straszysz ludzi.

- I dobrze! - odpowiedział jej. - Powinni się bać. Dzięki wysadzeniu mostu, zyskaliśmy na czasie, ale on już się kończy! - zaczął przemawiać do obozowiczów. - Ziemianie są w drodze! Chcą nas pozabijać! Clarke, Finn i Monty prawdopodobnie nie żyją. Jak chcecie być następni, proszę bardzo. Nie zatrzymam was. Ale żaden karabin nie opuszcza tych bram! Tylko ten obóz trzyma nas przy życiu! - krzyknął i przeczesał dłonią włosy.

- Świetnie! - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze po czym odwróciłam się do tłumu, który, z Bellamym na czele, popatrzył na mnie zdziwiony. - Gdzieś tam w lesie znajduje się trójka naszych ludzi! Nasz jedyny doktor, najlepszy tropiciel i jeden z inżynierów. - wskazałam na gęstwine. - Bez nich zginiemy. Kto idzie ze mną ich szukać? - podniosła rękę i o dziwo oprócz Raven i Jaspera zgłosiło się jeszcze pięć osób. - Super. Jutro z samego rana ruszamy. - uśmiechnęłam się do grupy.

- Nie ma mowy! - krzyknął wściekły Bellamy i złapał mnie mocno za ramię, odwracając w swoją stronę. - Nikt nie opuszcza tego obozu! - syknął. - A w szczególności ty!

- A to ciekawe. - prychnęłam. - Nie jesteś tu jedynym dowódcą! Przed chwilą mówiłeś, że ci wisi, czy ktoś pójdzie czy nie, bo zależy ci tylko na tym, żeby zgadzała się liczba karabinów. Nie martw się, nie zabierzemy twoich ukochanych zabaweczek. - popatrzyłam na niego wrogo.

- Zmieniłem zdanie. NIKT nie opuszcza obozu. Nie ważne czy z bronią czy bez. - odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.

- A to niby czemu?! - zbulwersowałam się i wyrwałam rękę z jego stalowego uścisku. No siniaka mogę mieć. -  Clarke, Finn i Monty potrzebują pomocy, a mnie nie obchodzi czy zginę czy nie. Po tej drugiej stronie nawet będę chyba szczęśliwsza, ponieważ jedyna osoba, dla której warto było tu zostać, zraniła mnie w możliwie najgorszy dla mnie sposób! - wykrzyczałam mu w twarz, mając łzy w oczach. Wokół zapadła cisza. Nikt nie miał odwagi się odezwać. Bellamy cały czas patrzył mi w oczy, tylko tym razem z bólem, rozpaczą i złością. Czarnowłosy wziął głęboki oddech i ponownie zwrócił się do obozowiczów, nie opuszczając ze mnie wzroku.

- Nikt nie opuszcza tego obozu! Wszyscy wracać do pracy! - zakończył, przenosząc wzrok na pozostałych po czym szybkim krokiem poszedł w kierunku lądownika.

Patrzyłam za nim nienawistnym wzrokiem i rozmasowywałam delikatnie moje ramię.

- Jak on może. - powiedział z niedowierzaniem Jasper, stając obok mnie.

- Próbuje nas ocalić. - spojrzałam na niego, krzywiąc się lekko.

- Zostawia Monty'ego, Clarke i Finna na śmierć!

- Ale w jednym ma niestety rację. Jeśli by pozwolił komukolwiek wyjść, bylibyśmy martwi. - mlasnęłam niezadowolona.

- Dlaczego go bronisz? - zapytał z pretensją. - Po tym co ci zrobił...

- Jas. - przerwałam mu. - Nie drąż tego tematu bo się rozpłaczę. Mi też się nie podoba to, że musimy ich tam zostawić, ale nie mamy wyjścia. - wytłumaczyłam i spojrzałam na niego załzawionymi oczyma. Jasper przybrał niezadowolony wyraz twarzy i westchnął ciężko, nie mogąc pogodzić się z myślą utraty przyjaciela. - Mógłbyś pójść po więcej prochu? - zapytałam, zmieniając temat. - Potrzebujemy do min.

- Jak sobie jaśnie królowa życzy. - posłał mi smutny, nieszczery uśmiech i ruszył w stronę kapsuły. Po raz kolejny westchnęłam ciężko i poszłam w kierunku najbliższego patrolu, licząc, że Jasper mnie zawoła, jak tylko będzie gotowy.

- Co z tą wycieczką po zaginioną trójkę? - spytał Miller, który jako pierwszy mnie zobaczył.

- Zapomijcie. - westchnęłam. - Ale dzięki za chęci. - poklepałam go po ramieniu z wdzięcznym uśmiechem.

- A jak się trzymasz? - poczochrał mnie po włosach.

- Wolę nie odpowiadać, ale mogę Cię zapewnić, że To będzie dłuuugi dzień. - odpowiedziałam i położyłam głowę na jego ramieniu, zamykając oczy.

- Mi to mówisz? - zapytał Sterling, stojący obok nas. Otwarłam jedno oko, żeby na niego spojrzeć, a które po chwili zamknęłam.

- Nie przejmuj się. To mogło się przydarzyć każdemu. - pocieszyłam go, nawiązując do sytuacji z wystrzałem.

- Ostatnio Bellamy zrobił się bardziej nerwowy i wredny. - stwierdził.

- Ma na głowie całą obronę obozu. - zauważyłam. - Clarke, która mu w tym pomagała, zaginęła razem z Finnem i Monty'm. Co mu się dziwić?

- Jesteś pewna, że to tylko z tego powodu? - zapytał podejrzliwie Nate, przez co podniosłam się z jego ramienia i posłałam mordercze spojrzenie.

- Właśnie, patrząc po tym co się właśnie stało i na to, że w ogóle nie spędzacie, ze sobą czasu. - poparł go Sterling. - Kłopoty w raju? - zakpił.

- Coś w ten deseń. - odpowiedziałam niewyraźnie.

- Co przeskrobał? - spytał blondyn. Chyba nie zdawał sobie sprawy po jak cieńkim lodzie stąpa.

- Nic godnego twojej uwagi. - zapewniłam go.

- Oj Terra no... wy się kłócicie a nam się obrywa. Chyba mamy prawo wiedzieć czemu. - zaśmiał się.

- Widziałam jego i półnagą Raven w jego namiocie. Zadowolony? - warknęłam na niego. Miller objął mnie ramieniem, wiedząc, że zaraz nie wytrzymam.

- Oł. - odpowiedział Sterling, chyba dopiero teraz zdając sobie sprawę z powagi sytuacji. - A rozmawiałaś z nim o tym?

- Jezus Maria Sterling czy ty nie masz wyczucia?! - krzyknął już mocno zirytowany Miller. - Zdradziła ją miłość jej życia. Miej trochę wyrozumiałości!

- No ale ona widziała tylko półnagą Raven, stojącą przed Bellamym! Nie wie, co tak NAPRAWDĘ on chciał zrobić! - brnął dalej.

- Powiedz mi Sterling. - zwróciłam się do chłopaka, zakładając ręce na piersiach. - Mało masz roboty?

Zanim zdążył mi odpowiedzieć, usłyszeliśmy dźwięk zamykanych wrót od lądownika i zdziwione okrzyki obozowiczów. Zmarszczyłam brwi i ruszyłam w kierunku źródła zamieszania, a za mną Miller i Sterling.

- Murphy! Hej! Murphy! Otwieraj te cholerne drzwi! - krzyczał Bellamy, stojąc przed zamkniętymi wrotami.

- Zgrywaj bohatera, a będzie po nim. - odkrzyknął mu John.

- Co się dzieje? - zapytałam zdziwiona i trochę przestraszona. - Bellamy o co chodzi?! - załapałam go za przedramię.

- Murphy ma Jaspera.

1309 słów + notka. No i po egzaminach. Osoby, które je pisały (i nie tylko) proszone są o podzielenie się swoją opinią na temat bezsensowności jakichkolwiek sprawdzianów. A teraz do rzeczy. Jakie wrażenia po kolejnej kłótni Terramy, którą zawdzięczacie Alosia12 ? Do następnego.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top