Rozdział 44

- Terra idziesz z nami? - zapytała O, wsadzając głowę do naszego namiotu.

- Z kim i po co? - przeniosłam na nią wzrok, siadając normalnie na łóżku.

- Idę Ja, Monty, Raven, Bellamy...

- Zapomnij. - przerwałam jej, kładąc się z powrotem.

- Co? - zdziwiła się. - Idziemy po Finna, Clarke i Miles'a! - odpowiedziała i weszła, po czym uwaliła się obok mnie na pryczy. - Era o co chodzi? - zapytała z troską, podpierając brodę na dłoni i uważnie mnie obserwując, na co westchnęłam.

- Pokłóciłam się z Bellamym. - odpowiedziałam, przecierając twarz dłońmi. Nie chciałam, żeby musiała wybierać czyjąś stronę konfliktu. To by źle wpłynęło na jej relacje z bratem.

- Mój brat to idiota. - przytaknęła. - Powiedz mi coś, czego nie wiem.

- Czy możemy porozmawiać o tym później? - zwróciłam się do niej z nadzieją. - Teraz mamy trójkę przyjaciół do uratowania.

- Dobra. - klepnęła mnie w kolano po czym stanęła na równe nogi. - Ale ta rozmowa Cię nie ominie.

××××××××××

- Gdzie oni są? - zapytałam Octavii, z którą szłam w parze.

- Znajdziemy ich. - zapewniła mnie.

- Gdzie jesteście? - spytał Monty przez krótkofalówke.

- Księżyc po lewej. Trafisz na nas. - odpowiedziała mu Bellamy, który szedł ładny kawałek dalej razem z Reyes. No kto by się spodziewał.

- Może na umilenie czasu powiesz mi co przeskrobał mój brat? - spytała niepewnie moja towarzyszka.

- Nie odpuscisz co? - zaśmiałam się bez kszty rozbawienia. Octavia posłała mi spojrzenie mówiące : "oczywiście, że nie, bo cokolwiek spieprzyliście to ja to naprawię". - Widziałam go z Raven. - powiedziałam.

- I o to się pokłóciliście? - zapytała z uniesionymi brwiami.

- Nie. Ona... ugh! - westchnęłam i przetarłam twarz. - Byli w namiocie, a Raven... Ona... No, była rozebrana. - wrzuciłam z siebie a na somo wspomnienie tej sytuacji, w moich oczach pojawiły się łzy.

- Co?! - krzyknęła głośno, na co szybko zakryłam jej buzię i rozejrzałam się nerwowo po okolicy w poszukiwaniu zagrożenia.

- Co się dzieje?! - zapytał Bellamy przez krótkofalówkę. Pewnie usłyszał krzyk siostry, który głośnym echem rozniósł się po lesie.

- Nic nic. - odpowiedziała mu szybko O przez urządzenie. - Po prostu... - zaczęła, patrząc na mnie niepewnie. - Strasznie się czymś zdziwiłam. - odpowiedziała pewniej.

- Okej. - odpowiedział nieprzekonany, a młodsza Blake ponownie się odłączyła.

- Że co?! - zapytała ponownie, tylko tym razem trochę ciszej.

- To co powiedziałam. Miała na sobie tylko majtki. - uzupełniłam, obejmując się ramionami.

- A Bell? - zapytała.

- Stał przed nią. - pociągnęłam nosem.

Octavia nic nie odpowiedziała tylko mocno mnie przytuliła co chętnie odwzajemniałam i wtuliłam się w jej ramię.

- Ale... - zaczęła niepewnie. - nie rozumiem, dlaczego tak zareagowałaś. - powiedziała ostrożnie. - Przecież wcześniej też sypiał z innymi i jakoś... no wiesz. - odsunęła mnie na długość ramion.

No tak. Octavia nic nie wie.

- No bo my... - odchrząknęłam lekko zarumieniona na co O przyjrzała mi się uważniej. - Pocałował mnie. - odpowiedziałam, opuszczając wzrok.

Na chwilę zapadła cisza a po chwili Octavia pisnęła głośno i ponownie zamknęła mnie w krótkim uścisku.

- Nareszcie! - oderwała się ode mnie. - Co prawda podejrzewałam was już o to od jakiegoś czasu, ale nie byłam pewna. A właśnie! Od kiedy? I czemu ja nic o tym nie wiedziałam?!

- Dzień Jedności. Jeszcze zanim poszliśmy na spotkanie z Ziemianami. - wyjaśniłam. - Zabrał mnie na motylą łąkę i wiesz... - uśmiechnęłam się na to wspomnienie. - I jakoś taka nie było odpowiedniej okazji, żeby ci o tym powiedzieć. - podrapałam się po karku.

- Wiedziałam, że coś między wami iskrzy. - powiedziała dumnie, na co uśmiechnęłam się smutno.

- Jak widać nie, skoro był zainteresowany Raven. - odpowiedziałam.

- Będzie dobrze. - zapewniła mnie i ponownie objęła mnie ramieniem. - Jesteście dla siebie stworzeni. Nie ma opcji, żebyście nie mieli swojego Happy Endu. - stwierdziła pewnie.

- Tutaj nie jest to raczej możliwe. - westchnęłam ciężko. - A jak tam ty i Lincoln? - zapytałam, zmieniając temat z lekkim uśmiechem. W odpowiedzi zarobiłam tylko mocnego kuksańca w bok.

Nagle odezwał się spanikowany głos Monty'ego.

- Ktoś to słyszy? - zapytał azjata.

- Szukaj ich. - nakazała mu Reyes.

- To samo co w czarnej skrzynce. - zauważył Green.

- Monty. - odezwał się Bellamy. - Skup się.

- Nie. - tym razem ja się odezwałam, przejmując krótkofalówkę od Octavi. - Monty o czym ty mówisz. My niczego nie...

- Monty widzisz coś? - przerwał mi Bellamy.

- No dzięki, że ktoś mnie słucha. - powiedziałam zła.

- Słucham Cię Terra, ale teraz to nie jest ważne.

- A kim ty jesteś, żeby mówić co jest ważne a co nie? - zirytowałam się.

- O co ci chodzi Co? - odezwał się zdenerwowany.

- O, to teraz nagle zachciało ci się mnie słuchać. - prychnęłam i chciałam kontynuować kłótnię, ale Bellamy nic mi nie odpowiedział.

Warknęłam sfrustrowana i spojrzałam na Octavię, która posłała mi pocieszający uśmiech. Nagle krzaki przed nami się zatrzęsły. Powoli podniosłam krótkofalówkę i nacisnęłam guzik.

- Ktoś jest w krzakach. - powiedziałam powoli, nie spuszczając podejrzanego zielska z oczu, podczas gdy O, skierowała karabin w ich stronę.

Zaraz zrobiłam to samo i razem zaczęłyśmy do niego podchodzić. Tavi szybko odchyliła krzaki, kiedy ja byłam gotowa do wystrzału.

- Miles?! - zapytała zdziwiona na co opuściłam broń i spojrzałam na chłopaka z niedowierzaniem.

- Co się stało? - zapytałam chłopaka, przewieszając karabin przez ramię i próbując mu jakoś pomóc.

- Gdzie są Clarke i Finn? - zapytała Raven, która właśnie razem z Bellamym do nas dołączyła. Mój wzrok spotkał się z oczami Bellamiego, ale szybko odwróciłam wzrok.

- Ziemianie. - wyjąkał Miles. - Zabrali ich.

- Spokojnie. - powiedział Bellamy. - Wracamy do obozu.

- Bell, a Clarke i Finn? - zapytała Octavia, na co odpowiedziała jej cisza. Reyes wstała i odeszła od nas kawałek.

- Raven - zawołała za nią Bellamy. - przykro mi. - dopowiedział, a ja zacisnęłam pięści. Octavia, która to zobaczyła, chwyciłam mnie za rękę, ale nic nie powiedziała.

- Musimy zrobić nosze. - stwierdziła mulatka i odwróciła się na pięcie.

- Monty wracamy do domu. Odbiór. - powiedział starszy Blake do krótkofalówki, jednak nie otrzymał odpowiedzi. - Monty słyszysz mnie? - zapytał ponownie, tym razem bardziej zdenerwowany. - Monty?! - powtórzył. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na lekko przestraszonego Bellamiego. - Monty! Monty gdzie ty do cholery jesteś?! Monty!

923 słowa + notka. A wszystkim trzecio gimnazjalistom życzę fenomenalnych wyników na egzaminie. Łączę się w bólu. Dziękuję za uwagę.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top