Rozdział 39
Obudziły mnie krzyki na zewnątrz. Czułam się lepiej, aczkolwiek jeszcze nie tak jak powinnam się czuć. Nadal kręciło mi się w głowie i widziałam trochę podwójnie. Warkocz Octavi nieźle się trzymał, chociaż wypadły mi z niego tylko te najkrótsze kosmyki.
Krzyki nasiliły się. Zmarszczyłam brwi i z niemałym trudem podniosłam się na równe nogi z pomocą ściany. Powoli stawiałam kroki, ale kiedy stwierdziłam, że mogę chodzić w miarę normalnie, przyspieszyłam. Przed wyjściem wzięłam jeszcze karabin. Na wszelki wypadek, jakby się okazało, że to Ziemianie zechcieli nas odwiedzić. Wyszłam przez plandekę, zasłaniającą wejście.
To co zobaczyłam, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Żadnych Ziemian nie było. To setkowicze krzyczeli, jeden przez drugiego, mierząc do siebie nawzajem z karabinów. Widziałam Finna i Bellamiego, którzy próbowali załagodzić sytuację, opuszczając lufy śmiałków oraz stojącą obok mnie Clarke, która z panią rozglądała się po obozowiczach i nie wiedziała gdzie ma się podziać.
Zdenerwowana podniosłam karabin, który wzięłam wcześniej z wraku i wystrzeliłam trzy strzały w niebo. Od razu zapadła cisza a wszyscy przerażeni i zdziwieni spojrzeli się w moją stronę.
- Dziękuję. - powiedziałam głośno, nadal zachrypniętym głosem. Opuściłam broń. - A teraz z łaski swojej przymknijcie się wszyscy i posłuchajcie co ma do powiedzenia nasza jedyna pani doktor albo wszyscy zginiemy. - zakończyłam, patrząc groźnie na wszystkich po kolei. Mój wzrok padł na Bellamiego, który uśmiechnął się do mnie z ulgą ale i też z dumą wypisaną na twarzy.
- Dlaczego mielibyśmy się Ciebie posłuchać?! - warknął jeden z obozowiczów, celując do mnie z pistoletu. - Przez was się zarażamy! Zjeżdżaj do środka! - krzyknął i ponownie wycelował, wskazując na kapsułę.
Zanim jednak zdołał coś zrobić, Bellamy szybko wyrwał mu broń i walnął nią w szyję chłopaka, który zatoczył się do tyłu, po czym z trudem uciekł w tłum. Bell jak gdyby nigdy nic stanął po środku i posłał mi przyjazny uśmiech, który odwzajemniłam.
- To jest właśnie to, na co Ziemianie liczyli. - zaczęła Clarke, przejmując inicjatywę. - Nie widzicie tego? Nie muszą nas zabić bo zabijamy się sami.
- Kwarantanna chyba nie działa. - zauważył Bellamy, patrząc na Clarke. Blondynka nagle zachwiała się i upadłaby, gdyby nie Finn.
- Finn, nie dotykaj jej! - krzyknęła Raven, jednak trochę za późno, ponieważ Clarke już była w jego ramionach.
- Okej. Puść mnie. - mówiła Griffin do Collinsa. - Nic mi nie jest.
- Nie prawda. - zaprzeczył.
- Octavia wróci z lekiem. - powiedziała cicho blondynka.
- Nie ma leku! - krzyknęła Octavia, właśnie wbiegając na teren obozu. - Ale to nie zabija! - popatrzyła się po ludziach wokół.
- Na prawdę? - zapytał z niedowierzaniem Bell. Chyba dowiedział się, że młoda Blake się wymknęła. I chyba nie jest zachwycony. - Powiedz to im! - wskazał na trzy ciała, leżące z boku. - Ostrzegałem Cię.
- Też mogę Cię ostrzec. - powiedziała zimmo O. - Ziemianie nadchodzą! - powiedziała, a po zebranych rozeszły się szepty i pomruki. - Zaatakują o świcie. - skończyła i podeszła w stronę Finna, obok którego stałam. - Pomogę Ci. - zwróciła się do niego, wskazując na blondynkę w jego ramionach. - Terra, ty też chodź. - objęła mnie ramieniem. - Powinnaś odpoczywać. Ledwo stoisz.
Fakt. Adrenalina mi chyba trochę puściła bo nagle zaczęło mi się ciężej oddychać. Spojrzałam jeszcze na Bellamiego i posłałam mu pocieszający uśmiech, a następnie zwróciłam się do Raven.
- Potrzebujemy czasu. - spojrzałam na nią znacząco. - Chyba nadeszła czarna godzina. - powiedziałam, po czym weszłam razem z O do lądownika.
- To prawda. - usłyszałam głos Johna. - Już mi lepiej.
- Musicie dużo pić. - odezwała się Clarke z hamaka.
- Ty musisz dużo pić. - poprawił ją Finn, uniemożliwiając jej wstanie. Octavia podała jej kubeczek z wodą. Podeszłam do nich i oparłam się bokiem o ścianę. Ale chce mi się spać.
- Im też daj. - powiedziała Griffin, odpychając rękę Octavii. - Proszę.
- Jasne. Odpoczywaj. - odpowiedziała jej O i ruszyła w kierunku innych potrzebujących.
- Pomogę. - zadeklarował się Murphy, odpychając się od ściany.
- Era, ty też usiądź jeszcze. Zaraz zemdlejesz. - powiedziała Tavi mijając mnie.
- Jest dobrze. - zapewniłam ich.
- Siadaj. - powiedział John, podchodząc do mnie. Uniosłam brwi i spojrzałam na niego z miną mówiącą: "No chyba sobie jaja robisz". - Nie jęcz, tylko siadaj. - przekręcił oczami i położył mi ręce na ramionach, przyciskając mnie w dół, abym usiadła. Niechętnie to zrobiłam. - Jeśli tak dalej pójdzie, to kiedy Ziemianie przyjdą, to nie będą mieli przeciw komu walczyć. - zauważył, zwracając się do Finna.
- O to im chodzi. - odpowiedziała O, podając szmatkę jednemu z chorych. Collins zmarszczył brwi i wyglądał, jakby coś głupiego, ale być może skutecznego przyszło mu do głowy.
- Finn, mógłbyś przekonać Raven, że mój pomysł to dobry pomysł? - zapytałam chłopaka z nadzieją.
- O co ci chodzi? - zapytał, przenosząc na mnie swój wzrok.
- Myślę, że właśnie teraz też na to wpadłeś. - posłałam mu znaczące spojrzenie. Ten kiwnął głową i wybiegł z wraku. Murphy i Octavia spojrzeli na mnie, domagając się wyjaśnień. - No co? - mruknęłam. - Ja też mam czasem fajne zwariowane pomysły.
××××××××××
- Hej Murphy! - obudził mnie krzyk Octavii. Nawet nie zajarzyłam kiedy urwał mi się film. - Clarke kazała przewracać ich na bok. - wskazała na kaszlącego krwią Conora. Ja czułam się tak samo paskudnie jak wcześniej. Dużo się nie zmieniło.
- Coś ci pomóc? - zapytałam, wstając na trzęsące się nogi z dużą pomocą ściany. Tavi odwróciła się do mnie, zaskoczona moim odzewem.
- Przepraszam, obudziłam Cię.
- Nic nie szkodzi. Nie mogę przecież przespać całego dnia. Jak mogę wam pomóc?
- Nie pałętaj nam się pod nogami, a będzie dobrze. - uśmiechnęła się do mnie. Widać było, że jest strasznie zmęczona. - Jak się czujesz?
- Bywało lepiej. - odpowiedziałam. - Troszkę kręci mi się w głowie, ledwo mówię i czuje się słabo, ale poza tym jest super. - uśmiechnęłam się lekko. Nagle ktoś wszedł do środka. Było to dwóch chłopaków niosących kogoś pomiędzy sobą.
- Bellamy. - wyszeptała O i podbiegła do brata.
- Zróbcie mu miejsce! Połóżcie go! - rozkazałam zachrypniętym głosem chłopakom, którzy go nieśli i próbowałam powoli dotrzeć do Octavii. Nie miałam jeszcze wystarczająco dużo siły, więc obserwowałam ją, wolno przemieszczając się w ich stronę. Blake przewróciła Bellamiego na bok, aby ten nie udusił się własną krwią.
- Cześć braciszku. - wyszeptała O, kiedy odwróciła go spowrotem na plecy.
Zaczęła wycierać mu buzię z krwi. Widok nie był fajny a mi się chciało płakać, widząc go w takim stanie.
- Boję się. - wyszeptał przestraszony.
- Nic ci nie będzie. - zapewniła go O. - Obiecuję.
- To samo powiedziałem Ci jak się urodziłaś. - zauważył. Tak samo jak O uśmiechnęłam się przez łzy, opierając się bokiem o ścianę. Stałam dokładnie nad nimi.
- Wiem. - odpowiedziała mu. - I wiele razy później też.
- Dobrze, że jesteś. - powiedział, przymykając oczy.
- Odpoczywaj. - uśmiechnęła się do niego lekko i pogłaskała go po policzku. Wstała, aby dać mu chwilę wytchnienia, jednak zatrzymała się, słysząc jego głos.
- Gdzie jest Terra? - zapytał, próbując rozejrzeć się na boki.
- Tutaj. - szepnęłam, klękając obok niego.
- Zostań ze mną - poprosił. Uśmiechnęłam się do niego i położyłam sobie jego głowę na moich kolanach po czym zaczęłam głaskać go po włosach.
- Śpij. - powiedziałam delikatnie, a on po chwili usnął z lekko otwartą buzią.
Oparłam sie plecami o ścianę, cały czas mając jego głowę na kolanach oraz nie przestając bawić się jego włosami.
- Powinnaś iść na przerwę Octavia. - odezwał się Murphy, do stojącej nad nami O.
- Pójdę, jak Bellamy wyzdrowieje. - stwierdziła pewnie, nie odrywając wzroku od brata.
- On ma rację. - zgodziłam się z Murphy'm. - Idź się przespać. Ja tu zostanę. I tak nie wolno mi wychodzić z lądownika. - zapewniłam ją.
- Dobra. - odpowiedziała po chwili wahania. - Uważajcie na siebie. - przestrzegła nas i wyszła na zewnątrz. Uśmiechnęłam się do Johna, co zdziwiony lekko odwazajemnił i po chwili znowu usunęłam.
1198 słów + notka. Terra ciągle śpi i śpi i mi też się chce spaaaać. Skapnęłam się, że brakuje mi kilku momentów w kolejnych rozdziałach, dlatego teraz w panice zaczęłam wszystko uzupełniać. Jednak szkoła nie ma litości, dlatego mam nadzieję, że się wyrobię i nie będę musiała opóźniać publikacji... no, to do następnego.
~fanka13
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top