Rozdział 23
Pomimo sprzeciwów Bellamiego, biegłam jak najszybciej do obozu, żeby coś było już gotowe, jak dojdą tu z Finnem. Kiedy dotarłam na miejsce, zaczęłam się drzeć:
- Clarke!!! Clarke Griffin!!!
- Co się stało?! - podbiegła do mnie blondynka.
- Finn jest ranny. - wydyszałam, opierając ręce na kolanach. - Oberwał od ziemianina. Mamy też Octavię.
- Gdzie?! - zapytała przerażona.
- Już dochodzą. Pobiegłam przodem, żebyś mogła się przygotować. Chociażby psychicznie.
- Jasne. - kiwnęła Clarke. Po chwili przez drzwi do obozu wszedł Jasper, podtrzymujący Octavię a zaraz za nim Bellamy, niosąc rannego Finna.
- Finn. - wyszeptała Griffin i szybko do niego podbiegła. - O boże. - sprawdziła jego puls. - Żyje!
- Chciałem wyjąć nóż, ale Bellamy mi nie pozwolił. - powiedział Jasper.
- Słusznie. - stwierdziła. - Zanieście go do kapsuły. Szybko! - popędziła ich.
- Clarke! - krzyknęła Raven, która z paniką patrzyła na swojego chłopaka. - Uratujesz go?!
- Nie dam rady. Muszę porozmawiać z mamą. - odpowiedziała jej.
- Radio nie jest gotowe!
- To je napraw! Już!
- Szybko Raven. Pomogę Ci. - zwróciłam się do brunetki i pobiegłam za nią w stronę jednego z namiotów. Po drodze minęłam O, więc się na chwilę zatrzymałam. - Wszystko okej? - zapytałam, patrząc na nią uważnie.
- Tak. Leć naprawiać radio. - pchnęła mnie w odpowiednią stronę, więc posłałam jej nikły uśmiech i dołączyłam do Reyes.
×××××××××××
- Tutaj Raven Reyes wzywam Arkę. Raven Reyes do Arki. Czy ktoś mnie słyszy? - mówiła jak mantrę do mikrofonu.
Widziałam jak ręce jej się trzęsły i co chwilę zerkała na rannego Finna. Stałam nad nią i próbowałam różnych przełączników i częstotliwości. W pewnym momencie Raven wyciągnęła rękę, którą chciała przepiąć kabel do innego wejścia. Na szczęście w porę chwyciłam ją za dłoń.
- Hej hej hej. - powiedziałam przytrzymując ją i zabierając jej kabel. - Nie to wejście. Jak tam włożysz to całe radio szlak trafi. - wytłumaczyłam delikatnie.
- No tak, masz rację. - westchnęła Raven i znowu spojrzała kątem oka na Finna. Położyłam jej rękę na ramieniu.
- Idź do niego - kiwnęłam głową w stronę leżącego na stole chłopaka.
- Muszę naprawić radio. - stwierdziła Reyes, jednak wzrok znowu uciekł jej w stronę chłopaka.
- Poradzę sobie. - zapewniłam ją. - Teraz to mi tak właściwie tylko przeszkadzasz. - zażartowałam. W odpowiedzi kiwnęła głową i ustąpiła mi miejsce, które szybko zajęłam. Założyłam słuchawkę i mikrofon po czym jeszcze raz sprawdziłam ustawienia.
- Terra Rosier do Arki. Czy ktoś mnie słyszy? Setka żyje!
- Czemu Raven ci nie pomaga? - zapytała Clarke, podchodząc do mnie.
- Nie mogła się skupić i robiła głupoty, dlatego stwierdziłam, że lepiej będzie jeśli do niego pójdzie. - odpowiedziałam, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
- Dasz radę. - blondynka poklepała mnie po ramieniu i poszła do Finna.
- Arko czy mnie słyszysz? Nadaję z Ziemi. Jestem jedną z setki. - zaczęłam gadać.
- To na pewno dobra częstotliwość? - zapytała dziewczyna, stojąca obok stolika.
- Tak. Na pewno. - zapewniłam ją. - Tu Terra Rosier. Nadaje z Ziemi. Terra Rosier do Arki. Wzywam Arkę. Jesteście tam? Setka żyje. Słyszycie mnie? - zapytałam. Nie było odzewu, więc z rozpaczy przetarłam twarz rękoma.
- To kanał zamknięty kim jesteś? - odezwał się nagle głos z radia. Gwałtownie podniosłam głowę a Clarke momentalnie znalazła się przy mnie.
- Tu Terra Rosier ze stacji Mecha. Jestem jedną z setki. Nadaję z Ziemi. - odpowiedziałam szybko, kombinując przy pokrętłach, żeby nie stracić kontaktu. Słyszałam, że obozowicze z zainteresowaniem gromadzą się wokół mnie. - Setka żyje. Muszę rozmawiać z doktor Abby Griffin. Doktor Abby Griffin. - powtórzyłam, spoglądając na Clarke.
- Wzmacniamy twój sygnał, odbiór. - odpowiedzieli w słuchawce. Westchnęłam z ulgą. Udało się. - Terra. Terra słyszysz mnie? - odezwał się po chwili znajomy kobiecy głos. Uśmiechnęłam się na wspomnienie najfajniejszej lekarki na Arce.
- Mamo? - zapytała Clarke, wyrywając mi z radia drugi mikrofon. Zrobiłam oburzoną minę. To moje radio, więc oczekuję trochę szacunku. - Mamo to ja. - kontynuowała.
- Clarke? - zapytał głos po drugiej stronie.
- Mamo, potrzebuję twojej pomocy. Jednego z nas zranił Ziemianin.
- Clarke. Tu kanclerz. - skrzywiłam się. No jego to akurat słyszeć nie chciałam. - Na Ziemi ktoś żyje?
- Tak. - odparła blondynka. W słuchawce zaczęło mi szumieć, więc szybko zmieniłam wejście. - Tu jest życie. Nie jesteśmy sami. - przerwała, czekając na jakiś odzew z góry, jednak nic takiego nie nastąpiło. Widocznie byli w niezłym szoku. - Mamo on umiera. Ma nóż w piersi. - powiedziała zrozpaczona blondynka, odchodząc i przygotowując się do wyjęcia ostrza.
- Clarke. - znowu kanclerz. - Czy jest z wami mój syn? - zapytał.
Spojrzałam na Clarke, która nawiązała ze mną kontakt wzrokowy. Pokręciłam przecząco głową, na znak, że ja nie mam zamiaru mu wyjawiać prawdy.
- Przykro mi. - odpowiedziała załamującym się głosem i wzięła głęboki oddech. - Wells... Wells nie żyje.
Zapadła chwila ciszy, po której znowu rozległ się głos mamy Clarke.
- Poprowadzę Cię krok po kroku. Naj... sisz... wić... dz... - zmarszczyłam brwi i sprawdziłam radio.
- Co? - krzyknęła Clarke do słuchawki. - Terra co się dzieje?
- To nie radio - odpowiedziałam, sprawdzając wszystko jeszcze raz. - To przez burzę. - spojrzałam na nią przepraszająco.
Do lądownika weszła Octavia, trzymając w ręce dwa termosy, które podała Clarke. Na zewnątrz rozległ się głośny grzmot. Aż się wzdrygnęłam.
- Bimber Monty'ego? - spytała po powąchaniu zawartości jednego z nich.
- Żaden zarazek nie przeżyje. - zgodziłam się, odwracając w ich stronę. - Jakoś pomóc? - zapytałam.
- Pilnuj radia i utrzymuj kontakt z Arką. - poprosiła młodsza Griffin. Nagle rozległ się strasznie głośny grzmot, od którego aż mnie ciarki przeszły. - Burza się wzmaga - zauważyła. - zamknijcie drzwi. - zwróciła się do Monroe.
- Tam są ludzie - oponowała dziewczyna. - Monty i Jasper nie wrócili.
- Bellamy też nie - dodała O.
Zdziwiona spojrzałam na nią. Przez to zamieszanie z Finnem i z radiem, nawet nie zauważyłam jego nieobecności. Jak mogłam do tego dopuścić?
- Poradzą sobie - zapewniła nas.
- Znalazłam igłę - powiedziała Raven, podając ją Clarke.
- Jeszcze jakaś nić. - rozejrzała się blondynka spojrzała na młodą Blake. - Na górze są druty.
- Tylko nie dotykaj niebieskich! - ostrzegła ją Raven.
- Zamontowała je do paneli solarnych. Są gorące. - wytłumaczyłam już znikającej na górnym poziomie dziewczynie.
- Powiedz, że dasz radę. - Reyes spojrzała z nadzieją na Griffin.
- Wrócili! - ktoś krzyknął, nie dając jej odpowiedzieć.
- Bellamy! - krzyknęłam, kiedy do kapsuły wszedł starszy Blake. Zdjęłam słuchawki i podbiegłam do niego po czym mocno go przytuliłam. - Gdzieś ty był? - zapytałam cicho, patrząc na niego. W odpowiedzi wskazał głową na leżącego Ziemianina, który przetrzymywał Octavię. Otworzyłam buzię i spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- Coście zrobili? - zapytała Tavi, która właśnie do nas zeszła.
- Czas na odpowiedzi - stwierdził Blake.
- Zemsta? - spytała.
- Przesłuchanie. - zaakcentował Bell. - Zabierzcie go na górę. - zwrócił się do Millera i jeszcze jakiegoś chłopaka.
- Bellamy, ona ma rację - podeszła do niego Clarke.
- Clarke jesteśmy gotowi - odezwała się Abby. - Słyszysz mnie?
- Nie jesteśmy tacy. - odpowiedziałam, zaciskając usta, klepiąc go po ramieniu i posyłając smutne spojrzenie.
Szybko wróciłam do radia aby sprawdzić, czy wszystko jest w porządku. Cały czas czułam na sobie wzrok Bellamiego.
- Tu Terra Rosier. - odezwałam się do starszej Griffin. - Clarke już się przygotowuje, jednak mamy problem z komunikacją. Przez burzę przerywa. - uprzedziłam, zmieniając przełączniki. Inżynieria to całkiem przydatna sprawa.
- To przez huragan - wytłumaczyła. - jest dokładnie nad wami. Dlatego musimy się spieszyć. Terra zawołaj Clarke. Jeśli chcecie uratować przyjaciela, musimy działać. Teraz.
- Jasne. - odpowiedziałam. - Clarke, słyszałaś. Zepnij dupę i do roboty. - kiwnęłam do blondynki.
- Ostrze tkwi między szóstym a siódmym żebrem - zaczęła Clarke.
- Jak głęboko?
- Nie wiem - odpowiedziała, podchodząc do Finna.
- Dobrze. Jeszcze nie wyjmuj.
- Masz - Clarke podała chodzącej w kółko Raven termos z bimbrem Monty'ego - odkaź ręce.
Reyes zdjęła rękawy i najpierw wzięła porządnego łyka a dopiero potem umyła dokładnie ręce. Nagle dwóch chłopaków zaczęło się przepychać a trzeci próbował ich powstrzymać.
- Przestańcie! - krzyknęła Clarke, odwracając się do nich na moment, jednak zaraz wróciła wzrokiem do Finna. Tłum nic sobie z tego nie zrobił i dalej się przepychali.
- Wynocha na górę! - krzyknęłam na nich. - Szybko! Bo wylądujecie na zewnątrz! - zagroziłam, a wszyscy momentalnie znaleźli się na górze.
- Dzięki. - powiedziała do mnie Clarke na co kiwnęłam głową. - Jest ciepły. - tym razem zwróciła się do mamy.
- Może mieć gorączkę. Czy z rany wydobywa się ciecz?
- Emmm... nie.
- Opłucna nie uszkodzona, to dobrze. - mruknęła - Miał szczęście.
- Słyszysz? - odezwała się Raven do nieprzytomnego Finna i odgarnęła mu włosy z czoła. - Masz szczęście.
1279 słów + notka. Idą święta! I z tej okazji jutro kolejny rozdział.
~fanka13
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top