Rozdział 12

Wyszłam z lądownika w poszukiwaniu Bellamiego. Było już ciemno a setkowicze siedzieli wokół ogniska rozmawiając i śmiejąc się. To też w pewnym sensie dało mi pewność, że robię dobrze. Najprawdopodobniej później okaże się że zrobiłam głupstwo. A może jednak nie? Dziejszy dzień dał mi trochę do myślenia.

Znalazłam Bella rozmawiajacego z Murphy'm i jakimiś dwoma innymi chłopakami. Podeszłam do nich pewnie i załapałam Blake'a za ramię. Nadal miałam na sobie jego kurtkę, która muszę przyznać, była znacznie fajniejsza od tej mojej.

- Muszę z tobą pogadać. - powiedziałam patrząc mu w oczy.

- Nie widzisz mała, że dorośli rozmawiają ? - zapytał Murphy a ja przewróciłam oczami.

- Chyba nie mówisz o sobie. - stwierdziłam z kpiną, mierząc go wzrokiem. Jego towarzysze prychnęli śmiechem za to on zacisnął pięści. Zignorowałam to i ponownie spojrzałam na Bellamiego - Proszę? - Ten kiwnął głowa na zgodę i oddaliliśmy się kawałek.

- Więc o co chodzi? - zapytał spoglądając na mnie z wyczekiwaniem.

- Sprawa numer jeden: Jasper się obudził - Bellamy zdziwiony uniósł brwi.

- To on jeszcze żyje?

- Żyje i ma się dobrze. - walnęłam go w ramię, patrząc na niego karcąco.

- No dobra dobra. Wyrobiliście się w czasie, więc mu daruję, tak? - podniósł ręce w geście poddania a ja uśmiechnęłam się zwycięsko. - A sprawa numer dwa? - spojrzał na mnie uważnie.

- A no tak. - wzięłam głęboki wdech - Chce zdjąć opaskę. - powiedziałam pewnie.

- Co? - spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

- To co słyszysz. - odparłam wzruszająca ramionami.

- Dlaczego akurat teraz? - zapytał prowadząc mnie do ogniska i razem ze mną siadając na pniu.

- Przemyślałam parę spraw. - wzięłam kolejny głęboki wdech - Nie chciałam jej zdejmować głównie ze względu na tatę. - zaczęłam - On cały czas jest gdzieś tam na górze - wskazałam na gwiazdy - ale ja jestem tutaj. On tak naprawdę nigdy się mną nie zajmował... widywałam go najwyżej dwa razy na parę tygodni. Zresztą o tym wiesz. Kiedy trafiłam do więzienia nie pozwolił ci mnie odwiedzać, a sam zrobił to tylko raz, na pierwszych odwiedzinach. Więcej go nie widziałam. No, nie licząc dnia, w którym nas tu zesłali. - westchnęłam - To co było na Arce zostaje na Arce. Na Ziemi mamy czystą kartę. Wiem, że tata się o mnie troszczył, że to dzięki niemu zostaliśmy przeniesieni z Waldena do Arkadii, jednak to wy zawsze byliście i będziecie moją rodziną, niezależnie od tego co się wydarzy. - uśmiechnęłam się lekko. - Chodzi mi o to, że kocham tatę, i mam nadzieję go jeszcze kiedyś zobaczyć, jednak, jeśli rzeczą równoznaczną z jego przybyciem, jest twoja śmierć, to na to nie pozwolę. - spojrzałam mu w oczy. - Więc jeśli mam wpływ na to, żebyście ty i Octavia byli cali, to zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby tak właśnie było.

Kiedy skończyłam mówić spojrzałam na Bellamiego, zagryzajac nerwowo wargę i domagając się jakiejś reakcji z jego strony. On jednak tylko patrzył na mnie uważnie. Przez cały czas kiedy mówiłam, nie przerywał mi, dając szansę na wyrzucenie z siebie tego, co leżało mi na sercu. W końcu się odezwał:

- Jesteś tego pewna? - zapytał.

- Bardziej już nie będę. - zatarłam ręce - Dobra a teraz pozbądźmy się tego świństwa bo mnie już zaczyna irytować. - wskazałam na branzoletę na prawym nadgarstku.

Bellamy pokręcił głową z rozbawieniem i rozejrzał się dookoła. Wychylił się trochę, jednak zaraz wrócił do pionu, trzymając w ręce łom. Na ten widok gwałtownie pobladłam a mina mi trochę zrzedła. Bell widząc moją reakcję zaśmiał się cicho a potem spojrzał mi w oczy.

- Na sto procent? - zapytał patrząc na mnie uważnie i obracając w rękach narzędzie. Nerwowo przełknęłam ślinę.

- Szczerze mówiąc to w tym momencie nie do końca. - nie odrywałam wzroku od przyżądu, który trzymał w rękach. Widząc moje zestresowanie chwycił mnie za rękę, przez co na niego spojrzałam.

- Będę delikatny - zapewnił. Kiwnęłam głowa na zgodę i zacisnęłam zęby.

Bellamy spojrzał na mnie ostatni raz i szybko podważył bransoletkę przez co się lekko skrzywiłam. Blake złapał delikatnie mój nadgarstek, na którym jeszcze przed chwilą znajdowała się uciążliwa opaska i lekko zaczął go rozmasowywać. Ból szybko przeszedł a ja uśmiechnęłam się szeroko i mocno przytuliłam zdziwionego Bella.

Po chwili jednak poczułam jak jego ręka obejmuje mnie w talii i przyciąga mnie bliżej siebie aby zamknąć mnie w szczelnym uścisku. Nie protestuje. Nie było go ze mną prawie dwa lata, a ja dopiero teraz zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo mi go brakowało.

- Dziękuję - wyszeptał.

Delikatnie się od niego oderwałam i spojrzałam na niego marszcząc nosek.

- Za co?

- Za to, że z nami tyle wytrzymałaś. - uśmiechnął się do mnie nieśmiało.

- Ochhh, przyjemność po mojej stronie. - wyszczerzyłam się.

- Dlaczego nadal to wszystko dla nas robisz?

- To znaczy? - zmarszczyłam brwi.

- To przeze mnie i przez Octavię zostałaś aresztowana. Wiem też, że włamałaś się do systemu wydającego obiady, żeby przypadały na ciebie dwie porcje. Drugą zawsze zanosiłaś O. - ani na chwilę nie spuszczał ze mnie wzroku. - Kiedy Octavia zachorowała ukradłaś dla niej leki, mimo że wiedziałaś jakie to niebezpieczne...

- Skąd o tym wszystkim wiesz? - przerwała mu z niedowierzaniem.

- Domyśliłem się. W końcu też Cię trochę znam. - spojrzał na mnie znacząco. - Mimo tego wszystkiego, ty nadal nam pomagasz. Dlaczego?

- Znasz moją historię. Jako córka strażnika wbrew pozorom nie miałam łatwo. Dzięki temu, że nasze kontakty się odnowiły, pierwszy raz po śmierci mamy poczułam się jak w rodzinie. - Bellamy słysząc to uśmiechnął się do mnie ciepło.

- Wiesz, że należysz do rodziny, prawda? - zapytał obejmując mnie ramieniem i przyciągając do siebie bliżej. - Jeśli masz jakieś wątpliwości i z jakiegoś powodu mi nie wierzysz na słowo, to leć do Octavi, ona z całą pewnością ci je rozwieje. - zaśmiał się a ja mu zawtórowałam.

Jakiś czas siedzieliśmy w przyjemnej ciszy, patrząc jak wesoło trzaska ogień. Bellamy cały czas mnie obejmował co jakiś czas głaszcząc moje ramię. Ja miałam głowę ułożoną na jego barku. Było mi tak ciepło i przyjemnie, że oczy same zaczęły mi się zamykać.

Nagle zarejestrowałam, że druga ręką Bella wsuwa mi się pod zgięcie kolan i po chwili podnosi mnie, kierując się w jakąś stronę. Mocniej wtuliłam się w jego klatkę piersiową i mruknęłam zadowolona. W odpowiedzi usłyszałam tylko jego cichy śmiech. Potem zamiast ciepłego ciała młodego Blake'a poczułam pod sobą koc.

- Dobranoc Terra. - wyszeptał Bellamy całując mnie w głowę. Na moich ustach pojawił się lekki uśmiech i była to ostatnia rzecz, jaką zapamiętałam, zanim udałam się do krainy snów.

1024 słowa + notka. Trochę może mało apropo The 100, ale za to mamy szczerą rozmowę Bellamiego z Terrą. Jak wam się podoba? Wolicie żebym od czasu do czasu dawała takie rozdziały czy raczej nie? A no i wiecie... za tydzień mała niespodzianka. Do następnego.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top