Rozdział 1

Obudziłam się przypięta pasami do jakiegoś fotela. Zdezorientowana rozejrzałam się wokół i zobaczyłam dzieciaki mniej więcej w moim wieku.

- No wreszcie się obudziłaś! Wiesz jak tu nudno kiedy nie ma do kogo gęby otworzyć? - zapytał nagle chłopak, który siedział obok mnie. - Finn jestem.

- Terra. - uśmiechnęłam się do niego - czekaj, czekaj... Finn Collins?

- No tak... A co? Słyszałaś o mnie? - poruszył śmiesznie brwiami na co prychnełam.

- Oho! Nie schlebiaj sobie zbytnio bo jeszcze ci sie ego rozednie. To ty jesteś chłopakiem Raven prawda?

- Taaaaak, a czemu pytasz? - spojrzał na mnie podejrzliwie.

- Raven wiele mi o tobie opowiadała. - wyszczerzyłam się - Miałam przyjemność pracować z nią i z Kyle'em... przez pewien bardzo długi czas. - zaśmiałam się

- Aaaaa! To ty pomogłaś jej zdać test z... no... z tego czegoś, czego się uczyła! - podrapał się po karku lekko zmieszany.

- Dokładnie. - zaśmiałam się z jego zakłopotania - Tak samo jak razem z nią przypadkiem podpaliłyśmy Sinclairowi czuprynę jedną z dziwnych, nic nie dających, autorskich maszyn Wick'a.

- To też byłaś ty?! - zaczął się śmiać razem ze mną, na co część osób popatrzyła się na nas dziwnie - Rety... Raven opowiadała mi o tej sytuacji. Normalnie nie mogłem przestać się śmiać!

- Zapewniam Cię, że na żywo, to było jeszcze większe widowisko. - popatrzyłam się na niego znacząco na co ten tylko znowu się zaśmiał. - A tak poza tym. Wiesz może co tu się dzieje? - wskazałam ręką bliżej nieokreślone miejsce wokół siebie - Czy my na prawdę lecimy na Ziemię?

- Tak. - odparł ze spokojem.

- Żartujesz? - zrobiłam wielkie oczy.

- Ani trochę. A na pierwsze pytanie przykro mi, ale ci na nie nie odpowiem gdyż nie mam zielonego pojęcia. - wyszczerzył się do mnie, na co pokręciłam z uśmiechem głową.

Nagle na monitorach przywieszonych do metalowych ścian ukazała się twarz kochanego kanclerza Jahy ( tu w ogóle nie ma sarkazmu, skąd w ogóle ten pomysł? ) informująca nas o tym, że jest nas tutaj 100 więźniów z wyrokiem śmierci i jeśli uda nam się przeżyć na Ziemi do przylotu pozostałych osób z Arki, to zostaniemy ułaskawieni bla bla bla bla... W pewnym momencie Finn odpiął się z pasów i skoczył w górę śmiejąc się.

- Lepiej usiądź - powiedziałam patrząc na niego z politowaniem.

- Raczej nie. A ty czemu się nie odepniesz?

- Bo nie chce.

- Cykor.

- Nie cykor tylko wariat z resztkami mózgu służącymi do w miarę racjonalnego myślenia. - uśmiechnęłam się do niego chytrze a on spojrzał na mnie jak na idiotkę. - Do najmądrzejszych nie należę, ale nadrabiam kreatywnością i sprytem. Wygląda na to, że jakiś czas już lecimy. Jeśli naprawdę zmierzamy na Ziemię to zaraz wejdziemy w atmosferę a potem powinny się otworzyć spadochrony amortyzujące, czyli nastąpią nie małe turbulencje. Ty zaliczysz niemiłe spotkanie ze ścianami za to ja pozostanę bezpieczna w fotelu.

- A ty skąd to niby wiesz?

- Wierz mi. Znam się na tym. - posłałam mu znudzone spojrzenie.

On w odpowiedzi wystawił mi język i poleciał dalej. Pokręciłam głową z politowaniem. Niestety kilka osób poszło w ślady Finna. W pewnym momencie usłyszałam śmiechy i krzyk jakiejś dziewczyny:

- Wracaj na miejsce, zanim otworzą się spadochrony! A wy, jeśli chcecie przeżyć, nie ruszajcie pasów!

Rozpoznałam w niej Clarke Griffin, córkę Abigail Griffin, najlepszej lekarki na Arce i Jake'a Griffina, jednego z lepszych inżynierów, którego miałam okazję poznać osobiście na zajęciach, który został ekspulsowany z powodów, których nie podano do wiedzy publicznej.

Nigdy nie przepadałam za Clarke mimo, że nie miałam okazji bliżej jej poznać. Może po prostu odrzuciła mnie od niej sama świadomość, że wychowała się w stacji Fenix i miała rajskie życie, podczas gdy ja zmagałam się z trudnościami, jakie spotykały codziennie ludzi na pokładzie Waldena?

Po chwili statkiem, bo chyba na nim się znajdowaliśmy, gwałtownie szarpnęło a Finn uderzył w ścianę obok i upadł na podłogę.

Nagle wszystko znowu zaczęło się trząść. Zdziwiona i przerażona wbiłam się bardziej w fotel i zacisnęłam ręce na nieśmiertelniku.

Twarz kanclerza na ekranie zaczęła się zniekształcać a po chwili całkiem zgasła. Kable poodrywały się z sufitu i zaczęły swobodnie zwisać, przy okazji strzelając prądem w najbliższe metalowe rzeczy, których było tu mnóstwo. Słyszałam krzyki. Te z górnego jak i dolnego piętra. Nie tylko ja byłam przerażona. W następnej chwili poczułam mocne szarpnięcie a pasy uciążliwie wbiły mi się w ramiona. Potem wszystko ucichło i pozostały jedynie mrugające światła.

- Słyszycie? - zapytał jeden z dwóch chłopaków z boku lądownika. - Nie słychać maszyn.

- A to nowość. - odpowiedział drugi.

Po chwili pasy się odpięły a ja jak tylko poczułam się wolna wstałam na równe nogi. Nie był to najlepszy pomysł, ponieważ dolne kończyny strasznie mi zdrętwiały przez co, krótko mówiąc, odmówiły posłuszeństwa. Chwile mi zajęło zanim na chwiejnych nogach dałam radę dojść do Finn'a, klęczącego przy ciele jakiegoś chłopaka.

- Mam powiedzieć a nie mówiłam czy sam do tego dojdziesz? - powiedziałam poważnie na co on obdarzył mnie smutnym spojrzeniem.

Odwróciłam się i wpadłam na kogoś przez co straciłam równowagę i o mało nie zaliczyłam podłogi. Przed upadkiem uchronił mnie pewien ciemnoskory chłopak, który pomógł mi podeprzeć się na fotelu.

- Dzięki. - powiedziałam rzprostowując stawy.

- Nie ma za co. - odpowiedział znajomy głos. Zszokowana spojrzałam na jego właściciela i uśmiechnęłam się szeroko.

- Nathan! - krzyknęłam rzucając mu się na szyję.

- Też się cieszę, że Cię widzę. - zaśmiał się - Twój tata kazał mi Cię pilnować, ale ponieważ wiem, że na pewno dasz sobie radę, chce Cię tylko zapewnić, że możesz na mnie liczyć w każdej sytuacji. - Uśmiechnął się do mnie pogodnie, co odwzajemniłam - Jeszcze miesiąc temu byłem przekonany, że Cię ekspulsowali. - tu nagle spoważniał.

- Długa historia, na pewno nie na teraz. - poklepałam go po ramieniu i chciałam ruszyć się z miejsca kiedy potknęłam się o leżący kabel.

Od ponownego spotkania z podłogą uchronił mnie znowu Miller. W jego oczach mogłam zobaczyć rozbawienie spowodowane moją nieporadnością.

- To nie jest śmieszne - uderzyłam go lekko w ramię, jednak nie mogłam powstrzymać uśmiechu.

- Nie no w ogóle. - podniósł ręce w geście poddania na co mój uśmiech się powiększył.

Zanim zdążyliśmy się znowu odezwać, przy wielkich metalowych drzwiach coś zaczęło się dziać. Spojrzałam na Nathana porozumiewawczo i razem przepchaliśmy się do wyjścia.
Słyszałam znajomy głos, który jak najszybciej chciałam zidentyfikować. Niestety przede mną był jakiś gościu, którego nie miałam jak ominąć. Poklepałam go po ramieniu na co ten odwrócił się i spojrzał na mnie groźnie. Nie zrobiło to na mnie wrażenia.

- Czy mogłabym wejść przed Ciebie? - zapytałam miło - Nic nie widzę.

- Zapomnij. - prychnął i odwrócił się z powrotem, kompletnie mnie olewając. Zdenerwowana kopnęłam go w zgięcie kolana i popchnęłam w bok, przez co z łatwością mogłam się przepchnąć przed niego i zorientować w sytuacji.

Kiedy zobaczyłam osobę, która chciała otworzyć drzwi, mój uśmiech znacznie się powiększył. Nie widziałam Bellamiego od ponad roku i strasznie za nim tęskniłam. Odruchowo załapałam za metal noszący na mojej szyi. Chciałam do niego podbiec jednak Clarke skutecznie mi to uniemożliwiła.

- Stop! - krzyknęła i przepchała się do niego. - Powietrze może być skażone!

- Wtedy i tak po nas. - odpowiedział jej Bell.

W sumie ma rację. Albo zginiemy od powietrza albo z głodu. Osobiście wybieram powietrze. Młody Blake już chciał otwierać drzwi, kiedy odezwał się kolejny, bardzo dobrze znany mi głos.

- Bellamy? - on obrócił się i z niedowierzaniem patrzył, jak Octavia próbuje się do niego dostać.

- Boże - mruknął - jakaś ty duża. - O mocno go przytuliła. Stwierdziłam że nie będę ich na razie uświadamiać o swojej obecności i tylko patrzyłam na nich z uśmiechem. W końcu oderwała się od niego.

- Co to jest? - wskazała na jego ubiór - Mundur strażnika?

- Pożyczony. - odpowiedział szybko - Chciałem mieć na Ciebie oko. - Octavia znowu go przytuliła. Niestety Clarke musiała zniszczyć piękny moment brata i siostry.

- Gdzie twoja opaska? - zwróciła się do Bellamiego.

- Wybacz ale nie widziałam brata od roku - przerwała jej ostro O. Moja krew.

- Tu nikt nie ma brata! - krzyknął ktoś z tyłu. No jak widać ktoś jednak ma cymbale.

- To Octavia Blake! - krzyknęła jakaś dziewczyna - Znaleźli ją pod podłogą! - na tą wypowiedź zacisnęłam pięści. Nikt nie ma prawa obrażać mojej małej O.

- Jeśli ktoś ma coś do powiedzenia na jej temat najpierw idzie do mnie! - krzyknęłam patrząc z wyższością na setkowiczów. - Czy ktoś ma z tym jakiś problem? - zapytałam profilaktycznie, unosząc wysoko brwi. Wokół rozległy się szepty typu "To Terra Rosier", "Wsadzili ją do izolatki za niesubordynację" albo "To ona się włamała do systemów".

Nikt jednak nie odważył się wyrazić sprzeciwu na głos, więc wróciłam wzrokiem do mojego ulubionego rodzeństwa, które patrzyło na mnie z radością i niedowierzaniem. Usmiechnęłam się do nich i posłałam spojrzenie mówiące 'naprawdę strasznie się cieszę, że was widzę, ale najpierw trzeba pokazać tym tutaj kto tu rządzi'.

- Terra ma rację. - powiedział Bellamy do siostry. - Niech Cię zapamiętają z innego powodu. - Spojrzałam na niego zaintrygowana, tak samo jak O.

- Na przykład? - spytała.

- Jako pierwszą od 100 lat osobę na Ziemi. - odparł i uśmiechnął się do niej.

Podszedł do wajchy i opuścił ją. Drzwi się otworzyły a do środka wlało się światło, przez co musiałam chwilę pomrugać, aby moje oczy się przyzwyczaiły. Wszystkim zaparło dech w piersiach. Ziemskie powietrze. Takie... niesztuczne. Z zachwytem patrzyłam jak Octavia powoli stawia kroki, ostrożnie rozglądając się dookoła i w końcu stając na Ziemi.

- Wróciliśmy suki!!!

1458 słów + notka. Dobra sory ludzie, że niby wcześniej wstawiłam a potem to cofnęłam, ale tamto to była pomyłka. Rozdzialik poprawiony i w ogóle i mam nadziej że się podoba. Dedykacja dla itsbellamyblakee za super rozmowę w komentarzach do których was gorąco zachęcam. No to to chyba wszystko, więc bajo i do następnego.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top