Rozdział 8
- Jasne, dzięki - ucałowałam go w policzek - dobranoc - krzyknęłam jeszcze, czując na sobie wzrok Bella.
- Hej O, - powiedziałam wchodząc do jej namiotu. - zachciałabyś mnie może przygarnąć do siebie na jakiś czas? - zapytałam z niewinny uśmiechem.
- Ciebie? - usniosła brwi. - Zawsze i wszędzie. - zaśmiała się, robiąc mi miejsce. Rozłożyłam dodatkowe koce i położyłam się obok niej.
- No to co robiłaś dzisiaj, jak nas nie było? - spojrzałam na nią uważnie a ona się zarumieniła.
- Nie powiesz Bellamiemu? - spojrzała na mnie nie pewnie. Gwałtownie podniosłam się do pozycji siedzącej i pisnęłam.
- Który to?
- Ale, że co? - zapytała zbita z tropu.
- No ten szczęściarz, który wpadł ci w oko! - szepnęłam do niej.
- Ale skąd o tym wiesz? - zdziwiła się.
- Oj proszę Cię O! Znam Cię trochę... jak się zapytałam co robiłaś to się zarumieniłaś. Poza tym kazałaś mi nie mówić Bellamiemu, więc na pewno chodzi o chłopaka. - stwierdziłam pewna siebie mocno gestykulując.
- Nie powiesz mu? - spojrzała na mnie prosząco.
- Oczywiście, że nie! - krzyknęłam upadając obok niej na koce. - On jest facetem, nie zrozumiały tego. - machnęłam ręką a Octavia się zaśmiała. - No to opowiadaj. - spojrzałam na nią wyczekująco.
- Bellamy zlecił Atomowi pilnowanie mnie. No więc ja jakto ja chciałam mu trochę uprzykrzyć życie. - podrapała się po karku - Chciałam żeby mi udowodnił, że nie jest pachołkiem mojego brata. Najpierw wygonił chłopaków, z którymi grałam w jakąś grę. Zdenerwowałam się trochę i zaciagnęłam jakiegoś pierwszego lepszego faceta na górny pokład. - podniosłam wysoko brwi, ale Octavia kontynuowała - Jednak zamiast niego pojawił się Atom. Powiedział, że tamten gościu był skazany za morderstwo, a potem zamknął mnie w lądowniku razem z Montym. Próbowałam mu trochę pomóc jednak inżynieria to nie moja bajka. - skrzywiła się na co zareagowałam śmiechem - W każdym razie Atom w końcu mnie łaskawie wypuścił. Siedząc na pieńku przed wrakiem zobaczyłam cudownego, świecącego na niebiesko motyla, który doprowadził mnie na motylowa łąkę. - westchnęła - W pewnym momencie doszedł do mnie Atom i mnie pocałował. - rozmarzyła się a ja patrzyłam na nią z szerokim uśmiechem. - Niestety wieczorem po waszym powrocie Bellamy zobaczył mnie z nim, ale nie jestem pewna czy widział jak się całujemy. - zasmuciła się trochę.
- Na pewno wszystko będzie dobrze. - zapewniłam ją - Nawet nie wiesz jak się cieszę, że wreszcie kogoś sobie znalazłaś. - wyszczerzyłam się.
- Aha - przytaknęła - lepiej ty opowiadaj co tam się działo pomiędzy tobą a Bellem. - uśmiechnęła się znacząco.
- Nic się nie działo - odpowiedziałam spokojnie odwracając wzrok.
- Nie wierzę ci - stwierdziła patrząc mi w oczy.
- No dobra dobra - burknęłam - uratował mnie przed nadzianiem na pale w jakiejś dziurze wokół drzewa Jaspera. - westchnęłam a Octavia zrobiła wielkie oczy.
- Jak to?
- Ziemianie zastawili tam pułapki. - wyjaśniłam - Nie przemyślałam tego i podbiegłam do Jaspera. Bell w porę mnie złapał.
- Awwwwwww jak romantycznie - zażartowała na co uderzyłam ją lekko w ramię. Ona w odpowiedzi zachichotała cicho a potem ziewnęła przeciągle.
- Lepiej idźmy już spać. Jutro będzie kupa roboty. - stwierdziłam układając się wygodnie do snu.
- Masz rację. - zgodziła się ze mną Octavia. - Dobranoc Era.
- Dobranoc O.
×××××××××××××
Kiedy się obudziłam, Octavia jeszcze spała. Wyszłam cicho z namiotu i rozejrzałam się w poszukiwaniu Bellamiego. Nigdzie go nie widziałam, więc postanowiłam rozejrzeć się po obozie. Nie znalazłam go jednak mojej drodze stanął Finn. Na mój widok uśmiechnął się szeroko.
- Hej Terra, jak leci? - zapytał podchodząc do mnie.
- Dobrze dziękuję. - uśmiechnęłam się miło i przytuliłam go. - Widziałeś może Bellamiego? - rozejrzałam się wokół czy aby na pewno nie ma go w zasięgu mojego wzroku.
- A co? - zmarszczył brwi.
- Widziałeś go czy nie? - spytałam jeszcze raz, podnosząc brwi.
- Jest w lesie przy obozie razem z Murphy'm i kimś tam jeszcze - machnął ręką.
- Super, dziękuję ! - powiedziałam i pomachalam mu odbiegając w stronę, którą pokazał mi Collins. - Do później!
Kiedy wreszcie znalazłam chłopaków usłyszałam dwięk upadajacego metalu a potem głos Johna:
- To przez wyjca. Wkurza mnie - powiedział mając na myśli Jaspera.
- On długo nie pociągnie. Wymyśl sobie inną wymówkę - usłyszałam odpowiedź Bellamiego. Przyjęłam niezadowolony wyraz twarzy i wyszłam zza chłopaków.
- Ten wyjec ma na imię Jasper - upomniałam Johna na co przewrócił oczami - I się z tego wyliże. Zapewniam was. - Spojrzałam na nich groźnie jednak potem uśmiechnęłam się pogodnie. - Cześć Bell. - przywitałam się całując go w policzek na co się do mnie szeroko uśmiechnął i zmienił temat.
- Cześć Terra. Jak tam pierwsza noc na Ziemi?
- Super, aczkolwiek trochę twardo. - powiedziałam rozprostowując plecy.
- Wiesz... - mruknął Bell - zawsze możesz przyjść do mnie. - poruszył śmiesznie brwiami.
- Zapamiętam na przyszłość. - mrugnęłam do niego - Co porabiacie? - Spojrzałam na nich.
- Trenujemy celność - odpowiedział Blake i rzucił toporkiem trafiając w drzewo na przeciwko nas - Tak to się robi. - spojrzał z wyższością na Murphy'ego.
- Mogę spróbować? - zapytałam spoglądając na Bellamiego, który wyciągał toporek z drzewa.
- Nie dasz rady - prychnął Murphy.
- Założymy się? - podeszłam do niego z wyzywajacym wzrokiem.
- Nie ogarniesz tego młoda. - powiedział, na co uniosłam wysoko brwi.
- W twojej głowie to chyba chomiki grają w ping-ponga, skoro tak uważasz. - zakpiłam patrząc na niego uważnie. Usłyszałam jak Bellamy stojący za mną, prychnął śmiechem.
- Pokaż co potrafisz. - uśmiechnął się do mnie Bell, podając mi topór.
Chwyciłam go i popatrzyłam na drzewo, w które chciałam trafić. Zamachnelam się i rzuciłam. Może i nie trafiło w konkretnie to drzewo, w ktore chciałam, ale za to w inne zaraz za nim... tuż obok głowy pewnego czarnowłosego chłopaka, który właśnie wyszedł z krzaków razem z Millerem.
- Sory! Sory! Sory! - zaczęłam szybko zakrywajac usta dłonią.
Za sobą usłyszałam głośny śmiech Bellamiego. Zdezorientowany chłopak, w którego omal nie trafiłam, uśmiechnął się do mnie rozbawiony.
- Nie zły rzut - stwierdził.
- Dzięki - wyszczerzyłam się do niego. - Łyso ci? - zapytałam Johna, który przewrócił oczami.
- Półtora kilometra w każdą stronę - zaczął czarnowłosy zmieniając temat. - Trina i Pascal zniknęli. - dodał patrząc na mnie a potem wracając wzrokiem do Blake'a, który objął mnie ramieniem.
- Odwiedzasz swoje drzewko? - zakpił Murphy kompletnie olewając moją wygraną i trącił tamtego chłopaka ramieniem. Ten tylko spuścił głowę.
- Atom poniósł karę, odpuść. - powiedział do niego Bell. Czyli to ten Atom od Octavi... wygląda na całkiem przyzwoitego...
- Dopadli ich Ziemianie? - spytał Atom nie zwracając uwagi na zachowanie Johna.
- Albo tylko chcica. - wtrącił znowu Murphy.
Spojrzałam na niego znudzonym wzrokiem. Bellamy podszedł do drzewa i wyciągnął z niego toporek. Usłyszałam szelest po mojej prawej, gdzie zobaczyłam Octavie wylewającą zużytą wodę i wpatrującą się z uwielbieniem w Atoma. Chyba na prawdę jej się podoba. Jak wybranek jednak szybko spuścił wzrok i spojrzał na Blake'a, który uważnie ich obserwował. Co Bell mu do jasnej cholery nagadał?
- Zobacz Bellamy, ludzie się boją. Te krzyki tylko pogarszają sprawę. - powiedział wskazując na lądownik.
- Poprawi się jak zdobędę jedzenie. - odpowiedział Blake patrząc na mnie.
- Co jak się połapią, że nie ma Pascala? - zapytał dotychczas milczący Nathan.
- Tylko zgubił się z Triną. - zapewnił ich Bell. - Będziemy ich szukać.
- Chodźmy coś zabić - mruknął Murphy odwracając się na pięcie.
- Ty nie idziesz - zatrzymał go Bell - potrzebuje Cię tutaj. Jeśli Ziemianie krążą, ktoś musi tu zostać.
- Dobra - odparł - ale każ się zamknąć pinglarzowi.
- Nie mów tak do niego - spojrzałam na niego zła. Murphy jednak mnie olał i odwrócił się do mnie plecami.
1141 słów + notka. No to jak oceniacie rozdzialik? Czekam na komentarze ale do gwiazdek też zapraszam. Do następnego.
~fanka13
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top