Rozdział 46
- Właśnie słyszałam, że Murphy ma Jaspera - powiedziała zdyszana Octavia, która właśnie podbiegła pod kapsułę.
- Tak - odpowiedział jej brat i spojrzał na nią kątem oka. - Okopy zrobione?
- Co?! - spytała, patrząc na niego z niedowierzaniem. - Bellamy, tam jest mój przyjaciel z mordercą...
- Jeśli zaatakują, już po nas - przerwał jej, jednak ona była już w drodze pod drzwi kapsuły.
- Murphy! - wydarła się, waląc pięścią w wejście. - Murphy! Jeśli go choćby draśniesz, zabije Cię!
- Zostaw to mnie. - przerwał jej czarnowłosy, chwytając ją za ramię.
- Jakoś nie widzę, żebyś coś robił. - wyrwała mu się. - A ty Terra? - odwróciła się do mnie. - Jak możesz tak stać i nic nie robić?! To też twój przyjaciel!
- Miałaś rację - powiedziała do mnie Raven, która właśnie do nas dołączyła. - Z tyłu jest poluzowany panel. Możemy wejść.
- Dobra. Wywal panel. - zadecydował za mnie Bellamy, a ja odwróciłam się do jego siostry.
- Na prawdę myślałaś, że pozwoliłabym Bellamiemu nic w tej sprawie nie zrobić, a sama stałabym jak słup przed tymi cholernymi drzwiami przez całą noc? - zapytałam, unosząc jedną brew.
- Sory - szepnęła, na co uśmiechnęłam się do niej z politowaniem.
- Raven! - krzyknęłam za dziewczyną, widząc, że odchodzi. - Zaczekaj, pomogę Ci. - zdeklarowałam się. Odwróciłam się do Octavi, która posłała mi niepewne spojrzenie. - Dla Jaspera. - odpowiedziałam na jej nieme pytanie. - A ty - dźgnęłam ją palcem - nie rób głupstw. - zaznaczyłam. O pokiwała z uśmiechem głową i zamknęła mnie w krótkim uścisku i pobiegła po coś do nas do namiotu. Odwróciłam się i wpadłam na Bellamiego. Chwilę patrzyliśmy na siebie aż w końcu się odezwałam. - Ty też. - posłałam mu smutny uśmiech i ruszyłam za wrak. - Zobaczmy co tutaj mamy... - powiedziałam do siebie, zdejmując kurtkę i wiążąc ją sobie wokół pasa.
- Panel jest poluzowany tu i tu. - wskazała Raven. - Jeśli obluzujemy go jeszcze z tej strony to uda nam się go wyrzucić całkiem. - objaśniła mi, na co kiwnęłam głową.
- No to do roboty. - zatarłam ręce i razem z Reyes zabrałyśmy się za podważanie blachy.
- Terra słuchaj... - zaczęła Reyes. - To co widziałaś... mnie i Bellamiego... - mówiła a ja coraz mocniej napierałam na panel, aby nic głupiego jej nie zrobić. - To nie tak. Bellamy nie...
- Poszło! - powiedziałam uradowana, chamsko przerywając brunetce. - Zobaczmy co jest w środku. - mruknęłam i chciałam wejść do wnętrza, ale mnie zatrzymała.
- Terra zaczekaj. - chwyciła mnie za ramię. - Musisz poznać prawdę...
- Słuchaj Raven...
- Nie. - tym razem to ona przerwała mi ostro. - To ty posłuchaj. Nie mogę patrzeć jak przeze mnie wasz związek się rozwalił. Nie wiedziałam, że wy naprawdę że sobą jesteście. Tak zaprzeczaliście...
- Ale Bellamy owszem. On świetnie wiedział, że jesteśmy razem. - odpowiedziałam, przenosząc na nią załzawiony wzrok.
- Dlatego nawet nie wiesz jaka byłam zdziwiona, kiedy mi odmówił. Powiedział mi o tym, ale byłam na Ciebie wściekła! - wyrzuciła ręce w powietrze.
- Co? - wyszeptałam.
- Chciałam zapomnieć o Finnie. Bellamy wydał mi się do tego najbardziej odpowiedni. Poza tym, pokłóciłyśmy się. Chciałam ci zrobić na złość. - wytłumaczyła.
- Przelatując mojego chlopaka? - spytałam z niedowierzaniem.
- Przepraszam Terra. Nie wiedziałam i naprawdę nie chciałam zepsuć waszej relacji. - zakończyła i spojrzała na mnie nie pewnie.
- O mój Boże. - szepnęłam do siebie i przeczesałam ręką przetłuszczone włosy. - Nie wiem czy mam się śmiać czy płakać. - spojrzałam na nią z ulgą wymalowaną na twarzy. Zrobiłam dwa kroki w jej stronę i zarzuciłam jej ręce na szyję, mocno przytulając co ona po chwili wahania odwzajemniała. - Ale nadal mam ochotę Ci przywalić za zarywanie do mojego chłopaka. - ostrzegłam ją na co zaśmiała się głośno.
- Cieszę się, że wróciliśmy do normy. - uśmiechnęła się do mnie. - Naprawdę przepraszam za to, co zrobiłam. I za to co powiedziałam. Nie chciałam Cię zranić.
- Mi też wymsknęło się parę słów, które nie powinny - wyznałam.
- Chcesz iść z nim teraz pogadać? - zapytała.
- Nie. - pokręciłam głową. - Musimy najpierw pomóc Jasperowi. - stwierdziłam.
Raven kiwnęła na zgodę i jako pierwsza wślizgnęła się do szybu, zabierając ze sobą jedną z dwóch latarek.
- Ale fajnie. - powiedziała pod nosem.
- Wyłącz tryb mechanika i szukaj wejścia. - pouczyłam ją, podczołgując się do niej.
- Oj nie mów, że ci się nie podoba. - spojrzała na mnie znacząco.
- Strasznie, ale pozachwycamy się tym, jak nikomu z nas nie będzie groził Murphy. - oznajmiłam z lekkim uśmiechem. No ale rację Raven przyznać musiałam. Tu było czadowo.
- Tu jest właz. - wskazała na coś ręką, zmierzając do panelu sterującego.
- Zamykany od góry. - zauważyłam.
Z góry można było usłyszeć niewyraźną rozmowę prowadzoną przez krótkofalówkę między Murphy'm a najprawdopodobniej Bellamym. Bellamy. Ale ja byłam głupia, że go nie wysłuchałam na samym początku. Przynajmniej teraz jestem w stanie normalnie współpracować z Raven.
Nagle usłyszałyśmy otwieranie drzwi lądownika. Zdziwiona zmarszczyłam brwi i spojrzałam na dziewczynę.
- Dogadali się? - zapytałam z niedowierzaniem.
- Nie sądzę. - odpowiedziała mi. Przez chwilę panowała cisza następnie usłyszałyśmy liczne kroki i krzyki z zewnątrz oraz ponownie zamykanie włazu.
- Nie podoba mi się to. - stwierdziłam. Usłyszałyśmy, że ktoś się do nas zbliża.
- Dziewczyny? - spytał znajomy głos. - Terra? Raven?
- Jasper? - zapytałam z niedowierzaniem. - Wypuścił Cię?
- Nie do końca - odpowiedział zestresowany.
- Jak to "nie do końca"? - dopytała brunetka.
- Bellamy się ze mną wymienił.
- Cooo?! - krzyknęłam głośno, na co Raven zakryła mi buzię ręką i wskazała na sufit.
- Cicho, bo oni właśnie chodzą nam po głowach. - skarciła mnie.
- Jak to? - dopadłam do Jaspera, nie zważając na Reyes - Przecież on go zabije! - krzyknęłam szeptem.
- Jesli chcesz mu pomoc to znajdź obwód wejścia. - nakazała mi mulatka. Zagryzlam wargi, aby z rozpaczy się nie popłakać i gorączkowo zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu obwodu.
- Cholera! - krzyknął w pewnym momencie Jasper, na co obie go uciszyłyśmy. - Jest tam przeze mnie! Nie możemy go stracić!
- I nie stracimy. - zapewniłam go, chociaż samej było mi ciężko. - A teraz się zamknij bo są tuż nad naszymi głowami. - wskazałam do góry i otworzyłam buzię z niedowierzania. - O szit. - mruknalam cicho, patrząc na zbiornik. - Raven. - szepnęłam głośno. - Raven!
- Co? - zapytała, obracając się w moim kierunku.
- Powinnaś to zobaczyć. - wskazałam szare baniaki z białym napisem "Hydrazyna".
- O cholender. - podsumowała.
- Strzelę przez podłogę. - zaproponował Jasper, kompletnie nas ignorując i podnosząc broń, gotowa do wystrzału. - Muszę go tylko namierzyć.
- Kiepski pomysł. - zatrzymałam go. Ostrożnie puknęłam w zbiorniki pięścią a rozgłos poniósł się prawie przez całą podłogę.
- Rany. Ile tego?! - zapytała brunetka z niedowierzaniem.
- Można by zrobić więcej bomb. - zauważył Jasper.
- Masz racje. - przytaknęła mu Reyes. - Dopisz do listy. A póki co. Nie ma strzelania. - wysyczała.
Jak tylko to powiedziała rozległ się głośny wystrzał a ja poczułam ból w ramieniu. Mocno zacisnęłam zęby, żeby się nie wydrzeć. Chwyciłam się za zranione miejsce, mocno je uciskając i zaczęłam bezgłośnie przeklinać, kręcąc się w kółko i zginając wpół.
- Terra? - spytał Jasper, widząc moje dziwne zachowanie.
- Kurwa, ale boli. - powiedziałam cicho i syknęłam, spoglądając na ranę.
- Musisz czymś zatamować krwawienie - stwierdziła Raven.
- Pomogę Ci wyjść - zaproponował Jasper i popłynął mnie lekko w kierunku wyjścia po czym sam zaczął za mną iść.
- Raven. - odwróciłam się do dziewczyny. - Musisz otworzyć te drzwi. - powiedziałam, ze łzami bólu i rozpaczy w oczach. Brunetka kiwnęła głową i jeszcze sprawniej zabrała się do roboty.
1129 słów + notka. Kurde, musiałam je jakoś pogodzić i Terra musiała się dowiedzieć prawdy, dlatego ten rozdział wyszedł taki trochę naciągany, ale cóż. Tak w ogóle to zapomniałam, że dzisiaj niedziela dlatego wstawiam później niż zwykle. No to bay bay.
~fanka13
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top