Rozdział 35

- Bellamy! - krzyknęłam i do niego podbiegłam. Odwrócił się i uśmiechnął się do mnie po czym objął mnie ramieniem i pocałował w policzek. - Jest taka tyci tyci sprawa. - zaczęłam kładąc brodę na jego torsie i oplatając go w pasie, jednocześnie patrząc mu w oczy.

- O co chodzi słoneczko? Dobrze się bawisz? - zapytał z uśmiechem nie spuszczając ze mnie wzroku. Zmarszczył jednak brwi, kiedy dołączyła do nas Clarke.

- Mamy do Ciebie sprawę. - stwierdziła Griffin.

- Terra się nie upija, więc jakiś powód musicie mieć, żeby tu przyjść.

- Mówię poważnie. - warknęła zirytowana.

- Jak zawsze. - przekręcił oczami na co się uśmiechnęłam. - O co chodzi? - tym razem na poważnie, wyprostował się i odwrócił w stronę blondynki, cały czas trzymając mnie u swego boku.

- Finn umówił nas z Ziemianami. - powiedziała powoli i ostrożnie Clarke, jakby bała się reakcji Bellamiego. W sumie ja też bym się bała jakbym była nią. Będzie wściekły i na pewno by mi nie pozwolił iść. - Porozmawiamy z nimi.

- Oni nas zabijają. - zaznaczył Blake, patrząc raz na mnie raz na nią. - Chyba oszalałaś. A ty? Co ty masz z tym wspólnego? - zwrócił się do mnie.

- Ja też tam idę. - uśmiechnęłam się pocieszająco. - Podobno jako taki najkompetentniejszy i najfajniejszy lider setki. - wyszczerzyłam się.

- Nie zgadzam się! - krzyknął i położył mi ręce na ramionach, uważnie skanując moją twarz, jakby chciał znaleźć coś, co by to zapewniło o tym, że to tylko głupi dowcip. - Nie puszcze Cię tam! Nawet o tym nie myśl! Poza tym, jesteś pijana i nie myślisz trzeźwo. - spróbował innej argumentacji.

- Nie jestem pijana. - oburzyłam się.

- Tak? To powiedz stół z powyłamywanymi nogami. - uniósł jedną brew.

- Nie powiedziałabym tego nawet na trzeźwo. - posłałam mu przypominające spojrzenie.

- Warto spróbować. - przerwała nam Clarke. - Musimy żyć razem.

- Powieszą was, żeby nas ostrzec. - pokręcił głową.

- O to chodzi. - zaczęła blondynka i dała mi znak, że mam kontynuować.

- Idź za nami. Jako obstawa. - chwyciłam go za rękę i splotłam nasze palce. Bellamy cały czas obserwował moje poczynania.

- Finn wie? - zapytał nas.

- Nie musi. - stwierdziła pani doktor. - A, i jeszcze jedno - przypomniała sobie. - weź broń.

Chłopak kiwnął głową, a Clarke odeszła od nas, dając nam chwilę dla siebie.

- Nie podoba mi się ten pomysł. - stwierdził Bellamy odwracając się w moją stronę i obejmując mnie w talii.

- Mi też - westchnęłam i objęłam go za szyję. - ale jeśli jest szansa, że będziemy mogli żyć, nie bojąc się ich, to chce spróbować. - uśmiechnęłam się do niego lekko.

- Ile wypiłaś? - zapytał, unosząc jedną brew. - Mówisz strasznie mądrze. - zaśmiał się na co walnęłam go w ramię.

- Ja tu się staram a ty psujesz moment. - naburmuszyłam się.

Chciałam odejść, ale mocniej chwycił mnie w pasie i przyciągnął do siebie. Znowu poczułam jego usta na swoich. Położyłam swoje ręce na jego karku i odwzajemniłam pocałunek. Poczułam jak się uśmiecha, więc automatycznie zrobiłam to samo. Oderwaliśmy się od siebie kiedy zaczęło nam brakować powietrza.

- Uważaj na siebie dobrze? - poprosił, patrząc mi w oczy.

- Jak zawsze. - uśmiechnęłam się niewinnie.

- Terra. - powiedział ostrzegawczym tonem.

- Będę na siebie uważać. - zapewniłam go, przewracając oczami.

Poczułam jak wsuwa mi coś w rękę. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam mały pistolet, który Bellamy miał jeszcze z Arki. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem.

- Na wszelki wypadek. - powiedział widząc moją minę.

- Powinniśmy iść bez broni. - przypomniałam.

- Ale i tak pójdę też ja z karabinem. - zauważył.

- Więc to mi jest nie potrzebne.

- Terra. - spojrzał mi dobitnie w oczy. - Będę spokojniejszy, jeśli będziesz to miała przy sobie. - powiedział. Westchnęłam ciężko i chwyciłam za broń.

- Co z nabojami? - zapytałam chowając go za spodnie tak, żeby nie było go widać.

- Poprosiłem Raven, żeby zrobiła do niego na samym początku. Pełny magazynek. - uśmiechnął się zwyciesko. - Wiem, że umiesz strzelać. No, przynajmniej jak początkujący strzelec. - zaśmiał się a ja podniosłam jedną brew. - Żartuje sobie. - połączył nas czołami na co się uśmiechnęłam. - Ale i tak Cię trochę poduczę jak wrócimy, a ty trochę wytreźwiejesz.

- Jestem trzeźwa! - powiedziałam niezadowolona.

- Jasne ty mój najkompetentniejszy i najfajniejszy liderze. - uśmiechnął się do mnie szeroko. - Powodzenia.

- Powodzenia. - pocałowałam go.

××××××××××


- Brałeś pod uwagę, że to pułapka? - zapytała Clarke Finna, za którym szliśmy już nie wiem jak długo.

- Jep. Ale w Dniu Jedności wykazuje się nadzieją.

- Jak narazie moje Dni Jedności sprowadzają się do tego, że uczyłam się patriotycznych wierszyków, których koniec końców nie przedstawiałam, bo Clarke była lepsza, tata przez szesnaście lat o mnie zapominał a sama zostałam aresztowana we własne urodziny. - prychnęłam. - Nie no żyć nie umierać po prostu.

- Masz dzisiaj urodziny? - zapytał Finn odwracając się w moja stronę.

- Serio? - uniosłam jedną brew. - Z tego wszystkiego co powiedziałam, wyłapałeś tylko to, że mam urodziny?

- Coś w ten deseń. - uśmiechnął się zadziornie. - Więc ile kończysz?

- 20. - pokręciłam głową.

- Wszystkiego najlepszego. - uśmiechnął się do mnie i objął mnie ramieniem.

- A dziękuję. - wyszczerzyłam się jednak mój uśmiech zniknął, kiedy Collins jęknął z bólu.

- Pokaż. - powiedziała blondynka, której również się to nie spodobało.

Finn po chwili zawachania zdjął rękę z mojego ramienia i podniósł koszulkę do góry. Odsunęłam się trochę na bok, żeby Clarke miała lepszy dostęp do poszkodowanego. Griffin przyjrzała się ranie, a chłopak cały czas uważnie obserwował jej ruchy. Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała mu w oczy. Czułam się tak jakby nie powinno mnie tu być. To naprawdę krępujące.

- To musi być naprawdę wielką nadzieja. - stwierdziła. - On dźgnął Cię nożem.

- Mówisz jak Bellamy. - zauważył na co zmarszczylam brwi.

- Chce nas utrzymać przy życiu. - powiedziała zanim ja zdążyłam się odezwać.

- Ja też. - odpowiedział i ruszył w dalszą drogę.

- Głupia sytuacja. - mruknęłam, przechodząc obok Clarke i wysypując po drodze niecałą garść orzechów, które miały posłużyć Bellamiemu, jako wskazówka, w którą stronę poszłyśmy.

××××××××××


- Tavi! - krzyknęłam, widząc brunetkę, która chodziła w tą i spowrotem na początku mostu. Widząc mnie szybko do mnie podeszła i mocno przytuliła. - Co ty tu robisz? - zapytałam kiedy już się od siebie oderwałyśmy.

- Więc tak to zrobiłeś. - powiedziała Clarke do Finna. Octavia posłała jej niezadowolone spojrzenie. - Pomogłaś mu uciec? - zapytała Octavii.

- Ufam mu Clarke. - odpowiedziała pewnie.

- Skoro O ufa Lincolnowi, to ja też. - wzruszyłam ramionami i puściłam oczko młodej Blake na co ona uśmiechnęła się do mnie wdziecznie. - Ale tylko Lincolnowi. - zaznaczyłam, unosząc palec do góry.

- Nie wy jedne. - odpowiedziała niezadowolona, dyskretnie spoglądając na Finna.

- Jesteś pijana? - zapytała cicho O, podnosząc brwi z lekkim uśmiechem.

- Troszeczkę. - odwzajemniałam uśmiech.

- Ktoś idzie. - przerwał nam Collins.

Wszyscy spojrzelismy na drugą stronę mostu. Spomiędzy drzew wybiegł Lincoln. Octavia na jego widok, rzuciła się biegiem w jego stronę i mocno go przytuliła. Oj Bellamy nie będzie zadowolony. Lincoln po oderwaniu się od O spojrzał na mnie i kiwnął do mnie głową, więc zrobiłam to samo. Po chwili zza drzew, zza których wybiegł zaprzyjaźniony Ziemianin, wyszły konie. Najprawdziwsze konie. Otwarlam szeroko usta i ze zdziwieniem obserwowałam te niesamowite zwierzęta. Usłyszałam za sobą westchnięcie zachwytu Clarke.

- O Boże. - mruknęła. - Konie.

Na końcu mostu stanęły te trzy zwierzęta, na których grzbiecie byli jeźdźcy. Po środku siedziała kobieta.

- Miało nie być broni! - powiedział zdenerwowany Finn dobiegając razem z Clarke do nas.

- Obiecali. - odpowiedział Lincoln, również obserwując swoich z niezadowoleniem.

- Już za późno. - stwierdziła Clarke i spojrzała porozumiewawczo na Collinsa po czym ruszyli. Zatrzymała ich jednak ręka Lincolna.

- Tylko one. - powiedział wskazując na Clarke i na mnie.

- Ja? - zapytałam zdziwiona. - Przecież miałam tylko być jako wsparcie duchowe! - wyrzuciłam ręce.

- Finn ci nie powiedział? - zapytał zdziwiony Ziemianin. Wow. On jednak ma emocje. Przeniosłam wzrok na Collinsa, który unikał mojego spojrzenia.

- W porządku. - powiedziałam. - Jeśli Finn chce, to może iść za mnie. - wzruszyłam ramionami.

- Nie. - powiedzieli równo Octavia z Lincolnem.

- Musisz iść TY. - zaakcentował Ziemianin.

- Lepiej, żeby Clarke poszła sama. - powiedziałam niechętnie. - Mogę coś palnąć niemiłego.

- Dam radę. - zapewniła blondynka kiwając do mnie na zgodę.

- Clarke... - zaczął Finn.

- Finn. Czas na dobro. - powiedziała dobitnie i ruszyła na spotkanie z wodzem.

1258 słów + notka. Ludzieeeeee. Richard Harmon aka John Murphy przyjeżdża na Warsaw Comic Con w kwietniu!!!

Kto się wybiera? Jak nie możecie, ale chcecie mu coś od siebie dać to jest akcja na fejsie na grupie "Welcome to Poland Richard", że można napisać do niego list, który się wysyła do jednej dziewczyny i ona mu je wszystkie przekaże w dużym segregatorze na WCC. Będzie też akcja panelowa i podobno koszyk z polskimi smakołykami, więc zapraszam!
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top