Rozdział 32

- No bo... ja też coś widziałam. Tylko, że... to nie było takie bardzo... poważne... - zaczęłam niepewnie.

- Co widziałaś? I co ma z tym wspólnego Finn? - nie odpuszczał.

-  Ugh..! Walnęłam Finna z liścia bo nie powiedział mi, że jest księżniczką wróżek. - wrzuciłam z siebie na jednym wdechu.

Przez chwilę panowała cisza, jednak szybko przerwał ją głośny śmiech Bellamiego. Schowałam twarz w dłoniach i warknęłam sfrustrowana. Blake odsunął je powoli ode mnie a ja Spojrzałam zawstydzona na jego szeroko uśmiechnięte oblicze. Nawet te rany, przy tym uśmiechu bledły.

- Uderzyłaś Finna z liścia? - dopytał ze śmiechem.

- Tak jakoś wyszło. - mruknęłam cicho.

- I widziałaś wróżki. - podniósł jedną brew.

- Byłam naćpana! - zrobiłam się czerwona na co Bell ponownie zareagował śmiechem.

- Dobrze, nie będę już drążył tego tematu. Wydaje mi się, że miałaś równie ciężki wieczór co ja. - zaśmiał się na co wstawiłam mu język.

Ponownie chwyciłam za szmatkę i z lekkim uśmiechem ponownie zajęłam się Bellamym.

- Rozmawiałaś z tatą? - zapytał po chwili milczenia.

- Tak. - odpowiedziałam a mój uśmiech się powiększył.

- Nawet nie wiesz jak mi ułożyło. - westchnął z ulgą i uśmiechnął się lekko na co pokręciłam głową. - Dowiedziałaś się czegoś ciekawego?

- Oprócz tego, że się za mną stęsknił i przyleci tutaj pierwszym Exodusem to chyba nie było nic ciekawego.

- Naprawdę? - zapytał, chyba nawet szczerze zadowolony. - Super. Muszę przyznać, że nawet trochę się nie mogę doczekać tego spotkania. - stwierdził z niewielkim uśmiechem.

- Ja też. - odwzajemniłam uśmiech. - Mimo wszystko strasznie za nim tęsknię. Po tym jak powiedział mi, że kiedy zobaczył, że moja bransoleta nie daje znaku życia i chciał się zgłosić na ochotnika do sektoru 17, stwierdziłam, że na razie nie mam zamiaru go znowu tracić.

- Terra... - zaczął Bellamy, ale mu przerwałam, kiedy zobaczyłam poczucie winy w jego oczach.

- Bellamy nie. Nie przepraszaj i nie mów, że to twoja wina. To była moja decyzja i jakby od tego znowu zależało twoje życie to pewnie zrobiłabym to samo. - spojrzałam na niego dobitnie. Kiwnął lekko głową a ja wróciłam do pracy.

- Mogę Cię o coś zapytać? - odezwał się niepewnie.

- Jasne. - wzruszyłam ramionami.

- Czy wiesz dlaczego twój tata nie zdecydował zgłosić się na rzeź? - zapytał a ja na chwilę przerwałam wykonywaną przeze mnie czynność. Spojrzałam w jego oczy po czym uśmiechnęłam się.

- Jesteśmy Rosier. - odpowiedziałam pewnie. - Nigdy nikogo z przyjaciół nie uznajemy za martwego, do póki nie zobaczymy na własne oczy albo egzekucji, albo ciała, albo nie otrzymamy takiej deklaracji z ust kogoś zaufanego, kto osobiście widział takową śmierć. - wytłumaczyłam na jednym wdechu.

- Dlaczego tak? - spytał zdziwiony.

- Wszystko inni może Cię okłamywać. Może jest to trochę naciągane, ale się sprawdza. - odpowiedziałam na co Bellamy pokiwał ze zrozumieniem głową. - Na przykład te głupie opaski. Znikasz ludziom z Arki z monitora, więc jesteś martwy. A tu co? Banda bachorów zdejmuje branzolety bo szefostwo im zabroniło. - wyrzuciłam ręce w powietrze, aby bardziej zobrazować to, co chodziło mi po głowie. Bellamy zaśmiał się z mojej reakcji. Rety jaki on ma cudowny śmiech. - Mówiłam mu też, że jesteś tu ze mną. - uśmiechnęłam się do niego a on się zmieszal.

- I jak zareagował?

- Nie przejmuj się, nadal jesteś jego ulubionym strażnikiem. - poklepałam go po ramieniu.

- A tak serio? - uniósł jedna brew.

- Trochę się zdziwił, ale nie tak jakbym się spodziewała. Koniec końców raczej nie wyglądał na złego. - uśmiechnęłam się pocieszająco. Dostrzegłam, że Bellamy się rozluźnia i odwzajemnia mój uśmiech. - A i jeszcze tata pytał o Octavię. - dodałam chwytając jego policzki w obie dłonie i uważnie przyglądając się jego ranom.

- O Octavię? - zdziwił się.

- Mhmmm. - mruknęłam, biorąc się teraz za jego prawy policzek.

- Dlaczego?

- Jak byłam w izolatce nie mogłam się kontaktować z innymi więźniami, chociaż w przeciwieństwie do Clarke czy Wellsa uczęszczałam na zajęcia z przetrwania. - wytłumaczyłam. - Chciałam wiedzieć co u Tavi i jak się trzyma, więc prosiłam tatę, żeby czasem do niej zajrzał.

- Nie był zdziwiony twoją prośbą? - zdziwił się jeszcz bardziej. - Albo zły? W końcu to przez nas trafiłaś do loży.

- Oj Bell - zacmokałam. - trafilabym tam prędzej czy później. A po dobitnym wytłumaczeniu, że O jest dla mnie jak siostra, powiedzmy, że nie miał wyjścia. - wyszczerzyłam się.

- Jesteś niesamowita. - stwierdził oplatając mnie ramionami w pasie i przyciągając mnie bliżej siebie tak, że nasze klatki się stykały.

Zaprzestałam opatrywania chłopaka i przeniosłam moje ręce na jego kark. Przez to, że on siedział półdupkiem na swoim łóżku, byliśmy niemal równego wzrostu, chociaż on nadal miał kilkumilimetrową przewagę.  Zrobiło mi się gorąco kiedy poczułam jego oddech na mojej szyi. A kiedy spojrzał do góry, prosto w moje oczy z uczuciem, którego nie mogłam rozpoznać, trochę straciłam umiejętność logicznego myślenia. Nie żebym ją kiedykolwiek w pełni posiadała w jego obecności.

- No wiem. - odpowiedziałam cicho i zjechałam wzrokiem na jego usta ale zaraz szybko powróciłam do jego oczu. - Ale co do tego chyba nie miałeś żadnych wątpliwości? - uniosłam jedną brew.

- Nigdy. - wyszeptał. Przełknęłam cicho śline i dostrzegłam jak tym razem on zjechał wzrokiem na moje wargi.

- TERRA! - krzyknęła Raven a cały magiczny nastrój prysl.

- No to są chyba jakieś żarty. - mruknął zdenerwowany Bellamy. Szybko, cała czerwona, odsunęłam się od niego na bezpieczną odległość, zanim wparowała do nas Reyes.

- Terra. - powtorzyła brunetka, wskazując na mnie palcem.

- Tak mam na imię. - odpowiedziałam, czując jak powoli czerwień z moich policzków gdzieś ucieka.

- Czego chcesz Reyes? - zapytał zirytowany Bell. Chyba nie spodobało mu się to, że nam przeszkodziła w... Tak właściwie to co to było?

- Nie przyszłam do Ciebie, Blake. - warknęła na niego. Chłopak uniósł brwi i chciał coś dodać, ale postanowiłam zareagować.

- Co się stało Raven? - zapytałam.

- Musisz mi pomóc przenieść odbiornik radiowy na zewnątrz bez konieczności zerwania łącza. - wyjaśniła.

- Ty tu jesteś mechanikiem. - zauważyłam, marszcząc brwi. - I to najmłodszym od ostatnich pięćdziesięciudwóch lat.

- A ty jesteś inżynierem. - położyła ręce na biodrach. - dorównującym głupocie Kyle'owi a umiejętnościom Sinclair'owi, więc z łaski swojej przydaj się na coś i rzuć jakimś błyskotliwym pomysłem. - wygestykulowała a ja patrzyłam na nią z rozbawieniem.

- Ekran też? - zapytałam z uniesioną brwią.

- Całą instalację.

- Sprawdzałaś kable zasilające?

- Za krótkie.

- Panele solarne?

- Za ciężkie.

- A może scalić obie konstrukcje. - zaproponowałam.

- To nie głupie... - zastanowiła się chwilę - Jak chcesz to zrobić?

- Wbudować radio do monitora. - wzruszyłam ramionami.

- Bezpieczniki padną. - zauważyła.

- Moja droga. - usmiechnęłam się do niej z politowaniem i objęłam ją ramieniem. - To je przeprogramujemy, żeby nie padały.

- Czy ja wiem... w końcu one są od tego, żeby blokować przeciążenia...

- Ale jeśli w ten sposób tylko utrudniają życie, to można trochę nagiąć reguły. - zapewniłam ją. - Szkoła Kyle'a. - posłałam jej znaczące spojrzenie na co ona prychnęła.

- Jakoś tego nie widzę. - stwierdziła z niesmakiem.

- Bo patrzysz na to od strony mechanicznej! - zaznaczyłam. - Spójrz na świat moimi oczami genialnego inżyniera. - pokazałam jej przestrzeń przed nami.

- Z tą genialnością to bym nie przesadzała. - mruknęła pod nosem.

- Chcesz pomocy czy nie? - zapytałam, odrywając się od niej.

- Wiesz jak to zrobić? - zapytała z westchnięciem.

- Oczywiście. Za kogo mnie masz? -  prychnęłam, odrzucając włosy na bok.

Zapadła chwila ciszy, podczas której Raven uważnie skanowała mnie wzrokiem i myślała nad moim pomysłem. Spojrzałam na Bellamiego, który wodził wzrokiem pomiędzy mną a Reyes, a minę miał taką jakbyśmy mu oznajmiły, że jest on Ziemianinem z dwoma głowami, który na dodatek nie wie co to nóż.

- Dobra - westchnęła dziewczyna. - zdaję się na Ciebie. - powiedziała na co uśmiechnęłam się zwyciesko i wzięłam ją pod ramię.

- Do jutra Bell! - posłałam mu ostatni uśmiech, zanim wyszłyśmy z namiotu.

1194 słowa + notka. Pamiętajcie, że zawsze jest do trzech razy sztuka. Za tydzień kolejny. Będzie taki fajny na zakończenie ferii i podniesienie na duchu na powrót do nauki. Przynajmniej dla Warszawiaków. Do następnego.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top