Rozdział 26

- Wystarczy! - krzyknęłam, kiedy już nie mogłam dłużej tego znieść. Bellamy przestał odkładać Ziemianina i położył ręce na kolanach po czym spojrzał na mnie z nieokreślonym wyrazem twarzy.

- Clarke! Jest coraz gorzej! - krzyknęła Raven z dołu.

- Marnujemy tylko czas. - stwierdziła Griffin rozpaczonym głosem po czym zwróciła się do Ziemianina. - Która to? Powiedz. - zaczęła zdesperowana. - Wtedy przestaną. Proszę. Wskaż antidotum!

Westchnęłam ciężko i przetarłam twarz dłońmi. Dlaczego on tego po prostu nie powie? Z tym pytaniem w mojej głowie usiadłam na skrzyni, o którą opierała się Tavi. Nikt z tam obecnych nie opuszczał wzroku z blondynki. Nastała chwila ciszy, ale Ziemianin był nieugiety. Octavia odwróciła się w kółko i usiadła obok mnie, więc objęłam ją ramieniem. Bell wyrzucił pasy gdzieś w kąt.

Zrozpaczona Octavia, sfrustrowany Bell, zrezygnowana Clarke, nieugięty ziemianin i zestresowana ja to mieszanka wybuchowa, która, co więcej, znajduje się teraz w jednym pomieszczeniu. Super.

- To nie działa. - stwierdził błyskotliwie Bell. - Spróbujmy tym. Terra - spojrzał na mnie. - nie musisz na to patrzeć.

- Nie zostawię z tym Tavi samej. - powiedziałam pewnie, chwytając dziewczynę za rękę, którą ścisnęła.

Bellamy niezadowolony kiwnął głową i obrócił się do Ziemianina.

- Ostatnia szansa. - wyszeptał do niego.

Jak można się było spodziewać, więzień nic nie odpowiedział. Tak jak ostrzegał go Blake. To była ostatnia szansa. Bellamy wbił mu gruby gwóźdź w dłoń. Zacisnęłam oczy i usta i odwróciłam głowę w bok. Nie mogłam na to patrzeć. Octavia wyrwał mi się i zaczęła krążyć po pomieszczeniu.

- Dlaczego to tak długo trwa?! - zapytała zdenerwowana Raven dołączając do naszego grona. Otworzyłam oczy, żeby zorientować się w sytuacji. Ziemianin z gwoździem w ręce i Bellamy, siedzący pod ścianą obok mnie. - Przestał oddychać. - zwróciła się do Clarke przez co moje zainteresowanie zwróciło się w ich stronę.

- Co?! - krzyknęła blondynka i chciała zejść na dół, ale Reyes ją zatrzymała.

- Znów zaczął, ale na jak długo?

- On nie chce powiedzieć. - odpowiedziała jej.

Raven spojrzała na więźnia i poszła w stronę kabli. Mówiłam, że nasza piątka to mieszanka wybuchowa. Jakby dołączyć do tego wściekłą i zdeterminowaną Reyes to mamy już ze trzy bomby atomowe gotowe.

- Co ty robisz? - spytał jej Bell. Reven wyrawała kable ze ściany.

- Pokarze mu coś nowego. - warknęła i potarła ze sobą dwie końcówki przewodów. Tych niebieskich.

Ziemianin wydawał się być przerażony. Ja też bym była. Wiedziałam co zamierza Reyes.

- Raven Nie! - krzyknęłam, jednak trochę za późno.

Dziewczyna przyłożyła do ciała Ziemianina obie końcówki. Więzień zaczął się wyrywać a światło w całym wraku - mrugać.

- Wskaż antidotum! - krzyknęła na niego, a kiedy nie uzyskała odpowiedzi, znowu go potraktowała prądem. - Mów!

Nagle kątem oka dostrzegłam ruch. Była to Octavia. Dopiero potem zorientowałam się co trzyma w ręce. Spojrzałam na nią przerażona.

- Nie!! - krzyknęła Tavi, stając po środku.

- To zabija Finna!! - krzyknęła do niej płacząca Raven.

O nic nie powiedziała tylko przyjechała sobie nożem po przedramieniu.

- Octavia nie!! - krzyknął przerażony Bellamy, zrywając się z miejsca.

- Mnie nie da umrzeć. - powiedziała słabo i podeszła do Ziemianina.

Uklęknęła przed fiolkami i nożem wskazywała po kolei każdą z nich. Słychać było tylko stukanie noża o metalową podłogę. Bellamy przetarł twarz rękami. Martwił się o Octavię. Jeśli Ziemianin jej nie pomoże i jego siostra, i Finn zginą. Podeszłam do Bella i objęłam go w pasie. On przełożył mi swoje ramię przez moją szyję i przytulił do swojego boku. Oboje ze skupieniem i przerażeniem wpatrywaliśmy się w poczynania O.

W pewnym momencie Tavi jedną z fiolek podniosła wyżej. Jej zawartość była płynna i lekko różowa. Ziemianin pokiwał twierdząco głową. Zadowolona Blake podała szybko substancje Clarke, która razem z Raven zbiegła na dół. Bellamy puścił mnie i chciał podejść do siostry, jednak ona mu się wyrwała.

- Nie dotykaj mnie! - krzyknęła. Tym razem to ja podeszłam do niej i dałam jej kawałek materiału, którym zaczęła obwiązywać sobie rękę. - Dzięki. - mruknęła do mnie i spowrotem wpatrzyła się w Ziemianina.

Podeszłam do Bellamiego i położyłam mu rękę na ramieniu.

- Odpuść mu już. - powiedziałam cicho.

Dałam mu całusa w policzek i skierowałam się na sam dół, do Finna. Zanim jednak tam doszłam usłyszałam krzyki obu panienek Griffin:

- To nie miało być tak... Jaha miał mu to wybić z głowy!

- Nie chce z Tobą gadać! - krzyknęła Clarke i walnęła radio.

- Czy ty właśnie zepsułaś radio, którego tak dzielnie broniłam przez całą burzę? - zapytałam z udawaną pretensją w głosie, próbując rozluźnić trochę atmosferę.

Blondynka odwróciła się do mnie i szybko wytarła łzy, i pociągnęła nosem.

- Przepraszam. - mruknęła cicho.

- Oj Clarkey. - powiedziałam i podeszłam do dziewczyny aby ją przytulić. Ona wtuliła się we mnie mocniej i zaszlochała w moje ramię, podczas gdy ja uspokajająco glaskałam ją po włosach.

                       ×××××××××××

Leżałam na skrzyni z nogami na ścianie na górnym piętrze, gdzie był przetrzymywany Ziemianin, podczas gdy Clarke wyjmowala mu gwoździa z ręki.  Bellamiego gdzieś wywiało. W pewnym momencie w zasięgu wzroku pojawiła się Octavia już z owiniętą ręką. Uśmiechnęła się do mnie po czym podeszła do blondynki, która wydawał a się być zirytowana faktem, że 'więzień' nie chce dać sobie pomóc.

- Muszę oczyścić ranę - warknęła na niego Griffin.

- Daj - odezwała się O. - ja spróbuje.

Tavi wzięła od Clarke szmatkę i delikatnie zaczęła przemywać dłoń Ziemianina, który cały czas miał w niej utkwiony wzrok. Ja z kolei jeździłam butami po metalowej ścianie i gapiłam się w sufit.

- Nie chciałam żeby zrobili mu krzywdę. - powiedziała blondynka po chwili ciszy. - Wiedz o tym.

- Lepiej nie pogarszaj sytuacji Clarke. - ostrzegłam ją, jednak ona dalej brnęła w to bagno, w które właśnie wdepnęła.

- Chciałam ocalić Finna. - A jednak mnie olała. No co za menda.

- Ale nie ocaliłaś. - powiedziała Octavia, o dziwo spokojnym głosem, jednak ja wiedziałam, że w głębi duszy się gotuje. - Ja to zrobiłam. Ale wierz sobie w co chcesz. - mruknęła. Słyszałam, że Clarke wyszła, zostawiając tylko naszą trójkę. - Tak mi przykro. - szepnela O do związanego faceta.

Odchyliłam głowę bardziej do tyłu, żeby na nią spojrzeć. Co prawda obraz miałam do góry nogami, ale jednak byłam w stanie zobaczyć, z jaką delikatnością obmywa ranę Ziemianinowi, który nadal nie spuszczał z niej oczu.

- Uratowałeś mi życie - kontynuowała Tavi - i oto co Cię spotkało. Nie chciałam tego. - popatrzyła na niego.

W pewnym momencie urwała, a ja zobaczyłam, że ziemianin chwycił ją za rękę. Patrzyłam na to z szeroko otwartymi oczami i nie byłam w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

- Dziękuję. - wyszeptał drżącym głosem Ziemianin.

Muszę przyznać, że gdybym nie była do góry nogami to szczęka by mi opadła.

- Hej - odezwał się Miller, o którego obecności nawet zapomniałam. Tak wiem, jestem okropną przyjaciółką. - powiedział coś? - zapytał, podchodząc do Octavii.

- Zwariowałeś? - prychnęłam, podnosząc się na równe nogi i podchodząc do nich. - To Ziemianin. - zaakcentowałam. - Nie rozumie nas. - spojrzałam znacząco na Octavie po czym wzięłam Nathana pod ramię i razem z nim skierowałam się w stronę zejścia. - Chodźmy gdzieś. - zaproponowałam. - Tak dawno ze sobą nie gadaliśmy, że musimy to nadrobić. - stwierdziłam pewnie. Już prawie znikał z pola widzenia. Było tak blisko! Ale nie...

- Czekaj. - zatrzymał się
i spojrzał w stronę Octavi. - Twój brat nie chce, żebyś tu była. - zwrócił się do niej.

- Ale Bellamiego tu nie ma. - zauważyłam. - A ktoś musi temu tutaj przemyć rany. Clarke straciła cierpliwość, a Tavi zgłosiła się na ochotnika, więc...
- argumentowałam i wskazałam mu wyjście. On spojrzał najpierw na mnie, potem na tą dwójkę i westchnął ciężko.

- Pięć minut. - powiedział.

- No to ruchy bo nie mam Cię jak wyminąć. - popędziłam go.

- Nie rozumiem - zmarszczył brwi i spojrzał na mnie. No czemu ten kochany dureń nie rozumie, że ma się ruszyć na dół?!

- No jestem za puszysta, żeby zmieścić się razem z Tobą na raz w tym otworze. - wskazałam na właz.

- Przecież jesteś chuda. - stwierdził Miller, skanując mnie wzrokiem i nadal nie ruszając się z miejsca.

- Nie prawda.

- No to jesteś gruba - wzruszył ramionami.

- Słucham? - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.

- Tak się dzieje jak nie przyjmujesz komplementów. - wystawił mi język.

- Morda w ziemię i nie kiełkuj. - powiedziałam do niego z uśmiechem i tarmosząc mu czapkę zmusiłam do zejścia na dół.

Zanim ja poszłam w jego ślady odwróciłam się do rozbawionej naszą wymianą zdań O. "Nie sknoć tego" wyszeptałam do niej bezgłośnie na co ta uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością. Będzie się działo.

1328 słów + notka. Jak wam się podoba? Przypominam, że jutro ostatni dzień maratonu... Do jutra.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top