Rozdział 20

- Chodźcie tu! - krzyknął do wszystkich Bellamy, kładąc na środku obozu coś, co ma nam zastąpić broń. - Mojej siostry nie ma od dwunastu godzin. Nie wracajcie bez niej.

- Ty nie Jasper. - usłyszałam głos Clarke. Odwróciłam się w jej stronę. - Dotąd nie wychodziłeś z obozu.

- Muszę iść. - stawał przy swoim.

- Przyda się każda pomoc. - powiedziałam, podchodząc do nich. Wiedziałam, że Jasper pójdzie tak czy inaczej, więc wolałam, żeby był przynajmniej z resztą grupy. Kiedy mnie mijał kiwnął mi w podziękowaniu głową, jednak zatrzymałam go. - Ale uważaj na siebie. - popatrzyła na niego z troską, na co ten uśmiechnął się do mnie lekko.

- Potrzebujemy tropiciela. - stwierdził Bellamy, dołączając do nas. - Finn, ruszamy! - krzyknął i wyruszyliśmy. Nie zaszliśmy daleko, bo coś na niebie zwróciło naszą uwagę.

- Patrzcie! - wskazał jeden z obozowiczów ponad siebie.

Na niebie widać było mnóstwo drobnych i jasnych swiatełek. Widok byłby cudowny, gdyby nie to, że część z nas wiedziała, co one oznaczają.

- Nie zadziałało. - powiedziała Raven podchodząc do kręgu. - Nie widzieli flar.

- To tylko deszcz meteorów. - powiedział Bellamy, przekręcając oczami.

- Nie Bell. - powiedziałam, na co ten spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - To pogrzeb. Setki ciał wyrzucanych z Arki. Tak to wygląda od dołu. - chwyciłam go za rękę kiedy opuścił wzrok.

- Nie dostali wiadomości. - stwierdziła Clarke.

- To przez Ciebie! - krzyknęła Raven, szybkim krokiem podchodząc do Bellamiego.

- Nie wiedział, że oalnuja ich zabić. - stanęłam w jego obronie.

- Pomogłem znaleźć radio - bronił się.

- Po tym jak je zniszczyłeś. - młoda Griffin i Finn cały czas trzymali Reyes, żeby nie zrobiła czegoś głupiego. - Jak ty możesz go bronić Terra? - zapytała z wyrzutem. - To może być twój ojciec! - powiedziała na co zacisnęłam usta i spuściłam wzrok. Poczułam jak Bellamy ściska moją rękę.

- On to wie. - odezwała się blondynka. - Teraz musi z tym żyć.

- Gdzieś tam jest moja siostra. - Bellamy zwrócił się do tłumu, próbując ją zignorować - Idziecie? - zwrócił się do Collinsa. - Na co czakacie?! Ruszamy! - krzyknął i skierował się w wybranym kierunku, delikatnie ciągnąc mnie za sobą. - On żyje. - szepnął do mnie pewnoe. Uśmiechnęłam się do niego cierpko i ruszyłam na poszukiwanie O.

                    ××××××××××××

- Patrzcie tutaj! - krzyknął jakiś chłopak. Od razu pobiegliśmy do niego z Bellamym.

- Co to? - zapytał Bell chłopaka.

- Widzicie? - poświęcił nam na jedno z drzew, na którym coś wisiało. - To Octavii?

- Lina. - powiedział Blake do pozostałych, którzy zdążyli do nas dołączyć.

- Co robisz? - zapytał Finn, widząc jak Bellamy przywiązuje linę do drzewa.

- Muszę mieć linę, żeby wrócić. - odpowiedział mu. - Daj światło. - zwrócił się do jednego z towarzyszy, który podał mu latarkę. Bellamy zjechał na linie w dół do tajemniczego krzaka. - To jej! - krzyknął.

Zobaczyłam, jak Jasper idzie w ślady Bellamiego i do niego dojeżdża. Bez wahania zrobiłam to samo i po chwili dołączył do nas również Finn.

- Ktoś tu był - stwierdził Bell. Kiedy zobaczyłam krew na kamieniu obok jego nogi, strasznie się przestraszyłam. A co jeśli Octavię dopadli Ziemianie?

- Jest jeden ślad. - Collins wskazał na odcisk buta.

- Niósł ją. - stwierdził Bell.

- To znaczy, że żyje. - próbował podnieść nas na duchu Jasper. - Mnie też wzięli żywego. - No i znowu depresja.

Bellamy podniósł się a my i reszta ruszyliśmy za nim. Szliśmy kawałek, do póki nie trafiliśmy na nabite na włócznie ludzkie szkielety. Na ich widok stanęłam jak wryta.

- Nie mówię po ziemiańsku - powiedział cicho Finn - ale to chyba znaczy wstęp wzbroniony.

- Spadamy. - stwierdził ktoś za mną i kilkanaście osób ulotniło się z zasięgu naszego wzroku.

- Jak chcecie. - mruknął Bell. - Moja siostra, moja odpowiedzialność. - powiedział szeptem i bez wahania ruszył w głąb drogi, udekorowanej kościotrupami.

- My też powinniśmy wracać. - stwierdził Finn na co posłałam mu rozczarowane spojrzenie i ruszyłam za Bellamym.

- Pójdę za nią do piekła. - odpowiedział mu Japser.

- Wygląda na to, że już tu jesteśmy. - mruknął Collins.

Chwyciłam Bellamiego za rękę, aby dodać trochę otuchy i sobie i jemu.

- Znajdziemy ją - zapewniłam go. W odpowiedzi kiwnął głową i mocniej ścisnął moją rękę.

                      ××××××××××××

☆WSPOMNIENIE☆

Siedziałam na wyższym łóżku w pokoju rodziny Blake'ów i pomagałam Aurorze zaszywać mundur jednego ze strażników. No... przynajmniej próbowałam. Pod moimi nogami Bellamy nosił roześmianą Octavię na plecach. Na ich widok po prostu nie dało się nie uśmiechać. Zmęczony Blake odstawił siostrę na podłogę.

- Jeszcze raz! - poprosiła uśmiechnięta dziewczynka.

- Jeszcze? - zapytał zmęczony, ale szczęśliwy. Mała pokiwała ochoczo głową. - Okej. Przez dżunglę czy po lesie? - zapytał spoglądając na mnie.

- Ja osobiście bym wybrała dżunglę. - poradziłam Octavii - Można tam spotkać znacznie więcej przygód. - mrugnęłam do Bellamiego na co się zaśmiał.

- Po Arce! - powiedziała dziewczynka. Miny naszej trójki diametralnie się zmieniły. - Zabierz mnie tam Bell!

- Przestańcie. - przerwała im ich mama. - Już czas.

- Ja nie chce. - powiedziała O. - Skąd o tym wiesz?

- Właśnie skąd wiesz o niespodziewanych inspekcjach? - zapytał Bellamy przesuwając stół i otwierając klapę.

- Ode mnie - odpowiedziałam, zaskakując na ziemię i przesuwając krzesła, żeby ułatwić robotę Bellowi.

- Skąd? - zapytał podejrzliwie Bellamy.

- Sprawdziłam w spisie. - wzruszyłam ramionami.

- Wiesz, że mogą Cię za to zamknąć? - powiedział niezadowolony Bell, patrząc mi w oczy.

- Was też, za to, że jest tu Octavia. Nie pozwolę na to. - nie przerwałam kontaktu wzrokowego.

- Nie zachowujcie się jak dzieci. - przerwała nam Aurora. - Powiedzcie Octavi, co się stanie, jeśli się dowiedzą, że tu jest.

- Ona wie. - odpowiedział Bellamy - Słyszała to już tysiąc razy. Wiesz co robić. - spojrzał na nią.

- Nie. Nienawidzę tego. - powiedziała załamującym się głosem. - Wolałabym się nie urodzić.

- Uspokój się .- powiedziała jej mama. - Strach jest jak demon. Zamknij oczy i powiedz sobie, że się nie boisz. Tak odgonisz demony.

- Otworzyć drzwi! - krzyknął głos po drugiej stronie. Spojrzałam szybko na Bellamiego i podeszłam do łóżka Octavi, żeby wziąć jej misia.

- Powtórz to. - powiedziała Aurora.

- Nie boję się. - odpowiedziała O.

Jej mama pocałowała ją w policzek i podrowadziła do klapy. Po drodze dałam Octavi pluszaka i uśmiechnęłam się pocieszająco.

Pukanie przybrało na sile. Bellamy zamknął podłogę, a ja ustawiłam stolik i krzesła tak jak wszystko powinno wyglądać. Usiadłam na tym bliższym od wejścia, na prawo od drzwi, a obok mnie Bell, który objął mnie ramieniem. Aurora podeszła do drzwi i je otworzyła.

- Pani Blake - Mruknął jeden ze strażników. - zgodnie z rozkazem kanclerza prowadzimy inspekcję.

- Dobrze Pana widzieć inspektorze. - odpowiedziała.

Zobaczyłam jak Bellamy nerwowo poruszył się na krześle. Posłałam mu uspokajające spojrzenie. Ten zdenerwowany spojrzał znacząco w dół. Wtedy zobaczyłam jak pod jego butem leży jeden z frędzelków, należących do Octavi. Wciągnęłam gwałtownie powietrze.

- Pana mundur już gotowy. - powiedziała najstarsza z Blake'ów. - Proszę bardzo. Jak nowy. - powiedziała ściskając inspektora za tyłek. Kiedy Bellamy to zobaczył zacisnął pięści. Chwyciłam go za rękę, którą mnie obejmował i splotłam nasze palce. Uśmiechnął się do mnie wdzięcznie.

- O, i widzę też panienkę Rosier. - powiedział zdziwiony inspektor. Uśmiechnęłam się do niego wymuszonym niewinnym uśmiechem. - Twój ojciec wie; że tu jesteś? - zapytał.

- Naturalnie. - odpowiedziałam pewna siebie, kładąc głowę na ramieniu Bellamiego. - Rodzina Blake jest moimi bliskimi przyjaciółmi i mój tata wie, że nic mi tu nie grozi. - uśmiechnęłam się

- No na pewno. Zwłaszcza z chłopakiem, który chce się uczyć na strażnika. - zwrócił się do Bellamiego. - Chodź, pokaż no się.

Młody Blake posłał mi spanikowane spojrzenie. Wiedziałam, że nie podejdzie tylko dlatego, żeby chronić Octavię. Zauważyłam tacę z różnymi pineskami i fragmentami materiałów. Postanowiłam działać.

- To ja może już nie będę przeszkadzać. - wstałam gwałtownie przez co "przypadkowo" potrąciłam ową tacę. Cała jej zawartość wysypała się na podłogę, maskując frędzla należącego do Octavi. - O rety! Strasznie przepraszam! - udałam skruszony głos i rzuciłam się, żeby po sobie posprzątać. Bellamy od razu wstał i zaczął mi pomagać.

- Nic się nie stało. - odpowiedział inspektor, jednak nie wyszedł.

Nagle Octavia kichnęła a naszą trójkę zmroziło. Inspektor spojrzał na nas uważnie. Szybko udałam, że wycieram nos.

- Znowu przepraszam - westchnęłam - mam alergię na natrętnych ludzi. - popatrzyłam na inspektora znacząco a Bellamy i kilku strażników prychnęli śmiechem.

Obrażony inspektor odwrócił się na pięcie.

- To wszystko na dzisiaj. - stwierdził i wyszedł że swoimi ziomkami trzaskając drzwiami.

Cała nasza trójka odetchnęła z ulgą. Bellamy podszedł do mnie i przytulił mnie do siebie. Objęłam go w pasie i westchnęłam z ulgą m.

- Dzięki Terra. - powiedziała Aurora, spoglądając na mnie z wdzięcznością.

- Do usług. - mruknęłam, zamykając oczy i mocniej wtulając się w Bella.

☆KONIEC WSPOMNIENIA☆

1264 słowa + notka. Wesołych Mikołajek! Komu się podoba prezent? Do niedzieli.
~fanka13

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top