Rozdział 17
- To Clarke - wrócił do nas Finn, wskazując na blondynkę i jednocześnie podając Raven szmatkę do przemycia rany. - Była w kapsule.
- Clarke? - zapytała wstając - To ty? Wszystko zaczęła twoja mama!
- Mama? - zdziwiła się Griffin.
- Miałyśmy lecieć razem - kontynuowała Reyes - gdybyśmy zaczekały... Nie, nie mogłybyśmy. Rada chciała zabić trzysta osób, żeby oszczędzić powietrze!
- Kiedy?! - zapytałam przerażona.
- Dzisiaj. Musimy dać znać, że żyjecie! - krzyknęła i podbiegła do kapsuły. - Nie ma radia. - powiedziała. - Pewnie się wypięło w trakcie lądowania. Nie przymocowałam go. Idiotka! - walnęła pięścią w drzwi.
- Nie, to moja wina. - odezwała się Clarke. - Ktoś tu był przed nami. - spojrzała na mnie znacząco. - Poszukamy go. - stwierdziła i pobiegła w stronę wejścia do lasu.
×××××××××××××
- Bellamy!!! - krzyknęłam, widząc czarnowłosego chłopaka i podbiegłam do niego.
- Terra? - zdziwił się. - Co ty tu robisz? Powinnaś być w obozie.
- Jakbyś zapomniał to ja tu jestem specem od łamania zasad. - popatrzyłam na niego karcąco, kompletnie ignorując jego wypowiedź. Zaraz po mnie dobiegła do niego Clarke.
- Gdzie to jest? - spytała bez ogrudek.
- Księżniczka na spacerze? - zapytał Bellamy, całkowicie zmieniając wyraz twarzy.
- Zabiją trzysta osób, żeby oszczędzić tlen! - krzyknęła mu w twarz. - I daję głowę, że to będą robotnicy. Twoi ludzie!
- Bellamy! - krzyknął Finn popychając Blake'a. - Gdzie jest radio?
- Nie wiem o co wam chodzi. - odepchnął go z powrotem.
- Bellamy Blake? - zapytała Raven stając obok nas. - Wszędzie Cię szukają. - stwierdziła.
- Zamknij się. - warknął na nią Bell.
- Dlaczego Cię szukają? - zwróciłam się do Bellamiego, patrząc mu ze strachem w oczy.
- Strzelał do kanclerza Jahy. - odpowiedziała za niego Reyes.
- Co?! - spytałam szeptem, otwierając buzię ze zdziwienia. Złapałam się za głowę i zrobiłam kilka kroków w tył, próbując sobie wszystko ułożyć. Poczułam na sobie wzrok Bellamiego, jednak ja wpatrzona byłam w podeptane liście, leżące pod naszymi nogami. Dlaczego to zrobił?!
- Dlatego mają myśleć, że zginęliśmy. - zrozumiała Clarke.
- Twoje robimy co chcemy to tylko walka o własny tyłek! - krzyknął zły Finn. Bellamy odwrócił się na pięcie i ruszył przed siebie.
- Ty! Pukawka! - krzyknęła za nim Raven. - Gdzie moje radio?!
- Zjeżdżaj. - olał ją.
- Gdzie?! - krzyknęła ponownie.
- Trzeba było Cię zabić. - powiedział, patrząc na nią z mordem w oczach.
- Tak? Za późno. - stwierdziła.
Wściekły Bellamy przyszpilił ją do drzewa, tym samym lekko podduszając, jednak Raven wyciągnęła scyzoryk i z kpiącym uśmiechem zagroziła mu nim. Szybko znaleźliśmy się obok nich.
- Bellamy zostaw ją. - powiedziałam chwytając go za ramię i próbując odsunąć go od Reyes.
- Gdzie radio? - zapytała niewzruszona brunetka.
- Przestańcie. - warknęła Griffin. Bellamy po chwili namysłu puścił ją.
- Wiecie że zasłużył na śmierć. - powiedział, odwracając się i idąc dalej.
- Bellamy zaczekaj. - powiedziałam i poszłam za nim.
- Nie jest moim ulubieńcem - stwierdziła Raven, przez co się zatrzymał, a ja mogłam go dogonić. - Ale żyje. - odparła. Nawet nie wiecie jaką poczułam ulgę, kiedy się dowiedziałam, że Bellamy jednak nikogo nie zabił. Jednak jest jeszcze nadzieja.
- Co? - spytał Bellamy z niedowierzaniem, odwracając się w twarzą do nas.
- Kiepsko strzelasz. - uzupełniła Raven.
- A to znaczy, że nie jesteś mordercą. Bellamy! - chwyciłam go za rękę i położyłam mu dłoń na policzku, zmuszając go do spojrzenia mi w oczy. - Nie zabiłeś go! Zrobiłeś wszystko żeby chronić siostrę! - uśmiechnęłam sie lekko, cały czas patrząc mu w oczy.
- Terra ma rację. - wtrąciła Clarke - Teraz możesz pomóc trzystu swoim ludziom. Gdzie radio? - spytała.
Bellamy spojrzał na mnie niepewnie a ja zachęcająco kiwnęłam głową.
- Już za późno. - stwierdził, cały czas patrząc na mnie. Zmarszczyłam brwi.
- Co masz na myśli? - zapytałam. Nie odpowiedział tylko uciekł ode mnie wzrokiem - Bellamy proszę. - szepnęłam mocniej ściskając jego rękę. Widziałam, że bił się z myślami.
- Wrzuciłem je do rzeki.
××××××××××××
Stałam w ciszy razem z Bellamym po kolana w wodzie, szukając radia, które Blake tu wrzucił. Razem z nami był tu jeszcze prawie cały obóz. Wszyscy pomagali w poszukiwaniach.
- Przepraszam - powiedział Blake po dłuższej chwili milczenia.
- W porządku. - odparłam, nie zaszczycając go nawet spojrzeniem.
- Ter, proszę - powiedział cicho zrozpaczonym głosem. - jesteś zła?
Westchnęłam ciężko i podniosłam się do pozycji pionowej, stając na przeciwko Bellamiego, który cały czas uważnie mnie obserwował.
- Jestem zła, że mi nie powiedziałeś co zrobiłeś, żeby się dostać na statek. - odpowiedziałam. - I trochę też zła na to, że tak długo zwlekałeś z tym, żeby nas poinformować, gdzie znajduje się to cholerne radio. - zacisnęłam usta w wąską kreskę i zwinęłam dłonie w pięści. - Oraz boję się też, że tata będzie jedną z osób wybranych do sektora siedemnastego. - dodałam, odwracając wzrok.
- Chciałem dobrze.
- Mogłeś go zabić.
- Nie płakałabyś za nim.
- Ale płakałabym za tobą. - odpowiedziałam i wróciłam do szukania radia.
Usłyszałam jak Bellamy wychodzi z wody a po chwili znowu do niej wchodzi i staje za mną. Zdziwiona obróciłam się do niego przodem i zobaczyłam, jak stoi z niewinnym wyrazem twarzy a w ręku trzyma różowy kwiatek. Uniosłam brwi i uśmiechnęłam się rozbawiona, kiedy Bell uklęknął na jedno kolano tak, że woda sięgała trochę ponad połowę uda.
- Czy wybaczysz mi moje wcześniejsze zachowanie? - zapytał całkiem poważnie podając mi roślinkę.
Wzięłam ją niepewnie od niego i po chwili zastanowienia odparłam z szerokim uśmiechem:
- Nie schrzań swojej drugiej szansy Blake.
- Nie mam zamiaru wasza wysokość. - odpowiedział, odwzajemniając mój szeroki uśmiech.
Podniósł się na nogi a ja mocno go przytuliłam. Normalnie mogłam poczuć jak jego uśmiech się poszerza kiedy obejmował mnie w pasie.
Nagle poczułam, że tracę grunt pod nogami i ląduje w wodzie. Zdezorientowana mrugałam chwilę, żeby dojść do siebie, po czym spojrzałam z mordem w oczach na Bellamiego, który z całych sił próbował się nie zaśmiać.
- Bellamy!!! - wydarłam się. Wtedy Blake już nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Mogłam usłyszeć obok siebie chichioty innych osób, które zainteresowały się tym, co wyrabiamy. - Właśnie spaprałeś swoją drugą szansę. - odparłam naburmuszona, nadal siedząc w wodzie.
- Przecież się uśmiechasz. - zauważył Bell ocierając łzy śmiechu.
To prawda. No po prostu nie byłam w stanie się nie uśmiechać, kiedy słyszałam jego śmiech. W odpowiedzi przewróciłam oczami i wyciągnęłam w jego kierunku ręce, żeby pomógł mi wstać. Szeroko uśmiechnięty podszedł do mnie i chwycił moje dłonie. Gwałtownie pociągnął mnie do siebie. Troszeczkę zbyt gwałtownie. Nieprzygotowana, zamiast stanąć normalnie na nogi, to przewróciłam nas na drugą stronę.
Tym sposobem wylądowałam na Bellamym. Ręce miałam oparte na jego ramionach, a on swoje trzymał na moich biodrach. Nasze nosy się stykały. Czas się zatrzymał, a wszystko wokół nas zniknęło. Patrzyłam Bellamiemu głęboko w jego cudowne, ciemno-czekoladowe oczy, przygryzając lekko dolną wargę. Widziałam jak zjechał na nią wzrokiem, jednak zaraz powrócił z powrotem do moich oczu. Z tej pozycji mogłam dokładnie policzyć wszystkie jego urocze piegi, którymi obsypany był cały jego nos i policzki. Bezkarnie obserwowałam jego idealne malinowe usta, gdzie nad górną wargą znajdowała się mała blizna.
W momencie, kiedy miała się wydarzyć owa, no nie oszukujmy się, bardzo upragniona przeze mnie chwila, długo wyczekiwanego pocałunku, usłyszeliśmy krzyk radości jakiegoś obozowicza.
- Hej! - krzyknął. - Coś znalazłem!
1099 słów + notka. Sory, że tak późno, ale zapomniałam, że dzisiaj niedziela. Mam nadzieję, że wam się podoba a wszelkie uwagi mile widziane. Komentujcie i gwiazdkujcie i do następnego.
~fanka13
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top