Rozdział 6: Najpiękniejsze pytanie

*Rozdział poprawiony*

Minął jeden dzień, potem dwa i w końcu trzy, a ja i Thorin nadal utrzymywaliśmy to, co między nami zaszło, w sekrecie. Oboje musieliśmy opracowac, jak to przekazac innym, bo zdawaliśmy sobie doskonale sprawę, że będzie to łatwe zadanie.

W końcu, po wielu godzinach marudzenia uzdrowicielowi, tamten się poddał i pozwolił mi wreszcie wstac z tego przeklętego łóżka. Leżeniem na nim tak się nasyciłam, że miałam wątpliwości, czy w ogóle wrócę do niego na noc.

Szłam właśnie jednym z korytarzy, chcąc rozprostowac nieużywane ostatnio przez dłuższy czas nogi, kiedy zatrzymał mnie głos króla.

- Arissa, chciałbym z tobą porozmawiac. - oznajmił.

- Oczywiście, mój panie... - odwróciłam się powoli w jego stronę.

Szłam niepewnie za dziadkiem Thorina aż do jego komnaty. Ruchem głowy odprawił strażnika, który tam przebywał, dając mu do zrozumienia, że to rozmowa przeznaczona tylko dla naszych uszu. 

Gdy zamknęły się drzwi, usłyszałam ciężkie westchnienie Thróra, przez co przestąpiłam niespokojnie z nogi na nogę.

- Arissa... - obrócił się do mnie.

Oblizałam nerwowo wargi.

- Czy ciebie i Thorina coś łączy? - spytał powoli.

- Jesteśmy dobrymi przyjaciółmi... - skłamałam.

- Wiesz, że nie o to mi chodzi. - popatrzył mi prosto w oczy - Podobno się pocałowaliście.

O mamo...

Zaśmiałam się panicznie pod nosem.

- Skąd masz te informacje, mój panie? - przełknęłam ślinę.

Nie byłam przekonująca. W najmniejszym stopniu.

- Nie mogę ci tego powiedziec. - odparł - Obiecałem zachowac źródło w tajemnicy. Chcę wiedziec, czy to prawda.

Zrobiłam burzę mózgu, usilnie starając się wymyślic coś na szybko, jednak moje zastanowienie trwało zdecydowanie za długo. On już wiedział...

Westchnęłam pokonana i spuściłam wzrok na podłogę.

- Tak. - powiedziałam cicho - Tak, to prawda...

Przez chwilę żadne z nas się nie odzywało. Thrór pewnie próbował dokładnie przemyślec swoje następne słowa. Jak na razie, ja nie miałam nic więcej do powiedzenia.

- Arissa, wiesz, że bardzo cię lubię. - zaczął delikatnie - Znam bardzo dobrze twoich rodziców, a ty doskonale dogadujesz się z moimi wnukami, ale... Thorin jest księciem, następcą tronu. Jego obowiązkiem jest poprzez małżeństwo zawrzec sojusz i powiązac się z innym królestwem.

Przygryzłam wargę, dokładnie rozumiejąc, co to oznacza.

Nasz związek nie miał przyszłości.

- Uwierz, że naprawdę przykro mi to mówic... - kontynuował - ...ale nie mogę się na to zgodzic.

Poczułam się, jakby ktoś właśnie przeszył mi serce sztyletem. Starałam się nie dac tego po sobie poznac, ale wiedziałam, że wszystko widac w moich oczach. Moja mama powiedziała kiedyś: 'Oczy są zwierciadłem duszy'.

- Rozumiem. - przymknęłam oczy, mając nadzieję, że mój głos nie zachwiał się za bardzo.

- Porozmawiam z Thorinem. Nie chcę ci tego mówic, ale nie możecie tego utrzymywac.

Kiwnęłam głową.

- Tak, wasza wysokośc.  - szepnęłam - Mogę już iśc?

Wskazał dłonią na drzwi, więc szybkim krokiem do nich podeszłam i wyszłam na korytarz. Poczułam, jak po policzkach spływają mi pierwsze łzy, które na darmo próbowałam powstrzymac. Przyłożyłam dłoni do ust, kiedy wyrwał mi się z nich szloch. 

Ruszyłam załamana w kierunku swojej komnaty, żeby przetrawic to, co właśnie się stało. Spodziewałam się takiej reakcji u dziadka księcia, ale gdzieś głęboko w sercu miałam cichą nadzieję, że kiedy zobaczy, jak jego wnuk mnie kocha, zgodzi się na nasz związek. 

Skąd mógł o tym wiedziec? Gdyby sam nas widział, na pewno zareagowałby od razu, a do tego miał 'zachowac źródło w tajemnicy'. Wychodzi na to, że ktoś mu powiedział. Tylko kto mógł byc tak bez serca, żeby wydac nas królowi, który od razu zakazał nam uczucia? Kto mógł chciec zemsty, kto był taki okrutny i...

Zaraz.

Chwila...

Dwalin.

To na pewno on wygadał wszystko Thrórowi, po tym, jak pożarłam się z nim wczoraj wieczorem. Od początku mnie nie lubił, a z każdym naszym spotkaniem było między nami tylko gorzej. Rozumiem, że miał mnie dośc, ale żeby od razu łamac mi serce? 

Krasnoludy mają tylko jedną, jedyną miłośc w całym swoim życiu.

Moje serce wybrało Thorina i nie ma możliwości bym tą decyzję zmieniła.

Złośc przegoniła smutek i z mordem wymalowanym na twarzy ruszyłam go znaleźc. Jeszcze mi za to zapłaci...

Z tego, co pamiętałam miał akurat trening z moim tatą. Dobra, muszę tylko odprawic ojca i zrobic osiłkowi taki wykład, że popamięta go do końca życia.

Nie myliłam się - gdy zeszłam na pole treningowe, zobaczyłam wspomnianych w moich myślach dwóch krasnoludów. Wyciągnęłam swój sztylet zza paska i rozdzieliłam ich ostrza, w momencie blokowania ataku przez Dwalina.

- Przerwa! - warknęłam i zmierzyłam twardym spojrzeniem przyjaciela Thorina - Tato, zostaw nas.

- Jesteś pewna, że to dobry pom...

- Powiedziałam, zostaw nas. - powtórzyłam hardo.

Mój ojciec posłusznie wycofał się. Widocznie moja mama nauczyła go, że nie należy stawac pomiędzy zdenerwowaną kobietą i jej celem.

Obróciłam lekko głowę, żeby upewnic się, że tata odsunął się na wystarczającą odległośc, z której nie zdąży przyjśc młodszemu krasnoludowi na ratunek.

- To wszystko... twoja... WINA! - ryknęłam na Dwalina, zamachując się na niego sztyletem.

W ostatniej chwili zdążył się uchylic, bo w innym wypadku traciłby swoją czuprynę.

- JAK MOGŁEŚ?! NIE WYSTARCZY CI, ŻE DOŁUJESZ MNIE I OBRAŻASZ KIEDY TYLKO MOŻESZ? - zaatakowałam znowu.

Krasnolud ledwo się obronił. Jeśli mam byc szczera, w tamtym momencie miałam ochotę złapac go za gardło i udusic. 

Dosłownie udusic.

- Myślisz, że Thorin ci wybaczy?! Myślisz, że tak nagle przestanie MNIE KOCHAC?! - wydarłam się, zupełnie zapominając, że mój ojciec nadal jest w tym pomieszczeniu.

- Arissa, WYSTARCZY! - tata złapał mnie od tyłu i zacisnął ramiona na moich, uniemożliwiając mi tym samym dalsze ciosy.

- NIE WYSTARCZY! - wyrywałam się. - Ty nawet nie wiesz, o co chodzi! Pocałowałam Thorina, a on mnie! Powiedział, że mnie kocha, a ON... - wskazałam na zdyszanego Dwalina - ... wygadał wszystko królowi, a ON ZAKAZAŁ MI KOCHAC THORINA!

Upuściłam ostrze i zalewając się łzami wpadłam w ramiona taty.

- Dwalin... - zaczął cicho - Skończymy na dziś.

Tamten skinął głową i szybko opuścił pole. Krasnolud zaprowadził mnie powoli na drewnianą ławkę na brzegu, gdzie siadłam i oparłam głowę na jego ramieniu. 

- Wytłumacz mi wszystko na spokojnie. - powiedział.

W odpowiedzi jedynie pociągnęłam nosem, więc mój ojciec postanowił zacząc sam.

- Arissa, powiedziałaś, że pocałowałaś księcia Thorina... Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłaś?

- Ale ja go kocham, adad. - załkałam - Powiedział mi to samo.

- Jesteś jeszcze młoda. Może przejdzie ci za jakiś czas...

- A ty skąd wiedziałeś, że naprawdę kochałeś mamę? - wtrąciłam - Po pierwszym pocałunku, prawda? Poczułeś to, kiedy ją pocałowałeś, a ja poczułam to, kiedy pocałowałam Thorina.

Krasnolud westchnął.

- Sam mi kiedyś powiedziałeś, że to nasze serce wybiera... że mam wpływu na to, w kim się zakocham. Mama powiedziała mi kiedyś, że miłośc dotyka nas tylko raz i ostatni raz w życiu.

- A co ze słowami króla? - zapytał - Nie możesz go zlekceważyc.

- I nie chcę tego robic... ale co innego mi pozostaje? Jeśli teraz zostawię Thorina, już na zawsze pozostanę sama.

- Rozumiem cię, córeczko. Naprawdę, i chcę żebyś była szczęśliwa. - mówił - Jesteś pewna swojej decyzji?

Pokiwałam energicznie głową.

- Porozmawiam z królem. - oznajmił - Postaram się go przekonac, ale niczego nie mogę ci obiecac.

Spojrzałam na niego oniemiałym wzrokiem.

- Zrobisz to dla mnie? - spytałam cicho, na co mój tata uśmiechnął się delikatnie.

- Kocham cię i chcę dla ciebie jak najlepiej. Dla mojego słońca, wszystko.

Moją twarz od razu rozjaśnił szeroki uśmiech, a ja rzuciłam się ojcu na szyję. 

Może była jeszcze nadzieja...

***

Chodziłam nerwowo po Górze, czekając na wieści od taty. Od razu, kiedy tylko się uspokoiłam poszedł do króla, a ja z niecierpliwością czekałam na rozwój sytuacji. 

Bawiłam się rąbkiem koszuli, kiedy na korytarzu pojawił się Thorin. Szybko odwróciłam się do niego tyłem, ale oczywiście i tak mnie poznał. Po tym, co usłyszałam od jego dziadka, nie miałam zielonego pojęcia, jak z nim rozmawiac, ani co powiedziec.

Chciałam już odejśc, żeby uniknąc spotkania, ale złapał mnie za nadgarstek, tym samym skutecznie zatrzymując.

Przymknęłam oczy i westchnęłam pokonana.

- Arissa, co się dzieje? - zmarszczył brwi, kiedy niechętnie się do niego obróciłam - Dzisiaj od rana mnie unikasz. Zrobiłem coś złego?

Zacisnęłam zęby.

- Nie, Thorin... ja... ja po prostu nie mogę... - spróbowałam mu się wyrwac, ale na darmo.

Był za silny.

- O co chodzi? - zapytał - Porozmawiaj ze mną.

- Ty nic nie wiesz? - zdziwiłam się - Król nic ci nie powiedział?

- Powiedział o czym?

- O tym, że nie możemy byc razem! Że mam cię zostawic, bo ty masz poślubic jakąś księżniczkę!

Naprawdę o niczym nie wiedział - na jego twarzy malowało się ogromne zdumienie.

- Co ty mówisz? Nie chcę żadnej księżniczki, chcę tylko ciebie. - powiedział.

- Thorinie, spójrz prawdzie w oczy. - westchnęłam - Jesteś następcą tronu, ja nie nadaję się na królową, a twój dziadek nie daje nam błogosławieństwa. Nie ma innego wyjścia.

- Nie możemy byc razem, bo jestem księciem... - mruknął pod nosem do siebie, po czym jednym pchnięciem otworzył wielkie drzwi do sali tronowej.

- Thorin, co ty robisz...? - spytałam zdezorientowana.

Bez odpowiedzi wszedł do środka, a ja niepewnie podążyłam za nim. Zobaczyłam króla i mojego ojca dyskutujących pod tronem, co przerwał książę.

- Dziadku, muszę z tobą porozmawiac. - oznajmił stanowczo.

Valarowie, będę miała kłopoty...

- Thorinie, jestem teraz zajęty. - odparł starszy krasnolud.

- Ta sprawa jest w tym momencie najważniejsza.

Thrór westchnął, domyślając się, o co chodzi. Spuściłam wzrok na posadzkę.

- Dziadku, wiem, że chcesz najlepiej dla naszych poddanych, że przez moje małżeństwo chcesz połączyc Erebor z innym królestwem, ale... prosisz mnie i Aris o coś, co jest niemożliwe. - mówił - Nie mogę przestac jej kochac, nawet gdybym chciał, to nie potrafię!

Stałam zmieszana, nie odzywając się ani słowem.

- Thorinie, kiedyś będziesz królem. - odezwał się król - Masz wyjśc za księżniczkę.

- Dlaczego nie mogę byc szczęśliwy? - wtrącił czarnowłosy - Dlaczego mam spędzic resztę życia z kimś, kogo nie kocham?

- Musisz w końcu zacząc myślec, jak król. Na pierwszym miejscu powinieneś myślec o swoich poddanych, a dopiero później o sobie.

Książę zamilknął na chwilę. Myślałam, że tak samo jak ja już się poddał, ale odezwał się nieustępliwie.

- Jeśli tak ma wyglądac moje dalsze życie, jeśli jako przyszły król nie mogę wyjśc za Arissę... - nabrał powietrza - ...to wyrzeknę się tronu.

- Thorinie... - sapnęłam zszokowana, patrząc na niego wielkimi oczami.

Miał byc królem, tron należał mu się od dnia narodzin, a teraz był gotowy z niego zrezygnowac? I to dla mnie...

- Czekałeś na to i przygotowywałeś się na to już tyle czasu... nie mogę ci tego odebrac. - pokręciłam głową.

Podszedł do mnie powoli.

- Aris, odkąd cię poznałem nie zależy mi na tronie. - powiedział, biorąc moje dłonie w swoje i patrząc mi w oczy - Najbardziej zależy mi na tobie i zrobię wszystko, żebyśmy mogli byc razem. Jeśli tylko tego chcesz.

- Oczywiście, że chcę, ale...

- Dziadku... - odezwał się Thorin, nie dając mi dokończyc - Mówię poważnie. Jeśli mam zostac królem bez Arissy u boku... nie zostanę nim wcale.

Wstrzymałam nieświadomie oddech, czekając na odpowiedź króla.

- Skoro mówisz, że twój brat zostałby królem, Erebor nie przetrwałby pod jego rządami jednego dnia. - mruknął - A na to nie mogę pozwolic...

Westchnął głęboko.

- Rozmawiałem z twoim ojcem, Arissa. Jeśli i ty, i Thorin tego chcecie... nie mam prawa, by stawac wam na drodze.

- Czy... to znaczy, że się zgadzasz, mój panie...? - spytałam ledwo ponad szeptem.

Thrór uśmiechnął się lekko pod nosem.

- Macie moje błogosławieństwo. - skinął głową.

- I moje również. - dodał mój tata.

Miałam wrażenie, że zaraz eksploduję ze szczęścia.

- Na Durina, dziękuję, dziękuję, DZIĘKUJĘ! - uściskałam króla.

Zaraz potem wycisnęłam powietrze z ojca, a na koniec skoczyłam na Thorina, który złapał mnie w locie i zakręcił w powietrzu. Przylgnęłam do niego z całej siły, zanurzając twarz w jego czarnych włosach.

***

Minęło parę tygodni od kiedy ja i Thorin w końcu bez obaw mogliśmy pokazywac się światu razem. Siedziałam na drzewie, pomiędzy gęstymi liścmi i paliłam fajkę, kiedy usłyszałam jakieś hałasy z dołu. Wyjrzałam przez gałęzie i zobaczyłam trzech chłopaków z Dale, nie mieli więcej niż siedemnaście, czy osiemnaście lat. Znałam ich, jednak nasze spotkanie nie należało do przyjemnych. 

Raz na jakiś czas obierali sobie kozła ofiarnego i nie dawali mu życ. W moim przypadku na szczęście nie potrwało to długo... 

Jakby nie tylko ich mi tu brakowało, to przed nimi szedł jeszcze Dwalin, z którym od poprzedniej akcji wymieniłam jedynie z dwa niezbyt przyjemne zdania. Po części rozumiałam, dlaczego był wobec mnie taki wrogi i sądziłam, że dostał ode mnie już wystarczającą nauczkę, dlatego właśnie postanowiłam wkroczyc. Byłam jeszcze na niego trochę zła, ale naprawdę chciałam, żeby ci kolesie w końcu się od młodszych raz na dobre odwalili.

Poza tym, nigdy nie byłam za gnębieniem innym z powodu tego, kim byli. Głównie dlatego, że w dzieciństwie sama coś takiego przeżyłam.

Siedziałam na drzewie z gęstą koroną, więc na razie mnie jeszcze nie widzieli. Schowałam fajkę za pasek i nabrałam powietrza.

- Hej! - krzyknęłam, przez co odwrócili głowy w moją stronę - Nie wstyd wam czepiac się młodszego?

- Jak ty? - odezwał się Angor. 

- Jeśli myślisz, że się przestraszę, to grubo się mylisz. - odparłam, zeskakując z drzewa.

- Znalazła się bohaterka. - zarechotał Damrod - A to co? Policzek nie zagoił się po naszym poprzednim spotkaniu?

Dwalin spojrzał na mnie zaskoczony. Widziałam już, jak parę razy spoglądał na siniak po lewej stronie mojej twarzy, ale nigdy nie pytał.

Uśmiechnęłam się złośliwie, nie zwracając większej uwagi na jego komentarz. Ja miałam mu coś o wiele lepszego do powiedzenia...

- A po kopniaku, między nóżkami nadal cię boli? - udałam słodki głosik.

- Lepiej sobie uważaj. - pogroził, zaciskając dłonie w pięści.

- Ojej, ale się boję. - prychnęłam - Puśccie go.

- A jak nie?

- To sama to zrobię. - ruszyłam w kierunku trzymanego przez jednego osiłka Dwalina, jednak drogę zagrodził mi Angor.

Podniosłam lekko brwi.

- Odsuń się. - powiedziałam twardo - Albo sama cię przesunę.

- Uuu, jaka ognista! - zmrużył na mnie oczy.

Zacisnęłam usta w wąską linię. Ta sytuacja coraz bardziej przestawała mi się podobac.

- Znalazłaś sobie już kolejnego kochanka, co? Księciunio już ci się znudził?

Ugryzłam się w język, w ostatniej sekundzie powstrzymując się od jakiejś kąśliwej uwagi.

Nie mogłam dac się sprowokowac...

- Powiedziałam, wypuśccie go. - powtórzyłam stanowczo.

Gwerin w końcu puścił krasnoluda, jednak gdy ten chciał już odejśc, zatrzymał go głos Damroda.

- Spróbuj uciec... - pogroził, wyciągając zza pasa sztylet, po czym wystawił go w moją stronę - ...a ślicznotka ucierpi.

Dwalin zamarł w bezruchu. Naprawdę aż tak obchodziło go, czy coś mi się stanie...?

- Widocznie Thorin nie gustuje w elfach. - kontynuował Angor.

Momentalnie się spięłam.

- Nie jestem elfem. - wycedziłam.

- W całości na pewno nie. - odparł.

- Kiedy w końcu przestaniesz się łudzic i zrozumiesz, że nikt cię nie zechce, mieszańcu?! - zaszydził Damrod.

To było dla mnie za wiele.

Nie miałam pojęcia, skąd dowiedział się o mojej nieczystej krwi, ale nigdy nikomu nie pozwoliłabym się tak traktowac.

Rzuciłam się na niego z pięściami, za jednym uderzeniem waląc go w nos z taką siłą, że na chwilę na pewno go zacmiło. Zamachnął się na oślep i uderzył mnie w usta, rozcinając mi dolną wargę. Walnęłam go znowu, przez co przewrócił się na ziemię, trzymając się za głowę.

Z pozostałą dwójką rozprawiłam się za sprawą dwóch, czy trzech kopniaków. Złapałam Damroda za kołnierz i przeciągnęłam do siebie.

- JESZCZE RAZ MNIE TAK NAZWIJ, A ZŁAMIĘ WIĘCEJ NIŻ TWÓJ NOS! - ryknęłam mu w twarz.

Rzuciłam go z powrotem na trawę i podniosłam z niej sztylet, po czym wystawiłam go przed siebie.

- A TERAZ WYPAD STĄD, ZANIM GO UŻYJĘ! 

Wzięli sobie chyba moje słowa do serca, bo czym prędzej podnieśli się z ziemi i pobiegli w stronę miasta.

Poczułam, jak coś mokrego spływa mi po policzku. I potem znowu, i znowu.

Nie.

Nie mogłam teraz płakac.

Nie przed Dwalinem.

Drżącymi rękami opuściłam broń i rzuciłam na dół. Wzięłam chwiejny oddech, po czym szybkim krokiem odeszłam w kierunku lasu.

- Arissa, czekaj! - usłyszałam głos Dwalina.

Przyspieszyłam tylko kroku. W końcu jednak krasnolud złapał mnie za nadgarstek, przez co musiałam się zatrzymac.

- Co?! Chciałeś, żebym cierpiała, prawda?! To proszę! Wiesz już, co powiedziec, żeby mnie zranic! Znasz już prawdę! Proszę! Możesz się ze mnie wyśmiewac! Możesz zacząc wyzywac!

- Chciałem ci podziękowac! - krzyknął, przerywając mój zrozpaczony wykład.

Zamurowało mnie. Takich słów się nie spodziewałam -  już na pewno nie po Dwalinie.

- C-co?

- To, co tam zrobiłaś było bardzo odważne i, choc trudno mi to przyznac, jestem ci wdzięczny. - mówił - Naprawdę. - dodał, widząc niepewnośc w moich oczach.

- Na serio?

Kiwnął głową.

Przetarłam usta wierzchem dłoni, niechcący podrażniając ranę. Syknęłam pod nosem.

- Mama mnie zabije, kiedy się dowie... - wymamrotałam, widząc czerwoną ciecz ciecz na skórze.

- Więc zadbajmy o to, żeby się nie dowiedziała. - powiedział.

Podniosłam brwi.

- Wspólny sekret? Między tobą, a mną?

Skrzywił się nieco na moją reakcję, ale nic nie powiedział. Dopiero po chwili się odezwał.

- Przepraszam, że tak cię traktowałem. - mruknął pod nosem.

Wytrzeszczyłam na niego oczy.

- Ty mnie przepraszasz? Na ile lat to się zdarza?!

Chciał mnie trzepnąc po głowie, ale zręcznie się uchyliłam, a z moich ust uciekł niewielki śmiech.

Postanowiliśmy wrócic już do Ereboru. W pewnym momencie do mnie zagadnął:

- Może dałabyś się namówic na trening, jak wrócimy? A potem na piwo do Dale?

Zrobiłam z ust dzióbek, rozważając jego propozycję.

- Ja stawiam. - dodał.

Spojrzałam na niego średnio przekonana.

- Na zgodę? - wyciągnął rękę w moją stronę.

Westchnęłam, przewróciwszy oczami, nie wierząc, że to robię, ale uścisnęłam jego dłoń z lekkim uśmiechem.

Kto wie, może kiedyś zostaniemy nawet przyjaciółmi...?

***

Wywinęłam piruet i zostałam złapana przez Frerina ledwie o cal od podłogi, kiedy to rok później szaleliśmy na balu z okazji Dnia Durina. Krasnolud zamaszyście pociągnął mnie z powrotem do góry i jeszcze raz obrócił.

- Frerin, jeśli po raz kolejny mnie obrócisz, zwrócę przez ciebie obiad!

- Ale tak ładnie się obracasz!

- Frerin, nie. - powiedziałam stanowczo - Idę po piwo.

Puściłam jego ramię i zaczęłam przedzierac się przez tłum.

- Beze mnie?! - oburzył się i ruszył za mną.

Dotarliśmy do ściany, zastawionej dziesiątkami ogromnych beczek z piwem miodowym, wzięliśmy czyste kufle i napełniliśmy je napojem.

- Nie wiesz, gdzie jest Thorin? - spytałam, oblizując piankę z górnej wargi - Odprowadził mnie na bal, a potem gdzieś zniknął.

- Musiał coś jeszcze załatwic. - odparł wymijająco - Jestem pewien, że niedługo wróci.

Pokiwałam głową i wzięłam parę łyków, rozglądając się po gigantycznej sali w nadziei, że wypatrzę gdzieś mojego ukochanego. Jedynie co, to znalazłam Dis, tańczącą z jej tatą. Króla za to nie było na przyjęciu, ale domyślałam się, gdzie był.

Skarbiec.

Przesiadywał tam ostatnio całymi dniami, a nawet i nocami. Wszystko zaczęło się stosunkowo niewinnie - jeden z górników natrafił na jedyny w swoim rodzaju klejnot, przekazał go Thrórowi, a ten po pewnym czasie postradał zmysły. Nazwał go Arycklejnotem i uznał, że z woli Valarów trafił akurat do niego, by potwierdzic, że bogowie właśnie jemu powierzyli sprawowanie władzy nad tym pięknym królestwem.

Martwiłam się o niego. Thorin, Thrain, nawet poddani zaczynali patrzec na swojego władcę z niepokojem.

Niedawno był u nas nawet Thranduil - król leśnych elfów. Podobno jakiś czas temu umówił się z Thrórem na jakiś układ, by odzyskac kamienie, które utracił dawno na rzecz przodków naszego króla. Nie wiem, co poszło nie tak, ale widziałam, że elf opuścił Erebor tego samego dnia, wracając do domu z pustymi rękami.

Nigdy nie miałam nic do elfów. Byliśmy po prostu różni. Tak, jak oni umiłowali wyrafinowanie i harmonię, tak my nie potrafiliśmy odzwyczaic się od braku manier i chaotycznych zabaw. Krasnoludy i elfy już od dłuższego czasu się nie dogadywały. Liczyłam jednak, że ta akcja z klejnotami nie poszerzy jeszcze bardziej przepaści między nami...

Przechodziłam brzegiem sali, patrząc uważnie na mijających mnie gości.

- Mogę panią prosic? - za moimi plecami odezwał się doskonale znajomy mi głos.

Obróciłam się szybko i uśmiechnęłam szeroko, widząc przed sobą starszego księcia z wyciągniętą w moją stronę dłonią.

- Tutaj jesteś! Myślałam, że już cię nie znajdę. - pokręciłam głową.

Uśmiechnął się tajemniczo.

- Zatańczymy? - spytał.

- Pewnie! - ochoczo chwyciłam go za rękę.

Zaciągnęłam go, gdzie było w trochę miejsca. Muzyka była teraz nieco spokojniejsza, więc położyłam mu dłoń na ramieniu, on na mojej talii, a drugą rękę złączyłam z jego, powoli kołysząc się do muzyki.

- Gdzie zniknąłeś? - zapytałam po chwili.

- Musiałem coś jeszcze załatwic.

- Ciekawe, że twój brat powiedział mi dokładnie to samo. - zmrużyłam oczy - Lepiej uważaj, bo niedługo zużyjecie limit tej wymówki.

Zaśmiał się cicho.

- Nie martw się. Od dzisiaj nie będę już tak znikał i nie będzie mi potrzebna, księżniczko - powiedział.

Spojrzałam na niego nieco zmieszana.

- Nie rozumiem... nie jestem księżniczką... - wymamrotałam, nieznacznie marszcząc brwi.

Nigdy w życiu nie wpadłabym na to, co zrobił później.

- Arissa... - złapał mnie za prawą dłoń, uklęknął na jednym kolanie i wyciągnął z kieszeni miniaturową szkatułkę ze srebrnym pierścionkiem w środku.

Przyłożyłam lewą rękę do ust, nie wierząc, że to się naprawdę dzieje. 

- ...pokochałem cię w momencie, kiedy po raz pierwszy cię ujrzałem. Zmieniłaś moje życie, a moje serce wybrało właśnie ciebie. 

Opuściłam dłoń i uśmiechałam się przez łzy.

- Twój uśmiech sprawia, że jestem szczęśliwy, a twoja miłośc to najwspanialsze, co mnie kiedykolwiek spotkało. Dlatego chcę cię zapytac... czy uczynisz mnie najszczęśliwszym mężczyzną na świecie i... zostaniesz moją żoną?

Zaśmiałam się cicho.

- Jeszcze pytasz? - podniosłam brwi - OCZYWIŚCIE, ŻE TAK!

Thorin wsunął mi pierścionek na palec, a ja rzuciłam mu się na szyję. Wokół nas rozległy się donośnie wiwaty. Pociągnęłam krasnoluda do góry i kładąc mu dłonie na policzkach, głęboko pocałowałam.

Zdecydowanie był moim największym szczęściem.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top