Rozdział 5: Prawdziwe uczucie
*Rozdział poprawiony*
Poczułam, że na czymś leżę. Czymś miękkim i wygodnym, czymś jak łóżko? Od razu w mojej głowie pojawiło się pytanie skąd się tu wzięłam i co się stało, jednak właśnie w tej chwili wszystko sobie przypomniałam - kłótnia z Dwalinem, wspólny wyjazd, orkowie, Thorin, moja noga...
Stop.
Thorin...
Thorin!
Mahal, mam nadzieję, że nic mu się nie stało.
Minimalnie otworzyłam oczy, ale jedyną rzeczą, jaką zobaczyłam był rozmazany obraz. Kompletnie nie mając siły, powieki praktycznie od razu opadły mi z powrotem. Poczułam, że ktoś pociera moją prawą dłoń i głaszcze po włosach. W porównaniu do okropnego pulsowania z prawej nogi było to naprawdę bardzo przyjemne uczucie.
Zaczerpnęłam głębiej powietrza i zmarszczyłam nieznacznie brwi. Chociaż, że ten ruch zwykle nie wywierał na nikim żadnego wrażenia, tym razem obydwie osoby siedzące obok, dzięki niemu zalała natychmiastowa ulga.
- Arissa... - usłyszałam przy uchu głos mamy.
Jeszcze raz spróbowałam otworzyc oczy. Zamrugałam kilkakrotnie, rozglądając się dookoła i dopiero wtedy zdołałam dostrzec wyraźny obraz kobiety.
- Amad... - odezwałam się zachrypniętym głosem, który ledwo przekroczył szept.
- Dzięki Valarom, córeczko, żyjesz! - wykrzyknęła, zalewając się łzami i rzucając mi się na szyję.
Kiedy wyjrzałam zza jej kasztanowych włosów, zobaczyłam mojego tatę, który ściskał moją rękę.
- Adad...
- Moja mała Aris... - uśmiechnął się ze szklistymi oczami, po czym mocno, bardzo mocno przytulił.
Oparłam podbródek na jego ramieniu i wtuliłam się między rodziców.
- Baliśmy się, że cię stracimy. - dodał.
Odsunęłam się trochę i spojrzałam na nich.
- Przestałaś oddychac. - powiedziała mama chwiejnym głosem. - Reanimowali cię prawie godzinę.
- Zaczynaliśmy myślec, że nie im się nie uda. Że nie zdołają cię uratowac. - przyznał cicho tata. - Byłem taki przerażony... gdybyś nie przeżyła...
Nie dokończył, bo załamał mu się głos.
- Dopiero co cię odzyskaliśmy. Nie możemy cię znowu stracic.
Teraz dotarła do mnie świadomośc, że przez moją nieuwagę mogłam zginąc. Bardzo kochałam moich rodziców i za nic w świecie nie chciałam sprawic im cierpienia. Ale gdybym nie zwróciła mojej uwagi na Thorina, to on mógłby nie życ, a ja bym sobie tego nie wybaczyła.
Po raz pierwszy w życiu byłam w stanie oddac za kogoś życie. Oczywiście, że mówiłam, iż jestem gotowa zginąc za rodzinę i przyjaciół, ale dopiero w tej właśnie chwili zdałam sobie sprawę, jakie to duże poświęcenie.
Zaryzykowałam życie dla krasnoluda, którego znałam jakieś dwa tygodnie, a mimo to, nie wyobrażałam sobie bez niego życia. W miejscach, w których przed przyjazdem do Ereboru mieszkałam, poznałam wiele osób, bliskich memu sercu, ale nigdy nie czułam się z nikim tak, jak z czarnowłosym księciem.
- Książę czuwał przy tobie prawie całą noc. - oznajmiła mama.
- Który?
- W sumie to oboje. - powiedział tata - Ale książę Thorin siedział przy tobie dłużej. A pro po, prosili, żebym ich poinformował, kiedy się obudzisz. Pójdę po nich.
Kiwnęłam głową, a krasnolud opuścił pomieszczenie.
W międzyczasie wymieniłam parę zdań z mamą, a po nie więcej niż pięciu minutach, drzwi do komnaty otworzyły się z takim hukiem, jakby tuż obok mnie uderzył piorun, a zaraz potem wbiegł przez nie do środka Frerin.
- Arissa! - wykrzyknął i skoczył na łóżko, całkowicie mnie przygniatając.
Kaszlnęłam, czując, jak wyrzuca ze mnie całe powietrze.
- Nie mogę oddychac... - wysapałam, a on, jak poparzony się odsunął i szczelnie objął ramionami.
Parę sekund później drzwi znowu się otworzyły i tym razem wleciał przez nie Thorin, który również, całkowicie ignorując zasady książęcego zachowania, rzucił się na mnie. Przycisnął mnie do siebie tak, że nie było między nami chocby milimetra odstępu, a ja zanurzyłam twarz w jego czarnych włosach. Książę co chwilę szeptał mi do ucha, jaki był przerażony, jaki jest mi wdzięczny.
Tonąc w ich uściskach, nie widziałam, jak mój ojciec patrząc na nas, porusza sugestywnie brwiami w kierunku mamy.
***
Po dwóch dniach nudzącego mnie na śmierc leżenia w łóżku, mogłam wreszcie z niego wstac i wrócic do mniej więcej normalnego funkcjonowania. Ponieważ noga była dośc poważnie naruszona, aby jej jeszcze nie przeciążac, do chodzenia dostałam dwa kije, którymi się po bokach podpierałam.
Lekarz zalecił mi jednak, bym nie ruszała się za często z pokoju przez najbliższy tydzień, więc, żeby dotrzymac mi towarzystwa, Thorin codziennie wieczorem mnie odwiedzał i opowiadał, jeśli coś ciekawego się zdarzyło.
Było już dośc późno. Po zjedzeniu przyniesionej mi przez Frerina kolacji, walnęłam się na łóżko i od tamtej pory tak sobie leżałam, wpatrując się beznamiętnie w sufit. W jednej chwili wzięłam do ręki małą piłeczkę, którą zaczęłam sobie podrzucac, ale po kilku minutach odbiła mi się od ręki i spadła na podłogę, po czym poturlała się w stronę szafy stojącej ponad dziesięc stóp ode mnie. Nie chciało mi się po nią wstawac, więc położyłam się z powrotem i przez pół godziny gapiłam bez emocji w zabawkę.
- Jak się czujesz? - zapytał Thorin, w pewnym momencie wchodząc do mojej komnaty.
- Jestem osobą, która nie może usiedziec w miejscu pięciu minut, a mam stąd nie wychodzic przez siedem dni. Jak mam się czuc?
Krasnolud westchnął, przewracając oczami i podszedł do łóżka. Dopiero teraz zobaczyłam w jego dłoni papierową torebkę.
- Co to? - spytałam, uważnie przyglądając się towarowi.
Uśmiechnął się szelmowsko.
- Zwinąłem z kuchni trochę szarlotki.
Rozdziawiłam usta i wpatrywałam się z pożądaniem w paczuszkę. Szarlotka była naszym uwielbianym ciastem. Ostatnio, kiedy kucharze upiekli szarlotkę na przyjęcie, zakradłam się razem z księciem do kuchni i po chwili całe ciasto znalazło się w naszych brzuchach.
- Ile?
- Po podwójnej porcji. - odparł, siadając obok.
Wyjął słodycz z torebki i mi podał. To był naprawdę pokaźny kawałek.
- Na trzy. - oznajmiłam.
- Raz... - zaczął.
- Dwa...
- Trzy!
Oboje zachłannie wgryźliśmy się w smakołyk. Z dużym kęsem w ustach i rozmarzonym jękiem, opadłam na poduszki.
- Niebo w gębie. - pochwaliłam z buzią pełną ciasta.
Nie minęło dziesięc minut, a cała szarlotka zniknęła. W pewnym momencie Thorin spojrzał na mnie poważnie.
- Aris, mogę cię o coś zapytac?
- Wal śmiało. - odpowiedziałam.
- Chodzi mi o te wypadek.
Jęknęłam zirytowana.
- Wiesz, że nie lubię tego wspominac. - mruknęłam.
- No proszę... - zrobił maślane oczka.
Westchnęłam pokonana i kiwnęłam głową, by kontynuował.
- Walczysz świetnie - zaczął - Jesteś zwinna, masz idealny refleks, a mimo to zostałaś ranna. Jak to się stało?
Oblizałam nerwowo wargi i zaczęłam bawic się rąbkiem koszuli.
Rodzice też mnie o to często wypytywali, ale ciągle mówiłam im to samo: 'Zagapiłam się, po prostu miałam pecha', ale wiedziałam, że Thorin tego nie łyknie. Uświadomiłam to sobie, kiedy przed chwilą zaczął wyliczac moje umiejętności.
Musiałam powiedziec mu prawdę.
Nie miałam innego wyjścia.
- Pamiętasz, jak krzyknęłam, że ork jest za tobą?
Kiwnął głową, więc mówiłam dalej.
- To po tym, jak cię ostrzegłam. Nie zdążyłam się odwrócic i zaatakował mnie od tyłu.
Spojrzałam na niego niepewnie, a na jego twarzy zobaczyłam ogromne poczucie winy.
No nie, on nie miał się o to obwiniac.
- Prawie zginęłaś, bo uratowałaś mi życie? - spytał cicho.
Wiedziałam już, o czym myśli.
- Nie, Thorin! - powiedziałam stanowczo - Nawet nie waż się o to obwiniac. To była moja decyzja. Nie miałeś na to wpływu. Nie pozwoliłabym ci zginąc.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, co powiedziałam. Chciałam coś na szybko dodac, ale mnie wyprzedził.
- Dlaczego tak się o mnie martwisz?
Wypuściłam ciężko powietrze i przygryzłam wargę. Miałam mu tyle do powiedzenia... 'bo ty o mnie też', jesteś mi taki bliski', 'nigdy nie spotkałam jeszcze kogoś takiego', 'bardzo cię lubię', bo cię... kocham'.
Palnęłam pierwsze, co mi pasowało.
- Zależy mi na tobie. - wyznałam. - Bardzo, bardziej niż na kimkolwiek, kogo znam. Ja... nie wyobrażam sobie życia bez ciebie, Thorin.
Krasnolud zaczął coś mówic, ale nie słuchałam. Mój wzrok skupił się na jego kuszących wargach. Umysł całkowicie mi się wyłączył, a ja poddałam się instynktom. Przysunęłam się do niego powoli.
- Arissa, co ty...
Nie dokończył, bo nie zdążył.
Położywszy mu dłoń na policzku, przyciągnęłam go do siebie i wpiłam się w jego usta. Nie spodziewał się tego. Był tak zszokowany, że zamarł w bezruchu.
Nie był to mój pierwszy pocałunek. Kiedy przebywałam w Rohanie, mieszkałam z pewną krasnoludzką rodziną. Był tam chłopak w moim wieku, nazywał się Garin. Myślałam, że go kocham, on tak samo, dlatego pocałowaliśmy się raz, żeby się upewnic, że jesteśmy sobie pisani, ale nie poczuliśmy nic.
Nie byliśmy dla siebie stworzeni.
Moją drugą połówką był Thorin i byłam tego pewna, kiedy poczułam to coś, w momencie, gdy złączyłam nasze wargi.
Odsunęłam się od niego i wtedy zorientowałam się, co właśnie zrobiłam.
- Mahal, ja tak cię przepraszam, ja nie wiem, co we mnie wstąpiło... - zaczęłam się tłumaczyc.
- Arissa...
- Wielki Durinie, aresztują mnie, obetną włosy i wsadzą do więzienia! - panikowałam.
Krasnolud uciszył mnie pocałunkiem. Przymknęłam oczy i pogłębiłam go. Wplotłam palce w jego włosy, a on położył swoją dłoń na moim karku, przysuwając mnie do siebie tak blisko, jak tylko było to możliwe.
- Arissa, ja... ja cię kocham. - odezwał się nagle.
Spojrzałam głęboko w jego błękitne oczy. Nagle stały się dla mnie najpiękniejszymi na świecie. Poczułam, jak uśmiech szarpnie mnie za usta.
- Ja też cię kocham, Thorin. - wyszeptałam i znowu go pocałowałam.
Nie pamiętałam, kiedy ostatnim razem czułam się taka szczęśliwa.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top