Rozdział 41: Powrót do przeszłości
Następnego dnia po tym, jak byłam u Barda, ruszaliśmy do Góry. Wczoraj kompani znowu zorganizowali sobie jakąś małą imprezkę z alkoholem, no i chyba nie muszę mówic, jak to się skończyło. Jednak ani ja, ani Thorin nie byliśmy z nimi - sprawdzaliśmy ostateczne przygotowania do drogi, opracowywaliśmy trasę i co, ile nam zajmie. Nie mieliśmy czasu na zabawę.
W Dzień Durina wraz z mężem wstałam jeszcze przed pojawieniem się słońca na niebie. Na uliczkach nie było o tej porze żywej duszy, a wszędzie wokół panowała błoga cisza. Spakowałam kilka swoich toreb oraz przygotowałam każdemu nowe płaszcze i bronie, które zaoferował nam władca miasta.
Wraz z pierwszymi promieniami słońca zaczęliśmy budzic towarzyszy, by jak najszybciej i bez zbędnych ceregieli opuścic Esgaroth, jednak nie udało się, bo kiedy wyszliśmy z budynku, na zewnątrz zgromadziła większośc mieszkańców.
Najpierw na łódź załadowaliśmy nasze bagaże, dopiero potem zaczęliśmy wchodzic my.
- Wiecie, że jednego brakuje? - odezwał się Bilbo, kiedy gęsiego przedzieraliśmy się przez tłum. - Gdzie Bofur?
- Jeśli nie przyjdzie zostawimy go - odparł Thorin - Nie możemy marnowac czasu.
- Poczekajmy jeszcze parę minut - powiedziałam.
Częśc kompanii była już na łodzi. Stałam jeszcze na brzegu z mężem i pilnowaliśmy 'załadunku' .
- Ty nie.
Obróciłam się i zobaczyłam jak Thorin zatrzymuje próbującego wejśc na łódź Kiliego.
- Musimy się spieszyc, spowolniłbyś nas - kontynuował podając innym broń.
- Co ty mówisz? Idę z wami - odpowiedział zdezorientowany siostrzeniec, uśmiechając się trochę, jednak ten uśmiech wyglądał jak błaganie, by to co usłyszał nie było prawdą.
- Nie, nie - pokręcił głową jego wujek.
- Muszę tam byc, kiedy znajdziemy ukryte drzwi, kiedy zobaczymy sale naszych ojców, Thorinie - przekonywał Kili, jednak wiedziałam, że mu się nie uda.
- Kili - przerwał mu - Zostań, odpocznij, dołączysz kiedy będziesz zdrowy - powiedział mój mąż lekko pocierając włosy bruneta. Czułam, jak serce mi się kroi, kiedy patrzyłam na ból na twarzy siostrzeńca.
- Ja też zostanę - odezwał się Óin, wysiadając z łodzi - Mam obowiązek opiekowac się rannymi.
- Wuju, wychowaliśmy się na legendach o Górze. - dołączył się Fili - Sam nam je opowiadałeś, a teraz każesz mu zostac? - spytał z pretensją.
- Fili... - próbowałam złagodzic sytuację, ale nie za bardzo wyszło.
- Będę go niósł, jeśli będę musiał - dodał pewnie.
- Fili, kiedyś będziesz królem, wtedy zrozumiesz - przerwał blondynowi stanowczo Dębowa Tarcza. - Nie narażę całej wyprawy dla jednego krasnoluda. Nawet dla siostrzeńca.
Fili spojrzał na brata, po czym wysiadł z łodzi, jednak zatrzymał go Thorin.
- Fili, nie bądź głupcem. Twoje miejsce jest z nami.
- Moje miejsce jest z bratem - odparł i odszedł.
- Daj mi chwilę - powiedziałam do męża i podeszłam do chłopców, po czym spojrzałam na starszego siostrzeńca.
- Ty też chcesz, żeby tutaj został - stwierdził, nie pozwalając mi dojśc do słowa.
- Fili, zrozum, ja próbuję was chronic - tłumaczyłam.
- A może uniknąc odpowiedzialności? - zmrużył oczy.
- Co...? O czym ty mówisz? - zmarszczyłam brwi kompletnie zdezorientowana.
- Obiecałaś nas chronic, a zostawiasz nas pod opieką jakiejś innej osoby. Zostawiasz tak samo, jak wtedy, kiedy uciekłaś do Rivendell. Odjechałaś bez słowa. - powiedział, krzyżując ręce.
- Bałam się o was, nie chciałam, żeby z mojego powodu stała wam się krzywda. A gdyby coś się Kiliemu stało po drodze?
- Podjęliście tę decyzję nawet nam o tym o nie mówiąc - zdenerwował się.
- Bo wiedziałam, jak zareagujecie. Chcę dla was jak najlepiej, żebyście byli bezpieczni - przekonywałam.
- Gdyby tak było, pozwoliłabyś nam spełnic marzenie.
- Fili, proszę...
- Myślisz tylko o tym, żeby nie miec problemów. Nie wiem, jak Kili, ale ja nie chciałbym miec takiej matki!
Zamurowało mnie.
Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. Nie była to moja pierwsza kłótnia ze starszym siostrzeńcem, ale jeszcze nigdy, żaden z nas nie zapuścił się tak daleko.
To, co usłyszałam głęboko mnie zraniło, jednak starałam się po sobie tego nie pokazac. Jak zwykle nie potrafię ukrywac swoich emocji, więc mój smutny wzrok opadł na ziemię.
Otworzyłam już usta, żeby coś powiedziec, ale zamknęłam je, bo nie potrafiłam wydobyc z siebie słowa. Dopiero po chwili milczenia zdołałam się odezwac.
- Przypilnuj go - powiedziałam cicho.
Podeszłam do Kiliego i pogłaskałam go delikatnie po włosach.
- Bądź dzielny - szepnęłam i skierowałam się w stronę łodzi.
Thorin spojrzał na mnie kojąco i położył dłoń na plecach.
- Nic mi nie jest - mruknęłam i chwytając ramię Dwalina wsiadłam na nasz transport. Władca miasta właśnie kończył swoje przemówienie, a potem rozbrzmiała muzyka. Ludzie machali do nas, niektórzy im odmachiwali, uśmiechali się, jednak nie sądziłam, że cokolwiek poprawi mi dzisiaj nastrój.
Po chwili wypłynęliśmy z pomiędzy zabudowań, a naszym oczom ukazała się gdzieniegdzie zamglona Samotna Góra.
Mam nadzieję, że się podobało. Ten rozdział również podczas pisania zmieniłam, żeby trochę go urozmaicic. Miłego :)
Żartowałam!
W życiu nie wstawiłabym tak krótkiego rozdziału. A dzisiaj mam dla Was moi kochani niespodziankę - niżej czeka na Was dłuuugi dalszy ciąg. Dzisiaj ta książka obchodzi 1 urodziny! Z tej oto okazji długi rozdział i buziaki ode mnie. Dziękuję wszystkim, którzy czytając, głosując i komentując wspierali mnie podczas tej przygody. Moja wersja trzeciego filmu będzie bardzo emocjonalna, a przynajmniej postaram się aby taka była. Udało mi sie dzisiaj dopisac jeszcze 2 tyś słów także jestem zadowolona.
Zapraszam do dalszych przeżyc ;)
***
- Oni naprawdę tak o mnie myślą? - spytałam cicho, patrząc na swoje dłonie. - Że mi na nich nie zależy?
- Byli po prostu w szoku, Aris - wyjaśnił spokojnie Thorin. - Fili nie miał na myśli tego, co powiedział, zdenerwował się.
- Sądzisz, że byłabym tak okropną mamą? - zapytałam, jakbym nie słyszała, co Dębowa Tarcza przed chwilę do mnie powiedział.
- Byłabyś najwspanialszą mamą na świecie - odparł, ogarniając mnie ramieniem. - Nie możesz się tak bardzo przejmowac.
- Oni nas nienawidzą - szepnęłam.
- Nieprawda - od razu zaprzeczył - Sama wczoraj powiedziałaś, że będą pod wpływem emocji.
- Ale nie sądziłam, że aż tak...
- Nie nienawidzą nas. Jestem pewien, że niedługo do nich dotrze, dlaczego tak postąpiliśmy.
Westchnęłam. Jeszcze nigdy nie pokłóciłam się tak z którymś z siostrzeńców. Mimo przekonywania Thorina, ciągle odczuwałam wrażenie, że Fili miał po części rację.
***
Do brzegu dopłynęliśmy jeszcze dużo przed południem. Jako że Thorin mieszkał tutaj i biegał po tych ziemiach znał je najlepiej, dlatego też to on przejął prowadzenie. Wokół nas rozciągały się naprawdę niesamowite widoki, jednak dla mnie nie miało za bardzo znaczenia.
Nie dośc, że przez Barda wciąż jakiś cichy głos z tyłu głowy mówił mi co będzie, jeśli zawiedziemy, to jeszcze dumałam nad słowami Filiego, które także nie dawały mi spokoju.
Czarne myśli bez przerwy odbijały się echem po mojej głowie, aż w pewnym momencie pomyślałam, że zwariuję.
W jednej chwili zobaczyłam, jak wszyscy podchodzą do krawędzi jakiegoś stromego zbocza. Podążyłam ich śladem i zamarłam w bezruchu.
- Czy to jest to, co myślę?
Usłyszałam obok głos hobbita.
- To było miasto Dale. Zostały zgliszcza - odparł Balin - Teraz to pustkowie Smauga.
Dale... miejsce, w którym było kiedyś tyle życia i radości, a teraz to miasto wygląda jak straszydło. Nagle, kiedy tak patrzyłam przed siebie, moim oczom ukazało się Dale, jakie było dawniej. Widziałam kolorowe budynki, unoszące się na wietrze latawce oraz słyszałam wesołe rozmowy mieszkańców.
Przetarłam oczy i wszystko znowu było zniszczone.
- Niedługo południe - powiedział Thorin spoglądając w niebo - Musimy ruszac, za mną!
- Zaraz - zatrzymał go Bilbo - Jesteśmy na płaskowyżu, mieliśmy tu czekac na Gandalfa...
- A widzisz go gdzieś? - spytał przywódca, jednak nie czekając na odpowiedź kontynuował - Nie możemy na niego czekac, jesteśmy zdani na siebie. Ruszamy!
Zmarszczyłam brwi. Dlaczego nie było Gandalfa? Przecież on zawsze zjawiał się na czas. No i kolejne zmartwienie do mojej listy. Ruszyłam dalej.
Jakiś czas później mój mąż oznajmił, że pójdziemy przez Dale, by zaoszczędzic trochę czasu. Kiedy tylko weszliśmy pomiędzy budynki, poczułam jak zalewa mnie fala wspomnień. Przechodząc znajomymi uliczkami praktycznie widziałam wydarzenia, które kiedyś tu przeżyłam.
Zniszczone budynki były pokryte sadzą i śniegiem, po chodnikach porozrzucane były kawałki ławek, straganów, czasem były nawet zwęglone ciała, przez co odwracałam wzrok. Kątem oka widziałam, jak Bifur podnosi z ziemi brudną lalkę i otrzepuje jej spopielone włosy, a Dori i Nori patrzą ze smutkiem na karuzelę stojącą na środku placyku.
W pewnym momencie zobaczyłam coś znajomego. W moje oczy rzucił się osmolony szyld nad wejściem do sklepu, w którym kupiłam moją suknię ślubną. Pamiętam, że razem z Dis i moją mamą spędziłyśmy tam prawie cały dzień przymierzając różne kreacje.
Niedaleko znajdował się również bar, do którego Thorin zaprosił mnie kiedyś, bym poznała paru jego przyjaciół. Piliśmy, rozmawialiśmy i bawiliśmy się prawie do świtu.
Idąc dalej prawie nadepnęłam na jakiś materiał. Schyliłam się i podniosłam go ostrożnie. Był to kawałek latawca w kształcie smoka, który widziałam z Ereboru ostatniego dnia w Górze. Widocznie rozerwał się na strzępy, a ten akurat przetrwał. Odłożyłam go i podążyłam za resztą.
Kiedy zostawiliśmy Dale już kawałek za sobą, obejrzałam się i spojrzałam jeszcze raz na miasto.
Ci ludzie nie zasłużyli na taki los.
***
- Macie coś?
- Ani śladu! - odkrzyknął Dwalin; zbliżało się popołudnie, więc musieliśmy się sprężac. Zrobiliśmy sobie króciutką przerwę na jakiś posiłek, po czym zaczęliśmy szukac wejścia.
- Jeśli mapa nie kłamie - powiedział Thorin - wejście jest dokładnie nad nami.
Bacznie rozglądałam się wokół, jednak niczego nie spostrzegłam. Nagle usłyszałam krzyk włamywacza:
- Tutaj!!!
Od razu wszyscy rzucili się biegiem w jego stronę, a ten wskazał na posąg. Właściwie to na schody, które były jego częścią.
- Masz świetny wzrok, panie Baggins - pochwalił go Dębowa Tarcza, po czym ruszyliśmy w stronę ogromnej rzeźby.
Ostrożnie stawiałam stopy na starych kamieniach, żeby się nie zapadły. Czasem albo Dwalin, który szedł przede mną, albo Glóin, który był za mną musieli pomóc mi wejśc na jakiś stopień. Wspinanie się zajęło nam dobre kilka godzin, więc gdy dotarliśmy na górę słońce zaczynało już chowac się za horyzontem.
Thorin jako pierwszy wszedł na skalną półkę i podbiegł do kamiennej ściany, a my stanęliśmy tuż przy schodach.
- To tutaj, ukryte drzwi...
Dębowa Tarcza z szerokim uśmiechem podniósł do góry klucz, przez co ja również się uśmiechnęłam. A jednak on zawsze potrafił mnie rozweselic.
- Oby ci, którzy zwątpili w nas, pożałowali! - krzyknął, a kompania wraz ze mną mu zawtórowała.
Podeszłam bliżej i przyjrzałam się zboczu Góry.
- Mamy klucz - zaczął Dwalin, przypominając mi spostrzeżenie Filiego w Bag End - a to znaczy, że gdzieś tutaj musi byc dziurka.
- Ostatnie światło... - powiedział cicho mój mąż, po czym uśmiechnął się do mnie i złapał moją dłoń. Po paru minutach bezowocnych poszukiwań przez Dwalina przyłączył Nori, stukając w skałę i starając się wysłuchac echa, czyli miejsca tajnego tunelu.
Dwalin zdenerwował się i zaczął kopac w ścianę, podczas gdy ja spojrzałam na znikające słońce. Kończył nam się czas. Wzięłam głęboki wdech i próbowałam opanowac emocje.
- Rozbic skałę! - rozkazał Thorin.
Glóin, Dwalin i Bifur podnieśli swoje topory i zaczęli uderzac w kamień, jednak nic nie zdziałali. Tylko hałas.
- Przestańcie, to nic nie da! - zatrzymałam ich - Te drzwi chroni magia, siłą ich nie otworzymy. - wyjaśniłam, a zaraz po moich słowach skałę przysłonił cień. Słońce zaszło.
- Nie! - krzyknął Dębowa Tarcza i podbiegł do ściany wyciągając mapę. - Ostanie światło Dnia Durina... wskaże ci dziurkę od klucza... - przeczytał szybko, ale i tak usłyszałam jak na ostatnich słowach załamał mu się głos. - Tak jest napisane - powiedział spoglądając na nas.
Spuściłam wzrok. Nie miałam serca powiedziec mu, że nie da się nic zrobic.
- Czego nam brakowało? - spytałam - Balin...?
- Słońce już zaszło - pokręcił głową - Nic więcej nie zdziałamy. Chodźcie.
Wszyscy zaczęli kierowac się do schodów, jednak ja ciągle stałam i wpatrywałam się we wzgórza, nad którymi jeszcze chwilę temu była nasza nadzieja.
- Zaraz, dokąd oni idą? - zapytał niziołek - Chyba się nie poddacie?!
Mój mąż spuścił wzrok i pozwolił kluczowi wymknąc się z jego ręki by upaśc z brzękiem na ziemię.
- Thorinie, nie możesz się teraz poddac - próbował zatrzymac go Bilbo, ale na nic się to zdało. Dębowa Tarcza wepchnął mapę w ręce hobbita i patrząc w ziemię zaczął podążac za resztą.
- Chodźmy, Bilbo - szepnęłam.
- O nie, nie - zaprzeczył i złapał mnie za nadgarstek - Arissa, którą znam, w życiu by się tak łatwo nie poddała. Musieliśmy coś przeoczyc! - nalegał.
- Nie możemy nic zrobic! - krzyknęłam dając upust emocjom i z trudem hamując łzy.
- Przeszliśmy taki kawał po nic?! Pominęliśmy jakiś szczegół, nie może nam się nie udac - przekonywał.
Westchnęłam.
- W porządku, prześledzimy wskazówkę jeszcze raz - odparłam. - Stań przy szarym głazie... - wyrecytowałam i Bilbo zrobił to co powiedziałam - ...kiedy drozd zastuka, a słońce ost...
- Wiem! - przerwał mi w pół słowa.
- Co?! - rozemocjonowałam się i spojrzałam na niego wyczekująco.
- Drozd! Nie było drozda! - wykrzyknął.
- A słońce ostatnim światłem Dnia Durina... ostatnim światłem... - rozmyślałam. - Ostatnim... światłem... no oczywiście! - krzyknęłam i walnęłam się w czoło. - Ostatnie światło dnia! Dzień nie kończy się o zachodzie, tylko o północy, a w nocy na niebie jest księżyc! - dokończyliśmy razem. - Słońce ostatnim światłem... księżyc odbija światło słońca!
W ty momencie zza chmur wyłonił okrągły księżyc, a za nami usłyszałam stukanie. Obejrzałam się, a moim oczom ukazał się drozd siedzący na kamieniu.
- Kiedy drozd zastuka...
Patrzyłam uważnie na ścianę, gdzie zaczęły się pojawiac pasma błękitno srebrnego światła.
- Ostatnie światło! - odetchnął Bilbo, wskazując na jeden promień padający na wgłębienie w ścianie.
- Dziurka od klucza - szepnęłam i podbiegłam do niej, żeby nie zapomniec, gdzie jest.
- Znalazła się!!! - krzyczał hobbit, próbując zmusic towarzyszy do powrotu - To księżycowy blask!
- THORIN, WRACAJ! - wydarłam się - ZNALEŹLIŚMY DZIURKĘ!
Wzięłam parę głębokich wdechów, ale coś do mnie dotarło.
- Gdzie jest klucz? - spytałam.
- Był gdzieś tutaj - mruknął włamywacz i zaczął rozglądac się po podłożu.
- Thorin go gdzieś upuścił - dodałam również szukając.
Hobbit zaczął wręcz ciepac się po półce.
- Bilbo, uważaj! - krzyknęłam idealnie w momencie, gdy niziołek potrącił klucz, a ten poleciał w stronę krawędzi.
Wszystko było jak w zwolnionym tempie. Klucz zaczął spadac po skałach, a tu nagle sznurek przywiązany do niego został przyciśnięty do ziemi.
Butem mojego męża, który ni stąd ni zowąd się tu nagle pojawił.
Powoli sięgnął dłonią po klucz. Zaraz potem dostrzegłam resztę kompanii z nową nadzieją w oczach. Thorin podniósł przedmiot i podszedł do mnie stojącej przy dziurce.
- Tu - pokazałam mu otwór, a on włożył tam przedmiot i przekręcił, ale jeszcze nic się nie stało.
- "Faceci" - pomyślałam, przewracając oczami.
- Trzeba pchnąc - wyjaśniłam i oparłam dłonie na kamieniu, przerzucając na nie swój ciężar, co również uczynił Dębowa Tarcza.
W końcu drzwi ustąpiły i odsunęły się w głąb tunelu.
Znieruchomiałam wpatrując się w przejście przede mną.
- Thorinie... - pokręcił głową Balin nie mogąc uwierzyc w to, co właśnie się stało. Mój mąż podał mi rękę i zabrał z powrotem do domu.
Ostrożnie przekroczyłam próg Góry i drżącą dłonią dotknęłam kamiennej ściany. Przypomniało mi się jak kiedyś bawiliśmy się z Dis w chowanego. Thorin zaciągnął mnie tutaj i mieliśmy troszkę czasu dla siebie...
- Znam te ściany - powiedział cicho krasnolud - Ten korytarz... Pamiętasz Balinie? Komnaty wypełnione złotym blaskiem?
- Tak, pamiętam - odparł wzruszony.
Przejechałam opuszkami po kamieniu, wspominając dawne czasy. W międzyczasie reszta kompanii również weszła do środka i z podziwem wodziła wzrokiem po korytarzu.
- Udało się - szepnęłam, czując jak łzy szczęścia zamazują mi wzrok i spojrzałam na Thorina, uśmiechając się od ucha do ucha. - UDAŁO SIĘ! - krzyknęłam i się mu na szyję. Od razu mnie objął i pogłaskał po głowie - Nie mogę w to uwierzyc... - wyszeptałam mu do ucha i cmoknęłam w usta.
Kiedy oderwaliśmy się od siebie, Glóin akurat zaczął czytac napis, znajdujący się pod sufitem. Był wyryty w krasnoludzkich runach pod rysunkiem tronu z Arcyklejnotem.
- Oto jest siódme królestwo rodu Durina, niechaj Serce Góry jednoczy wszystkie krasnoludy - wyrecytował.
- To królewski tron - wyjaśnił Balin hobbitowi, widząc, że ten przyglądał się rysunkowi już dłuższą chwilę.
Bilbo skinął głową, jednak po chwili zapytał:
- A to nad nim?
Białobrody krasnolud spojrzał na niego poważnie.
- To Arcyklejnot - odparł.
- Arcyklejnot... - niziołek powtórzył słowo. - A co to takiego?
- To panie włamywaczu jest twój cel - odezwał się Thorin, a wszyscy w jednym momemcie spojrzeli na hobbita.
Wszyscy, oprócz mnie.
Ja natomiast patrzyłam na męża, w którym pojawiło się coś ciemnego, czego jeszcze nigdy przy nim nie wyczułam, a jednak miałam wrażenie, że skądś znam to uczucie.
Bilbo tylko niezręcznie powiódł wzrokiem po naszych twarzach, po czym znowu spojrzał na obrazek. Nie zazdrościłam mu znalezienia się w takiej sytuacji.
***
Siedzieliśmy na półce skalnej przed wejściem do korytarza. Balin poszedł pokierowac pana Bagginsa do skarbca i właśnie niedawno wrócił. Wiem, że był dobry w skradaniu się i w ogóle, ale taki smok, to nie byle goblin, czy troll.
Gdyby się obudził, a Bilbo byłby ciągle w środku, to nie wiem co bym zrobiła. Westchnęłam w duchu - znowu to uczucie, kiedy obwiniasz się za czyjeś nieszczęście.
Starałam się nie myślec o najgorszym, ale wyszło jak zwykle. Nikt nic nie mówił, wokół nie było słychac żadnych dźwięków. Wszyscy siedzieli spięci i czekali na powrót hobbita. Kiedy Gandalf mówił o wykradnięciu Arsyklejnotu w Shire wydawało się to takie banalne - wejdź, zakradnij się cicho, zabierz i wyjdź, jednak teraz, kiedy o tym myślałam byłam pewna, że nie jest to tak proste.
Po chwili wstałam i zaczęłam chodzic w kółko, próbując oczyścic umysł. Pewnie spacerowałabym tak jeszcze dobry szmat czasu, gdyby mojej wędrówki nie przerwał jakiś wstrząs.
Wszyscy poderwali się z miejsc przerażeni.
- Co to było? Jakieś trzęsienie ziemi?
- Nie, mój chłopcze - odparł Balin - To był smok.
- O Durinie... - wyszeptałam, kładąc dłoń na czole.
Przeczekaliśmy jeszcze parę minut, mając nadzieję, że włamywacz wróci. Byliśmy w błędzie.
- Co będzie z Bilbo? - spytał Ori, widząc w korytarzu odbijające się od ścian pomarańczowe światło.
- Dajmy mu więcej czasu - powiedział spokojnie Thorin.
- Czasu na co? - zdziwił się Balin - Żeby zginął?
- Boisz się - stwierdził Dębowa Tarcza mrużąc na przyjaciela oczy.
- Tak, boję się - skinął głową krasnolud - Boję się o ciebie - dodał wskazując na niego palcem - Ten skarb jest źródłem choroby. To przez niego twój dziadek oszalał.
- Nie jestem jak mój dziadek - odparł mój mąż.
- Nie jesteś sobą. - kontynuował starszy krasnolud - Thorin którego znałem nie zawahałby się...
- Nie zamierzam ryzykowac całej wyprawy, żeby ratowac ... rabusia.
- Bilbo - wtrąciłam się, marszcząc brwi - Ma na imię Bilbo.
Nie uzyskałam jednak odpowiedzi. Nie miałam już nerwów, żeby tak stac tutaj i nic nie robic, podczas gdy mój przyjaciel ryzykuje swoje życie.
- Idę po niego - oznajmiłam, przypinając miecz.
Miałam już wejśc do środka, kiedy ktoś pociągnął mnie za nadgarstek, zmuszając do odwrócenia się. Spojrzałam w burzliwe oczy Thorina.
- Nigdzie się nie wybierasz - powiedział nisko.
- Bo co? - zmrużyłam oczy.
- Nie będziesz ryzykowac życiem dla jakiegoś hobbita!
- To mój przyjaciel i jest tego wart - odparłam pewnie. - Zostaw mnie.
Wyszarpnęłam dłoń z uścisku męża i popędziłam w głąb Góry.
***
Biegnąc po hobbita korytarzami, domyśliłam się, że Balin pewnie wybrał najprostszą drogę do skarbca, żeby nieznający Ereboru Bilbo dał radę wrócic na własną rękę. Dlatego właśnie ja podążyłam tą trasą, ale puki co nie spotkałam się z naszym włamywaczem.
Dopiero, kiedy weszłam na jeden balkon przy skarbcu, udało mi się go wypatrzec.
- Bilbo, tutaj! - krzyknęłam, by zwrócic na siebie jego uwagę.
Gdy tylko niziołek mnie zobaczył, od razu popędził w moją stronę. W międzyczasie usłyszałam straszny hałas, odbijający się echem od ogromnych ścian. Brzmiał, jak uderzanie ogromnych łap i walenie się jakiejś skalnej konstrukcji. Od razu wiedziałam, co się zbliża.
Smok.
Nie widziałam go jeszcze na szczęście w pobliżu, także była dla nas jakaś szansa na ucieczkę. W końcu hobbit do mnie dotarł i już odwróciliśmy się, żeby wbiec do korytarza, kiedy na drodze pojawił się Thorin.
- Żyjecie - odetchnął z ulgą.
- Jeśli zaraz nie uciekniemy może się to zmienic - odparł szybko chcąc odejśc, jednak Dębowa Tarcza znów go zatrzymał.
- Znalazłeś Arcyklejnot? - spytał poważnie.
- Thorin, nie wygłupiaj się, musimy stąd wyjśc! - próbowałam go przekonac.
- Arcyklejnot - powtórzył twardo - Znalazłeś go?
Bilbo spojrzał zdziwiony na niego, nie rozumiejąc dlaczego tak bardzo zależy krasnoludowi na odpowiedzi, jednak po chwili odpowiedział:
- Nie, musimy uciekac.
Chciał już iśc, ale drogę zastawił mu miecz Thorina. Spojrzałam na męża jakby właśnie wyrosła mu druga głowa.
- Thorinie...?
Krasnolud wycelował ostrze w pierś hobbita i zaczął powoli iśc w jego stronę, zmuszając pana Bagginsa do wycofania się.
- Thorin, co ty wyprawiasz? - zapytałam wystraszona jego zachowaniem, wchodząc pomiędzy klingę, a włamywacza.
Dopiero wtedy chyba się opamiętał i spojrzał na mnie normalnie, jednak nim jakkolwiek zdążyłam się odezwac, usłyszałam głośne człapanie po prawej. Powoli odwróciłam się w tamtą stronę i prawie zapomniałam oddychac, kiedy zobaczyłam tam Smauga.
Tego samego, który zabił mieszkańców i zniszczył Dale.
Tego samego, który pozbawił mnie domu.
Tego samego, który odebrał mi matkę.
Czując zagrożenie, instynktownie wyciągnęłam miecz, chociaż i tak nic by mi to nie dało. W pewnym momencie, z korytarza, którym tu dotarłam doszły mnie znajome głosy. Nagle obok pojawiła się reszta kompanii wpadająca na siebie nawzajem.
- SPALĘ WAS! - ryknął, po czym otworzył paszczę, chcąc zionąc na nas ogniem.
- Uciekac!
Szybko odwróciłam się w drugą stronę i skoczyłam za podest, a potem zjechałam na złocie do jakiegoś przejścia na dole. Poczekałam, aż kompania wbiegnie do środka, dopiero wtedy podążyłam za nimi.
Znaleźliśmy się w niewielkim pomieszczeniu. Schowałam ostrze z powrotem i odetchnęłam parę razy. Przeleciałam wzrokiem po towarzyszach i spostrzegłam, że jednego brakuje.
- Gdzie jest Thorin? - spytałam, czując że serce bije mi jak oszalałe.
Nie więcej niż sekundę później mój mąż wpadł do środka z podpalonym płaszczem. Dwalin pomógł mu go zrzucic i ugasic.
- Idziemy - oznajmił, ruszając do kolejnego korytarza.
- W porządku? - zapytałam, podchodząc do niego.
- Nie martw się - skinął mi głową.
Przebiegliśmy dłuższą chwilę w miarę prostym korytarzem. W ścianach od czasu do czasu wyrzeźbione były jakieś figury lub rysunki. W pewnym momencie skręciliśmy i wbiegliśmy do jakiegoś pokoju, a na to, co tam zobaczyłam w ostatniej chwili powstrzymałam się od wrzasku.
Mnóstwo ciał. Wszystkie czarne, pokryte pajęczyną, leżące jedno na drugim.
- To koniec - powiedział któryś z towarzyszy - Stąd nie ma wyjścia.
Spojrzałam na pokruszone skały w rogu. Widocznie podczas ataku smoka zasypały tutejsze wyjście.
- Ostatni z rodu - mruknął smętnie Balin. - Przywiodła ich tu ślepa nadzieja...
Kątem oka dostrzegłam z boku jakiś lekki połysk. Odwróciłam głowę i poszłam w tamtym kierunku. Mój wzrok padł na klejnot wiszący na kościstej szyi jednego z trupów.
Klejnot, który bardzo dobrze znałam. Klejnot, który w naszyjniku dostała jedyna osoba od mojego ojca - moja matka...
Widząc ją w takim stanie nie dałam rady się powstrzymac i zaniosłam się szlochem, padając na kolana. Zakryłam twarz dłońmi i wyrzuciłam z siebie wszystkie emocje.
Poczułam na ramieniu czyjąś dłoń. Od razu wiedziałam, że należy ona do Thorina, jednak nie odwróciłam się tylko odsłoniłam twarz, by spojrzec na martwą krasnoludkę przede mną. Podniosłam się i kucnęłam, po czym powoli wyciągnęłam drżącą dłoń w stronę naszyjnika.
Gdy tylko opuszki zetknęły się z zimnym kamieniem, poczułam jak po policzkach spływają mi kolejne łzy, ale nie hamowałam ich.
- Tyle lat... - szepnęłam - Tyle lat miałam nadzieję, że udało jej się jednak uciec... - powiedziałam cicho, kręcąc głową.
- Zejdźmy do kopalni - zasugerował gdzieś z tyłu Balin - Może przetrwamy tam kilka dni.
- Nie - zaprotestowałam stanowczo wstając - Nie chcę takiej śmierci - dodałam ocierając policzki - Z głodu, strachu, braku powietrza...
Odwróciłam się do kompanii, czując, że w mojej głowie pojawił się pewien plan.
- Pójdziemy do kuźni.
- Zobaczy nas i zabije - odparł Dwalin.
- Chyba, że się rozdzielimy - zasugerowałam.
- Arissa, to się nie uda - pokręcił głową Balin.
- Może nie wszystkim. Zwabimy go do kuźni i zabijemy - wyjaśniłam mając już dośc tego gada. - A jeśli mamy spłonąc, to spłoniemy razem.
***
Podzieliliśmy się na grupy. Ja, Thorin, Balin i Bilbo wybiegliśmy z kryjówki pierwsi.
- Uciekajcie...
Usłyszałam syczący głos smoka, który zaraz wyłonił się zza filaru, podczas gdy my stanęliśmy na jednym z mostów.
- Uciekajcie, ile sił, nie macie dokąd uciec.
- Za wami! - krzyknął Dori, który wraz z Orim i Bofurem był kawałek od nas, po czym cała trójka rzuciła sie do ucieczki.
- Hej, ty!!! - wydarł się Dwalin, a zaraz potem razem z Norim pobiegł się ukryc. Wykorzystaliśmy odwróconą uwagę Smauga i ruszyliśmy dalej.
Chwilę później słyszałam ryk smoka, więc domyśliłam się, że mając nas już po jego ogromne dziurki w nosie chciał szybko i skutecznie się nas pozbyc. Nie wyszło mu jednak.
Przemierzaliśmy właśnie ogromny korytarz. Zaraz obok było węższe przejście, do którego zaczęliśmy się kierowac, kiedy Smaug wyszedł zza zakrętu niedaleko.
- Thorinie! - zawołał Bilbo, widząc, że ten nie idzie razem z nami. Na jego krzyk zatrzymałam się i wyjrzałam za ścianę.
- Idź za Balinem - pokierował go Dębowa Tarcza, a hobbita do przejścia wciągnął Balin. W porę odsunęłam się od wejścia, bo sekundę później, niecały metr od miejsca w którym stałam przeszła masa ognia.
Białobrody krasnolud kazał mi biec dalej. Nie miałam pojęcia, co jest z moim mężem, ale wiedziałam, że on tak łatwo się nie da.
W pewnym momencie wybiegliśmy z tunelu do ogromnego pomieszczenia, gdzie czekała już reszta na szczęście wraz z Thorinem w jednym kawałku.
- To się nie uda. Te piece są zimne jak lód - powiedział Dwalin.
- Nie mamy takiego ognia, żeby je rozpalic - poparł brata Balin.
Coś mi zaświtało. Ten smok ział ogniem na prawo i lewo zupełnie bez sensu jeszcze chwilę temu. Zróbmy z jego umiejętności jakiś pożytek.
- Czyżby? - spytałam retorycznie i nie czekając na odpowiedź podeszłam do wielkich metalowych krat, za którymi kawałek dalej znajdował się Smaug.
-NIE SĄDZIŁAM, ŻE TAK ŁATWO WYPROWADZIMY CIĘ W POLE! - ryknęłam do niego, a kiedy się odwrócił kontynuowałam: - Zrobiłeś się gruby i wolny - szydziłam dalej - Ty stara GNIDO!
Spojrzałam na zamarłych kompanów i powiedziałam:
- Kryjcie się.
Oparłam się o pręt, podobnie postąpiła reszta, a zaraz potem tuż obok nas przeleciały strumienie ognia. Powędrował on idealnie pod piece, które w mgnieniu oka się rozpaliły. Z gorąca włosy przykleiły mi się do czoła i brzegów twarzy, a moja skóra błyszczała się od potu.
Smaug widząc, że dał się sprowokowac zaczął uderzac w kraty.
- Bomburze, bierz się za miechy - polecił Thorin.
Krasnolud od razu popędził w stronę pieca i chycił mocno łańcuch, którym co chwilę się opuszczał, podtrzymując ogień.
Przez ciężar smoka metalowa brama z każdym uderzeniem zaczęła się coraz to bardziej wyginac.
- Bilbo, właź tam - powiedział Dębowa Tarcza wskazując na koniec schodów naprzeciwko - Na mój znak pociągniesz dźwignię.
- Idę z nim - rzuciłam przez ramię i popędziłam za hobbitem na górę.
Po chwili wchodzenia, z góry widziałam, że gad dostał się już na drugą stronę. Rozglądał się bacznie, a łuski na jego brzuchu wyglądały niczym rozżarzony węgiel.
Schody skręciły, a zaraz potem moim oczom ukazała się dźwignia. Z tego, co mi się wydawało, zatrzymywała wypływanie zapasów wody, zgromadzonej na wszelki wypadek. Przygotowaliśmy się do złapania uchwytu.
Smaug chodził powoli i wyciągał ten swój łeb uważnie obserwując otoczenie. Gdy jego wzrok przeniósł się na Thorina, on krzyknął:
- TERAZ!
Oboje w tym samym momencie podskoczyliśmy i z całej siły pociągnęliśmy uchwyt. Zaraz potem usta stojących obok posągów się jakby otworzyły, a ze środka wylało się całe mnóstwo wody.
Uderzyła ona w smoka akurat, kiedy chciał zionąc ogniem, przez co otworzł pysk i napił się płynu. Wszystko wokół zaczęło parowac, więc nie widziałam tego co się tam działo zbyt dokładnie. Gad zaczął ciepac się po całym pomieszczeniu, burząc przy tym niektóre konstrukcje.
Płynąca wciąż woda zasiliła młyny, które natomiast wprawiły w ruch niektóre mechanizmy, między innymi te od wagonów w kopalni.
Miałam już schodzic na dół, kiedy o smoka coś uderzyło i roztrzaskało się z hukiem w niebieskawy pył. Poszukałam wzrokiem miejsca, skąd leciały te przedmioty, wtedy zobaczyłam Doriego, Oriego i paru innych kompanów, rzucających w stwora naczyniami z jakimiś mieszankami w środku.
W pewnym momencie Glóin, siedzący w jednym z wagoników przerwał toporem łańcuch, na którym wisiały pobliskie wraz z kamieniami wewnątrz, po czym spadły na Smauga. Thorin pociągnął łańcuch i podniósł blokadę, więc po czymś w rodzaju dużej rynny spłynęło roztopione złoto.
- Trzeba go zwabic to komnaty królów! - zawołał mój mąż, po czym chwycił pobliską taczkę i zaczął biec z nią w stronę 'złotego strumienia' . Ponieważ smok znowu zaczął rzucac się na wszystkie strony, zerwał przy tym kolejne łańcuchy z wagonikami, a jeden z nich o włos ominął mnie i Bilba.
Smaug uderzył ogonem w ścianę podtrzymującą schody, na których staliśmy. W miejscu uderzenia skały pękły i skruszyły się, przez co cała wysokośc zaczęła się walic.
- Trzymaj się! - krzyknęłam do hobbita, gdy schody zaczęły się przewracac. Chwilę potem przechyliły się pod takim kontem, że sturlaliśmy się z nich i spadliśmy z chrząknięciem na twarde podłoże.
Podniosłam wzrok na smoka, który patrzył prosto na nas.
- Arissa, wstawajcie i uciekajcie!
Usłyszałam Thorina, ale zanim zdążyłam go złapac, zniknął już na taczce za kamienną ścianą. Jak powiedział, tak zrobiliśmy. Podbiegliśmy do pochyłej podłogi i zjechaliśmy uciekając przed zębami gada.
Po chwili biegu znaleźliśmy się w ogromnej hali. Na ścianie za nami wisiały wielkich rozmiarów gobeliny, tak samo po bokach. Zanim zdążyliśmy dobiec dalej, ściana rozwaliła się na kawałki. Przez stworzone właśnie wejście do komnaty wszedł smok, a ogromne gobeliny zaczęły spadac na nas.
- Bilbo, padnij! - poleciłam i rzuciłam się na ziemię, co również uczynił włamywacz, a zaraz potem poczułam, jak przykrywa nas materiał.
- Myślisz, że mnie oszukasz, Pogromco Beczek? - zagrzmiał, stając. - Przybyłeś z Miasta na Jeziorze - wywnioskował, a mi kolor odpłynął z twarzy.
Wiedziałam, co będzie, jeśli poleci do Esgaroth i za wszelką cenę chciałam tego uniknąc.
- To jakiś spisek, uknuty przez nędzne krasnoludy i ludzi znad Jeziora. - kontynuował - Śmierdzący tchórze z wielkimi łukami i Czarnymi Strzałami. Chyba pora, żebym im złożył wizytę!
- Nie... - szepnęłam przerażona.
- To nie jest ich wina! - krzyknął hobbit wychodząc z ukrycia i zatrzymując stwora. - Stój! Nie możesz tam leciec!
Smok odwrócił się w nasza stronę powoli.
- Tak się o nich troszczysz? Cudnie, zobaczysz jak umierają! - powiedział i znowu ruszył do głównej bramy.
- HEJ! TY GŁUPI GADZIE! - ryknął Thorin z drugiego końca sali.
Wstałam szybko i pociągnęłam Bilba na podwyższenie po boku komnaty, bowiem znałam plan. Smaug odwrócił się do niego.
- Ty... - warknął.
- Odbieram tylko to, co ukradłeś - odparł stanowczo Dębowa Tarcza.
- Ty mi niczego nie odbierzesz, karle - syknął, podchodząc bliżej - To ja położyłem trupem twoich dawnych towarzyszy, to ja wlałem przerażenie w ludzkie serca - powiedział i podniósł głowę, by znaleźc się mniej więcej na tej samej wysokości, co krasnolud. - To ja jestem królem pod Górą!
- To nie jest twoje królestwo, to są ziemie krasnoludów, to krasnoludzkie złoto, więc zemsta też będzie nasza - odpowiedział pewnie, po czym usłyszałam krasnoludzki okrzyk. Chwilę później głazy, na których stał Thorin odpadły, a moim oczom ukazał się gigantyczny, złoty posąg Thróra.
Smok był oczarowany jak nikt. Wpatrywał się w rzeźbę, jak Dwalin w nową broń.
Nagle z twarzy króla wytrysnęło płynne złoto, a po chwili cała figura się roztopiła i rozlała po podłodze, zanurzając pod sobą Smauga.
Uśmiechnęłam się szeroko widząc, jak smok przewraca się i znika pod substancją. Moje szczęście było jednak krótkotrwałe.
Nagle spod złota wyrwał się wściekły gad i zaczął pędzic w stronę wyjścia.
- ZEMSTA?! ZEMSTA??!! JA WAM POKAŻĘ ZEMSTĘ! - ryknął i wypadł na zewnątrz Góry.
- Nie - pokręciłam głową.
Jak błyskawica popędziłam za nim. Kiedy wybiegłam przed bramę i stanęłam przed kamieniami obok Bilba zdążyłam jedynie zobaczyc, jak smok leci w stronę Miasta na Jeziorze.
- O nie - szepnął hobbit - Co myśmy zrobili...?
Za błędy z góry przepraszam, ale mój mózg już za bardzo nie pracuje o tej godzinie ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top