Rozdział 40: Niezłe zamieszanie

Zanim zdążyliśmy znaleźc arsenał, słońce zaszło, więc łatwiej było nam przejśc niezauważonym. Kiedy w końcu udało nam się dostrzec odpowiedni budynek sprawdziliśmy, czy nie ma niepotrzebnych świadków, po czym przygotowaliśmy się do włamania.

Częśc kompanii stanęła przy ścianie budynku tworząc schodki, a reszta, w tym ja, miała po nich wejśc do środka. 

- Dobra, idę - ostrzegłam i po cichu podbiegłam, i wspięłam się po towarzyszach. Złapałam drewniane okiennice i szarpnęłam, a zaraz potem z trzaskiem się otworzyły. Wskoczyłam przez okno, bezgłośnie robiąc fikołka i stanęłam.

Nasłuchiwałam przez chwilę, ale do moich uszu nic nie dotarło. Podeszłam do schodów i rozejrzałam się, jednak nikogo w pobliżu nie było. Wróciłam do okna i wystawiłam przez nie rękę, dając sygnał, by reszta do mnie dołączyła.

Pierwszym, który stanął obok mnie był Nori. Od razu pokazałam mu by był cicho, żeby nie zwrócic na siebie uwagi. Zaraz potem do środka dostał się Bilbo. 

Kiedy tylko wszyscy dotarli na górę, zaczęliśmy zdejmowac z półek i uchwytów wszystko, co wpadło nam w ręce. Musieliśmy przecież zabrac broń jeszcz dla reszty kompanów, którzy byli na zewnątrz.

Trzymałam już parę mieczów i podobnych ostrzy, kiedy usłyszałam okropny hałas. Szybko spojrzałam w stronę jego źródła, a tam zobaczyłam leżącego na schodach Kiliego, a wokół niego mnóstwo broni. Czy on próbował to wszystko unieśc?!

Miałam do niego podbiec, ale zaraz na niższym piętrze rozległy się krzyki. Każdy wziął do ręki jakieś ostrze, jednak nic to nie dało. Na górę wbiegli strażnicy, od razu przystawiając nam miecze do gardeł i zmuszając do poddania się.

Przeniosłam wzrok na siostrzeńca, który posłał Thorinowi przepraszające spojrzenie. Nie mogłam go winic, chciał dobrze.

Zostaliśmy siłą wyproszeni z arsenału, a potem co chwilę popychani, zaprowadzeni pod drzwi domu władcy miasta. Strażnicy stanęli za nami, uniemożliwiając nam ucieczkę. Chwilę potem zza wielkich drzwi wyszedł rządca poprawiając płaszcz, a za nim jakiś inny facet.

- Co to ma znaczyc? - spytał stając przed schodami.

- Złapaliśmy ich na kradzieży, panie - odparł jeden ze strażników.

- Ahh, wrogowie publiczni, mam rację? - pokiwął głową.

- Żałosna banda przemytników i nic więcej, mój panie - odezwał się mężczyzna stojący obok niego.

- Uważaj, co mówisz - odezwał się Dwalin - Nie masz pojęcia z kim rozmawiasz. To nie jest byle przestępca. To Thorin, syn Thraina, syna Thróra!

Po tłumie, który zebrał się wokół, zaczęły się rozchodzic podekscytowane szepty, podczas gdy mój mąż wyszedł na środek.

- Jesteśmy krasnoludami z Ereboru - zaczął patrząc na władcę - Przybywamy, by odzyskac naszą ojczyznę.

Wyrwałam się z uścisku strażnika i spojrzałam dumnie na pana miasta.

- Pamiętam, jak kiedyś wyglądało to miasto - kontynuował Dębowa Tarcza - Przybijały tu dziesiątki statków z jedwabiem i kosztownościami. Nie był to jakiś nędzny port. Tu był największy ośrodek handlu na północy!

Wokół siebie znowu usłyszałam radosne głosy i szczęśliwe okrzyki.

- Sprawię, że te dni powrócą, jeśli tylko znów zapłoną wielkie piece krasnoludów, a ogromne bogactwa popłyną z wnętrza Ereboru! - oznajmił Thorin i spojrzał z powrotem na władcę.

Rozpoczęły się wiwaty, ale po chwili zostały zgaszone. Przez jedynego człowieka, który nie widział szczęśliwego zakończenia.

- ŚMIERC! - rozległ się krzyk. Wtedy z tłumu wyszedł Bard. - To na nas sprowadzicie! Ogień smoka i ruinę. Jeśli obudzicie bestię, zniszczy nas wszystkich.

Zastanowiłam się nad jego słowami i musiałam przyznac mu rację. Gdyby Smaug się obudził i zaatakował Miasto na Jeziorze, dla jego mieszkańców nie byłoby ratunku.

- Możecie słuchac tego czarnowidza... - znowu przemówił Thorin - ... ale obiecuję wam. Jeśli zwyciężymy, skarby Góry będą należec do wszystkich. - zwrócił się do ludzi, po czym dodał - Wystarczy wam złota, żeby odbudowac Esgaroth dziesięc razy!

Znowu po ulicach rozeszły się radosne okrzyki podekscytowanych mieszkańców. Spojrzałam na męża i uśmiechnęłam się trochę. Miał dobre serce, obiecał podzielic swoje bogactwo pomiędzy obcych mu ludzi.

- Cisza!!! Posłuchajcie mnie! - krzyknął Bard uciszając wszystkich - Zapomnieliście o tym, co spotkało Dale?! Zapomnieliście o tych wszystkich, których spalił ogień?! I dlaczego? Przez ślepą ambicję króla Gór, bo poza skarbem nic się nie liczyło!

Zagotowało się we mnie na te słowa. Wiedziałam, że większośc ludzi nie miała pojęcia, iż Thrór miał Smoczą Chorobę, więc pewnie z tej nie wiedzy wynikało spostrzeżenie Barda.

- Spokój! - odezwał się władca - Nie wolno, nikomu z nas oskarżac kogoś zbyt pohobnie! Trzeba nam pamiętac, że to Girion, władca Dale, twój protoplasta zawiódł i nie zabił smoka! - wytknął patrząc szyderczo na Barda.

Przeniosłam wzrok na człowieka, który nas tutaj sprowadził. Świadomośc, że był potomkiem Giriona dawała na niego zupełnie inne światło. 

Teraz zrozumiałam, dlaczego tak bał się smoka. Jego przodek nie poradził sobie, więc skąd pomysł, że udało by się tym razem? Miał tu rodzinę i nie chciał ich narażac. Tak samo jak ja, gdy uciekłam do Rivendell. Miał już na pieńku z władcą miasta, z powodu tego, kim był i nie potrzebował więcej problemów.

- To prawda, panie.

Wybudził mnie z rozmyślań głos doradcy.

- Wszyscy to wiedzą - powiedział posyłając Bardowi kpiące spojrzenie - Strzelał tak, strzelał i nic, nie trafił ani jedną strzałą. 

Usłyszałam wokół siebie pomruki potwierdzające jego słowa. Miałam podejrzenie, że tylko ja go rozumiałam. Ciekawa byłam, czy gdyby władcę Esgaroth postawic na miejscu Giriona, to trafiłby w smoka? Jakoś wątpię.

Bard podszedł do Thorina i mierząc go rozeźlonym spojrzeniem.

- Nie masz prawa - powiedział cicho - Nie masz prawa iśc do Ereboru.

- Mam wszelkie prawo - odparł tym samym tonem głosu i odwrócił się w stronę rządcy - Zwracam się do władcy tego miasta - kontynuował głośniej - Czy chcesz spełnienia przepowiedni? - spytał wchodząc na pierwsze stopnie - Czy chcesz dzielic wielkie bogactwa Góry?

Nastąpiła cisza. Napięcie promieniujące od mieszkańców można było wyczuc już z daleka.

- Co nam odpowiesz?

Władca namyślił się jeszcze chwilę, po czym powiedział:

- A ja ci odpowiem... witaj! 

Od razu wokół rozeszły się wiwaty i radosne okrzyki. Ludzie bili brawa i z wielkimi uśmiechami patrzyli na siebie nawzajem.

- Witaj, po trzykroc witaj, panie i królu pod Górą!

Thorin stanął na schodach i spojrzał dumnie na mieszkańców. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. Z pewnością będzie niedługo wspaniałym królem.

***

Władca miasta oznajmił, że zaprasza nas na noc do siebie. Dostaliśmy świeże ubrania, a do tego została obiecana nam na drogę broń, jedzenie, łódź. Wieczorem została wyprawiona uczta, a potem odbyły się dzikie harce. Wszyscy śmiali się, pili, tańczyli, jednak ja nie potrafiłam oddac się całkowicie zabawie. Cały czas w głowie dzwoniły mi słowa Barda: 'Jeśli obudzicie bestię, zniszczy nas wszystkich'  ,  ' Sprowadzicie na nas śmierc'  , ' Zapomnieliście o tym co spotkało Dale?!' 

Stałam przy ścianie i przyglądałam się innym. Nie mogłam wyzbyc się czarnych myśli. Coraz częściej miałam przed oczami widok na płonące miasto i próbujących się ratowac ludzi. Prawda, chciałam odzyskac nasz dom, ale nie takim kosztem.

- Wszystko dobrze?

Przeniosłam wzrok na stojącego przede mną Thorina.

- Tak, po prostu się zamyśliłam - wyjaśniłam szybko.

- Zatańczysz? - zapytał uśmiechając się lekko i wyciągając dłoń w moją stronę. Skinęłam głową i podałam mu rękę. Mąż pociągnął mnie na środek parkietu, a zaraz potem razem z nim zaczęłam wywijac piruety. 

Miałam na sobie długą, niebieską sukienkę z kwadratowym dekoltem, która falowała przy każdym obrocie, a do tego włosy związane w wysoką kitkę, sięgającą mi trochę za ramiona. Jak to ja, nie za bardzo czuję się w sukienkach, ale widząc uśmiech Thorina, kiedy mi ją podawał nie miałam serca mu odmówic.

Kiedy muzyka zmieniła się na trochę spokojniejszą i wolniejszą, Dębowa Tarcza przyciągnął mnie bliżej siebie, położył ręce na moich biodrach, a ja splotłam swoje na jego karku.

- Wiesz - zaczęłam, zwracając na siebie jego uwagę - myślałam nad tym, co mówił Bard...

- Nie mów, że przechodzisz na jego stronę - wtrącił Thorin.

- Ale on ma rację - powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy - Jeśli obudzimy Smauga, może zaatakowac Esgaroth, a wtedy dla tych ludzi nie będzie nadziei.

- A tak się nie stanie, bo będziemy ostrożni. Zaufaj mi.

- Dobrze... - odpowiedziałam nie mając ochoty się z nim sprzeczac.

Rozejrzałam się po sali, a mój wzrok zatrzymał się na Kilim. On też się nie bawił. Nawet z tej odległości widziałam jak fatalnie wygląda - był cały blady, miał podkrążone oczy... Bałam się o niego.

- Widzisz, że z Kilim jest coś nie tak, prawda? - spytałam.

- Wiem, dlatego wolałbym, żeby tutaj został - odparł.

- Thorin, to mu złamie serce - westchnęłam.

- Aris, obiecałem Dis, że jej dzieci wrócą do domu całe i zdrowe. A jeśli coś by mu się stało po drodze?

- No wiem, ale od dziecka opowiadaliśmy mu o Samotnej Górze. Nie zrozumie, że chcemy go chronic, zadziałają emocje - wyjaśniłam. - Zresztą, jeśli Kili tu zostanie, to Fili też. Oni są nierozłączni.

- Nie mamy wyboru. Niech wyzdrowieje, a potem do nas dołączy. - powiedział, po czym spojrzał na bruneta - Nie dałby rady iśc z nami.

- Tak - odetchnęłam - Masz rację...

Niedługo potem zmęczeni usiedliśmy obok kilku kompanów, którzy akurat popijali piwo i co chwilę z czegoś się śmiali. Kiedy wzięłam ze stołu do ręki pełny kufel i już miałam wziąc łyk, poczułam jak ktoś mi go zabiera.

- O nie, nie, nie, nie, nie. Nie tym razem - powiedział Thorin odstawiając piwo z powrotem.

- Ej, co to miało byc?! - oburzyłam się.

- Jeszcze brakuje, żebyś znowu się upiła - odparł.

- To czym mam niby wznieśc toast? - spytałam.

- Proszę cię bardzo - odparł wkładając mi do ręki szklankę z napojem o podobnym wyglądzie. Zbliżyłam naczynie do nosa  wzięłam  wdech.

- Sok jabłkowy? Poważnie?

***

Następnego ranka wszyscy byli po prostu nieprzytomni. Wzięłam ubrania, które dostałam od Barda i spakowałam je do torby, po czym wyszłam z budynku. Skierowałam się do domu naszego przemytnika, jednak po wczorajszej akcji byłam przekonana, że mnie nie wpuści. Mimo to spróbowałam.

Weszłam po schodach i zapukałam.

- Bard? Wiem, że tam jesteś - oznajmiłam.

- Dajcie mi święty spokój! - odkrzyknął mi ze środka.

- Wiem, że i tak mnie nie wpuścisz, ale chciałam ci podziękowac za pomoc - powiedziałam. - Oddaję ci ubrania, które mi pożyczyłeś.

Położyłam torbę przed drzwiami i kontynuowałam.

- Pewnie mi nie uwierzysz, ale skarb nie jest naszym głównym celem. Odkąd smok zdobył Górę nie mieliśmy prawdziwego domu. Zapomniałam już jak to jest miec miejsce, do którego się należy.

Wzięłam głęboki wdech, żeby się uspokoic. To co powiedziałam wiele ode mnie wymagało.

- Smaug śpi na grobie mojej matki prawie całe moje życie - oświadczyłam, starając się, by mój głos nie drżał za bardzo. - Gdybyś był mną, mógłbyś patrzec na to spokojnie?

Zamrugałam kilka razy, żeby się nie rozpłakac. 

- Chciałam tylko, żebyś poznał mój punkt widzenia - wyjaśniłam. - Mam nadzieję, że jeszcze się zobaczymy - powiedziałam ciszej i odeszłam.

Będąc na zewnątrz nie mogłam wiedziec, że Bard stał prawie przy samym wejściu i uważnie słuchał co mówiłam...


Musicie mi wybaczyc, że nie wstawiłam rozdziału w weekend jak zwykle, ale byłam w górach i dopiero wczoraj wieczorem wróciłam, ale udało mi się w miarę szybko dzisiaj  uwinąc. Mam mniej więcej pomysły na dalsze wydarzenia, więc raczej rozdziały będą pojawiały się regularnie.

Dziękuję Wam serdecznie za 5 tyś wyświetleń i przesyłam buziaki ;)

PS. Czy tylko ja bardziej lubię Filiego niż Kiliego?


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top