Rozdział 36: Dzień dobry, szpiczasto-ucha blondyno
Obudziłam się, kiedy z hukiem uderzyłam o ziemię.
Jak w ogóle znalazłam się tak wysoko?
Gdy tylko otworzyłam oczy, zobaczyłam przed nimi jakąś białą, lepką substancję. Coś jakby siec... Szybko zaczęłam ją z siebie zrywac nie mając ochoty zostac w tym ani chwili dłużej.
W końcu udało mi się odsłonic twarz, dzięki czemu mogłam zobaczyc resztę kompanii w okół mnie.
Wyplątałam się i zaczęłam pomagac reszcie.
- Gdzie Bilbo?
- TUTAJ!
Usłyszałam głos włamywacza i podążyłam wzrokiem w jego stronę, jednak gdy tylko rzuciłam na niego spojrzenie wielki pająk skoczył na Bilba i zrzucił go gdzieś w gęstwinę.
Wszystkim udało się uwolnic z pajęczyn, więc widząc jak pędzi na nas całe stado zmutowanych robali pędem ruszyliśmy przed siebie.
Szybko wyciągnęłam miecz, którym zaraz cięłam na prawo i lewo. Dwalin właśnie rąbnął jedną kreaturę toporę, a Thorin inną pociachał Orcistem na kawałki.
Nagle któryś z pająków zaatakował Bombura i uwięził go przygniatając do ziemi, kiedy to krasnolud próbował pronic się przed zębami potwora.
- Bombur, trzymaj się! - krzyknęłam i razem z paroma kompanami chwyciliśmy kreaturę; każdy za jedną nogę i pociągnęliśmy. Gdy tylko wyrwaliśmy odnóża pająk padł martwy na kucharza .
Nie minęło pół minuty a w naszą stronę pędziły kolejne. Swoim ostrzem ugodziłam pająka, który właśnie miał skoczyc na nic nieświadomego Oriego. Jak tylko potwór padł bez życia na ziemię zwróciłam się do młodego krasnoluda:
- Miej oczy dookoła głowy, Ori.
Sekundę później sama zostałam napadnięta przez wyjątkowo upierdliwy egzemplarz. Mimo iż podziurawiłam go już w wielu miejscach nie ustępował.
- Arissa, PADNIJ! - krzyknął Dwalin.
Od razu rzuciłam się na ziemię, a miejsce gdzie jeszcze chwilę była moja głowa przeszył jeden z toporów mojego przyjaciela, który zaraz utknął w środku czoła pająka. Szybko wstałam i wyciągnęłam broń z ciała.
Gdy się obejrzałam zobaczyłam, jak jedna z kreatur podkrada się od tyłu do Bofura. Nie czekając krzyknęłam:
- Bofur, NA ZIEMIĘ!
I rzuciłam topór tak jak w moim przypadku postąpił Dwalin.
Cały czas byliśmy atakowani, wrogów powinno ubywac, a było idealnie odwrotnie. Dodatkowo zgubiliśmy ścieżkę i nie mieliśmy zielonego pojęcia w którą stronę iśc.
Wpakowaliśmy się w niezłe kłopoty.
***
Nie mając czasu na zastanowienie się, gdzie uciekac pobiegliśmy po prostu najmniej zarośniętą drogą. Nagle tuż przed nami zjechał pająk i sycząc zaczął się do nas zbliżac. W pewnym momencie usłyszałam coś wysoko w koronach drzew. Podniosłam wzrok i między gałęziami zdołałam dostrzec sylwetki.
Elfy.
Wiedząc, że pewnie nie dogadamy się z nimi w najmniejszym stopniu oddzieliłam się od kompanii i ukryłam w cieniu między roślinami. Szkoda tylko, że reszta nie wpadła na to samo.
Jak to elfy, swoim stylem walki w mgnieniu oka rozprawiły się z pająkami. W końcu jeden wysoki blondyn zjechał po konarze i zatrzymał się centymetry od mojego męża celując do niego z łuku.
- Nie myśl, że cię nie zabiję - wycedził - zrobię to z przyjemnością.
Krew się we mnie zagotowała, a że ja nie najlepiej panuję nad emocjami sam nałożyłam strzałę na cięciwę i wychodząc z kryjówki wymierzyłam w elfa.
- Spróbuj, a to będzie ostatnia rzecz jaką zrobisz - zagroziłam mierząc go groźnym spojrzeniem. Wszyscy od razu skierowali wzrok na mnie, a elfy także i łuki, jednak ja nie drgnęłam.
- Arissa - powiedział Thorin zwracając moją uwagę - Put down da Thrimmek (Odłóż łuk)
Spojrzałam na niego zdezorientowana.
- Thamar Kav not keovid more trouble (Nie chcemy więcej kłopotów)
Niechętnie poluzowałam strzałę i pozwoliłam broni upaśc na ziemię, po czym błyskawicznie zostałam złapana za ręce tyłu i odprowadzona do reszty. Zaraz potem usłyszałam krzyk mojego młodszego siostrzeńca.
- KILI!
Próbowałam się wyrwac, ale nic to nie dało. Brunet tarzał się po ziemi próbując osłonic przed pająkiem, a nagle jakaś elfka wybiegła z lasu. W parę ciosów pokonała bestię, a Kili patrzył na nią jak na talerz naleśników.
- Przeszukac ich.
Jeden z elfów podszedł do mnie z zamiarem zabrania mi broni, ale odtrąciłam jego rękę.
- Łapy przy sobie. Sama oddam - mruknęłam i zaczęłam zdejmowac ostrza. W rękach miał już ponad dziesięc sztyletów, mój miecz i łuk.
- Wszystko?
Westchnęłam i oddałam mu resztę. No co? Zawsze trzeb byc przygotowanym.
- Gyrth in yngyl bain? ( Czy pająki są martwe?) - usłyszałam rozmowę blondyna z rudą elfką.
- Ennorner gwanod w yngyl na nyryn. Engain nar (Tak, ale przyjdzie więcej. Są coraz odważniejsze.)
Zobaczyłam jak jeden z elfów podaje temu, który groził Thorinowi Orcrista.
- Echannen i vegil hen vin Gondolin. Magannen nan Gelydh. (Pradawne elfickie ostrze. Wykute przez moich przodków). - powiedział, po czym zwrócił się do Dębowej Tarczy we Wspólnej Mowie. - Skąd je wziąłeś?
- Dostałem w podarunku - odparł.
Elf nie wierząc zmarszczył brwi i wycelował ostrze w gardło mojego męża.
- Niedośc, że złodziej, to i jeszcze kłamca.
- Ro naa il- lyien. (Nie kłamie) - wtrąciłam się - Heru Elrond one ta a' ho yassen y' blessien (Lord Elrond dał mu to ze swoim błogosławieństwem.)
- Sut uma lle sinta sina lammen? (Skąd znasz ten język?)
- Amin caela istime iire amin nae livien e' Imladris (Nauczyłam się, kiedy mieszkałam w Imladris).
- Mani business has Naugrim e' Rivendell? (Jaki interes ma krasnolud w Rivendell?)
- Ta naa il- lle problem (To nie jest twoja sprawa). - odparłam
Blondyn przyjrzał mi się, po czym krzyknął:
- Enwenno hain! (Zabrac ich!)
Zostałam złapana za nadgarstki i pociągnięta w szereg. Usłyszałam jeszcze Bofura, a to co powiedział wcale mnie nie pocieszyło.
- Thorinie, gdzie Bilbo?
Potem zostaliśmy poprowadzeni do Leśnego Królestwa.
***
Przeszliśmy właśnie przez wąski most łączący las z wejściem do pałacu, był podobny do tego Rivendell. Kiedy przekroczyliśmy próg królestwa, wielkie drzwi do niego prowadzące się zamknęły.
Chodziliśmy wysoko nad ziemią po długich kładkach, wnętrze oświetlone było przez liczne lampy, które dodawały ciepła. Muszę przyznac, że spodobało mi się tam, ale każdy, kto kiedykolwiek widział Erebor, wie, że Góra nie ma sobie równych na całym świecie.
W pewnym momencie dwoje strażników zabrało Thorina w przeciwnym kierunku, gdzie prowadzeni byliśmy my. Zaraz wszyscy zostali wrzuceni do cel wykrzykując przy tym różne groźby i krasnoludzkie przekleństwa.
Kątem oka widziałam, jak jeden z elfów tuż przed uwięzieniem Filiego zabiera mu ostatni sztylet ukryty pod futrem. Zawsze uczyłam go, żeby broń miał po prostu w każdym możliwym schowku przy sobie.
Zostałam niezbyt delikatnie wepchnięta do lochu. Kiedy kraty się zamknęły z wściekłym pomrukiem uderzyłam w nie z całej siły, ale nawet nie drgnęły. Podobne okrzyki słyszałam od kompanów.
Balin, jedyny, który opanował emocje postarał się uspokoic towarzyszy, by się w końcu nie połamali.
- Przestańcie! To nie są lochy orków! Nikt stąd nie wyjdzie, chyba że za zgodą króla.
Westchnęłam z frustracją i oparłam się o ścianę. Mój mąż został pewnie zaproszony na rozmowę z Thranduilem. Miałam nadzieję, że nie wpakuje nas w większe kłopoty.
Siedziałam pod ścianą, kiedy usłyszałam głos Thorina. Wściekłego Thorina, a to nie znaczyło nic dobrego. Nadstawiłam uszu i spróbowałam wyłapac słowa.
- ... i tego piekła, które nas zniszczyło! IMRID AMRAD URSUL!!!
Walnęłam się w czoło.
- Brawo Thorin - mruknęłam sarkastycznie. Teraz to już nawet negocjacje z elfim królem nam nie pomogą.
Chwilę później zobaczyłam jak Dębowa Tarcza zostaje wrzucony do celi, a jeden z elfów podchodzi do wejścia od mojej.
- Czego?! - warknęłam na niego.
- Król chce cię widziec - odparł szorstko, po czym chwycił mnie za ramię i wyprowadził.
- Zabieraj od niej ręce!!! - wydarł się Thorin.
- Mogę iśc sama - zdenerwowałam się i wyrwałam rękę z uścisku strażnika.
***
- Czego ode mnie chcesz? - zapytałam stojąc ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami przed Thranduilem.
- Mam dla ciebie propozycję - odezwał się swoim władczym tonem. - Wypuszczę was, pod warunkiem, że oddacie mi, co moje.
- I myślisz, że się zgodzę? - prychnęłam - Nie będziemy targowac naszej wolności za jakieś klejnoty! Nie masz prawa nas tutaj więzic!
- Mam prawo. Weszliście na moje terytorium, a po za tym podobno chciałaś zabic mojego syna.
- "Więc ten blondasek to jego syn. Ciekawe..." - pomyślałam
- Oj tam zaraz zabic. Tylko nastraszyc - odparłam
- Nie zmienia to faktu, że mu groziłaś - dodał
- Groził Thorinowi, prawowitemu królowi pod Górą. Czy według ciebie wasza wysokośc jest to słuszne?
- Króla pod Górą nie ma, odkąd Smaug zdobył Erebor!
- A czyja to wina?! - krzyknęłam - To TY stałeś tam ze swoją armią i nawet nie pofatygowałeś się, żeby nam pomóc! Zamiast ruszyc cztery litery patrzyłeś tylko jak moi krewni giną w smoczym ogniu, a królestwo upada! Tamten dzień zrujnował mi życie, podobnie wielu innym mieszkańcom Góry, a ciebie wcale to nie rusza!!!
- Na moim miejscu co byś zrobiła?! - zdenerwował się - Naraziła swoich poddanych na gniew bestii by ratowac skąpe krasnoludy? Które nie obchodzi nic poza ich bogactwem?!
- Uważaj co mówisz, blondyno! - ryknęłam.
- Już i tak macie problemy. Chcesz wpakowac siebie i swoich towarzyszy w jeszcze większe? Ach, no tak, przecież już to zrobiłaś. Ta misja, to samobójstwo!
- Nikogo nie zmuszałam! Przyszli tu z własnej woli, by pomóc! Okazali lojalnośc i honor, czego nie masz! To ciebie nie obchodzi nic poza tymi cholernymi kamieniami!!! Zrobiłbyś wszystko, żeby je odzyskac, prawda? Odwróciłeś się od nas, kiedy potrzebowaliśmy pomocy! I niby dlaczego?! Przez to, że Thrór zapadł w Smoczą Chorobę? Nie wszystkie krasnoludy takie są! Zdradziłeś nas i skazałeś na śmierc bez powodu! JESTEŚ PODŁYM, CHCIWYM EGOISTĄ! - wydarłam się, ale uciszył mnie cios w policzek, który prawie przewrócił mnie na podłogę. Od razu złapałam się za piekące miejsce.
- Nie radzę ci mnie tu tak traktowac! - ostrzegł - Straż! Zabrac ją!
Zostałam złapana pod ramiona i zaprowadzona z powrotem do celi.
***
- MENU GELEK CARAGU RUKHS Thranduil!!! - przeklęłam waląc z wściekłością o kraty.
Kopnęłam ze złością w pręty i oparłam się o ścianę szybko oddychając i próbując się opanowac. Usłyszałam jak Dwalin nabiera powietrza, żeby mnie znowu skarcic za słownictwo, ale uciszyłam go, zanim wydobył z siebie dźwięk.
- Ani słowa, Dwalin - ostrzegłam przez zaciśnięte zęby.
Widząc moją czerwoną ze złości twarz postanowił mnie bardziej nie rozjuszac.
- A dlaczego masz krew na policzku?
Dotknęłam miejsca, o którym wspomniał, a na palcu zobaczyłam bordową ciecz. Nie zdałam sobie nawet sprawy, że miałam rozcięty policzek. Pewnie jednym z pierścieni 'wspaniałego króla Thranduila'.
- To nic - mruknęłam wzdychając.
- Chciał zawrzec z tobą układ, prawda? - spytał
- Skąd wiedziałeś? - zmarszczyłam brwi
- Thorinowi też to proponował. Odetchnij trochę.
- Tak, jasne...
Witajcie moi drodzy! Normalnie nie wierzę! Niedośc, że ta opowieśc ma 3,4 tyś wyświetleń to prawie 500 wbiliście od poprzedniego rozdziału! Do tego ponad już 300 gwiazdek. Kocham Was! Staram się teraz trochę sprężyc by w tym roku jeszcze skończyc wydarzenia z ostatniego filmu. Mam nadzieję, że się rozdzialik podobał.
Miłej nocy ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top