Rozdział 32: Jak bawią się krasnoludy
Świst kolejnego sztyletu przeciął powietrze, a zaraz potem ostrze wbiło się w konar. Była dzisiaj bardzo ładna pogoda, ciepło, słońce świeciło, lekki wietrzyk mierzwił włosy, dzięki czemu mogłam spokojnie byc na dworze w samym podkoszulku z dośc dużym dekoldem. Postanowiłam trochę się poruszac.
Wstałam wcześnie i poszłam na polankę obok domu Beorna porzucac sztyletami, bo to najgorzej mi wychodziło. Rzuciłam już pięcioma, a do tej pory ani jednym nie trafiłam. Wyjęłam jeszcze jeden zza paska. Przymierzyłam się, wzięłam zamach i wypuściłam ostrze.... które i tak wbiło się jakiś cal od środka.
Wypuściłam zirytowane westchnięcie i podeszłam do drzewa, żeby odzyskac amunicję, ani trochę nieświadoma obecności pewnej osoby za mną.
Wyjęłam parę sztyletów, ale jak na złośc ostatni utknął głęboko i nie mogłam go wyciągnąc, przez co mruknęłam parę przekleństw w Khuzdul. No co? Każdemu może się wymknąc. Wtedy usłyszałam za sobą niski głos:
- Ładnie to tak się wyrażac Arissa?
Obróciłam lekko głowę i zobaczyłam Dwalina stojącego ze skrzyżowanymi rękami i mierzącego mnie karcącym spojrzeniem.
- Królowa powinna uważac na słowa - pouczył.
- Na twoim miejscu to ja bym uważała Dwalin...
Złapałam wtedy za rękojeśc ostatniego utkwionego w drzewie sztyletu, szarpnęłam z całej siły i rzuciłam w przyjaciela, który w ostatniej chwili uchylił się, a ostrze utknęło w drzewie parę kroków za nim.
- ... żeby nie stracic głowy - odgryzłam mu się.
- Widzę, że twój cel się trochę poprawił - powiedział podchodząc
- Uznam to za komplement - odparłam. - Co tutaj robisz?
- Thorin cię szukał, zmartwił się, kiedy rano cię nie było
Przewróciłam oczami.
- Dam sobie radę, nie jestem dzieckiem. - westchnęłam idąc w kierunku drzewa z moim ostatnim sztyletem. - Macie jakieś plany na dzisiaj? - spytałam wyjmując klingę tym razem gładko.
- My?
- W sensie kompania - sprostowałam
- Bofur wspominał coś o ognisku wieczorem. Ktoś pójdzie na polowanie i przyrządzimy sobie. Podobno znaleźli też u Beorna piwo
Podniosłam gwałtownie głowę.
- Piwo? - spytałam z nadzieją, bojąc się, że źle usłyszałam
Pokiwał głową.
- Ale nie wiem, czy powinniśmy ci dawac - powiedział marszcząc brwi.
- Co? Dlaczego?! Ja też chcę piwa
- A jak znowu się upijesz?
- Nie upiję się - zaprzeczyłam - W przeciwieństwie do Bombura wiem, co to jest umiar.
- To samo mówiłaś na waszej rocznicy. Nie muszę ci chyba przypominac jak to się skończyło - wytknął mi.
- Ale wtedy byłam jeszcze bardzo młoda. Nie sądziłam, że dwanaście kufli to na jedną osobę za dużo.
- Nawet ja tyle nie wypiłem! Padłem po dziesięciu.
- Ha! Widzisz, mam silniejszą głowę od ciebie - zaśmiałam się
- Bo wezmę cię na ręce - zagroził
- Już nic nie mówię - zamknęłam się
- Jadłaś ty w ogóle śniadanie? - spytał
- Nie byłam głodna
- Ty nie byłaś rano głodna?! Arissa, to nie jest normalne. Dobrze się czujesz? - zmarszczył brwi
- Tak, to nic - odparłam
- Nie wierzę ci
- Po prostu się martwię, tak? - powiedziałam ostrzej.
- Czym? - zapytał stając przy mnie
- Tą wyprawą - odpowiedziałam przecierając twarz dłońmi - Będziemy przechodzic przez Zielony Las, rozmawiałam o sytuacji z Beornem i to mi się nie podoba, a nie możemy go obejśc bo przegapimy Dzień Durina.
Pokiwał głową, nie przerywając.
- Nie chcę nikogo narażac, ale nie mam wyboru. Jeśli komuś coś się stanie ja sobie tego nie wybaczę Dwalin. - dodałam kręcąc głową.
- Arissa, jesteśmy tutaj z własnej woli - powiedział - Każdy z nas, ja, Balin, Dori, Bifur. Przyłączyliśmy się, bo chcieliśmy pomóc, na własną odpowiedzialnośc.
- Tak, ale ja czuję się za was odpowiedzialna. Jak za poddanych i... jak za rodzinę - wyznałam - Bez was moje życie nie miałoby sensu. Jesteś dla mnie jak brat, nie wiem, czym sobie na tak wspaniałą rodzinę zasłużyłam.
- Wiesz, wtedy kiedy wyjechałaś, bardzo pusto było bez ciebie, cicho. Brakowało nam ciebie, a kiedy Gandalf oznajmił, że przyjedziesz myślałem, że to tylko sen.
Zaśmiałam się.
- Tęskniłam Dwalin - powiedziałam przytulając go - Bardzo.
- Ja też
***
Słońce powoli zachodziło, więc z naszym ogniskiem nie było co zwlekac. Óin i Glóin pracowali właśnie nad ogniem, Fili i Kili chwilę temu wrócili z czterema pokaźnymi dzikami na kolację. Nori rozlewał każdemu piwo, Bofur przygrywał co chwilę na flecie jakieś wesołe melodyjki, Thorin dyskutował o czymś z Balinem, a ja siedziałam opierając się o drzewo i popalając fajkowe ziele.
Rana na ramieniu już przestała mi doskwierac, więc Óin powiedział, że jutro spokojnie zdejmie szwy. W drogę postanowiliśmy wyruszyc pojutrze.
Gandalf oświadczył dzisiaj, że absolutnie się do nas na ognisku nie przyłączy, bo krasnoludów i tak ma już po uszy, a tylu pijanych by nie zniósł, Bilbo natomiast z lekkim wahaniem przyjął naszą propozycję zabawy.
Niecałe pół godziny po powrocie moich siostrzeńców można było poczuc w powietrzy wspaniały zapach pieczeni, pod którą trzaskał ogień, oświetlając nasze kółeczko.
Siedzieliśmy wokół ogniska, śmiejąc się, dzieląc żartami, historiami. Nori rozdawał każdemu akurat po drugim kuflu piwa, a Bombur zdejmował z rożna naszą kolację.
- Więc, za co teraz pijemy? - spytał Glóin, kiedy przymierzaliśmy się do kolejnego toastu.
- Wiem! - wykrzyknął Kili - Za pana Bogginsa! Że uratował wujka!
- To Baggins, Kili - poprawiłam go - i twoje zdrowie Bilbo!
Stuknęliśmy się i paroma łykami opróżniliśmy nasze kufle do połowy.
- Gotowe! - oznajmił Bombur rozdając nam po konkretnej porcji dziczyzny. Nie minął kwadrans, a z naszych czterech dzików zostały same kości, które i tak oczyszczone były prawie do białego. W pewnym momencie skończyły nam się historyjki, więc nagle zrobiło się bardzo cicho.
- Toooo, co teraz? - zapytał Fili ocierając piwo z warkoczyków przy wardze.
- Może... wiem! Zagrajmy w butelkę! - zasugerowałam.
Po towarzystwie zaraz zaczęły rozchodzic się potakujące pomruki.
- A ma ktoś butelkę?
Znowu zapanowała cisza, ale w końcu odezwał się Nori:
- Mam pomysł, zaraz wracam.
Po paru minutach przybiegł z butelką w rękach, ale nie byle jaką. Wino!
- Skąd wytrzasnąłeś to wino?! - wykrzyknął zdumiony Dori.
- Znalazłem u Beorna - wzruszył ramionami - Nie mówił, że nie wolno.
Ja tym czasem tylko wpatrywałam się w butelkę rozanielonym spojrzeniem. Dokładnie takim, jakie miała kompania, gdy przyniosłam im naleśniki w Rivendell.
- Dawaj! - krzyknął Dwalin wyrywając Noriemu wino z rąk. Szybko wyjął korek i pociągnął kilka głębokich łyków.
Zaraz potem jemu wino wyrwał Thorin, również opróżniając sporą częśc butelki.
- Ej, podziel się! - rzuciłam się na męża zabierając mu butelkę. Wzięłam parę dużych łyków, po czym poczułam, jak butelka i mnie jest wyrywana.
I tak właśnie w ciągu niespełna pięciu minut opróżniliśmy całą, wcale niemałą butelkę trunku. Przynajmniej teraz było jak grac.
- O! Przypomniało mi się, ja mam przecież karty do tej gry! - powiedziałam wyciągając talię z torby.
- Skąd ty teraz masz tutaj karty?! - spytał Thorin patrząc na mnie jak na kosmitę
- Żebym sama wiedziała... - wzruszyłam ramionami.
- Dobra, kto pierwszy kręci?
- Ja mogę - odezwał się Bofur. Zakręcił i wypadło na Balina.
- Pytanie czy wyzwanie?
- Eh, niech będzie wyzwanie - westchnął
Podałam Bofurowi pierwszą kartę.
- Zatańcz dowolny taniec z najmłodszym z graczy - przeczytał.
- Kto jest najmłodszy?
- Kili! - zawołałam - Daj nam pokaz!
- Ale ja nie umiem tańczyc - zaprotestował brunet
- Nie martw się chłopcze, ja też nie - odparł Balin i ruszył z moim siostrzeńcem do tańca, a Bofur postanowił ułatwic im trochę zadanie przygrywając co nie co, żeby łatwiej było im złapac rytm. Kiedy skończyli Balin zakręcił i po prostu położył się trawie i stwierdził, że nie wstanie, do puki nie będzie musiał.
Wypadło na Doriego. Ponieważ Balin nie miał siły po tych harcach, postanowiłam zapytac za niego.
- Pytanie czy wyzwanie? - spytałam
- Pytanie - odparł. Wyjęłam kartę i przeczytałam:
- Gdybyś mógł cofnąc się do przeszłości i naprawic błąd, to co by to było?
- Przypilnowałbym ciasta na urodziny Oriego - powiedział - Żeby się nie spaliło i była dla niego niespodzianka.
Uśmiechnęłam się. Krasnolud zakręcił i wylosował Filiego.
- Pytanie - wybrał. Dori wziął kartę:
- Kiedy ostatnio się całowałeś?
- Uuu, bracie - usłyszałam Kiliego - Pech
- Eee, no cóż...
- Fili - zawołałam go, żeby spojrzał na mnie czego uporczywie próbował nie robic - Czy ja i Thorin o czymś nie wiemy?
- Dalej Fi! - zachęcał go brat - Pochwal się
- Dałem mamie buziaka na pożegnanie, kiedy wyjeżdżałem...
- E-e - pokręcił głową Bofur - Się nie liczy.
- No dobra, na ostatnim festiwalu podczas przesilenia letniego! Z Carlą!
Myślałam, że moja szczęka zaraz dosięgnie ziemi. Wzruszyłam się.
- Aris, wszystko dobrze? - spytał Thorin przyglądając mi się.
Pokiwałam głową.
- Oni tak szybko dorośli! - powiedziałam pociągając nosem i przytulając do siebie głowę męża.
Fili zakręcił i wypadło na Bilba. Wybrał pytanie.
- Najgorsza osoba, jaką znasz
- Moja krewna, Lobelia Sackville-Baggins, okropna baba - pokręcił głową.
- Naprawdę? - spytałam
- Macie wielkie szczęście, że jej nie znacie.
Bilbo zakręcił i wypadło na mnie.
- Dawaj pytanie
- Jaka była najgłupsza rzecz, którą zrobiłeś?
- Oj, wiele takich było - zamyśliłam się - Ale myślę, że pomalowanie mojego domu w różowe kropki należało do najgorszych.
- Pomalowałaś dom w kropki? - zapytał z niedowierzaniem Thorin
- No co? Nudziło mi się
- A żeby się czymś zając pomalowałaś dom...
- Jako dziecko miałam porąbane pomysły. - pokiwałam głową.
Zakręciłam i wypadło na Glóina. Wybrał wyzwanie.
- Zrób dowolną fryzurę osobie po twojej lewej
Wszyscy jak jeden mąż spojrzeliśmy na Dwalina i wybuchliśmy śmiechem. Zanim Glóin zabrał się za strojenie wojownika zakręcił już, żeby nie marnowac czasu. Znowu wypadło na mnie.
- Dobra, teraz wyzwanie - odparłam
- Zrób dwadzieścia pompek - przeczytał, ale do mnie jakoś to za pierwszym razem nie dotarło.
- Co? Ja mam zrobic DWADZIEŚCIA POMPEK?! Przecież piętnastej nie dożyję!
- Nie marudź Arissa, dasz se radę.
Nie odpowiedziałam tylko wzięłam się za cwiczenia. Na szczęście Glóin zaliczył mi w miarę niedokładne pompki, więc poszło nawet sprawnie. Wróciłam zasapana na miejsce, a zakręcic za mnie kazałam Kiliemu. Wylosował Thorina.
- Pytanie czy wyzwanie ?
- Wyzwanie - odparł.
- Uuu, to będzie dobre - powiedział Kili z dziwnym uśmieszkiem. - Pocałuj jedną osobę z grających.
- Bardzo chętnie - odpowiedział i zanim zdążyłam zareagowac wpił się w moje usta. Całował z taką miłością i namiętnością, jakbyśmy byli całkowicie sami. Kiedy wreszcie oderwaliśmy się od siebie usłyszeliśmy gwizdy kompanów.
- To niesprawiedliwe! Miałeś najłatwiejsze! - powiedziałam mu.
***
Nie wiem ile jeszcze graliśmy, ale potem dołożyliśmy do zabawy piwo, co nie było najlepszym pomysłem. Wszystko od tamtego momentu pamiętam bardzo niewyraźnie, albo w ogóle. Pewne jest, że upiłam się bardzo, bo następnego dnia obudziłam się ze straszliwym bólem głowy.
Jej, wreszcie! Ślęczę przy tym biurku już trzy godziny. Będę szczera: grą w butelkę zainspirowałam się z jednego rozdziału "DROGI DO SHIRE". Bardzo mi się spodobał, więc postanowiłam wymyślic coś podobnego, no i akurat pasowało do tego rozdziału. Starałam się nad rozmową Arissy i Dwalina, chciałam pokazac bliskie relacje między nimi.
W poprzednim rozdziale rozmowę przy stole z Beornem pisałam z pamięci, więc mogłam coś pominąc, mam nadzieję, że się nie obrazicie.
No i to chyba wszystko. Dziękuję, że głosujecie, komentujecie, jesteście!
Przesyłam buziaki i do następnego rozdziału! :)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top