Rozdział 30: Tego się nie spodziewałam

***

- Arissa, uspokój się 

Podniosłam wzrok na Dwalina wyrwana z myśli.

- Zaraz wydepczesz dziurę w ziemi - dodał. Już trochę temu Thorin wysłał Bilba, żeby sprawdził czy orkowie nas dogonili, ale ciągle nie wracał, a ja od tamtej pory bez przerwy chodziła  w kółko. W głowie miałam tylko najciemniejsze scenariusze co mogło mu się stac.

- Nie uspokoję się, póki nie wróci i nie powie, że nie ma śladów orków - odparłam i kontynuowałam swoją 'wędrówkę'.  Niedośc, że denerwowała mnie długa nieobecnośc hobbita to jeszcze dzisiaj byłam w  wyjątkowo złym humorze. Jeszcze żebym wiedziała czemu...

Chodziłam jeszcze parę minut, ale w końcu nie wytrzymałam 

- Za chwilę z tej niewiedzy oszaleję!!! - krzyknęłam z frustracją kopiąc pobliski kamień i wymamrotałam parę przekleństw na które usłyszałam parsknięcia niektórych kompanów.

- Ciociu, może powinnaś...  - usłyszałam Kiliego podchodzącego do mnie, ale przerwał gdy spiorunowałam go wzrokiem. Podniósł ręce i ostrożnie się oddalił.

- Lepiej z nią dzisiaj nie zadzieraj Kili - mruknął mój mąż do siostrzeńca - nie, jeśli chesz dożyc do zachodu.

- Coś mnie zaraz trafi! - warknęłam opierając się o drzewo - Dlaczego jeszcze go nie ma?!

- Da sobie radę, nie musisz się martwic - Gandalf próbował słagodzic sytuację, ale słysząc moje zirytowane westchnięcie, wycofał się nie chcąc bym na niego wyskoczyła.

Wzięłam parę głębokich wdechów, żeby się uspokoic.

- "Bilbo zaraz będzie" - powtarzałam sobie - "Wróci cały i z uśmiechem oznajmi, że orków ani śladu"

Nagle usłyszałam hałas ze ścieżki, którą poszedł włamywacz. Wyjęłam miecz, ale okazał się zbędny. Kamień spał mi z serca, kiedy zobaczyłam biegnącego w naszą stronę pana Bagginsa.

- Są blisko? - spytał Thorin

- Bardzo blisko - odparł zdyszany - Może kilka mil, nie więcej - dodał wbiegając między nas - Ale nie to jest najgorsze...

- Wywęszyli nas wargowie? - zapytał Dwalin, a mnie serce zaczęło walic jak opętane.

- Jeszcze nie...

- Ale wywęszą - mruknął

- Mamy inny problem - powiedział poważnie

- Widzieli cię? - wtrącił Gandalf - Widzieli?

- Nie, nie w tym rzecz...

- A nie mówiłem? Cichutki jak myszka, idealny na włamywacza - zaczął go wychwalac czarodziej, podobnie jak reszta.

- Cisza! - krzyknęłam, a wszyscy jak jeden mąż się zamknęli - Jaki mamy problem?

- Usiłuję wam powiedziec, że tam jest jeszcze coś więcej - powiedział, a ja wzdechnęłam

- A jaką formę ma to coś? Niedźwiedzia? - bardziej stwierdził niż zapytał MIthrandir

- T-tak, ale większą, o wiele - odparł zdziwiony

- Wiedziałeś o tej bestii - skwitował Bofur - Powinniśmy zawrócic

- Żeby nas orkowie zjedli? - zaprzeczył Thorin.

- Znam pewien dom - zaczął czarodziej - Całkiem niedaleko stąd i tam może znajdziemy schronienie.

- Czyj to dom? - spytałam ostro - Przyjaciela, czy wroga?

- Nieważne, on albo nam pomoże, albo... zabije nas - odparł Gandalf

- A mamy jakiś wybór? - zapytał Dębowa Tarcza, a nie więcej niż sekundę później w powietrzu rozszedł się straszliwy ryk, przez który po plecach przeszły mi ciarki.

- Nie - odpowiedział, a potem wszyscy rzuciliśmy się do ucieczki.

***

Biegliśmy już dobry kawał czasu. Słońce trochę temu weszło na horyzont, co jeszcze bardziej mnie męczyło. Mimo, że przebyliśmy już sporo drogi, ryki za nami wcale nie ustały. Do tego do moich uszu zaczęło docierac wycie wargów, więc mimo wielkiej ochoty i potrzeby odpoczynku nie mogłam się zatrzymac.

Nagle ryk nieznanego nam jak na razie stworzenia przeszył powietrze. Wszyscy stanęli i szeroko otwartymi oczami  wpatrywali się w przestrzeń za nami.

- Musimy uciekac! Szybko! - ponaglił nas czarodziej.

Myślałam, że za chwilę po prostu padnę twarzą na ziemię. Nie miałam już siły podnosic nóg, a co dopiero zmusic się do biegu. W pewnym momencie na horyzoncie moim oczom ukazał się wielki dom, ogrodzony drzewami i inną roślinnością.

- Do tamtego domu! - usłyszałam Gandalfa. - Biegiem!

Ku mojemu ogromnemu zdumieniu po chwili ujrzałam wyprzedzającego mnie Bombura.  Gdy spojrzałam na niego z powrotem po chwili, znalazłam go na samym przedzie. Krasnolud biegł tuż za Filim, który był pierwszy. 

W końcu przebiegliśmy przez wysoką, drewnianą bramę. Nadbiegający z każdą chwilą kompani zaczęli wpadac na drzwi, próbując je otworzyc.

- Otwórzcie drzwi, szybko! - krzyknął Mithrandir.

Thorin w końcu przepchał się przez tłum, na co ja już w ogóle nie miałam sił, i usunął blokadę. Drzwi w mgnieniu oka ustąpiły, otwierając się pod naporem kilkunastu krasnoludów. Wszyscy  wpadli na środka od razu odbiegając na boki. Jako ostatni wbiegli Balin i Gandalf.

Próbowaliśmy zamknąc drzwi, ale zanim nam się to udało ogromny, wcześniej goniący nas niedźwiedź wpadł  na nie.  Z całej siły pchnęliśmy i odrzuciliśmy bestię, dzięki czemu drzwi zatrzasnęły się. Szybko nałożyliśmy blokadę i odetchnęliśmy.

- Co to jest? - zapytał przerażony Ori.

- To nasz gospodarz - odparł Gandalf, a ja spojrzałam na niego, jak na wariata. Podobnie jak reszta w sumie - Nazywa się Beorn i umie zmieniac skórę. Raz jest niedźwiedziem, a raz wielkim, silnym człowiekiem. Jako niedźwiedź potrafi byc nieprzewidywalny, ale jako człowiek jest całkiem rozsądny, jednak - wiedziałam, że będzie jakiś haczyk - krasnoludów zwyczajne nie znosi.

Od razu usłyszałam pomruki i narzekania między towarzyszami.

-Odpocznijcie - polecił czarodziej - Tutaj będziecie bezpieczni.

Dla większości kompanii był to sygnał, że mogą się rozejśc, ale dzięki moim genom usłyszałam jeszcze 'chyba' , więc moje wątpliwości nie zniknęły praktycznie w ogóle.

***

Leżałam już na swoim posłaniu na sianie i patrzyłam się w sufit. Czekałam na Thorina, który jeszcze coś uzgadniał z Balinem. Rozmyślałam właśnie nad naszą wyprawą. Wyobrażałam sobie jak może się skończyc, co jeszcze nam się przydarzy. 

Byłam bardzo ciekawa jak ma się Dis, w końcu tyle się nie widziałyśmy. Spojrzałam na swoich siostrzeńców. Od dłuższego czasu spali jak zabici. Tak bardzo przypominali mi ich rodziców: Kili mamę, Fili ojca. 

Ja natomiast byłam moich mieszanką. Miałam identyczny charakter jak mój ojciec, ale zawsze wszyscy mi powtarzali, że wyglądam jak moja matka, że jestem jej lustrzanym odbiciem.

Nie pomyślałam długo, bo poczułam jak Thorin kładzie się obok mnie.

- Dlaczego jeszcze nie śpisz? 

Usłyszałam jego głęboki głos przy uchu. Przysunęłam się trochę do niego i oparłam głowę na jego torsie.

- Myślałam sobie - przyznałam - Sądzisz, że nam się uda? - spytałam - Odzyskac Górę?

- Mam taką nadzieję, a ty?

- Sama nie wiem, pamiętam jak nasi ojcowie pragnęli znowu stanąc w Ereborze, ale przez to, co się w ostatnim czasie wydarzyło, wydaje mi się, że jest to bardziej skompilowane niż nam się do tej pory wydawało.

Pokiwał głową. 

- Powinniśmy odpocząc, jutro pomyślimy co dalej - szepnął i pocałował mnie we włosy. - Śpij dobrze

- Ty też - odpowiedziałam cicho i wtuliłam głowę w zgięcie jego szyi, momentalnie zasypiając.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top