Rozdział 23: Runy i słabości

Od naszego przyjazdu do Rivendell minęły już dwa tygodnie, nawet nie zorientowałam się kiedy. Umówiliśmy się dzisiaj z Elrondem w sprawie mapy, on oczywiście jeszcze nic nie wiedział. Stałam właśnie z Thorinem, Balinem, Gandalfem, panem Bagginsem i władcą Imladris czekając aż mój mąż da się przekonac i da Elrondowi mapę. 

- Nic elfom do naszej wyprawy - upierał się

- Błagam cię pokaż mu mapę! - nalegał czarodziej

- To scheda mojego rodu, muszę chronic ją  i jej sekrety.

- Przeklęty upór krasnoludów! Twoja duma kiedyś cię zgubi - denerwował się Mithrandir, Wiedząc, że nic to nie da postanowiłam się wtrącic.

- Stoisz przed jednym z niewielu mieszkańców Śródziemia, który może ją odczytac. Pokaż mapę Elrondowi - powiedziałam stanowczym głosem. Na moje słowa zastanowił się chwilę i zaczął powoli wyciągac mapę spod kamizelki.

- Thorinie, nie... - Balin próbował go powstrzymac, jednak na niewiele się to zdało. Dębowa Tarcza podał papier pół-elfowi, a ten rozwinął ją i spoglądając na nas odparł:

- Erebor... czemu interesujecie się mapą? - zapytał podejrzliwie. Thorin już otworzył usta, żeby odpowiedziec, ale na szczęście Gandalf go wyprzedził

- Z czystej ciekawości, jak wiesz, czasem takie starocie coś skrywają. - po czym spojrzał na krasnoluda i kiwnął głową, co mój mąż odwzajemnił.   - Wciąż umiesz staro-krasnoludzki, prawda? - zwrócił się do władcy Doliny, który odszedł kawałek od nas. Przyjrzał się uważnie mapie i szepnął z podziwem

- Cirth ithil...

- Runy lunarne, oczywiście - powiedział z namysłem Gandalf i dodał spoglądając na nas - Łatwo to przeoczyc

- W tym przypadku istotnie, można je odczytac tylko, kiedy księżyc jest tego samego kształtu i w fazie jak w dniu, gdy je napisano - odparł Elrond odwracając się do nas.

- Odczytasz je? - spytał już łagodnie Thorin.

***

Przeszliśmy na spory taras, na którym znajdował się kryształowy stół, a stojąc przy nim mieliśmy widok na wzgórza porośnięte lasem obecnie znajdujące się w mroku nocy. Ze skał nad nami płynął wodospad. Podeszliśmy do podwyższenia, a Elrond położył na nim mapę.

- Te runy powstały w noc letniego przesilenia w świetle sierpowatego księżyca prawie dwa wieki temu. To przeznaczenie was tu przywiodło. - powiedział rozkładając papier - Los ci sprzyja Thorinie, dziś świeci nam taki sam księżyc. - akurat w tym momencie zza chmur wyłoniła się srebrzysta tarcza. Blask padł na mapę, a po sekundzie na jej pustej części zaczęły pojawiac się znaki. - "Stań przy szarym głazie, kiedy drozd zastuka, a zachód słońca ostatnim światłem Dnia Durina wskaże ci dziurkę od klucza."  - wyrecytował.

- Dnia Durina? - zapytał hobbit

- Początek nowego roku u krasnoludów, ostatni księżyc jesieni i pierwsze słońce zimy świecą razem na niebie. - wyjaśnił Gandalf

- Niedobrze, lato przemija, a Dzień Durina się zbliża - zmartwiłam się.

- Wciąż mamy czas - powiedział Balin

- Czas? Na co? - zdziwił się Bilbo. 

- Żeby znaleźc wejście, musimy stac dokładnie, gdzie trzeba, dokładnie, kiedy trzeba. Wtedy i tylko wtedy drzwi uda się otworzyc - no to po naszej tajemnicy.

- Więc to jest wasz cel - odezwał się Elrond, a Thorin zrezygnowany opuścił ręce - Wejśc do wnętrza Góry.

- Co w tym złego? - mój mąż zapytał poirytowany

- Niektórzy powiedzieliby, że to niezbyt rozsądne - odparł pół-elf wręczając krasnoludowi mapę.

- Co masz na myśli? - spytał czarodziej

- Nie jesteś jedynym strażnikiem pilnującym Śródziemia - udzielił odpowiedzi i poszedł z powrotem. Kiedy nasza piątka została sama odezwał się Balin

- Wiemy już co mówi mapa, co dalej?

- O świcie musicie stąd wyruszyc - powiedział szybko Gandalf.

- Dlaczego? - spytałam nie rozumiejąc jego intencji - A co z tobą?

- Z samego rana rozpocznie się Biała Rada. Elrond nie będzie nas zatrzymywał, ale ktoś inny może. Ja muszę tu zostac na spotkaniu, sądzę, że sobie poradzicie. Poczekajcie na mnie w górach, tam się spotkamy. - wyjaśnił i wyszedł.

- Powiedzcie reszcie, żeby o wschodzie byli gotowi do drogi - poleciłam Balinowi i Bilbo.

***

Chodziłam właśnie po Rivendell szukając męża, który gdzieś mi się zapodział. Nasi towarzysze postanowili wykorzystac ostatni taki w miarę wolny wieczór robiąc ognisko, które rozpalili na połamanych meblach. Udało mi się namówic Elronda, żeby poczęstował nas częścią zapasów dla specjalnych gości. Dzięki temu kompania mogła zjeśc kiełbaski i inne takie przysmaki. 

Przechodząc obok rzuciłam na nich okiem. Widziałam jak Bofur rzuca Bomburowi kiełbaskę, a kiedy ten ją złapał złamał się pod nim stół,  na którym siedział, przez co krasnolud upadł na podłogę, a wszyscy ryknęli śmiechem. Sama nie mogłam go powstrzymac. Może i nasi kompani byli szaleni, ale i tak najwspanialsi na świecie. Honorowi, lojalni, opiekuńczy, stanowili dla mnie rodzinę. Lepszych towarzyszy podróży nie mogłam sobie wymarzyc.

Weszłam po schodkach na mały tarasik, gdzie znalazłam Thorina i naszego łamywacza. Pan Baggins wyglądał, jakby się czemuś przysłuchiwał, natomiast Dębowa Tarcza na zmartwionego. podeszłam do barierki, skąd dostrzegłam rozmawiających Elronda i Gandalfa. Po chwili usłyszałam co mówili.

- ... bezczynnośc też jest groźna. Tron Ereboru należy się Thorinowi. Czego się obawiasz?

- Nie zapominaj, że mężczyźni z jego rodu są szaleni, jego dziadek postradał zmysły, jego ojca spotkało to samo. Przyrzekniesz, że taki los nie czeka Thorina? - zapytał władca Doliny. - To nie jest nasza decyzja, nie my będziemy zmieniali mapę Środziemia.

- Z naszą pomocą czy bez krasnoludy i tak wyruszą. Postanowiły odzyskac swoją ojczyznę... - więcej już nie słyszałam po odeszli za daleko. Odwróciłam się do Thorina. Nie mogłam patrzec na jego piękne oczy przepełnione takim bólem.

- Amralime (Kochanie/itp.) - powiedziałam ze współczuciem, ale obrócił się i odszedł korytarzem. - Thorin! - wołałam go, ale bezskutecznie. Miałam za nim iśc, kiedy zatrzymało mnie pytanie hobbita

- O co chodziło z tym, że mężczyźni z rodu Thorina są szaleni? O jego dziadku i wogóle?

- To Smocza Choroba. - odparłam - Słaby punkt rodu Durina. Kiedy dotknęła Thróra wszystko po za złotem, klejnotami przestało się dla niego liczyc. Rodzina, przyjaciele, poddani. To ściągnęło na nas Smauga. - kiwnął głową dając znak, że rozumie, więc odeszłam i skierowałam się do komnaty.

***

- Thorin błagam cię, rozmawiaj ze mną - prosiłam trzymając dłońmi jego policzki. Odkąd znalazłam go w naszym pokoju nie odezwał się ani słowem. - Proszę cię, jeśli masz jakikolwiek problem powiedz mi. - mimo moich nalegań jakby unikał mojego wzroku. - Chodzi o to, co powiedział Elrond? O tą chorobę?

- Tak... - westchnął - Elf ma rację, skończę jak moi przodkowie - powiedział załamany siadając na łóżku i chowając twarz w dłoniach. Klęknęłam przed nim i złapałam za ręce.

- Skarbie, nie powiem, nie wiem jak będzie, nie znam przyszłości, ale wiem, że zawsze jest nadzieja. Jesteś najsilniejszym i najtwardszym krasnoludem jakiego znam. Możesz to przezwyciężyc, ale musisz próbowac. Obiecaj mi, że się nie poddasz. - mówiłam cicho pocierając opuszkami wierzch jego dłoni.

- W porządku - odparł, a po jego minie wywnioskowałam, że trochę go pocieszyłam. Uśmiechnęłam się i złożyłam na jego ustach lekki pocałunek.

- A teraz spakujmy się i połóżmy spac. Przed nami ciężka droga. - zasugerowałam. 

- Wiesz już, jak mniej więcej będziemy iśc przez Góry Mgliste? - zapytał podczas szykowania broni.

-  Po opuszczeniu Doliny jest w sumie tylko jeden szlak. W miarę prosty. Jeśli będziemy mieli dobre tempo bez opóźnień powinniśmy wyrobic się w półtora, dwa dni. Potem dojdziemy już wyżej, bliżej szczytów, więc będzie trochę trudniej. - podeszłam do torby , wyjęłam z niej mapę Gór Mglistych i położyłam na stoliku, żeby pokazac Thorinowi trasę. - Dalej przeprawimy się Wysoką Przełęczą, o tu - wyjaśniłam wskazując palcem - przy dobrej pogodzie byśmy szli jakiś niecały dzień, potem już będziemy po drugiej stronie.

- No, jestem pod wrażeniem - powiedział kiedy chowałam papier z powrotem - Może wyręczyłabyś mnie troszkę i poprowadziła nas przez Góry?

- Dobrze, poprowadzę, ale ostrzegam, bardzo możliwe jest, że wylądujemy w ślepym zaułku, lub w przepaści, bo dając mi mapę i kazac właściwie poprowadzic, to jak każąc niemowlakowi recytowac elfickie pieśni.

- Dasz sobie radę - nalegał.

- Obyś miał rację...

***

Zanim słońce zdążyło pojawic się na horyzoncie, byłam już gotowa do dalszej wędrówki. Przed chwilą skończyliśmy budzic kompanię. Niecały kwadrans później wszyscy stali przygotowani w umówionym miejscu. Wyszliśmy z Imladris tak jak planowaliśmy - idealnie o wschodzie słońca.  Opuściliśmy miasto inną drogą niż gdy tu dotarliśmy.

- Bądźcie czujni, wkraczamy do Dzikiego Kraju. - oznajmił Thorin zatrzymując się na chwilę na boku - Arissa, wiesz którędy iśc, prowadź.

- Niech ci będzie - rzuciłam i przeszłam na przód grupy. Potem usłyszałam jeszcze jak Dębowa Tarcza mówi do naszego włamywacza

- Panie Baggins! Radzę nie zostawac w tyle! - i tak rozpoczęliśmy wędrówkę przez Góry Mgliste, Ostatni Przyjazny Dom zostawiając daleko za sobą.

Wróciłam, moi drodzy!

Wybaczcie, że tak długo nie było rozdziału, ale zaczęła się ta szkoła, przez co w tygodniu mam urwanie głowy. Dodatkowo tydzień temu złamałam palca u prawej ręki i nie mogę pisac, musiałam poczekac aż się polepszy żeby zaktualizowac. Dziękuję za ponad 1200 wyświetleń! 

Papatki

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top