Rozdział 13: Wykryty podstęp

*Rozdział poprawiony*

Chwyciłam leżącą przede mną kartkę, zgniotłam i cisnęłam w kąt. To była już chyba setna próba napisania przeze mnie listu do męża. Chciałam pokazać mu, że żyję, ale jednocześnie nie mówić mu gdzie jestem, do tego musiałam uważać, żeby nie zawrzeć w wiadomości za dużo informacji, gdyby ta trafiła do kogoś, do kogo trafić nie powinna. 

Gdybym napisała, że jestem w Rivendell, a orkowie dobraliby się do tego listu, znaleźliby mnie i zabili. Natomiast gdyby Thorin dowiedział się, że tu jestem, przyszedłby po mnie i przy okazji zabił elfy.

Te dwie opcje więc odpadały.

Gdybym tylko miała dostęp do jednego z naszych kruków, bez problemu przekazałabym ukochanemu wszystko, co potrzebowałam. Orkowie są przecież tak durni i tępi, że za nic nie domyśliliby się nawet, że ptak może coś powiedzieć, a co dopiero go zrozumieli. 

Nasze ptaki przelatują nad tymi terenami niezwykle rzadko - tylko, kiedy chcemy porozumieć się z Dainem. Do Gór Szarych wykorzystują drogę o wiele bardziej na północ.

Z westchnieniem walnęłam czołem o biurko, próbując pobudzić szare komórki do działania. 

Orkowie mogą myśleć, że nie żyję... a każda wiadomość ode mnie, jaka by do nich trafiła zniszczyłaby tę szansę. Tak naprawdę, to miałam tylko dwa wyjścia - albo wszyscy wiedzą, że żyję, Thorin jest wniebowzięty, a orkowie napadaliby miasteczka w poszukiwaniu mnie, albo nikt nie będzie o mnie wiedział.

Nie chciałam, żeby moja rodzina cierpiała, ale równie bardzo nie chciałam, żeby z mojej winy coś się stało moim ludziom. W takiej sytuacji druga opcja była jednak lepsza. Jeśli chciałam dla tego świata dobrze, to lepiej, żebym z niego jak na razie zniknęła... Moja 'śmierć' była w tej chwili najlepszym rozwiązaniem.

***

Jak co dzień wstałam z łóżka, przemyłam twarz, ubrałam się i podeszłam do szafy po jakiś pasek. Kiedy tylko otworzyłam drzwi, w moje oczy rzuciło się czarne, włochate stworzonko na ośmiu nóżkach, siedzące na materiale jednej z sukienek. 

W mgnieniu oka odskoczyłam od mebla z piskiem, chwytając w międzyczasie krzesło i wystawiając je przed siebie. Ostrożnie wycofałam się w stronę drzwi, szybko je za sobą zatrzasnęłam i oparłam się o nie plecami.

Oczywiście, że to nie był przypadek. 

Zawsze dbano, by w moim pokoju nie było pająków i doskonale wiedziałam, kto wykorzystał mój strach przed nimi.

- ELLADAN I ELROHIR! JEŚLI TO WASZA SPRAWKA, TO UKATRUPIĘ WAS NA ŚMIERć! - wydarłam się  ruszyłam korytarzem.

Domyśliłam się, że to była zemsta - widocznie nie spodobał im się kolor włosów, po wypiciu wina z moim małym dodatkiem.

Ponieważ przeszłam już kilka korytarzy, a dalej ich nie znalazłam, udałam się prosto do biura Elronda. Zamaszystym ruchem pchnęłam wielkie drzwi, bez problemu je otwierając i wparowałam do pomieszczenia.

- Elrondzie, jeżeli w najbliższym czasie nie opanujesz swoich synów, to przysięgam ci, że niedługo im coś zrobię! - ostrzegłam, wchodząc ciężkim krokiem do środka.

Zatrzymałam się tak szybko, jak znalazłam się w pokoju, kiedy dwójka przebywających osób gwałtownie poderwała głowy na moje nagłe wtargnięcie.

- Oł... Przeszkodziłam w czymś...? - zmieszałam się i schowałam kosmyk włosów za ucho.

- Sądzę, że skończyliśmy. - odparł uspokajająco Elrond - Mithradirze?

- Przyda nam się przerwa. - zgodził się z nim staruszek.

- Gandalf Szary. - przedstawił przyjaciela elf.

- Pamiętam cię... - rozpromieniłam się - Byłeś wtedy w Ereborze, zrobiłeś pokaz fajerwerków na moim i Thorina weselu! Dobrze cię znów widzieć, mój panie.

- Jak się domyślasz, to jest Arissa. - dodał pan Rivendell.

- Nie sądziłem, że spotkam Arissę Szafirowe Ostrze w mieście elfów. - czarodziej uśmiechnął się nieznacznie, całując moją dłoń.

- Negatywnym uczuciem darzę jedynie tych, którzy na to zasługują. - powiedziałam - Zamieszkałam tu na jakiś czas.

- Dlaczego nie z rodziną?

- Wolałabym o tym nie mówić.

Gandalf popatrzył na mnie chwilę i dotarło do niego, że musiało się stać coś naprawdę poważnego, więc w jego oczach pojawił się wyraz współczucia.

- Rozumiem. 

- Nie myślmy o tym. - machnęłam ręką - Co robisz w Rivendell?

- Jeśli mam być szczery, spotkanie z przyjacielem dobrze mi zrobi po tak długiej przerwie. Tutaj najlepiej się odpoczywa. W Imlardris jakby czas nie płynął.

- Nie mogę się nie zgodzić. - przytaknęłam.

- Wracając... co mówiłaś o moich synach? - wtrącił Elrond.

- Właśnie! Jeśli to się powtórzy, uduszę ich!

- Co zrobili tym razem? - przewrócił oczami.

- Włożyli mi gigantycznego pająka do szafy! Kiedy sięgałam po sukienkę, o mały włos nie dostałam zawału!

Elf złapał się za nasadę nosa i wydał zmęczone westchnienie.

- O, właśnie, muszę ich znaleźć. Przeproszę was, panowie. - rzekłam i ruszyłam w stronę wyjścia.

- Arissa, zostaw ten sztylet. - usłyszałam Elronda.

- Nie mam pojęcia o co ci chodzi... - odparłam niewinnym głosem, wyrzucając ukryty nóż na podłogę.

***

Siedziałam przy biurku i bazgrałam sobie coś na papierze, kiedy do drzwi mojej komnaty rozległo się pukanie.

- Proszę! - odezwałam się, a zaraz potem do środka wszedł Elrond.

- Arissa, muszę z tobą porozmawiać. - powiedział poważnie.

Wstałam powoli z krzesła i popatrzyłam na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Czy... czy coś się stało? - zapytałam niepewnie, nie będąc pewna, czy chcę znać odpowiedź.

Elf namyślił się chwilę, po czym kiwnął powoli głową.

- O co chodzi? - dodałam nie więcej niż szeptem.

Pan Imladris westchnął ciężko, jakby coś powstrzymywało go od mówienia.

- W ostatnich dniach... - zaczął - ...nasiliły się ataki orków w pobliżu Rivendell. - przyznał niechętnie.

- Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? - spytałam z wyrzutem.

- Arissa...

- Oni na pewno mnie szukają, a ja siedzę tutaj jak na wakacjach, nie mając o niczym pojęcia!

- Proszę cię...

- Gdybym wiedziała, wyniosłabym się stąd, a tak to narażam was wszystkich na niebezpieczeństwo!

- Mellon...

- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!

- Bo wiedziałem, że właśnie tak zareagujesz! - uniósł się.

Wzdrygnęłam się lekko na jego ostry ton, jednak zrozumiałam, że faktycznie miał rację, a tylko w taki sposób można było do mnie dotrzeć, gdy była zdenerwowana.

Odetchnęłam głęboko i przetarłam twarz dłońmi.

- Przepraszam, ja nie... - wymamrotałam.

Poczułam jego dłoń na ramieniu.

- Jak się dowiedzieli? - przeniosłam na niego wzrok.

- Nie mam pojęcia. - pokręcił bezradnie głową - Nasz wróg ma mnóstwo szpiegów, oprócz orków wykorzystuje zwierzęta. Porywa niewinne stworzenia, miesza im w umysłach i zmusza do wykonywania poleceń. Nawet najprostsza istota, która słyszała coś na twój temat, mogła służyć Nieprzyjacielowi.

- Elrondzie... - złapałam go gwałtownie za przedramię - Czy tutaj latają jakieś kruki?

- Kruki? -zdziwił się - Nie przypominam sobie, żebym widział jakiegoś nad Doliną przez wiele lat. Czemu pytasz?

- Bo był tu jeden niedawno. Usiadł mi na oknie, więc go wpuściłam. Przyniósł wiadomość od Thorina. Postanowiłam, że nie będę pisać, przekażę dla niego wiadomość w Khuzdul.

- Rozmawiałaś z tym krukiem?

Kiwnęłam głową.

- Chciałam, żeby przekazał Thorinowi... o bogowie, myślisz, że...? - przeraziłam się.

- Masz ten list, który dostałaś? - zapytał szybko.

Pokiwałam twierdząco i popędziłam do biurka, po czym szybko przegrzebałam szufladę w poszukiwaniu kawałka pergaminu. 

Gdy ptak przyniósł mi wiadomość, byłam tak rozemocjonowana, że nie zwróciłam szczególnej uwagi na wygląd listu. Kiedy zobaczyłam na dole imię męża, logiczne myślenie całkowicie mi się wyłączyło.

Nie wpadłabym na pomysł, że mógł być to podstęp.

Po chwili gorączkowego przeszukiwania znalazłam list. Od razu przyjrzałam mu się uważnie papierowi i niemalże w ułamku sekundy zauważyłam pewien ważny detal.

To nie było pismo Thorina.

Poczułam, jak zaczęło walić mi serce. W każdej wiadomości, którą ukochany do mnie wysyłał, nazywał mnie jakimiś zdrobnieniami w Khuzdul. Jeśli ten list nie zawierał żadnego, musiał być od kogoś, kto naszego języka nie znał. 

Tylko po co ktoś, kto nie był po naszej stronie miał podszywać się pod mojego męża? To pozostawiało jedynie wroga, jako nadawcę.

- Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie... - szeptałam pod nosem coraz bardziej przerażona, kiedy z każdą kolejną linijką nie napotkałam słowa w języku krasnoludów.

Wzięłam parę chwiejnych wdechów, próbując opanować drżenie dłoni.

- Kiedy teraz na to patrzę... to nie jest od Thorina. - powiedziałam.

- Co powiedziałaś krukowi? - spytał pilnie.

- A co miałam powiedzieć? Praktycznie wszystko! Co się stało, co zamierzam zrobić... ale nie powiedziałam, gdzie jestem.

- To nie ma znaczenia, jeśli kruk tutaj był, to wie, gdzie jesteś i przekaże to innym. - odparł elf.

- Nie,  to się nie dzieje... - załamana zakryłam twarz rękami i usiadłam na łóżku.

- Ile temu znalazłaś kruka?

- Z miesiąc, półtora temu. - westchnęłam pokonana - Co ja mam robić?

Elrond zastanowił się głęboko, po czym odpowiedział zdecydowanie:

- Jedź na Północ. Znajdź wioskę Strażników, ich wodza i jego syna. Arador to mój drogi przyjaciel, pomoże ci.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top