Rozdział 29: Nie powinniśmy się wstydzic naszych słabości
Z Samotnej Skały zaczęliśmy schodzic już o wschodzie, ale i tak było już popołudnie, kiedy zatrzymaliśmy się na dole. Z całego tego zachodu całkowicie zapomniałam o mojej ranie na ręce, ale kiedy tylko zbliżaliśmy się do miejsca na postój zaczęła mi strasznie dokuczac. I rana i obszar wokół niej zaczęły mnie piec, a w połowie ręki nie miałam praktycznie czucia, co utrudniało mi zejście po skałach.
Kiedy rozwinęłam sobie już koce, a wszyscy zajęli się swoimi sprawami, postanowiłam pójśc do pobliskiego strumienia i przemyc cięcie. Wzięłam ze sobą parę bandaży, które nosiłam przy sobie i wymknęłam się z obozu. Jednak nie zaszłam daleko.
- Gdzie się wybierasz? - usłyszałam przy uchu głos Thorina. Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam.
- Ja idę no ten... tajemnica...
- Powiedz
- Nie
- Bo to na tobie wymuszę - powiedział podchodząc i wyciągając w moją stronę dłonie.
- Nie ośmielisz się - udałam groźną
- Czyżby? - podbiegł do mnie i zaczął łaskotac.
- Thorin! Przestań, proszę! - śmiałam się starając się uwolnic. - Zostaw...mnie! - wysapałam, ale na nic się to zdało. Spróbowałam mu uciec, ale zacisnął wokół mnie ręce, przez co niechcący na moja ranę. Nie udało mi się powstrzymac syku bólu przez nacisk.
- Arissa, co się stało?
- Nie, to nic - chciałam odejśc, ale zobaczył moje ramię i mnie zatrzymał.
- Jak to się stało?! - zmartwił się
- Nic mi nie jest, tylko draśnięcie...
- Trzeba to pokazac Oinowi, chodź - wziął mnie za rękę i zaczął prowadzic z powrotem.
- Nie, błagam, nie mów mu! - prosiłam
- Dlaczego? - spytał odwracając się - Pomoże ci.
- Nie rozumiesz - pokręciłam głową
- No nie za bardzo - zmarszczył brwi
- Bo to trzeba będzie zszyc... - powiedziałam cicho
- I co z tego?
- Ja się boję!!! - wybuchnęłam - Boję się igieł... - dodałam speszona odwracając wzrok.
- To nie jest nic strasznego - próbował mnie uspokoic
- Tak ci się wydaje! Jesteś facetem, twardszy i silniejszy ode mnie...
- Nieprawda - uciszył mnie - Jesteś tak samo silna jak ja
- Ale ty się takich głupot nie boisz - pożaliłam się
- Za to boję się innych rzeczy - powiedział biorąc mnie za rękę - Każdy ma swoje słabości, nie musimy się ich wstydzic. Nie wstydzę się mówic, że boję się, że cię stracę. Kocham cię i to normalne, że się o ciebie martwię, nie jestem pustą skorupą bez uczuc, jak niektórzy uważają - uśmiechnęłam się lekko. - Sama mi powiedziałaś, że nasze lęki trzeba przezwyciężac. No to jak będzie? Bo moim zdaniem nie wygląda to najlepiej - dodał spoglądając na ranę.
- W porządku - westchnęłam - Pokażę to Oinowi, ale tutaj. Będzie tu tylko nasza trójka.
- Dobrze, chodź.
Weszliśmy do obozu. Thorin poprosił go, żeby wziął swoje rzeczy i że wszystko mu zaraz wyjaśni. Zatrzymaliśmy się przy strumieniu, do którego miałam wcześniej zamiar przyjśc, tam usiadłam na powalonym drzewie. Mój mąż rozmawiał chwilę z medykiem zanim usiadł obok mnie, a Oin zajął się chyba robieniem maści.
- Pamiętaj, nie ma się czego bac. - szepnął
- Ja nie dam rady - oparłam głowę o jego ramię
- Przecież miałaś już dwa razy zszywane rany - przypomniał mi - Na nodze i nad biodrem.
- Ale w obu przypadkach byłam nieprzytomna! Nic nie czułam. - przetarłam twarz. - Nie wiem, może walnij mnie czymś w głowę, albo coś...
- Niczym cię nie walnę - przerwał mi. - Dasz sobie radę, będę tutaj.
Przeniosłam swój pełen obaw wzrok na Oina, który właśnie do nas podszedł.
- Dobrze Arissa, pokaż tą rękę - powiedział. Zsunęłam z siebie płaszcz i wyciągnęłam ramię w jego stronę. Ostrożnie wziął ją w dłonie dokładnie się przyjrzał. - Musisz zdjąc koszulę, żebym mógł się tym zając, tylko uważaj, żeby nie naruszy rany.
Kiwnęłam głową i powoli zdjęłam z siebie zbędne warstwy. Zostałam w na szczęście grubej podkoszulce, która akurat nie nachodziła na ranę. Swoją prawą stronę okryłam płaszczem, żeby nie było mi zimno. Krasnolud jeszcze raz przyjrzał się ranie.
- Jest mocno zaczerwieniona - mruknął - Kuje? Piecze?
- Piecze - przyznałam
- Jak bardzo?
- Bardzo - powiedziałam unikając wzroku Thorina.
- Jest zakażone - zmarszczył brwi - Trzeba to porządnie przemyc.
Westchnęłam w duchu. Każdą ranę jaką w życiu se zrobiłam każdy przemywał alkoholem. To pieczenie, które czuję teraz plus to od alkoholu to będzie jakaś masakra. Oin wyjął z torby buteleczkę i wylał zawartośc na cięcie. Zacisnęłam zęby, żeby nie krzyczec, ale z mojego gardła i tak wydobył się głęboki pomruk. Złapałam męża za rękę i mocno ją ścisnęłam. Medyk delikatnie przetarł ranę szmatką, żeby wytrzec alkohol. Potem przemył wodą i znowu przetarł. Wiedziałam co będzie teraz.
Oin wyjął małą igiełkę i cienką nic. Wzięłam głęboki wdech, kiedy podszedł z nimi w ręku.
- Arissa, Thorin powiedział mi o tym problemie - posłałam Dębowej Tarczy mordercze spojrzenie. - Posłuchaj, postaram się to zrobic najostrożniej jak umiem.
- Wiem - szepnęłam.
- To dla twojego dobra - dodał
Kiwnęłam głową.
- Miejmy to już za sobą - mruknęłam. Zacisnęłam zęby i schowałam twarz w płaszczu Thorina. Poczułam, jak Oin bierze moją rękę i wbija igłę w moją skórę. Cicho jęknęłam i wtuliłam się bardziej w tors męża. Wzięłam parę głębokich wdechów.
- Ill var Mer Thorok amralime(Będzie dobrze kochanie) - szeptał mi do ucha.
Czas dłużył mi się niemiłosiernie. Wydawało mi się, że siedzę tam już parę godzin, a nie pół. Myślałam tylko o tym, żeby to już się skończyło.
- I gotowe - usłyszałam Oina. Odetchnęłam z ulgą. - Posmaruję jeszcze maścią, trochę złagodzi ból.
Kiedy nałożył na ranę to coś od razu poczułam się lepiej. Praktycznie już nie bolało. Na koniec wszystko miałam zawinięte bandażem.
- Dziękuję Oin - powiedziałam, kiedy Thorin pomógł mi się ubrac, żebym nie rozerwała szwów.
- Nie masz za co. Po to tu jestem - odparł z lekkim uśmiechem.
***
Siedziałam oparta o drzewo i wpatrywałam się w gwiazdy. Bofur opowiadał właśnie jakąś śmieszną historyjkę, bo nagle połowa kompanii ryknęła śmiechem. Spojrzałam na Filiego i Kiliego. Młodszy powiedział coś bratu i po chwili oboje tarzali się ze śmiechu po ziemi. Zazdrościłam im trochę. Ja nigdy nie miałam rodzeństwa.
Miałam jedynie Anikę. Była dla mnie jak siostra. Potrafiłyśmy spędzac razem całe dni, nigdy się nie nudziłyśmy. Kiedy w mojej wiosce wyszło na jaw, że miałam kiedyś elfa w rodzinie stałam się wyrzutkiem. Jednak ona i ja zaprzyjaźniłyśmy się. Dopiero teraz do mnie dotarło, że nigdy jej tego nie powiedziałam, jaka była dla mnie ważna. A teraz pewnie nie żyje.
- Wszystko dobrze? - podniosłam głowę i zobaczyłam Balina.
- Tak, nic mi nie jest. Zamyśliłam się - odpowiedziałam.
- Nie siedź tutaj sama - podał mi rękę i pomógł wstac.
- Balinie - przerwałam ciszę - myślisz, że ktoś z mojej wioski przeżył? Kiedy zaatakowali orkowie?
- Wiesz, zawsze jest jakaś nadzieja. To możliwe, a czemu pytasz? - spojrzał na mnie zaciekawiony
- Po prostu zdałam sobie właśnie sprawę, że jak ktoś stamtąd był dla mnie ważny, a ja nigdy tego nie powiedziałam - przyznałam.
- Anika, prawda?
Skinęłam głową.
- Była dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam.
- Tęsknisz za nią - powiedział
- Bardzo - szepnęłam, czując, że w gardle tworzy mi się gula.
- Pamiętaj, że jesteśmy tutaj - położył mi dłoń na ramieniu.
- Wiem - uśmiechnęłam się. - Powinniśmy się kłaśc. Musimy wcześnie wuruszyc, żeby nas nie znaleźli. - powiedziałam i odeszłam. Zobaczyłam, że częśc już śpi.
- Wezmę wartę, odpocznijcie - oznajmiłam ciszej, żeby niektórych nie obudzic.
Podeszłam do siostrzeńców, którzy jeszcze o czymś rozmawiali i śmiali się cicho.
- Czas spac, łobuzy. - powiedziałam
- Ciociu, a zaśpiewasz nam? - spytał Kili i oboje zrobili maślane oczka.
- No dobrze - westchnęłam i usiadłam między nimi.
- Wiesz, że cię kochamy, prawda? - zapytali chórkiem, a ja się zaśmiałam. Oparli się o mnie, a ja zaczęłam gładzic ich po włosach i cicho nucic.
https://youtu.be/vMpIditErnk
A, jeszcze jedna rzecz!
Dla osób, które uwielbiają takie fanfiction i czytają każde jakie znajdą (jak ja) polecam wyszukac na wattpadzie "DROGA DO SHIRE" i kontynuację "KRÓLOWA ELFÓW". Czytałam to setki razy, i ciągle płaczę ze śmiechu lub wzruszenia. Z całego mego serducha polecam Wam zobaczyc ;)
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top