♦Rozdział 6♦
Poczucie czasu przestało mieć znaczenie, bo w momencie drzemki czas ogólnie jest dla mnie pojęciem względnym. Pięć minut spania bez udziału budzika to jak gra w rosyjską ruletkę. Albo się obudzę, albo nie i zwykle wychodzi na to drugie, a ja potem biegam po domu jak idiotka i kurwuję, że znowu zaspałam.
Hehe, dobra. Nabrałam was. Wyjebanizm stał się moją ideologią życiową i to do tego stopnia, że mam wywalone na takie rzeczy jak zaspanie. Świadomość spóźnienia wcale nie sprawia, że przygotowuję się szybciej i mam jakieś minimum szacunku dla osoby, która musi na mnie czekać. Utwierdzam się wtedy w przekonaniu, że nie mogę się bardziej spóźnić. Czy będzie to dziesięć minut, czy godzina i tak będę spóźniona i chuj bombki strzelił tak, czy inaczej.
Dlatego zawsze mnie śmieszyło, jak mi mamusia zrzędziła, że mam się pospieszyć. A jak się nie pospieszę, to co? Świat się zawali? Apokalipsa przybędzie? A może rząd przestanie okradać obywateli? Jakby, co to kurwa da, czy będę na czas, czy nie? Sytuacja finansowa w Mozambiku się z tego tytułu nie poprawi, a strzelanie do brzydkich kaszojadów nie zostanie z dupy sportem narodowym (a mogłoby).
***
Leżałam sobie w najlepsze na siedzeniu w samochodzie i korzystałam z przywileju drzemki. Jeśli Pingwin zwabia mnie w pułapkę i tak naprawdę chce zaszlachtować, to się chociaż wyśpię przed śmiercią, no i może nie strzelę sobie w kolano jakimiś głupimi tekstami, jak będę wypoczęta? Niestety Ozzy nie jest fanem moich celnych uwag, jak na przykład to, że ma ryj na lewą stronę. Joker też nie był, bo to typ zjeba i narcyza jednocześnie. Zasugeruj mu, że jest brzydki jak ślepa kurwa, to spędzisz noc w piwnicy w towarzystwie szczurów i własnych myśli. Niby mamy wolność słowa, ale spróbuj sprowokować psychopatę, to kaplica. Zrób na żywo pokaz transplantacji serca to też niefajnie, bo nie jesteś lekarzem, ino złapałaś jakiegoś randoma i wbiłaś mu nóż w bebechy. I tłumaczenia w stylu, że chciałaś odegrać scenę z tego filmu Mela Gibsona nie pomogą, bo i tak wszyscy krzyczą, żeś popierdolona i te sprawy. Traf se potem do aresztu pod zarzutem zabójstwa człowieka i czekaj na ścięcie, czy co to tam robią. Słuchaj potem pierdolenia Jimmy'ego jak to wysłanie gostka do chóru z aniołkami zostaje dopisane do twojej listy przewinień i bla bla, jesteś potworem, bla bla, powinno się ciebie zutylizować, bla bla, ktoś wysadził twoją celę i bla bla okazuje się, że Joker przyszedł, bo nie ma się nad kim psychicznie i fizycznie znęcać.
Przyjedźcie do domu i Pan Pierdolony Debil chce podziękowania za to, że cię uratował. Myślisz se WTF i włączasz telewizor, bo akurat powtórka Mam Talent leci. J się wkurwia i próbuje cię zgwałcić lub zabić, w sumie szlag wie. Nie udało mu się. Dostań wpierdol, bo on jest napalony i masz mu się oddać. Tia, chyba nie bardzo. Jokur nie przewidział, że wyposażyłaś się w paralizator, ha! Skurwysyn dostał nim po jajach. Wkurwił się i wychodzi z domu. Hasta la vista, pojebie! Pewnie poszedł na kurwy, ale ciebie to wali. Kieruś i ty leżycie na kanapie i oglądacie Mam Talent. Macie ze sobą chipsy, no ale pies chipsów nie może, więc wpierdalasz tylko ty. Jokera nie ma kilka godzin. Profit. Przełączasz na wiadomości. Klaun został złapany i siedzi w Arkham. Chata wolna, Jokera nie ma, hulaj dusza! Większy profit.
***
- Wysiadka! Dojechaliśmy na miejsce – Zsasz szarpnął za klamkę, równie szybko chwycił mnie za fraki i wyrzucił na bruk. Zdecydowanie wolę mniej ekstremalne metody pobudki. Ojciec lubił na mnie wylewać miskę z wodą, jeśli wylegiwałam się zbyt długo, Joker używał noża, jeśli byłam według niego zbyt leniwa, Jermy trąbił mi do ucha wuwuzelą, którą nie wiadomo skąd wytrzasnął, za czasów mieszkania u D i Jaszczura, Gadzina mnie molestował, kiedy myślał, że śpię. I oni wszyscy, jacykolwiek by nie byli, mogłam ich bardziej tolerować niż Zsasza i jego savoir vivre od siedmiu boleści.
- Nic się nie zmieniło – burknęłam, podnosząc się z ziemi i otrzepując. Tragedii nie było, bo duża bluza zamortyzowała upadek i nie będę mieć siniaków. To jest, i tak mam siniaki, bo Kierowi wydaje się, że jest małym szczeniakiem, a jak śpimy razem, to gnojek się rozpycha albo leży na mnie, uniemożliwiając oddychanie. Koniec końców, ledwo wstaję z łóżka, a moje chude nóżki, nie dość, że blade jak u trupa, to jeszcze w fioletowe kropki. Wstyd nosić spódniczki...
- A co się miało zmienić? – prychnął bladolicy – Nagle z dupy miałem cię zacząć tolerować? – zakpił.
- To się raczej nigdy nie stanie – przewróciłam oczami – Miejmy to już z głowy – wtryniłam dłonie do kieszeni i pomaszerowałam w kierunku drzwi klubu z wyraźnym szyldem. Iceberg Lounge. Same złe wspomnienia...
- Szef się ucieszy na twój widok – zadrwił czarnooki, a ja wzruszyłam ramionami i szarpnęłam za klamkę.
***
Weszłam na salę, gdzie główną atrakcją była lodowa rzeźba z podobizną Nygmy. Nie miałam pojęcia, że Pingwin jest simpem!
Ostatnio w tym miejscu byłam dwa lata temu. Razem z zielonowłosym brylowaliśmy na imprezie, gdy mój popierdolony towarzysz postanowił zniknąć i zostawić mnie przy barze. Piłam sobie w spokoju drinka, aż napatoczył się karakan i zabrał mnie na górę, do pokoju dla VIP-ów. Zaczęło się robić dziwnie i żałośnie, gdy zgasły światła i Jermy za punkt honoru postawił sobie wyciągnięcie mnie ze szponów nudy. I odniósł sukces, bo zjaranie zioła i brutalne morderstwo dwóch kretynek w identycznych sukienkach było miłym zwieńczeniem wieczoru.
Tęsknię za rudzielcem...
- Gotowa na wejście do paszczy lwa? – rzucił Zsasz, popychając czarne jak smoła drzwi. Nietrudno zgadnąć, że imbecyl nie mógł być bardziej przewidywalny i za tymi wrotami skrywa się wielkie biurko, fotel prezesa, a w rogu stoi skórzana kanapa, w sam raz na porno castingi.
- Lepiej do paszczy, niż w dupę – rzuciłam rezolutnie i wnet znalazłam się w gabinecie Cobblepota. Tak jak się spodziewałam. Coś w stylu komnaty Slytherinu, tylko w miejsce zielni, trzeba wstawić fiolet.
- Witam cię, Juliet – czarny fotel obrócił się przodem do mnie i ujrzałam dobrze mi znane, znienawidzone lodowo-niebieskie tęczówki.
- Czego chcesz? – warknęłam – Posłałeś po mnie posłańca. Czyżbyś nie mógł ścierpieć tego, że wróciłam? – dodałam, wyjmując z kieszeni bluzy lizaka. Na oczach bruneta odpakowałam go i włożyłam do ust.
- Dość chłodne przywitanie, a zupełnie niepotrzebnie – przemilczał moje pytanie – Usiądź proszę – wskazał na fotel naprzeciwko.
- Załatw to szybko – jęknęłam znudzona, przysiadając na fotelu z szeroko rozłożonymi nogami.
- Co mam załatwić? – nie rozumiał.
- Chcesz mnie zabić. To oczywiste – wypaliłam.
- Skąd takie wnioski? – zmarszczył brwi.
- Dwa lata temu chciałeś, a ja spierdoliłam z miasta głównie przed tobą – uchyliłam rąbek tajemnicy.
- Błędnie interpretujesz moje intencje, Juliet Caro – złączył palce, a ja dostrzegłam na jednym z nich srebrny sygnet – Nie jestem typem, co zabija. Bardziej satysfakcjonujące jest doprowadzenie kogoś do ostateczności. Najlepiej psychicznej – uśmiechnął się diabolicznie.
- Domyślam się – przesunęłam językiem lizaka na lewą stronę – Zamknąłeś mnie w Arkham, skurwysynu – sięgnęłam po gnata – Powinnam ci przestrzelić ryj...
- Nie twierdzę, że cię zniechęcam, ale jeśli wyciągniesz broń, sto tysięcy gwoździ o długości dwudziestu centymetrów przebije twoje dolne wnętrzności – odparł spokojnym głosem – Jak sądzę, może to być dość bolesne – podniósł do góry swoją laskę – Wystarczy jeden przycisk...
- A jeśli wstanę z tego durnego krzesła? – podniosłam cztery litery – Jakie teraz masz groźby? – prychnęłam. Przez lata nabrałam większej zuchwałości. Początki w świecie kryminalistów były niełatwe, musiałam jakoś zasłużyć na miano zagrożenia. Może i Pingwin był ode mnie wyżej rangą, ale ja już nie byłam tą dawną JC, którą można było sprowadzić do parteru. Kiedy coś mnie wkurwiało, po prostu wyciągałam klamkę i celowałam w problem z zamiarem zabicia.
- Skoro pytasz, to Victor stoi za oknem i czeka na mój znak, żeby cię ewentualnie nakarmić śrutem – obnażył szeroki uśmiech.
- No tak. Typowo – wybuchnęłam śmiechem prawie dławiąc się lizakiem, dezorientując przy tym bruneta – Najpierw wyjeżdżasz z tekstami, że nie chcesz mnie zabić, ale na wszelki wypadek Zsasz celuje we mnie z broni – pokręciłam głową w geście pożałowania.
- Źle myślisz, dziewczyno – sarknął podirytowany – Nie chcę cię zabić, ale jeśli będziesz mi grozić, Victor jako mój ochroniarz cię zlikwiduje – wyjaśnił spokojnie.
- Aha – burknęłam – To zmienia postać rzeczy – stwierdziłam – Nasuwa się zamiast tego pytanie, po chuj ja tu przyszłam w ogóle? – rozłożyłam szeroko ręce. Cobblepot wydał z siebie długie westchnięcie.
- Po pierwsze, Juliet, twoje słownictwo mnie razi – zaczął, a ja uniosłam brwi.
- Mam to w dupie – odparłam, wyciągając lizaka z ust.
- Widzę, że przez lata nabyłaś większej bezczelności – zauważył – Gotham odetchnęło chwilę, gdy zniknęłaś, Caro. Nie miał kto wprowadzać niepotrzebnego chaosu.
Zachichotałam.
- Nie zgodzę się. Chaos jest potrzebny, żeby w mieście nie było szaro, buro i nudno – uśmiechnęłam się ze szczyptą szaleństwa.
- Nie wyzbyłaś się dawnych przyzwyczajeń – odwzajemnił uśmiech. Miał minę, jakby odczuł ulgę na wieść, że Juliet Caro się nie zmieniła i wciąż pozostaje tą samą fanatyczką chaosu i ludzkiej krzywdy.
- Nie – przyznałam – Dlatego wróciłam. Żyłam w bańce, wmawiając sobie, że mogę wrócić do normalności, ale szybko przyszło otrzeźwienie – odruchowo przygryzłam dolną wargę.
- Otrzeźwienie? – drążył.
- Mhm. Chciałam wierzyć w niemożliwe, nierealne – z przyjemnością spojrzałam na trzymany w dłoni gnat. Lubiłam mieć broń pod ręką, lubiłam zwalniać cyngiel i patrzeć jak kula frunie wprost na przeciwnika, przebijając jego wnętrzności. Dostawałam ekscytujących dreszczy na widok następstwa strzału. Ofiara upada i wypływa spod niej szkarłatna plama. Pistolet w ręce symbolizował władzę, kontrolę i przyzwolenie na zabawę w boga. Jedynym problemem był fakt, że psy i Gacuś Pantaloniarz nie podzielali mojego hobby. Bolesne...
- To znaczy?
- Ktoś kogo rajcuje bycie nie tyle przestępcą, co sadystą, nie ma szans na wyzbycie się dawnych nawyków – rzuciłam beztrosko, jakbym była dumna z tego wyznania – To siedzi w głowie, a moja główka to zaiste bardzo popierdolone miejsce – podniosłam gnata i przyłożyłam sobie lufę do skroni. Pingwin patrzył na mnie z mieszaniną zażenowania i niepokoju. No tak. Szaleniec szaleńcowi nierówny, a psychole w Gotham dzielą się na tych, którzy są szanowani, a tych, których inni się boją. Joker należy do tej drugiej kategorii, ja jestem gdzieś po środku, a Cobblepot? On jest jedną, wielką niewiadomą.
- W istocie – mruknął bez entuzjazmu – Nadano ci status osoby niebezpiecznej, chociaż dla niektórych pozostajesz żałosna.
- O nie. Bo się jeszcze tym przejmę – zacisnęłam usta – Dobra. Koniec tych pogaduszek o pierdołach – zdenerwowałam się – Czego chcesz, Oswald? – podeszłam do biurka mężczyzny i nachyliłam się nad nim – Czego? – powtórzyłam.
- Chcę, żebyś dla mnie pracowała – powiedział po dłuższej chwili tego niezręcznego gapienia się na siebie nawzajem.
- Już to kiedyś przerabialiśmy – syknęłam – Nie zostanę twoją dziwką – odsunęłam się z obrzydzeniem.
- Nie chcę, żebyś była moją dziwką – przewrócił oczami – Mam cały tabun dziwek, nie potrzebuję kolejnych – prychnął – Pracowałabyś jako jeden z moich ludzi – przedstawił ofertę. Zaśmiałam się w głos.
- Coś się tak uczepił tej pracy? – parsknęłam – Po pierwsze, nie jestem typem pracusia. Preferuję życie na czyjś koszt, jako pasożyt – wyjawiłam swoje prawdziwe intencje – Po drugie, dwa lata temu chciałeś wtrąciłeś mnie do pierdla, a teraz ci nagle przeszło? – pozostawałam sceptyczna.
- Przemyślałem wiele rzeczy – przyznał – Znaczysz coś w Podziemiu. Nie jesteś już kojarzona jako dziewczyna Jokera, tylko jako Juliet Caro aka Jelly Jester. Masz swoją własną kryminalną historię i to bez udziału tego odrażającego klauna – kontynuował – Masz szansę, by stać się kimś ważnym – zachęcał, a ja udawałam, że się namyślam.
- Wszystko git, tylko ja nie potrzebuję być kimś ważnym. Nie mam parcia na szkło, w zasadzie to jestem introwertykiem – schowałam spluwę do kieszeni bluzy – Jedyne czego chcę, to od czasu do czasu kogoś zabić i nie pójść za to siedzieć, no i jeszcze wypatroszyć Jillian Diamond – podzieliłam się swoimi marzeniami.
- Ach tak. Jillian Diamond. Twoja tania podróbka – skomentował Pingwin.
- To, że mnie nie było, nie znaczy, że ktoś może sobie ukraść moje dziedzictwo – zazgrzytałam zębami – Rozszarpię tę sukę. Wsadzę jej w dupę rozżarzony pręt, aż jej gardłem wyjdzie – warknęłam ze złością.
- Źle się do tego zabierasz – rzucił.
- Słucham? – zrobiłam wielkie oczy. Ja chyba lepiej wiem, jak zadawać ból!
- Uderz w jej rodzinę, bliskich. Zabij na jej oczach kogoś, kogo kocha – podsuwał pomysły.
- Pfff. Nie zamierzam się rozdrabniać. Za fraki i do rzeźni – prychnęłam – I co? To wszystko? Oferta pracy? – uniosłam podejrzliwie brwi.
- Przemyśl to – mruknął poważnie, łącząc dłonie w palcach.
- Przemyślę – skłamałam. Ni ma chuja, żebym znowu pracowała dla tego jebanego parasolkarza. W ogóle, na cholerę mi praca? Mam kradziony hajs (dużo kradzionego hajsu) i nie wróciłam do Gotham, żeby tyrać u Pingwina, tylko, żeby się zabawić, narobić zamieszania i ogólnie być wrzodem na dupie miasta. Plus, zamordować Jillian Diamond, ale najpierw muszę się dowiedzieć jak szmata wygląda...
***
Ekran komputera żarzył się błękitnym światłem, pokazując szczegóły nagrania z monitoringu. Bruce Wayne wpatrywał się z niedowierzaniem w zawartość filmiku, nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Po dwóch latach, Juliet Caro wróciła, by nawiedzić miasto swoją destrukcyjną obecnością. Joker lubił poklask i kiedy coś kombinował, można było przynajmniej mniej więcej przewidzieć jego zamiary. Zazwyczaj specjalizował się w masowych morderstwach, które oczywiście były nagłaśniane w mediach, ale ogólnie przesiadywał w klubie, którego Mroczny Rycerz nie mógł zlokalizować. Jeśli klaun nie korzystał z uroków gangsterskiego życia, ukrywał się w swoim domu. Niektórzy gadali, że to ulokowany na uboczu apartamentowiec, inni, że to mieszkanie w bloku, a jeszcze inni podejrzewali, że najbardziej niebezpieczny człowiek w Gotham posiada jakąś pilnie strzeżoną willę. Było zbyt wiele spekulacji, a za mało konkretów, w efekcie Batman i Nightwing ponosili ciągła porażkę w schwytaniu zielonowłosego psychopaty.
Sytuacja wydawała się nawet gorsza, odkąd była psychiatra z Arkham, Harleen Quinzel postanowiła kontynuować swoją przemianę w Harley Quinn i wiernie trwała u boku swojego ukochanego, pomagając mu tym samym w brutalnych przestępstwach. Bruce postrzegał blondynkę jako ofiarę manipulacji i syndromu sztokholmskiego, ale ona nie pozwalała sobie nic wmówić. Nie widziała świata poza Jokerem i tak ich szaleńcza sielanka ciągnęła się dwa lata.
Ta parka wariatów mimo wszystko była przewidywalna i w odróżnieniu od JC nie niknęła w tłumie. Juliet nie wyróżniała się, miała to szczęście, że mogła wtopić się w otoczenie i często to wykorzystywała. Ludzie rozpoznawali ją na ulicy, ale rzadko czuli respekt, bo wśród cywili Caro rzadko pokazywała swoje szaleńcze oblicze. W ten sposób zabijała niewinnych i uciekała szponom sprawiedliwości.
Nagranie z monitoringu przedstawiało zakapturzoną dziewczynę, która na oczach klientów supermarketu, a także pracowników, w tym ochrony zastrzeliła jednego z uczestników kolejki do kasy. Nie było widać twarzy, jakość pozostawiała wiele do życzenia, ale przerażony tłum ludzi krzyczał „To Juliet Caro". Policja szybko zgarnęła szatynkę, ale ta równie szybko im się wywinęła. Bruce zamierzał przedyskutować z Gordonem jakim cudem doszło do ucieczki kryminalistki z aresztu.
- Znowu oglądasz to nagranie? – rozmyślania Bruce'a przerwał Dick – Masz obsesję – stwierdził, podchodząc bliżej mężczyzny.
- To nagranie to jedyna wskazówka odnośnie tego jak zachowuje się Caro – odparł, spowalniając zapis – Przypatrz się – nakazał mu. Młodszy bohater przewrócił oczami i skupił swoje zainteresowanie na ekranie szerokiego, czarnego monitora.
- Widzę tu zwykłą laskę z bronią w ręku – odparł dwudziesto-parolatek – Niechętnie to mówię, ale skubana jest dobrym kameleonem – dodał. Bruce się skrzywił.
- Nie zachwycaj się jej przebiegłością – burknął – Musimy być czujni, ta dziewczyna jest bardziej nieobliczalna niż Harley i Joker razem wzięci – zmarszczył brwi. Nightwing parsknął lekko.
- To w ogóle możliwe? – spytał z krztą ironii.
- Nie lekceważ jej, Dick. Widziałem jej dokumentację medyczną. Caro nie jest chora psychicznie tak jak Joker i Harley. Jest zupełnie zdrowa i myślę, że to jest najbardziej niepokojące – skwitował.
- Póki co, nie świruje na tyle, żebyśmy mieli przejąć pałeczkę policji, Bruce – chłopak położył rękę na ramieniu bruneta – Przestań się bawić w centrum dowodzenia i zajmij się czymś relaksującym. Pamiętasz, co mówił fizjoterapeuta – napomknął. Batman westchnął z podirytowaniem.
- Od dwóch lat jestem bezużyteczny, a złoczyńcy się panoszą jak nigdy wcześniej – warknął.
- Jeszcze zdążysz skopać im tyłki, ale do tego czasu idź poleżeć i poczytać książkę, czy coś, a ja w nocy wskoczę w kostium i zrobię patrol po mieście – zapewnił – Jak znajdę Caro, to ją zgarnę i oddam do Arkham – dorzucił na poprawę humoru.
- Musi być jakiś sposób, żeby ją rozpoznać w tłumie... - Wayne jakby nie słyszał słów przyjaciela.
- Ziemia do Bruce'a! – zawołał niebieskooki – Idź się regenerować, ja zadbam o Gotham. Już, wyjazd z jaskini – ponaglał go – Joker w ogóle wie o powrocie Caro? – wtrącił.
- Z pewnością – syknął lekko multimilioner – Jeśli Juliet jakimś cudem do niego wróci, zacznie się prawdziwy chaos i zniszczenie.
- Po co miałaby do niego wrócić? Joker to mistrz manipulacji, a Harley jest na jego każde skinienie – prychnął – Z tego co pamiętam, Juliet była kiepskim materiałem na jego kukiełkę...
- O to chodzi, Dick – wtrącił Bruce – Joker jest zaintrygowany Caro, bo nie udało mu się jej jeszcze złamać. Chciał ją zmanipulować i dlatego się oświadczył. Ona się nie dała, odrzuciła go – wyjaśnił.
- No i dobrze. Punkt dla Juliet. Gdyby tylko Harley myślała podobnie i zostawiła tego szaleńca – skomentował.
- To nie jest śmieszne – odparł Batman – Teraz, gdy Caro wróciła, Joker będzie próbował ją do siebie na nowo przekonać. A to z kolei zrodzi ogólne konflikty – podsumował.
- Jakie konflikty?
- Wyobraź sobie trójkę niezrównoważonych ludzi, którym coś idzie nie po ich myśli – odrzekł – Joker zawsze bierze to, co chce, a jego ego zostało urażone, gdy nie udało mu się posiąść Juliet. Ten pomyleniec będzie się mścił – stwierdził z żalem – Harley jest piekielnie zazdrosna. Będzie się mścić za to, że Joker straci nią zainteresowanie, a Juliet uwielbia prowokować. Będzie robiła na złość i nieświadomie podjudzała do różnych okrucieństw, a to wszystko kosztem mieszkańców Gotham... - zakończył, po raz kolejny wpatrując się w postać z nagrania. Dick miał rację. JC wyglądała jak zwyczajna dziewczyna z bronią w ręku. Mogła się niezauważalnie wtopić w tłum i korzystała z tego, z pewnością świadomie. Gdy była z Jokerem, nosiła kolorowe ubrania i ostry makijaż. Jej cel polegał na odstawaniu od ogółu, tak jak psychopatyczny klaun. Podczas współpracy z Jeromem Valeską i przyjęciem nowej tożsamości jako Jelly Jester, szatynka nosiła maski i bandanki na twarzy. Z kolei jako Juliet Caro na swój własny rachunek, dziewczyna faworyzowała ciemne, bezpłciowe barwy i znikała w tłumie szaraczków. Przez swoje inteligentne zagranie, panna Caro nie różniła się za wiele od drobnych przestępców, których w Gotham wyrosło jak grzybów po deszczu.
***
Nuda i brak pomysłu zawiodły mnie do Haly's Circus. Za wiele się tu nie zmieniło, oprócz wiszących wszędzie żółtych, policyjnych taśm. Bez zawahania podniosłam jedną z nich i przeszłam pod nią. Miałam ochotę na odtworzenie wspomnień związanych z tym miejscem. Co noc upiorny lunapark rozbrzmiewał śmiechem chorych psychicznie sadystów i krzykiem bezbronnych ofiar. Na chwilę było to fajne, chyba że tak jak ja miało się ciągłe wahania nastroju, a także i osobowości. Introwertyk jest intro mniej lub bardziej, ja zazwyczaj byłam bardziej i na dłuższą metę conocne imprezy pełne najebanych świrów potrafiły wkurwić.
Mijałam akurat cyrkowy namiot, w którym co noc z mniejszym lub większym zaangażowaniem odstawiałam makabryczne przedstawienie. Jaskrawe kolory nieco wypłowiały i kojarzący się z radością namiot sprawiał teraz przygnębiające wrażenie. Z zaniedbanych ławek odchodziła farba, piaszczysta arena porosła grubą warstwą chwastów. Ogółem to wszystko wyglądało źle.
- Kiedyś to było – rzuciłam nostalgicznie, podpierając się pod boki. Wspięłam się na jedną z ławek, usiadłam i zaczęłam wizualizować przeszłość. Kiedy nie w smak mi było robienie za kata, z przyjemnością patrzyłam jak Jermy przejmuje pałeczkę.
Wciągałam się w te różne retrospekcje, gdy niespodziewanie usłyszałam czyjś śmiech. Jakby dzieci? Początkowo wykręciło mnie z obrzydzenia, ale potem sobie coś uświadomiłam. Mam niepowtarzalną okazję wyjebać jakieś bachory w zaświaty! Musiałabym być głupia, gdybym nie skorzystała...
***
Poszłam za głosem gówniaków i zaczaiłam się za opuszczoną budką z watą cukrową. Dzieciaki mnie nie zauważyły, bo były zajęte kręceniem filmiku na TikToka...
- Normalnie zrobię przysługę światu – parsknęłam do samej siebie i zajrzałam do torebki. Wśród szpargałów, gnatów i noży znalazłam pudełko swoich ponadczasowych cukierków. Miały smak truskawki, buzowały w ustach, a jak się je rzucało na ziemię, rozpylały gaz usypiający. Odkąd wróciłam do Gotham, kupiłam na Dark Weebie kilka pudełek, a potem skitrałam jedno do torebki, gdyby nadarzyła się jakaś okazja do bardziej brutalnej zbrodni.
Dwójka upośledzonych dzieci tańczyła jakieś paralityczne tańce do stojącego na stojaku różowego telefonu. Nie widziały świata poza robieniem żenujących wygibasów w kierunku kamerki smartfona.
- Co za porażka – skwitowałam do siebie i nasunęłam bluzę na nos i usta, żeby uniknąć efektu ubocznego kolorowych landrynek. Wzięłam garstkę cukierków i rzuciłam w stronę niczego niepodejrzewających dzieciaków. Ich występ zepsuła różowa chmura, w wyniku której popadali jak muchy.
- Pora się rozerwać – zachichotałam, gdy zabójcze obłoki opadły. Podeszłam do dwójki dziesięciolatków (tak zakładałam przynajmniej) i wzięłam ich za fraki. Wlokłam jedno ścierwo po drugim, wprost do zniszczonego namiotu cyrkowego...
***
- Archie? – mała ciemna blondynka otworzyła oczy – Archie? – jej głos stał się bardziej przesycony paniką, aniżeli zdezorientowaniem – Archie!
- Czemu krzyczysz, Abby? – chłopak był wyraźnie mniej piskliwy – Ej, czemu jesteśmy związani?! – podniósł głos.
- Chcę do mamy! – zapłakała ta cała Abby i oboje zaczęli się wiercić. Idioci. Nie po to oglądałam tutorial na Youtube jak zrobić nierozwiązywalny węzeł! Co prawda wyszło dopiero za trzecim razem, ale metodą prób i błędów nauczyłam się robić niezłe supły!
- A ja chcę kubełek z KFC! – jęknęłam melodramatycznie, wychodząc z ukrycia. Gówniarze spojrzeli na mnie z niepewnością, a ich niepokój wzrósł, gdy ujrzeli kanister z benzyną – Nie zawsze dostajemy to, czego chcemy, znaczy, ja na pewno dostanę to, czego chcę – wybuchnęłam śmiechem.
- Kim pani jest?! – krzyknął męski odpowiednik małej Abby. Pewnie rodzeństwo czy coś.
- Znudzonym, wiecznie nietrzeźwym człowiekiem z wysokim poziomem nietolerancji ludzkiej głupoty – streściłam po krótce – Lubicie nagrywać filmiki na TikTaka? – zagaiłam, ale oboje przestraszeni milczeli – Kurwa – pokręciłam głową z politowaniem – Właśnie dlatego kosmici się z nami nie kontaktują – zazgrzytałam zębami, stawiając kanister na ziemi i podwijając rękawy bluzy. Abby zaczęła płakać, z kolei Archie wołać o pomoc – Zamknij się, albo odstrzelę ci łeb – warknęłam, celując w bachora pistoletem – Nagrywamy ognisty filmik i nie ma, że boli! – postanowiłam, po czym schowałam gnata do kieszeni bluzy i wyjęłam różowego smartfona w brokatowym etui – Ciekawe, ile będzie wyświetleń? – rzuciłam w eter i postawiłam telefon na ziemi, opierając go o swoją torbę. Stanęłam w kadrze, żeby upewnić się, że nie będzie widać mojej buźki. Kamera idealnie obejmowała skulonych i związanych gówniarzy – Kamera akcja – zachichotałam i włączyłam opcję nagrywania. Chwyciłam za kanister i zaczęłam polewać benzyną sparaliżowane strachem rodzeństwo.
- To szczypie w oczy! – zapłakała Abby.
- Niech ktoś nam pomoże! – Archie rozpaczliwie darł się do kamery telefonu. Ja natomiast nie przerywałam topienia ich w litrach paliwa.
- No, dzisiaj to się na pewno nie stanie! – imitowałam głos Kermita z Muppetów i gdy kanister był już pusty, odrzuciłam go niedbale na bok – Dzisiaj w menu pieczona kaczka – zapowiedziałam, pokazując do kamery małą zapałkę. Odbiegłam na bezpieczną odległość, uprzednio zmieniając nagrywanie na opcję live'a i rzuciłam zapalony kawałek drewna prosto na wykąpane w benzynie dzieciaki. Ogień buchnął szybko, świetnie komponując się z mokrymi od paliwa ubraniami bachorów. Płomienie pożerały ich w całości, wytapiając ich skórę niczym tłuszcz z kurczaka na rożnie... No właśnie, zamówię dzisiaj sobie takiego do domku na obiadokolację. Ich krzyk zdzierał im gardła, darły się, jakby ktoś je żywcem palił. No, w sumie palił, ale są jakieś granice, nie? Na przykład moje wrażliwe uszy, które długo tych wrzasków znieść nie mogły i uciekłam z miejsca zbrodni przed ostatecznym finałem. Na szczęście, skoro filmik jest na streamie, to sobie później odpalę powtórkę. Nic nie stracę, hehe...
***
Wokół stanowiska jednego z policjantów skłębił się tłum innych funkcjonariuszy. Wszyscy z przerażaniem, żalem i złością „podziwiali" drastyczne video, na którym ktoś w bestialski sposób podpalił żywcem dwójkę dzieci...
- Wyłączcie to do cholery! – huknął Jim, nie mogąc znieść agonii towarzyszącej małym ofiarom. Pracownik posłusznie zamknął nagranie.
- Kto mógł to zrobić? – spytał Harvey, ostatkiem sił powstrzymując się przed użyciem niecenzuralnych słów.
- Najprawdopodobniej Juliet Caro – jeden z policjantów podzielił się swoją hipotezą – Tylko jedna osoba w mieście nienawidzi dzieci tak bardzo, że to je najchętniej pozbawia życia – dodał ze smutkiem.
- Juliet Caro, albo Jillian Diamond – zauważyła inna policjantka.
- Diamond naśladuje Caro, odkąd Caro zniknęła na dwa lata, ale od tego czasu Jillian ani razu nie skrzywdziła dziecka – Gordon rozwiał wątpliwości – Tylko Caro jest na tyle zepsuta i niemoralna, żeby zabić niewinne dziecko i jeszcze wrzucić nagranie zbrodni do Internetu – oparł dłonie na biodrach.
- Skąd pewność, że Diamond nie postawiła sobie wyżej poprzeczki? – dociekała funkcjonariusz Maggs. Jim spojrzał na swoją podwładną z nieukrywaną irytacją.
- Stąd, że miała dwa lata, by całkowicie skopiować Caro, a tego nie zrobiła i stąd, że mieliśmy Caro dzisiaj w areszcie, ale przez Ramireza udało jej się uciec! – wybuchł – I o to są efekty! – awanturował się – Dwoje dzieci zostało brutalnie zamordowane, a Caro oczywiście w porę zniknęła z miejsca zdarzenia!
- Jim, to nie wina Ramireza – spróbował Bullock – Caro wyswobodziła się z kajdanek i go okaleczyła.
- Główne pytanie – syknął kapitan – Jakim cudem wyswobodziła się z kajdanek?
- Też chciałbym wiedzieć – odburknął siwowłosy.
***
Włożyłam klucz do zamka i zdecydowanym ruchem przekręciłam. Drzwi się otworzyły, a na mnie natychmiast wpadł Kier. Skakał i merdał ogonem, a ja wytarmosiłam go na przywitanie i zatrzasnęłam drzwi z powrotem.
- Ed, wróciłam! – zaszczebiotałam sztucznie – Pewnie się tego nie spodziewałeś, co? – prychnęłam, rzucając torbę na podłogę i sięgając po gnata. Pieprzony Nygma mnie zdradził i przestrzelę mu za to kolano...
Przeszłam przez całe mieszkanie, ale nie zastałam jego właściciela. Pewnie znowu gdzieś wybył, ale niech się nie martwi. Ja sobie na niego poczekam i zgotuję mu wystrzałowe powitanie!
- Sukinsyn – warknęłam i opadłam na kanapę. Ściągnęłam bluzę i walnęłam ją na fotel naprzeciwko, położyłam gnata na brzuchu i zaczęłam coś grzebać w komórce. Minęła godzina, a filmik pt „Gorąca nowość" szybko rozprzestrzenił się w Internecie. Ludzie go udostępniali, wszyscy byli sterroryzowani drastycznością tego wideo. Kliknęłam w jeden z linków i odpaliłam filmik. Przewinęłam do momentu, w którym uciekłam z cyrku i rozkoszowałam się dramatyczną końcówką, podczas której z bandy gówniaków zostały zwęglone zwłoki.
- „Osoba, która to zrobiła ma coś z głową!" – przeczytałam jeden z komentarzy – Ano właśnie nie ma, robili testy i makówka jak talala – zaśmiałam się i od tego rechotu zaschło mi w gardle. Poszłam do kuchni, przyczepiając klamkę do szlufki spodni i wyjęłam sok z szafki. Zdjęłam szklankę z suszarki i momentalnie poczułam się nieswojo. Nie byłam jedyną osobą w pomieszczeniu i odruchowo moja dłoń zawędrowała w okolice broni.
- A, a, a. Nie robiłbym tego na twoim miejscu, Cukiereczku... - dobrze mi znany, znienawidzony okraszony chrypką głos postawił na baczność wszystkie włoski na mojej skórze. Intruz nie czekał, tylko podłożył mi pod gardło długi nóż. Zaśmiałam się cicho. Dwa lata odwyku od szaleństw i choć dość skuteczne, to nie wyleczyły mnie z masochizmu. Uczucie muskającego moją szyję ostrza było elektryzująco przyjemne...
- Ty to się, złamasie nigdy nie nauczysz – syknęłam, na co Joker pociągnął mnie mocno za włosy.
- Nieładnie, Juliet – zacmokał – Czy tak się powinno witać swojego narzeczonego? – przycisnął mnie bliżej siebie, w efekcie czułam na karku jego lodowaty oddech. Wzrokiem szukałam jakiegoś ostrego przedmiotu, którym mogłabym dźgnąć tego zielonowłosego idiotę.
- Narzeczonego? – zadrwiłam, grając na czas – No przecież cię odrzuciłam, a przynajmniej tak przedstawiasz sprawę w Podziemiu – odpowiedziałam, zastanawiając się dlaczego Kier jeszcze nie zauważył intruza w mieszkaniu i nie odgryzł mu jaj...
- I dlatego nosisz pierścionek? – odpowiedział mi jego szyderczy śmiech.
- Noszę go, bo jest ładny – powtórzyłam wypieszczoną formułkę. Nie miałam parcia na luksusy, ale jednak fajnie jest nosić na palcu świecidełko za kilkaset tysi.
- Błąd – moje słowa musiały go rozczarować – Nosisz go, bo należysz do mnie – powiedział to tak dosadnie, że na chwilę straciłam ochotę do drwin. Tylko na chwilę – Myślałaś, że nie zauważę twojej obecności w mieście? – poczułam silne szarpnięcie i okazało się, że klaun oderwał moją spluwę i odrzucił gdzieś w kąt – Oj, ty głupiutka – odsunął nóż, zamieniając go na swoją zimną dłoń. Ścisnął mnie za gardło a noża użył by rozciąć nim moje spodnie. Wstrzymałam oddech, spodziewając się przewidywalnego zakończenia i usiłowałam powstrzymać uczucie podniecenia. Joker był bestialskim, nieznoszącym sprzeciwu skurwielem, a mnie po dwóch latach dalej to kręciło – Ja zawsze wiem, kiedy moje zabawki do mnie wracają – rzucił z kpiącym śmiechem i zerwał, a właściwie porwał moje legginsy.
- Twoją zabawką zdaje się jest Harley – odzyskałam sprawność mówienia, a także i myślenia, bo bycie zerżniętą przez tego imbecyla byłoby skazą na mojej godności...
- Wciąż zazdrosna, huh? – mój dość ironiczny ton musiał go rozbawić, ale tego pojebańca bawi w zasadzie wszystko. Nie spoczęłam na laurach i próbowałam się wyrwać spod jego uścisku.
- Nie cwaniakuj mi tu, Cukiereczku, bo będzie kurwa bolało – warknął, wyraźnie poirytowany moją upartością. Na potwierdzenie swoich słów zrobił mi delikatne nacięcie na skórze. Syknęłam odruchowo, z całych sił zaciskając zęby. Strużka krwi spływała powoli po moim udzie – To ci nie będzie potrzebne – wsunął końcówkę ostrza pod materiał mojej bielizny. A ja czując chłód narzędzia wydałam z siebie ciche westchnięcie. Joker jednym ruchem rozciął moje czarne figi i z niepokojem śledziłam jak materiał ześlizguje się z moich nóg i upada na podłogę.
- I co zamierzasz zrobić? – wycedziłam ze złością, pomieszaną z podnieceniem. Na chuj zadałam to pytanie, skoro znałam odpowiedź?
- Czy to nie oczywiste, Cukiereczku? – zaniósł się szaleńczym śmiechem, kładąc jednocześnie dłoń na moim brzuchu, by po chwili zjeżdżać nią niżej – Muszę ci przypomnieć od czego jesteś i dla kogo – jego głos zobojętniał, ale zachował znamiona psychozy – Ładnie to tak wrócić po latach i nie powiadomić swojego faceta? – przepełniał go fałszywy smutek – No powiedz - wsunął we mnie dwa palce, a ja zagryzłam dolną wargę i zacisnęłam dłonie na krawędzi blatu – Odpowiedz! – syknął wściekle, gdy nie doczekał się odpowiedzi.
- Może... - wydusiłam, ze wszystkich sił starając się ignorować ruchy, które J wykonywał swoimi palcami.
- Może? – powtórzył i sądząc po tonie głosu, wydymał usta – To nie jest dobra odpowiedź – skwitował i wbił koniuszek noża w drugie udo, nie przestając oczywiście eksplorować mojego wnętrza. Robił to coraz agresywniej i mimo najskrytszych chęci i pogardy względem zielonowłosego, czułam, że zaraz osiągnę szczyt...
- Przestań... - wysyczałam, robiąc wszystko, żeby nie brzmiało to dwuznacznie. Joker w odpowiedzi zbliżył usta i wymruczał prosto do mojego ucha.
- Błagaj mnie, Cukiereczku. Błagaj, żebym przestał... – jego chrapliwy tembr rozlał się wewnątrz mojej głowy. Przygotowywałam się do odgłosów protestu, gdy Joker nieoczekiwanie wcisnął mi do dłoni nóż – Trzymaj. Użyj go, by mnie powstrzymać – zaśmiał się szyderczo i korzystając z tego, że ma wolną rękę, pozbawił mnie koszulki i szarpnął za stanik. Myślałam o tym, żeby chociaż raz pomyśleć głową, a nie chujem i go dźgnąć, ale nie mogłam się sprzeciwić tym przyjemnym torturom. Zaciskałam uda, napinając mięśnie tak mocno, że katem oka dostrzegałam zarys muskulatury.
Joker doprowadzał mnie do coraz większej ostateczności, jedną ręką dostarczając mi wewnętrznych dreszczy, a drugą drażniąc moje nabrzmiałe sutki. Jego lodowate gadzie usta przyssały się natomiast do mojej szyi, a język z chirurgiczną precyzją ocierał się o blizny, które klaun niegdyś mi zostawił. Rozpadałam się na kawałki, a istotny element jak to, że nie widziałam twarzy skurwysyna działał na moją wyobraźnię...
- Użyj go – podjudzał mnie w przerwie pomiędzy pocałunkami – Zmuś mnie, żebym przestał – warknął, ale ja nie mogłam się ruszyć. Zaciskałam palce na rączce noża, ale nie byłam w stanie wykonać żadnego ruchu. Ciało nie reagowało, było teraz kompletnie skupione na przerywaniu rozkoszy. W pewnym momencie zesztywniałam gwałtownie, mając przed oczami gwiazdy. Joker zadowolony z efektu odsunął się, ale tylko po to, żeby rozpiąć pasek od spodni i wziąć bez zawahania wziąć mnie ostro na kuchennym blacie...
Joker zawsze dostaje to czego chce, JC chyba nie ma nic przeciwko. Just two questions: Gdzie wyparował Ed i czy Quinndiotka wie, co robi teraz jej Pączuś? Co i z kim? Hehehehe...
CDN
JCBellworte
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top