Quickly moving towards the storm
- Mamo? - woła Tyler, wchodząc do kuchni.
- Tyler? - odpowiada jego mama, obracając się do niego z lekkim zdziwieniem wymalowanym na twarzy.
- Mam ci coś do powiedzenia. - mówi syn, ostrożnie biorąc ją za rękę i prowadząc do siedzenia przy kuchennym stole.
- O co chodzi?
- Ja...
kocham się w chłopaku, o którym myślisz, że nie istnieje, co mam zrobić?
- Ech... - Tyler drapie się po głowie. - Emm...
- Tak? - mówi jego mama.
- Co jest na obiad? - wyrzuca z siebie Tyler.
Jego mama mruga w zdziwieniu.
- Spaghetti z klopsami. - mówi. - Czemu chcesz wiedzieć? Chciałbyś z nami zjeść?
I z jakiegoś nieznanego powodu, Tyler przytakuje.
- Więc, powiedz jeszcze raz. - zaczyna Josh. - Próbowałeś jeść spaghetti łyżką, nazwałeś swojego brata barwinkową ścierą do kurzu, kiedy próbował dać ci widelec, słuchałeś swojej siostry, opowiadającej o swoich zawodach z koszykówki, spadłeś z krzesła, kiedy twój brat kopnął cię pod stołem, patrzyłeś, jak twój tata pije piwo bezalkoholowe, słuchałeś, jak twoja mama mówi o zawodach koszykówkowych siostry i rozpłakałeś się, kiedy brat, który wcześniej cię kopnął spytał, czemu nie chodzisz do szkoły?
- To chyba tyle. - mówi Tyler, kiwając potakująco głową.
Josh podnosi jedną brew.
- A dlaczego ty w ogóle zdecydowałeś się zjeść z nimi ten obiad?
Tyler czerwienieje.
- To był, tak jakby, przypadek.
Josh podnosi drugą brew.
- Jak można przypadkowo skończyć jedząc obiad że swoją rodziną?
- Ja... ech. - Tyler przeczesuje ręką włosy. - Wiesz, chciałem się o coś zapytać mojej mamy, ale, emm..
skończyło się na tym, że zapytałem, co jest na obiad.
Podniesione brwi Josha wznoszą się jeszcze wyżej.
- O co chciałeś ją zapytać?
Tyler czuje, jak jego twarz robi się jeszcze bardziej czerwona.
- O nic. - mówi, trochę za szybko.
Brwi Josha wznoszą się tak wysoko, że prawie znikają w gąszczu jego jasnoniebieskich włosów.
Zanim Tyler zdąża się powstrzymać, wyciąga rękę i próbuje samemu je obniżyć.
Patrzą na siebie przez chwilę, po czym obaj wybuchają śmiechem.
Kończy się na tym, że ich czoła oraz palce u rąk są złączone, a oni dalej chichoczą, a wtedy Tyler spogląda na miękkie C durowe usta Josha. Byłoby tak łatwo po prostu...
- Tyler?
Tyler wyrywa się ze swoich fantazji, spoglądając znowu w oczy koloru mokki. Ich czoła dalej są złączone.
- Czy mógłbym, emm... - zanim Tyler zdąża o tym pomyśleć, przesuwa się delikatnie, tylko tyle aby ich usta się spotkały. To krótkie, ale Tyler dalej czuje na sowich te perfekcyjne, C durowe usta, nieodpowiadające, kiedy odchyla się z powrotem.
- Och. - mówi Josh, wyglądający na zaskoczonego.
- Och. - powtarza po nim Tyler. - Och, o nie, ja... bardzo przepraszam, ja tylko... - niemal ześlizguje się z drabiny.
- Nie, czekaj, Tyler! - Josh woła, ale Tyler nie ogląda się za siebie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top