XLIV. game over.

Michael uniósł brew, patrząc na mężczyznę. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.

-Jeśli przestaniesz być dupkiem, dalej jesteśmy przyjaciółmi - pokiwał głową - A co miałoby być? - spojrzał na niego.

-Nie wiem - odetchnął cicho Luke - Chyba trochę sobie nie radzę z tym wszystkim - zacisnął usta.

-Trochę? - dopytał Michael, lustrując do wzrokiem - Jesteś ruiną, Luke. Mówię teraz zupełnie poważnie. Nie wiem, co się stało i dlaczego taki jesteś, ale... Boję się o ciebie, tym bardziej, że nigdy nie zachowywałeś się tak, jak w ostatnim czasie. Myślałeś o psychologu? - zaproponował - Może... No wiesz, musisz przepracować sobie pewne rzeczy? Wszystko stało się bardzo szybko, Sierra... - zastanowił się - I w sumie tylko Sierra, ale to i tak dużo.

-Prawdopodobnie wyoutowałem się przed mamą, a poza tym po drodze stał się jeszcze twój niby-romans, wypadek... - pokręcił głową.

-I ciebie tak bardzo obchodził ten mój niby-romans? - Michael uniósł brew - Luke, nie zgrywaj się.

Luke zacisnął dłoń na kubku i przymknął oczy, starając się nie wybuchnąć złością. Było to dla niego bardzo trudne w ostatnim czasie, tym bardziej, że denerwowały go bardzo mało istotne rzeczy. Wypuścił powietrze i spojrzał na Michaela.

-Nie wracajmy do tego - skupił się na swojej kawie - Stało się - wzruszył ramionami.

-Och, stało się? - zaśmiał się cicho - Mieliśmy rozmawiać, Hemmings. Przed chwilą byłeś gotowy mi wygarnąć, a teraz mówisz ,,stało się''?

-Po prostu nie chcę, żebyś kolejny raz musiał znosić moje wkurwienie. Chcę znać odpowiedź na jedno, proste pytanie, Mike...

-Och, nie, nie, czekaj!- pokręcił głową - Już przyzwyczaiłem się do twojego wkurwienia, ostatnio obdarowałeś mnie nim w takiej ilości, że gdyby to było fizyczne, musiałbym wynająć magazyn. Uciekasz od odpowiedzialności, Luke - powiedział po chwili - Tylko tchórze tak robią.

Michael obserwował jak mimika twarzy Luke'a się zmienia, jego brwi się marszczą, a wszystkie mięśnie napinają. Michael pod wpływem chwili również spiął się nieco ze stresu, jednak odetchnął cicho, widząc, jak Luke próbuje się opanować.

-Ten tchórz chciałby wiedzieć, czy... Ma jeszcze jakiekolwiek szanse u ciebie - usłyszał Michael, gdy zaczął drapać Petunię za uchem, gdy mężczyzna długo się nie odzywał - I czy dostanie szanse na poprawę... Ostatnią

-Ten tchórz miał bardzo dużo szans i żadnej nie wykorzystał tak, jak powinien - Michael spojrzał na niego z wyrzutem - Game over, nie mogę dawać się tak dalej zwodzić, Lucas.

-Wiem! - westchnął głośno Luke i wstał z kanapy - Wiem, przecież to wiem! - pokręcił głową - Ostatnią, Mike - spojrzał na niego poważnie - Jeśli tym razem dam dupy, to... Dam ci spokój - przełknął ślinę - Bo... To wszystko było nie tak! - odetchnął - Ten seks był głupim pomysłem, to... Było tylko po to, żebyś wreszcie odszedł od Crystal, a ja miał motywację do zostawienia Sierry, ale... Bałem się ją zostawić. Nie czułem, jakbym ją zdradzał, poza tym... Z tobą było świetnie! - mieszał się i złapał się za głowę - Przepraszam.

-Już nic więcej nie mów, Luke - zaśmiał się cicho Michael - Dostajesz ostatnią szansę, ale idziesz na terapię, do psychologa, na cokolwiek, co pomoże ci to wszystko udźwignąć.

-Stawiasz mi ultimatum na związek z tobą? - Luke spojrzał na przyjaciela - Przecież...

-Nie na związek. Na to, żebyśmy mogli zbudować zdrową relację. Bez tego nie ruszymy. Musisz się postarać o związek - pokręcił głową z uśmiechem - Dostajesz szansę na poprawienie naszej relacji, ale musisz sobie pomóc, bo inaczej nic z tego nie będzie.

Luke uśmiechnął się lekko i pokiwał głową. Wrócił na kanapę, a po chwili koło niego wskoczyła Petunia.

-Więc... Przyjaciele? - Luke wyciągnął dłoń do mężczyzny, a Michael uścisnął ją z uśmiechem.

-Przyjaciele.


***

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top