XLII. mommy.
Luke podążał wzrokiem za kobietą, która krzątała się po jego kuchni, wycierając blaty. Kolejny raz w ciągu pięciu minut spojrzał w telefon i odetchnął ciężko, przerywając monolog swojej mamy, która narzekała na rozsypaną przy jednej z szafek mąkę.
-Wszystko w porządku, Lucas? - Liz przyjrzała się mu - Mówiłam ci, że telefony powodują bóle głowy, bóle oczu i wszystkiego innego, a skoro ty nie chcesz mnie słuchać, to teraz nie jęcz - mruknęła - Mówiłam ci też, żebyś pojechał ze Sierrą do jej rodziców i wyjaśnił wszystko raz na zawsze, bo stalkowałam jej instagrama z Jackiem... Mówi się stalkowałam? - zamyśliła się przez chwilę - Mniejsza - machnęła ręką - Ona wciąż dodaje zdjęcia z tobą, to trochę dziwne... Jej rodzice pewnie nie wiedzą o waszym zerwaniu - westchnęła - Luke, słyszysz mnie w ogóle?
Luke wywrócił oczami i wstał z kanapy. Zabrał ścierkę swojej mamie i rzucił ją niechlujnie do szafki, po czym wrócił na poprzednie miejsce.
-Och, to było niemiłe, wiesz? - spojrzała na syna - Zachowuj się jak dorosły, Luke, nie masz pięciu lat. To, że masz głowę do biznesu i prowadzenia firmy, nie znaczy, że we wszystkich sferach twojego życia jesteś Bogiem, bo nie jesteś. Zachowujesz się dziecinnie - powiedziała stanowczo, na co Luke spojrzał na nią zdziwiony - Tak, dokładnie, zachowujesz się dziecinnie. Robisz jakieś podchody do Michaela, a gdy potrzebuje cię najbardziej, ty uciekasz. Na jego miejscu już dawno kopnęłabym cię w dupę, przyjaciele się tak nie zachowują. Nie wierzę, że muszę ci tłumaczyć na czym polega przyjaźń, ale widocznie u ciebie nie da się inaczej - podeszła do komody, w której Luke trzymał alkohol - Och, wszystko wypite, co za zaskoczenie - pokręciła głową i westchnęła zrezygnowana - Nie wierzyłam, że kiedykolwiek to powiem, ale... - zacisnęła usta - Nie po to zostawiłam twojego ojca, żeby mieć potem takiego samego syna.
Luke spojrzał na nią i wzruszył ramionami.
-Co mam zrobić? - mruknął cicho - Mam to w genach, najwidoczniej - zaśmiał się ponuro - Jeśli nadal chcesz prawić mi morały, to lepiej będzie, jak sobie pójdziesz, żeby nie patrzeć na przyszłego alkoholika - syknął i położył się na kanapie.
-Proponuję, żebyś wytrzeźwiał, ubrał się jak człowiek i pojechał do Michaela - usiadła na fotelu przed chłopakiem - Inaczej po prostu będziesz tu leżał i dalej się pogrążał.
Luke odwrócił się do niej i uniósł brew.
-Nie ma opcji. Nie zamierzam do niego wracać, bo... - zamyślił się.
-Bo? - dopytała Liz - Uroiłeś sobie coś, Luke - pokręciła głową - Aż nie mogę w to uwierzyć. Mój spontaniczny syn się poddał, bo uznał... W sumie nawet nie wiem co uznał - pokręciła głową.
-Michael ma już kogoś innego - podniósł się - To znaczy... Myślałem, że ma, ale... - odetchnął i schował twarz w dłoniach - Chyba nie ma. Poza tym, ja... Nawet nie wiem czy jestem gejem! - oburzył się po chwili.
Liz westchnęła zrezygnowana i wstała z fotela. Zabrała swoją torebkę ze stołu i poszła do wyjścia bez słowa. Petunia patrzyła za nią z przekrzywioną głową, a po chwili przeniosła wzrok na swojego pana, który spoglądał za mamą w lekkim szoku. Nie mógł uwierzyć, że Liz po prostu odpuściła i sobie poszła. Petunia natomiast pobiegła po smycz i przyniosła ją w pyszczku.
-Uh, tak myślisz? - westchnął Luke i przypiął smycz do jej obroży - To zły pomysł - pokręcił głową i ujął jej pyszczek w dłonie - Ale co mi zostało? - westchnął po chwili i wstał z kanapy.
***
Um, hej?
Skończyłam szkołę, napisałam matury, więc z czystym sumieniem mogę tu wrócić. Mam nadzieję, że tym razem na trochę dłużej. Poza tym chciałabym ruszyć z nowym ff, stęskniłam się w sumie:((
Mam nadzieję, że u was wszystko w porządku, miłego dnia!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top