XXVI
Możecie oceniać moje postępowanie i uważać mnie za jakiegoś kompletnego wariata, a ja nie będę się z tym sprzeczał. Gdybym dawny ja usłyszał, że będę robił takie rzeczy, to na pewno bym nie uwierzył, ba! Wyzwałbym taką osobę od wariatów, bo przecież jak można sabotować karierę swojego ukochanego chłopaka? No właśnie... Jak? To jednak był jedyny znany mi sposób na uratowanie Hyungwona. Jego śmierć ściśle związana jest z byciem modelem.
-Odwal się ode mnie Wohno...- Rzucił w moją stronę, kiedy próbowałem go pocieszyć
-Nie odtrącaj mnie, chce ci tylko pomóc- Zapewniłem
-Gówno wiesz... -Warknął
Ale ja doskonale wszystko wiedziałem, ponieważ w tym fioletowym dzienniku było dokładnie wszystko opisane. Nawet jeżeli ja zmieniałem bieg przeszłości, to zapiski nadal pozostawały takie same i w naprawdę licznych przypadkach opisywały strach chłopaka przed odrzuceniem czy negatywnymi komentarzami. Tak, mój Hyungwon był strasznie niedowartościowany. A fakt, że nie przestało mu wychodzić w tym co kocha robić. Budził na nowo te wszystkie strachy.
-Na pewno zadzwonią, mówię ci- Starałem się go jakoś pocieszyć
-Wiesz gdzie możesz sobie wsadzić te słowa? Już od tygodnia powtarzasz to samo, ale kompletnie nic się nie zmienia
Oczywiście, że kłamałem, a w duchu martwiłem się czy oby nie przegapiłem jakiegoś zgłoszenia, które zapisane było w dzienniku, czy w obecnych notatkach chłopaka. Serce mi pękało, kiedy widziałem go skulonego na kanapie. Chciałem otrzeć każdą z jego spływających łez, ale on nie chciał mojej pomocy i odtrącał mnie za każdym razem. Mimo wszystko ani na chwilę nie przestałem próbować dostrzec do chłopaka.
-Dla mnie jesteś najpiękniejszy na świecie-Zapewniłem go- Nawet kiedy się tak mażesz i jesteś do siebie kompletnie niepodobny- Posłałem mu najcieplejszy uśmiech jaki miałem w zanadrzu.
W tej jednej chwili podniósł się do siadu i spojrzał na mnie tymi swoimi zaczerwienionymi oczami. Miałem niesamowite wyrzuty sumienia, że doprowadziłem go do tego stanu, a jednocześnie przez niebezpieczny uścisk w sercu miałem ochotę umrzeć.
-Naprawdę?- Zapytał ostrożnie
-Naprawdę- Odpowiedziałem mu i ostrożnie zająłem miejsce obok niego
W jego wzroku widziałem wiele wątpliwości i niewypowiedzianych słów, które z jakiejś przyczyny nie mogły przejść przez gardło chłopaka. Czy zdawał sobie sprawę z moich działań? Może... Być może nie chciał się kłócić i kończyć tego wszystkiego, skoro dopiero niedawno znowu się odnaleźliśmy. Każdy miał swoje powody.
-Dziękuje- Wyszeptał, a ja momentalnie drgnąłem na te słowa
-Nie masz za co, głupku- Uśmiechnąłem się w jego stronę i objąłem go ramieniem- Naprawdę nie masz za co
-Gdybyś tu ze mną nie był, to pewnie zrobiłbym cos głupiego- Wymamrotał, mocniej się we mnie wtulając
Miałem wrażenie, że zaraz usłyszy moje serce, które niemiłosiernie głośno waliło z powodu trawiącego mnie poczucia winy.
W swojej pierwotnej wersji to wszystko wyglądało inaczej. Normalnie chłopak z łatwością przeszedłby każdy casting i dostał się na każdą upatrzoną przez siebie sesje i wcale nie musiałby tak okropnie płakać. W swojej pierwotnej wersji. Właśnie powinniśmy siedzieć na kanapie, jeść ramen i oglądać jakiś głupkowaty film, który po pewnym czasie by nam się znudził i zajęlibyśmy się sobą. W swojej pierwotnej wersji Hyungwon... nie sugerowałby mi takich rzeczy...
-Nie przesadzaj- Wzmocniłem swój uścisk, by pokazać chłopakowi jak bardzo go wspieram- Nie zapominaj, że nigdy nie możesz zostawić mnie samego, zawsze będziemy razem
-Zawsze to bardzo długo- Uśmiechnął się pod nosem. Chyba pierwszy raz tego wieczoru
-Obiecaj- Poprosiłem
Odsunął się powoli ode mnie i spojrzał prosto w moje oczy. W tym spojrzeniu nie widziałem już tego przejmującego smutku, a nadzieje, że ta obietnica nie okaże się tylko pustymi słowami. Sam chyba również chciałem, by to jedno słowo naprawdę związało nas na zawsze.
-Obiecuje
-Ochronię cię- Wyszeptałem, znowu przyciągając go do siebie
Nie ważne jak bardzo trudno będzie mi osiągnąć mój cel, to bez względu na wszystko musiało mi się udać, a takie chwile jak ta. Doskonale mnie w tym umacniały. Nie walczę przecież tylko o swoje szczęście, ale o życie tego kruchego chłopaka, który dla mnie jest całym światem.
-Hyungwon
-Tak?- Zapytał unosząc na mnie wzrok
Uniosłem delikatnie jego podbródek. Nie chciałem robić niczego na siłę, nic co mogłoby mu się nie spodobać. Przełknąłem ślinę przerzucając co rusz wzrok z jego oczu, na jego wargi. Prawdę mówiąc to ja zawsze byłem ten bardziej wstydliwy w tym związku. Może tego nie widać, ale to Hyungwonowi szybciej przychodziły takie rzeczy. W końcu złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku, ale tym razem nam to nie wystarczyło. Nie zamierzałem dzisiaj jedynie na tym poprzestać, dlatego po chwili delikatnie zainicjowałem głębszy pocałunek, na co chłopak przystał bez żadnego oporu. Wplotłem pace w jego włosy, a drugą rękę położyłem na jego talii, a Hyungwon w odpowiedzi zarzucił ręce na moją szyje i mocniej mnie do siebie przyciągnął. Potrzebowaliśmy tej bliskości.
-Kocham cię- wyszeptałem w przerwie na złapanie na oddech.
Ogniki pojawiające się w oczach chłopaka dawały mi taką niewypowiedzianą satysfakcję i przepełniały moje serce ciepłym uczuciem miłości. W tych niezliczonych pocałunkach, którymi obdarowaliśmy się leżąc razem na tej kanapie, nie było tylko namiętności, ale również tęsknota i naprawdę mnóstwo nadziei związanych z przyszłością.
Tamtej nocy nie spałem już na kanapie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top