rozdział 5
*Zayn*
Od momentu kiedy wiedziałem, że stara wiedźma Tomlinson miesza jak się da, chodziłem wkurwiony jak nigdy. Powinna spłonąć żywym ogniem w piekle za to co robiła. Dosłownie nie miała serca i miałem zamiar utrzeć jej nosa. Jeśli myślała, że zastraszy nas takim gównem, to była w wielkim błędzie. Nie ze mną te numery.
W życiu przeżyłem wystarczająco dużo, żeby takie jak ona 'zjadać na śniadanie', dlatego też ostatnie dni pracowałem nad tekstem, który swoją premierę będzie miał na przyjęciu zaręczynowym tego idioty, a ona spali się ze wstydu przed całą elitą tego pieprzonego miasta.
Oczywiste było, że nie wspomniałem ani słowem Harry'emu o tym co wymyśliłem, bo by się wkurzył, że zamierzam mieszać i ruszać to gówno zwane Rebeca Tomlinson. Nie miałem zamiaru patrzeć jak ta suka niszczy tak wspaniałych ludzi. Wystarczy, że stworzyła na swoje podobieństwo jednego skurwiela, już nigdy więcej nie będzie miała okazji zniszczyć nikomu życia i moja będzie w tym zasługa.
Na samo wspomnienie telefonu od Jen aż mnie nosi. Dziewczyna zadzwoniła do mnie roztrzęsiona, że Hazz dostał szału po rozmowie z tą krową. Nie czekałem, a zacząłem działać. Po rozmowie z Li, wykonałem kilka telefonów, a że moje nazwisko teraz coś znaczy nie było to problemem. Byłem jak rażony piorunem, gdy dowiedziałem się, co ta baba wymyśliła. Za wszelką cenę chciała się pozbyć Jennifer z miasta, a jedyny sposób jaki znalazła, to cofnięcie dotacji na szkołę, w której Jen pracowała. Było pewne, że jeśli szkoła nie będzie dodatkowo finansowana, nie będzie tam miejsca dla drugiego nauczyciela literatury, a to oznaczało zwolnienie Jenny. Postawiła więc warunek, że jeśli nie wystąpię i nie zrobię pięknego show, jak to nazwała, Jennifer Smith Styles może pakować walizki. Tym doprowadziła mnie na skraj i obudziła we mnie potwora, który od dziecka schowany był głęboko pod skórą.
Nie pochodziłem z bogatej rodziny, od zawsze musiałem walczyć o to, co miałem. Dopiero gdy poznałem chłopaków trochę odetchnąłem, bo nie dawali mi odczuć, że jestem gorszy, biedniejszy. To wtedy zacząłem śpiewać, pisać teksty i publikować to w internecie. Po jakimś czasie zostałem zaproszony przez wytwórnię do współpracy i tak oto znalazłem się na szczycie. Szczycie, który teraz trochę przeszkadzał w spokojnym życiu.
- Słucham? - odebrałem telefon i musiałem odsunąć go na dużą odległość, bo wrzask po drugiej stronie był zbyt donośny.
- Co ty co kurwy nędzy wymyśliłeś, Zu?
- Nie wiem o co ci chodzi, Styles. - odpowiedziałem ze spokojem, ale wiedziałem już, że wie, jaki miałem plan na dzisiejszy wieczór.
- Dobrze wiesz, idioto. Ta stara jędza Ci tego nie daruje. - Hazz był wkurwiony, co nie było dobre, bo w tym stanie mógł zepsuć to, co chciałem zrobić.
- Spokojnie. Wierz mi, że to ją utemperuje na jakiś czas, a przy okazji utrę nosa temu dupkowi. I jeszcze jedno... nie zapominaj, że ten tekst pisaliśmy razem.
- Wiem to Zayn, ale jeśli to ją jeszcze bardziej rozjuszy, to radzę ci, zamów sobie miejsce w klinice chirurgii plastycznej, bo poprzestawiam ci tą piękną buźkę. - Harry warknął, a ja zacząłem się śmiać. Jeśli myślał, że mnie przestraszy, to był w błędzie.
- Wyluzuj. Idź weź prysznic i postaraj się byście wyglądali z Jenny jak milion dolarów. Do zobaczenia. - rzuciłem i się rozłączyłem, bo nie miałem zamiaru słuchać jego dalszych wywodów.
Po tej rozmowie miałem o dziwo jeszcze lepszy nastrój. Wziąłem gorący prysznic, który rozluźnił napięte mięśnie, co spowodowało, że mój plan wydał się jeszcze bardziej zabawny. Przyjemnie będzie widzieć ich bogate mordy ze szczękami na podłodze, bo to nie podlegało dyskusji, że tak się stanie.
Czysty i pachnący, z wystylizowanymi włosami, ubrałem się w czarne rurki, białą koszulę i marynarkę. Niezbyt oficjalnie, ale wystarczająco elegancko, choć jak dla mnie, równie dobrze mogłem zawitać tam w dresie. Jestem gwiazdą i mi wolno.
Przed samym wyjściem wychyliłem szklaneczkę whisky i mogłem ruszyć do paszczy lwa. Ciekawe tylko, kto dzisiejszego wieczoru okaże się lwem, a kto biedną, bezbronną owieczką...
Gdy zapukałem kołatką do drzwi Styles'ów jak zawsze czekałem, aż ktoś z łaski swojej mi otworzy. Wrota do tego wesołego domku oczywiście otworzyła mi najmłodsza domowniczka.
- Wujek Zuzu! - krzyknęła Kayle i uczepiła się mojej nogi.
- Cześć Mała. Gdzie rodzice? - zapytałem wchodząc z nią do salonu, a tam na kanapie zobaczyłem jakąś dziewczynę, której oczy zaświeciły się jak lampki bożonarodzeniowe, gdy mnie spostrzegła.
- Lily, to jest wujek Zuzu. Wujku to jest Lily, moja opiekunka.
- Miło mi. - mruknąłem, ale dziewczyna nie wydobyła z siebie żadnego dźwięku tylko nadal się we mnie wpatrywała.
Dziewczynka podeszła do niej i powiedziała jej coś na ucho, a potem chwyciła za rękę i zniknęła bez pożegnania. Kayle była mądra i wiedziała, że nie lubię takich zachowań, więc delikatnie pozbyła się problemu, co pozwoliło odczuć mi ulgę.
Wtedy po schodach zaczęła schodzić piękność jakiej jeszcze nigdy nie spotkałem. Jennifer Styles wyglądała jak królowa. W złotej sukience za kolano z idealnie zabudowanym przodem i długimi rękawami. Dobrze wiedziała jak zakryć tatuaże, by nie dawać ludziom powodów do plotek, a jednocześnie wyglądać seksownie, elegancko i zmysłowo. Gdybym był hetero, chciałbym ją u swego boku bez dwóch zdań. Tomlinson, jesteś idiotą.
- Jenny, wyglądasz prześlicznie. - powiedziałem i podałem jej dłoń.
- Dziękuję, Panie Malik. - uśmiechnęła się swoim najcudowniejszym uśmiechem i wiedziałem, że jest tak bojowo nastawiona do dzisiejszego wieczoru jak ja.
Niestety Harry nie podzielał naszego entuzjazmu, bo jego mina mówiła 'jak coś odpierdolicie, to was zatłukę'. Chciało mi się śmiać, bo wiedziałem, że mój występ mu się spodoba i sam będzie się jeszcze z tego śmiał.
- Idziemy? - przyjaciel mruknął podając płaszcz swojej żonie, na co oboje skinęliśmy głowami.
Droga do twierdzy Tomlinson'ów trwała wieczność. Kilka minut temu dostaliśmy wiadomość, że Liam i Niall już czekają przed wejściem i że widzieli już tego palanta z tą puszczalską. Zagotowało się we mnie, bo wiedziałem, że choć Jen będzie idealnie znosić to wszystko teraz, później to odchoruje.
Podjechaliśmy na miejsce, a drzwi otworzył nam jakiś kolo w białym uniformie i w białych rękawiczkach. Sztywny, jakby miał kij w dupie. Przywitał nas i zaprosił dalej, gdzie kelnereczka popierdalała z tacą pełną szampana. Każdy z elity, rzucał się na darmowe alko jak bezdomny pies na kiełbasę. To mnie zawsze bawiło i wkurwiało. Mieli tyle kasy, że mogliby się nią podcierać, ale jak mogli się nachlać za darmo, to wlewali w siebie do oporu.
- Witamy Szanownych Państwa! - Horan jak zawsze darł mordę na całe gardło, ale dziś takie jego zachowanie było mi na rękę. Niech Rebeca zobaczy na co się pisała, wysyłając nam zaproszenia.
- Musisz się tak drzeć? - Hazz był nerwowy, a my włącznie z Jen zaczęliśmy się śmiać.
- Uspokój się, Styles. Będzie wesoło. Baw się i ciesz, że możesz tu być. - Liam ogarnął sytuację i wystawiając rękę w geście zaproszenia, czekał, aż ruszymy do środka.
Po wejściu do rezydencji zabrano od nas okrycia i pokazano, gdzie mamy się udać. Mnie zaciągnięto od razu do jędzy, a cała reszta poszła na salę. Nie powiem, matka Tomlinson'a postarała się o najlepszy sprzęt i najlepsze warunki pracy, ale to nic nie zmieniało.
Kiedy usłyszałem jak ta wiedźma mnie zapowiada, a wszyscy klaszczą, poczułem jak moje serce bije w zawrotnym tempie... tempie zemsty...
- Jedyny i niepowtarzalny, Zayn Malik! - padło z jej ust. No to zaczynamy zabawę, proszę państwa...
- Witam wszystkich! - krzyknąłem i uniosłem ręce w górę. - Witaj Lou! Ten występ dedykuję tobie i tej tam obok! Jak miała na imię? Denis...? Dorothy...? - zaśmiałem się i widziałem jak Daniell Campbell robi się czerwona ze złości. Jeden zero dla mnie. - To był żarcik, Daniell. Chyba rozumiesz, kochana. Na takich imprezkach musi być trochę humoru. - znów zaniosłem się śmiechem i o dziwo banda bogaczy też zaczęła rechotać. - Dobra, moi drodzy. Wszyscy chyba wiemy dlaczego zostaliśmy tu ściągnięci. Jedni zapewne przyszli z wielką chęcią, inni pewnie bronili się rękoma i nogami, ale cóż... Rebece Tomlinson się nie odmawia, prawda? Bo wiecie... jej macki sięgają tak dalekooooo... - ułożyłem daszek z dłoni i spoglądałem w dal... miałem ubaw po pachy, ale Pani R. chyba nie była zadowolona – moi drodzy zapraszam teraz na swój występ dla syna Pani Tomlinson, dla którego specjalnie na tą okazję napisałem piosenkę, tak jak pani prosiła. I żeby nie było wątpliwości, robię to przez 'wzgląd na stare czasy, Tommo'. - spojrzałem na Lou i puściłem mu oczko.
Potem usłyszałem pierwsze takty piosenki i zacząłem śpiewać, mimo że słowa nie chciały przechodzić przez gardło.
Chciałem z tobą pogadać o kilku sprawach
Płyta to jedyne miejsce gdzie się spowiadam
Dziś między nami zbyt wiele mi nie odpowiada
Przyjacielu mój
Jak posprzątamy ten bałagan
Jak, jak?
Zawiodłem się już na wielu ludziach
Ale nigdy nie sądziłem że zawiodę się na tobie
Mieliśmy za sobą w ogień iść
To bardzo boli mnie
Dziś jesteś inną osobą
Ja jestem inną osobą też
Proszę nie wiń mnie za progres
Po prostu nie mogłem tego jak było znieś
Jeśli chodzi o moje życie
To nigdy nie był szwedzki stół
Więcej Porażek niż zwycięstw
Za błędem błąd i częściej niż ciepło chłód
Pamiętasz jak było beztrosko
Wszystko Za szybko zabrała dorosłość
Dziś jest raczej gorzko niż słodko
Świat Czeka tylko na to byś się potknął
Stagnacja, Depresja, frustracja
Niepewne jutro i wielkie marzenia
Nie mniej mi za złe, że mam swoją jazdę
Osiągnąłem to zaczynając od zera
Stagnacja, Depresja, frustracja
Piękne jutro i małe potrzeby
Nie mam ci za złe ze masz swoją jazdę
Już nigdy nie będzie jak kiedyś
Chciałem z tobą pogadać o kilku sprawach
Płyta to jedyne miejsce gdzie się spowiadam
Dziś między nami zbyt wiele mi nie odpowiada
Przyjacielu mój
Jak posprzątamy ten bałagan
Jak, jak?
Moi ludzie - W życiu mówiłem tak o wielu
Nie dotrzymali kroku w biegu
I obrazili się na szczegół
Ja mogę być dla ciebie jak brat
Ale nigdy nie jak matka
Mam swoje dzieci na barkach
Nie potrzebny mi nadbagaż leniwego chuja w klapkach
I Proszę nie miej do mnie żalu o to że idę dalej
Weź ziomek proszę nie szalej
Nie chodzi o pliki stów
Ja kładę życie na szale ty wolisz chodzić na balet
W chuju mam jakieś 'ale' że znowu nie spełniasz snów
I Przepraszam tylko za to że mieliśmy takie same marzenia
I uwierz nie jest łatwo kiedy tylko ja je spełniam
Dzisiaj idziesz swoją mańką
Gdy cie mijam krótkie siema
To lepsze niż budować relacje na ściemach
Mimo wszystko powodzenia, przyjacielu mój
Chciałem z tobą pogadać o kilku sprawach
Płyta to jedyne miejsce gdzie się spowiadam
Dziś między nami zbyt wiele mi nie odpowiada
Przyjacielu mój
Jak posprzątamy ten bałagan
Jak, jak?
Ostatnia nuta zabrzmiała z głośników, a ja czułem na sobie wzrok setek ludzi znajdujących się w pomieszczeniu. Rodzina Tomlinson'ów, a w szczególności Louis mieli miny, jakby ktoś wyczyścił im konta do zera. Bezcenne doświadczenie.
- No więc tak... mam nadzieję, że występ się spodobał, bo mnie bardzo – zarechotałem, a Liam i Niall mi zawtórowali. W nich miałem oparcie od początku do końca. - Na sam koniec mam jeszcze kilka słów do przekazania gospodyni tej imprezy... zapamiętaj sobie Rebeco, że jeśli jeszcze raz zagrozisz komuś z moich najbliższych w taki sposób jak to zrobiłaś, odpłacę ci tym samym, zrównam cię z ziemią i dokopię się do twoich wszystkich tajemnic, a później wywlekę je na światło dzienne do wiadomości publicznej i będę się karmił twoim upadkiem. Uważaj z kim zadzierasz, bo wywołasz wojnę, której nie wygrasz. - mówiłem to patrząc jej prosto w oczy z uśmiechem na twarzy, a jej usta zaciśnięte były w prostą linię, a twarz przybierała wszystkie odcienie czerwieni. Potem ukłoniłem się głęboko i życzyłem wszystkim miłego wieczoru.
Brawo, Malik. Masz ty pomysły. Tylko módl się, żeby to zadziałało.
------------------------------------------------------------
Uff... zdążyłam przed północą😆 więc wszystko w terminie 😂
yasma1616 dziękuję 😙
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top