rozdział 17

*Jennifer*

Ostatnie tygodnie były przerażające. Harry prawie ze mną nie rozmawiał. Glo nie odbierała telefonów, a o wyjeździe do Kay mogłam zapomnieć i jeszcze te badania psychologiczne, którym trzeba będzie ją poddać. Ledwo się trzymałam, a sen nie chciał nadchodzić chyba, że wypiłam kilka kieliszków wina lub wzięłam jakieś proszki.

Każdego dnia, kiedy wstawałam z łóżka pod naszym domem roiło się od fotoreporterów. Jeden przez drugiego próbowali robić zdjęcia i wypytywać nas o Kayleigh. Szlag by trafił Louis'a i jego pierdolone pomysły. Nagle chciał mieć córkę, szkoda że nie pomyślał o tym jak znikał pięć lat temu i odcinał się od swojego starego życia. I to nie było tak, że uważałam, że mu się to nie należy. Miał prawo poznać swoje dziecko i jakoś wejść do jej życia, ale nie w taki sposób jaki wybrał. Nigdy nie zrobiłabym czegoś takiego czterolatce. Niestety Tomlinson nie myślał o niej, a jedynie o tym by dać mi nauczkę i chyba to bolało najbardziej. Nie zostało w nim nic z mojego starego Lou, teraz był zimnym draniem bez serca jak jego własna matka. Liczyło się dla niego zniszczenie mnie i mojego życia za wszelką cenę, chciał udowodnić, że nie jestem nic warta, że nigdy nie byłam...

Jak każdego poranka zeszłam do kuchni i nastawiłam ekspres do kawy. Zaczęłam przygotowywać śniadanie dla Harry'ego, a sama podjadałam płatki kukurydziane prosto z kartonika. Nie miałam apetytu, ale wmuszałam w siebie cokolwiek, by mieć choć odrobinę siły do tej i tak już przegranej walki.

- Dzień dobry. - usłyszałam, a zaraz potem poczułam jak Harey całuje mnie w czubek głowy.

- Bry. Chcesz tosty do jajek, czy naleśnika? - zapytałam, choć znałam jego odpowiedź.

- Wszystko jedno, Janny. - właśnie tak było każdego poranka. Gdyby ktoś zobaczył z boku, wiedziałby jak wielka zmiana w nas zaszła. Byliśmy innymi ludźmi. Chodziliśmy, oddychaliśmy, ale nie było w nas życia. Wszystko co do tej pory mieliśmy rozsypało się na kawałki i nie umieliśmy tego poskładać. A ja miałam tego wszystkiego serdecznie dość.

- Koniec z tym, Styles! - krzyknęłam rzucając ścierką na stertę naczyń, przez co potłukłam filiżanki przygotowane do kawy.

- O co ci chodzi?

- O to wszystko. Mam dość. Nie chcę już tak. Czas to skończyć. - powiedziałam, a w moich oczach pojawiły się łzy, które błagały by pozwolić im płynąć.

- Nie ma mowy. - szepnął i wstał od wyspy kuchennej by podejść i zamknąć mnie w swoim uścisku – Nie pozwolimy mu zniszczyć naszego życia, Jen.

- On już to zrobił. -ryczałam, chowając twarz w koszulce Harry'ego i czułam jak z każdą chwilą robi się mokra.

- Nie. Będzie rozprawa i to sąd zdecyduje co z Kay i z nami. On nie ma tu nic do gadania, a nie wiedział o jej istnieniu z własnej winy. - nie wiem dlaczego zielonooki był tak spokojny i co chodziło mu po głowie, ale ja wcale nie czułam się lepiej. Prawda była taka, że z Tomlinson'ami jeszcze nikt nie wygrał i my też nie mieliśmy szans.

- To się nie uda...

- Uspokój się. Za godzinę mamy spotkanie z Farewell'em i musimy stawić temu czoła razem. - chwycił moją twarz w swoje dłonie i spojrzał w moje oczy – Byłem pięć lat temu i będę teraz, Jen. Nie zostawię cię i choćbyś mnie odprawiła nie odejdę. Chce wojny to będzie ją miał.

Punktualnie o dziesiątej stawiliśmy się w biurze Cedric'a, a mi serce podchodziło do gardła. Myślałam, że zwrócę swoje wnętrzności. Harry trzymał mnie mocno z rękę i próbował pocieszać, ale nie umiałabym powiedzieć czy to pomagało. Po prostu dobrze było mieć go przy sobie.

- Witam. Zapraszam do gabinetu. - powiedział starszy mężczyzna po pięćdziesiątce, uśmiechając się do nas serdecznie. Hazz pociągnął mnie lekko za dłoń i ruszyłam za nim aby po chwili zająć miejsce w skórzanym fotelu, który okazał się bardzo wygodny.

Nie wiem dlaczego czułam się jak zlęknione zwierzątko. Miałam wrażenie, że zostanę obdarta dziś ze swojej prywatności, a to co fundowali mi paparazzi było niczym w porównaniu do tego co mnie czekało. Moje najskrytsze tajemnice, których chroniłam przez tyle lat będą musiały ujrzeć światło dzienne, a ja nie będę miała jak się bronić. To było wariactwo wtedy i dzisiaj, ale nie było innego wyjścia, musiałam sama się wyspowiadać ze swoich grzechów.

- Rozumiem, że dostaliście papiery od Johannson'a? - zapytał Cedric, a ja odpłynęłam.

Pięć dni wcześniej

Dzwonek do drzwi dzwonił i dzwonił, a ja miałam zamiar udawać, że nie ma nikogo w domu. Harry miał jednak inne zamiary i otworzył gościowi, który dobijał się do nas od kilku minut.

- Dzień dobry. Mam przesyłkę kurierską do Pani Styles. - powiedział młody chłopak, którego dostrzegłam zza pleców mojego przyjaciela.

- Dzień dobry. Gdzie mam podpisać? - zapytałam i wyciągnęłam dłoń by chwycić długopis i listę od pracownika firmy kurierskiej, po czym postawiłam parafkę w odpowiednim miejscu i odebrałam od niego kopertę z logiem kancelarii Hector'a Johansson'a, co spowodowało, że zmiękły mi kolana, a krew odpłynęła z twarzy. Miałam przesrane.

Kiedy chłopak sobie poszedł, usiadłam w salonie i otworzyłam przesyłkę. Zaczęłam czytać i nie wierzyłam. Louis Tomlinson chciał ograniczyć moje prawa rodzicielskie i pozbawić mnie opieki nad naszą córką podając za powód moją niedojrzałość emocjonalną do roli matki i to, że dziecko żyje w kłamstwie od urodzenia, a także to, że towarzystwo osób homoseksualnych nie jest odpowiednia dla dziecka w takim wieku.

Gdy Harry zabrał mi dokumenty i je przeczytał zaczął się najpierw śmiać, a potem wpadł w szał. Rozbił wazon na ścianie i klął wrzeszcząc na całe gardło. Musiałam zebrać się w sobie i próbować go uspokoić, bo takie zachowanie nic nie dawało, a ja czułam się wtedy jeszcze gorzej.

- Harey, uspokój się. To nic nie da. - podeszłam i chwyciłam go za dłoń, a on spojrzał na mnie ze łzami w oczach.

- Wiem, Jen ale przysięgam, zabiję idiotę, nabiję jego głupi łeb na włócznię a potem rzucę nią tej starej wiedźmie przez okno. - na jego słowa zachciało mi się śmiać. Zawsze kiedy jeden drugiemu zalazł za skórę wyzywali się od najgorszych.

- Obawiam się, że tym razem cię wyprzedzę. - uśmiechnęłam się do niego, a potem wtuliłam w jego ramiona, które zawsze były przy mnie i zawsze stały za mną murem.

Obecnie

- Jenny! - poczułam szarpnięcie na ramieniu i spojrzałam na osobę, która mnie wołała.

- Co jest, Harry?

- Cedric pytał, czy jesteś gotowa stawić czoła temu dupkowi i nie zawahasz się przed niczym jeśli będzie trzeba? - spojrzałam najpierw na Styles'a a później na Farewell'a.

- Nie ma opcji, że oddam mu dziecko. Ona jest moja. - powiedziałam pewna siebie jak nigdy wcześniej.

- Dobrze, w takim razie trzeba czekać na wyznaczenie terminu rozprawy, co w przypadku Tomlinson'ów może nastąpić najszybciej jak się da.

- Panie Farewell, czy możemy coś zrobić? Jakoś sobie pomóc? - zapytałam, bo w takich chwilach człowiek chwyta się wszystkiego, a ja byłam w stanie zrobić wszystko, nawet oddać duszę diabłu.

- Powiem tak, ta gra nie będzie czysta, znajdą najgorsze brudy o was, waszych rodzinach i waszym życiu i nie zawahają się tego użyć. Zrobią wszystko, żeby postawić na swoim i wygrać. Moja rada? Znajdźcie coś, co da wam przewagę, coś co w końcu może zamknie gęby Tomlinson'ów. - prawnik spojrzał na mnie a potem na Harry'ego i mogłabym przysiąc, że puścił do niego oczko.

- Nie mówisz tego bez powodu, prawda? - brunet zapytał Cedric'a a ten uśmiechnął się głupkowato.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz Harry, a teraz przepraszam was, mam kolejne spotkanie. Przygotuję papiery i wpadnę do was. - mężczyzna wstał od biurka i otworzył nam drzwi gabinetu żegnając się kolejno ze mną, a potem z Harry'm.

Kiedy opuściliśmy biuro Farewell'a wsiedliśmy do auta, a Styles ruszył z piskiem opon uprzednio wybierając jakiś numer na telefonie i podając mi go.

- Cześć kuzynie, co się stało, że dzwonisz? - samochód wypełnił głos Emmy, kuzynki Harry'ego.

- Potrzebuję twojej pomocy, Em.

- Wojna z Tommo jak przypuszczam?

- To nie gadka na telefon. Będziemy u ciebie z Jen za jakieś pół godziny.

- Dobra. Czekam. - połączenie zostało przerwane, a ja spojrzałam na przyjaciela.

- Coś ty wymyślił? - zapytałam choć mogłam się domyślać.

- Cedric nie powiedział tego bez powodu, a ja mam zamiar z tego skorzystać.

---------------------------------------------------------
yasma1616 dziękuję za sprawdzanie rozdziału 😙

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top