rozdział 15

*Louis*

Kiedy Jennifer zniknęła za drzwiami mojej sypialni nadal zastanawiałem się dlaczego ją pocałowałem. Nie miałem prawa tego robić, nie należała do mnie, ale poczułem tak cholernie mocną potrzebę zamknięcia jej słodkich ust, gdy powiedziała, że ten cały ślub ze Styles'em to tylko ściema. Może nie powinno, ale naprawdę mi ulżyło. Sama świadomość, że nie są razem budziła moje już dawno martwe serce do życia. Ponownie zaczęło normalnie bić. Sprawiało mi to nawet ból, kiedy lód odklejał się od niego. Czułem się jednak dużo lepiej niż przed jej przyjściem. Niestety to, że mi przywaliła nie znaczyło nic dobrego. Przez ułamek sekundy, kiedy poczułem jej usta na swoich miałem malusieńką nadzieję, że może coś by z tego było, bo jak wytłumaczyć to, że przy niej stawałem się 'normalny', a wszystko co złe przestawało mieć znaczenie.

Dopiero po chwili dotarło do mnie, że ją wyrzuciłem w sposób jaki nie powinienem tego robić. Złapałem się za głowę, kiedy zrozumiałem co mówiła na temat mojej matki. Rebeca Tomlinson była wredną suką i próbowała mnie wychować na swoje podobieństwo, ale to jak potraktowała matkę mojego dziecka zrobiło z niej najgorszego potwora jakiego mogłem spotkać w życiu. Nie należało jej się miano człowieka, nie zasługiwała na nic poza pogardą. Mną i chłopakami mogła pomiatać, ale nigdy nie wolno było jej tak traktować kobiety, która urodziła jej wnuczkę! Nie wybaczę jej tego, że chciała podnieść rękę na moje dziecko.

Boże ona chciała zabić Kay! Jaki ja byłem głupi! Siedziałem sobie z dala od tego wszystkiego, pozostawiając Jen na pożarcie mojej matki. Nawet bym nie wiedział, że zostałem ojcem.

Wyszedłem ze swojego pokoju i prawie biegiem dotarłem do salonu, gdzie matka siedziała z Daniell i popijały sobie wino przed kominkiem, tak jakby nigdy nic. To wkurwiło mnie jeszcze mocniej.

- Dlaczego to zrobiłaś? - wrzasnąłem, czego matka się nie spodziewała.

- Nie mam pojęcia o czym mówisz, synu. - jak zawsze wyniosła i udająca zdziwienie. O nie. Tym razem nie dam się udobruchać. Wyrwę ci serce wiedźmo i nakarmię nim psy, bo nikomu tak zepsutego narządu bym nie oddał.

- Pytam, dlaczego kazałaś usunąć Jen dziecko i chciałaś jej za to zapłacić?! - myślałem, że rozwalę jej ten głupi łeb i naprawdę musiałem się przed tym powstrzymywać.

- Louis, spokojnie. Ona miała tylko osiemnaście lat i zero perspektyw. Chciałam dla niej dobrze. Dla ciebie. - odpowiedziała i nadal popijała wino. Miałem niezmierną chęć wypieprzenia jej tego kieliszka w pizdu, byle zwrócić teraz jej uwagę.

- Twoja matka ma rację. Uspokój się i pomyśl. - Daniell otworzyła dziób i jak zwykle przytaknęła Rebece jakby nic innego nie potrafiła.

- Ty się zamknij! Nie masz prawa tu głosu! Ciesz się, że jeszcze nie stoisz za drzwiami. - warknąłem w kierunku dziewczyny i najchętniej kazałbym jej wypierdalać.

- Louis?! - Rebeca podniosłą się z fotela i próbowała do mnie podejść, ale cofnąłem się natychmiast. O nie, nie. Nie pozwolę się dotknąć. Wolałem, aby ten obślizgły potwór trzymał swoje macki jak najdalej ode mnie.

- Co Louis?! -parsknąłem śmiechem - Mam was dość! I do twojej wiadomości matko, zaczynam walkę o swoją córkę! - wyplułem jej w twarz, a ona spojrzała na mnie jak na wariata.

- Nie możesz! - Daniell praktycznie to wypiszczała. Wyglądała jak jakieś poranione zwierzątko. Czy ona jest taka głupia, czy głupia?!

- Mogę i chcę - mój głos robi się dość znudzony. Mam dość tej do nic prowadzącej rozmowy. Daniell była tak pusta, że puszka po pepsi miała już głębsze wnętrze. Zawsze chowała się za moja matką, a ja głupi na wszystko przystawałem. Teraz to się zmienia. Pora zadbać o własne życie i interesy.

- A zaręczyny? - dziewczyna zapytała ze łzami w oczach, a ja zacząłem się śmiać.

- Jakie zaręczyny, kobieto!? Nie kocham cię i nigdy nie kochałem! Nie chcę cię! Zrozum to wreszcie! To ona ciebie wybrała, więc teraz z nią to załatwiaj. - wskazałem na matkę.

Powiedziawszy to wszystko odwróciłem się do nich plecami i wróciłem do swojego pokoju. Natychmiast zacząłem pakować walizkę. Miałem zamiar wrócić do swojego starego mieszkania i zacząć normalnie żyć, a przede wszystkim walczyć o córkę. Nie obchodziło mnie, czy zrobi się z tego afera. Chciałem brać czynny udział w życiu tego maleństwa i choćbym miał zrobić piekło na ziemi to będę się z nią widywał.

Po piętnastu minutach byłem gotowy, by wrócić do swojego starego lokum i rozpocząć nowy etap w swoim życiu. Jeśli teraz tego nie zrobię, to dalej będę brnął w to bagno, które moja matka mi zgotowała.

Gdy schodziłem z bagażem po schodach słyszałem lament Daniell i pocieszającą ją Rebecę. Śmiać mi się chciało z mojego debilizmu. Jak mogłem dać się w to wszystko wmanewrować. Moja matka wiedziała o wszystkim od początku i od tamtego momentu wcielała swój chory plan w życie. Boże, jaki ja byłem durny, ale teraz wszystko się zmieni. Zginiesz od własnej broni Rebeco, choćbym miał zniszczyć przy tym pół globu.

Do mieszkania dojechałem nad ranem i pierwsze co zrobiłem, to położyłem się do łóżka. Cieszyłem się, że ktoś tu od czasu do czasu sprzątał. Nie chciałbym teraz leżeć w tonie kurzu. Jejku jaki ja byłem mądry, gdy nie posłuchałem matki, kiedy ta chciała sprzedać moje mieszkanie.

Odwróciłem się na plecy i napisałem wiadomość do Hectora, że wpadnę koło południa. Potem film mi się urwał...

Przerażający dźwięk spowodował, że miałem ochotę się rozpłakać, ale zwlekłem się z łóżka przecierając oczy, a zaraz później wyłączając to ustrojstwo zwane budzikiem. Była jedenasta, a ja czułem się jak zwłoki. Doczłapałem do kuchni i włączyłem ekspres do kawy. Miałem nadzieję, że to coś działa i nie będę musiał pić własnoręcznie zrobionej ciemnej cieczy. Mógłbym od tego umrzeć. Rozciągnąłem bolące kości i jęknąłem przeciągle. Musiałem się jakoś ogarnąć i spotkać się z Johansson'em w sprawie odzyskania Kayleigh.

Prysznic mnie trochę otrzeźwił, ale nadal nie był to szczyt marzeń. Musiała wystarczyć mocna kawa, którą wypiłem niemal duszkiem, a zaraz potem narzuciłem kurtkę i wyszedłem z domu. Droga do biura Hector'a dłużyła się niemiłosiernie, a każde czerwone światło doprowadzało mnie do furii. Za jakie grzechy ja się pytam...

Kiedy znalazłem się na miejscu i mijałem sekretarkę miałem ochotę całować ją po dłoniach, bo czekała na mnie bułeczka cynamonowa i kawa. Stara pani Blake była cudowną kobietą i znałem ją chyba od zawsze, a ona ciągle pamiętała co lubię.

- Dziękuję pani. Jest pani aniołem. - uśmiechnąłem się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech i mruknęła coś pod nosem i mógłbym przysiąc, że brzmiało to jak 'w końcu zmądrzał'.

Wlazłem do gabinetu a tam pod szklaną ścianą stał mój 'wybawca' i popijał swój czarny napój. Lubiłem tego zgreda i w sumie to powinienem być na niego wkurzony, za to że pomagał tym osłom wszystko zorganizować, ale jak się okazało on nie wiedział, że chodziło im o mnie. Jen i Styles wszystko mieli ustalone i moje nazwisko nigdy nie padło podczas spotkań z Johansson'em, więc teraz nie było co się denerwować. Trzeba było działać.

- Zjedz i wypij tą przeklętą kawę, bo wyglądasz jak śmierć. - usłyszałem, kiedy mężczyzna odwrócił się w moją stronę.

- Dzięki, ale ja mogę jeść i słuchać co masz mi do powiedzenia. - odparłem i rozsiadłem się w skórzanym fotelu.

Hector usiadł za biurkiem i zaczął przeglądać jakieś papiery. Mruczał przy tym pod nosem jak stary kot, a ja w tym momencie oddał bym wszystko, by chociaż raz w życiu spędzić tak czas ze swoim ojcem.

- No to tak... z tego co mówiłeś chcesz mieć prawo do widzeń z Kayleigh Styles...

- Dokładnie. A właściwie chodzi mi o czynny udział w jej wychowywaniu. - powiedziałem połykając ostatni kawałek bułeczki.

- Jak to sobie wyobrażasz, Lou? Ona ma normalny dom, kochających rodziców i nagle ty wpadniesz do jej życia i co jej powiesz?

- Rodzice? Tylko matka z nią jest! Ja jestem jej ojcem! - wrzasnąłem, bo słowa prawnika mnie zabolały i wkurzyły. Miał być po mojej stronie.

- Zamknij gębę i posłuchaj. To małe dziecko. Ona nie wie, że jesteś jej ojcem. Trzeba porozumieć się z Jennifer Styles i się dogadać. To jest jedyne rozsądne wyjście.

- O nie! - wstałem z fotela i zacząłem uskuteczniać marsz po pokoju – nie będę się z nikim porozumiewał. Dziewczynka ma zamieszkać ze mną, a jak Smith chcę ją widywać to będzie musiała się postarać!

- Ty chyba nie mówisz poważnie, chłopcze? -na twarzy mężczyzny zobaczyłem zdziwienie. Jak widać tego się nie spodziewał. No ale jestem przecież Tomlinson i nie odpuszczam takich spraw. To przynajmniej jedna z dobrych cech, którą odziedziczyłem po matce.

- Jestem śmiertelnie poważny, Hector. -dotykam piersi, aby dodać tej scenie trochę dramatyzmu.

- Zastanawiam się, co ta Rebeca z tobą zrobiła... - westchnął i wpatrywał się we mnie. Dlaczego to mnie drażniło, że porównywał mnie do matki?

- Nie jestem taki jak ona. Jestem gorszy. Pomożesz mi? - zapytałem opierając dłonie o biurko i pochylając się nad nim.

- Oczywiście, Lou. Tylko pamiętaj, że to nie jest równa walka. Ta dziewczyna nic nie zrobiła, chciała tylko chronić swoje dziecko.

- Wiem, ale teraz to nie ma znaczenia.

Kilka kaw i kilka bułeczek później wszystko było ustalone. Stąpałem po cienkim lodzie i dobrze sobie zdawałem sprawę, że mogę z całej tej sytuacji wyjść pokiereszowany emocjonalnie gorzej niż do tej pory, ale musiałem zaryzykować, musiałem zrobić wszystko by żyć 'normalnie'. Ostatni raz uścisnąłem dłoń Johansson'a i ruszyłem do wyjścia. Moja dłoń dotykała już klamki, kiedy usłyszałem słowa prawnika.

- Louis, wiesz że wkurzysz w ten sposób matkę? -jego pytanie wywołało na moich ustach uśmiech - rozpętasz wojnę.

- Wiem, ale już dawno przestałem się jej bać.

Kiedy wyszedłem na ulice Londynu, westchnąłem głęboko i spojrzałem w niebo. Machina ruszyła i biada temu kto stanie teraz na mojej drodze.

-----------------------------------------------------------
Witam,
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i tym razem więcej się wyjaśniło... chociaż kogo ja oszukuję, tu jeszcze przecież nic nie wyszło na jaw 😉 Zabawę dopiero zaczniemy... Ale już nie w tym roku...

Z tego miejsca chciałabym niezmiernie podziękować yasma1616 za tak cudowną współpracę przy całej trylogii, bo bez niej tak naprawdę nie byłoby ostatniej części.
Kochana, jestem niewyobrażalnie szczęśliwa i dumna, że poznałam taką osobę jak Ty, a przy okazji pannę smieszekxd 😙 Dziękuję za pomoc, za naukę i za każdą poświęconą chwilę, mimo Twojego 'zapracowania', za każdą miłą konserwację i stawianie do pionu, kiedy tego potrzebowałam. DZIĘKUJĘ 😙

Z tego miejsca pragnę też złożyć Wam serdeczne życzenia, drodzy wattpadowicze, a w szczególności moim czytelnikom dużo radości i miłości na te Święta, przede wszystkim wspólnego spędzania czasu wśród osób, które kochacie i które dla Was coś znaczą.

Pozdrawiam Was i do przyszłego roku 😙
Wasza Geo.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top