rozdział 21
*Jennifer*
Po burzy jaką wywołało opublikowanie informacji o Zayn'ie i Harry'm nie było już śladu. Tylko od czasu do czasu można było spotkać jakąś wzmiankę w prasie na ten temat, ale na szczęście Styles dał się przekonać, że im mniej będzie okazywał tym zainteresowanie i zdenerwowanie, tym mniej będzie chciało się wszystkim o tym pisać. Miałam rację i teraz po prawie dwóch tygodniach wszystko wracało do normy. Ja mogłam spokojnie pracować, Kay wróciła do przedszkola a i Hazz zaczął tworzyć nowe rzeczy. Cieszyło mnie to bardzo, bo wracaliśmy do normalności, tylko teraz nie musieliśmy już niczego udawać. Każde z nas mogło być sobą w stu procentach bez historyjek jakie wmawialiśmy ludziom wokół nas.
Dzisiejszy dzień był jednak dość nerwowy. Rano zaspałam do pracy i przyjaciel z ledwością zdążył odwieźć mnie przed dzwonkiem do szkoły. Nie miałam czasu nawet pożegnać się z córką, która zaspana siedziała w swoim foteliku na tylnej kanapie samochodu. Musiał wystarczyć buziak posłany w powietrzu, po prostu czasem tak bywa a ja nie lubiłam takich momentów. Teraz jak na złość jedna z klas wychodziła na jakieś warsztaty do teatru a ja miałam niezapowiedziane okienko, co też mnie wkurzyło, bo mogłam sobie coś zaplanować na ten czas wolny a tak siedziałam w pokoju nauczycielskim i popijałam chyba czwartą kawę, która nie smakowała już tak dobrze. Wzięłam się za sprawdzanie wypracowań, bo przynajmniej mogłam czymś zająć ręce, które nerwowo się trzęsły. Wiedziałam dlaczego się tak dzieje, ale sama przed sobą bałam się przyznać, że będzie to bardzo trudne popołudnie. Wtedy zadzwonił telefon. Wygrzebałam go z torebki i gdy spojrzałam na wyświetlacz omal nie dostałam zawału.
- Jennifer Smith, słucham? - ledwo wypowiedziałam te słowa. Gdybym mogła użyłabym języka migowego.
- Witaj, Jenny. Wiesz po co dzwonię? - rozbawiony głos doprowadzał mnie do płaczu. Czy on musiał się tak nade mną znęcać?
- Tak, Louis wiem po co dzwonisz i potwierdzam dzisiejsze spotkanie. Będziemy na ciebie czekać.
- No ja myślę 'księżniczko'. Bo nie ręczę za siebie jeśli kiedyś nie będzie was w wyznaczonym terminie. - złośliwość w jego głosie spowodowała, że nie mogłam się dłużej powstrzymywać. Łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Ten facet był najgorszym co mnie w życiu spotkało, nie miałam co do tego wątpliwości. Dlaczego to on musiał być ojcem Kayleigh.
- Rozumiem doskonale, Tomlinson. - warknęłam ale na moje nieszczęście usłyszał, że płaczę.
- Jennifer ty płaczesz? Ja...
- Tak, wiem ale przepraszam nic tu nie pomoże. Jesteś jak swoja matka i nigdy się nie zmienisz. Do zobaczenia. - powiedziałam i się rozłączyłam.
Nie chciałam by widywał się z dzieckiem sam na sam i sąd na to zezwolił, ale jeśli tak ma wyglądać każdy dzień wizyt Louis'a u Kay to ja bardzo dziękuję. Wolę by ona jeździła do niego a ja znajdę sobie zajęcie na ten czas. Ta krótka rozmowa rozstroiła mnie i nie miałam już siły pracować. Gdyby nie lekcja z jeszcze jedną klasą poszłabym do domu i weszła pod kołdrę a na spotkanie z Tomlinson'em skazałabym Harry'ego. Nie mogłam jednak tego zrobić i kiedy weszłam na zajęcia rozdałam uczniom testy. Miałam w nosie, że teraz mnie znienawidzą, że będą uważali mnie za najgorszą nauczycielkę pod słońcem, miałam potrzebę wyżycia się a oni byli pod ręką.
Kiedy skończyły się lekcje wyszłam ze szkoły, gdzie czekał już Harry z Niall'em. Musieliśmy jeszcze podjechać do przedszkola po moją małą królewnę a potem pędem do domu, bo jej tatuś zjawi się lada chwila.
- Coś ty taka blada, Jen? - zapytał Ni gdy wsiadłam do samochodu.
- Nie pytaj. Po prostu jedź. - odpowiedziałam i oparłam głowę o szybę wpatrując się w to, co działo się na ulicy.
- Coś się stało, więc chcę wiedzieć. - usłyszałam Styles'a i nie miałam wyjścia, musiałam powiedzieć.
- Dzwonił Louis. Jak można się domyślić nie był miły, więc proszę, dajcie sobie spokój z pytaniami.
- Nie możesz pozwolić mu się denerwować. Ty masz rządzić, nie on.
- Łatwo mówić. On na mnie działa jak paralizator.
- Jen, dzisiaj jak ten pajac przyjedzie, chcę widzieć tą samą, pewną siebie kobietę, którą byłaś w sądzie! Nie ma użalania się nad sobą do cholery! Nie jesteś już jego uczennicą! - Harry nie wytrzymał i zaczął krzyczeć a ja ponownie tego dnia się rozpłakałam.
Do przedszkola po Kay poszedł Styles. Nie miałam siły na spotkanie z jej wychowawczynią a poza tym musiałam doprowadzić się do porządku, by moja córka nie widziała, że znów płakałam. Kiedy wszyscy w czwórkę byliśmy już w aucie pojechaliśmy do naszej ulubionej chińskiej knajpki i odebraliśmy jedzenie, które chłopcy zamówili wcześniej.
Pod nasz dom podjechaliśmy równo z Tomlinson'em a ja czułam jak serce wali mi jak oszalałe. Bałam się tego spotkania i miałam nadzieję, że jakoś to wytrzymam.
- Tata już przyjechał. - powiedziała Kay i zaczęła odpinać pasy.
- Nie tak szybko moja panno. - głos Harry'ego był twardy i pierwszy raz słyszałam, by w taki sposób odzywał się do córki – Najpierw daj mi wjechać do garażu.
- Dobrze tatusiu. - mała uśmiechnęła się szeroko do swojego przybranego ojca, a ten od razu zmiękł. To ona w tym 'związku' miała moc, nie było co do tego wątpliwości.
Kiedy tylko zaparkowaliśmy wyskoczyłam z auta z córką na rękach. Niall i Harry wysiedli zaraz za nami i wyszli z garażu pierwsi. Tomlinson też wysiadał ze swojego auta. Ubrany był w dres co mnie bardzo zaskoczyło. Myślałam, że przyjedzie sztywniak, a on całkowicie wyluzowany wyciągał jakiś wielki prezent z bagażnika. Kiedy ruszył w naszym kierunku mocniej przytuliłam Kay do siebie. Zrobiłam z niej tarczę obronną i może nie było to w porządku, ale mój organizm sam reagował, nie miałam nad nim kontroli.
- Cześć. - padło z ust niebieskookiego.
- Cześć. - odpowiedziałam i wskazałam ręką na drzwi. Horan i Styles milczeli mierząc szatyna wzrokiem. Ładnie się zaczynało.
Po wejściu do budynku rozebrałam małą i kazałam iść jej umyć rączki. Musiałam ostrzec Louis'a by nie robił ani nie mówił nic głupiego przy córce.
- Mam nadzieję, że wiesz jak masz się zachować. - powiedziałam sztywno.
- Oczywiście. - odpowiedział miękko jak nie on – Przywiozłem prezent dla Kayleigh.
- Świetnie. Na pewno się ucieszy. - odpowiedziałam i skierowałam się do salonu.
- Jen? - odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy.
- Czego chcesz?
- Przeprosić.
- Nie masz za co. My zjemy w salonie, Kay pokaże ci gdzie jest jej pokój.
- Nie pójdziesz z nami?
- Nie widzę takiej potrzeby.
- Nie będziesz mnie kontrolowała? - zapytał naprawdę zdziwiony.
- Nie. Kay powie jeśli nie będzie zadowolona.
- Rozumiem. - wtedy zjawiła się nasza córka i rzuciła się na Louis'a a ja miałam ochotę ją od niego oderwać i schować gdzieś daleko.
- Skarbie, mama zje z Niall'em i tatą w salonie a ty zabierz Lou do swojego pokoiku. - powiedziałam do Kay a ona przytaknęła i z wielkim uśmiechem na twarzyczce pociągnęła go na górę.
Kolejne trzy godziny minęły mi na jedzeniu, oglądaniu telewizji i rozśmieszaniu przez dwóch najlepszych przyjaciół na świecie. Denerwowałam się ale głupie odzywki Niall'a skutecznie to tłumiły. Moją uwagę od rozmowy odwrócił odgłos tupiących stóp. Spojrzałam w stronę schodów i zobaczyłam Kay.
- Mamusiu, możemy dostać coś do picia? - zapytała a ja strzeliłam sobie mentalnie w twarz. Jak mogłam być tak nie uprzejma i nie zanieść im czegoś do picia na górę.
- Jasne, Kochanie zaraz wam coś przyniosę. - odpowiedziałam i poszłam do kuchni.
Z pełną tacą dotarłam pod pokój córki i zapukałam. Kiedy drzwi się otworzyły zobaczyłam Kayleigh siedzącą na podłodze i układającą jakiś zamek z klocków Lego. Lou odebrał ode mnie tacę z lekkim uśmiechem i odstawił ją na stolik.
- Zostaniesz chwilę? - zapytał.
- A muszę?
- Było by miło. - szepnął a ja naprawdę nie wiedziałam co zrobić – Nie daj się prosić.
- Dobrze ale tylko chwilkę. Nie ze mną przyszedłeś spędzać czas.
- Jasne. - odpowiedział zawiedziony. Co się z nim działo, nie miałam pojęcia i chyba nie chciałam wiedzieć.
Usiadłam na bujanym fotelu i przypatrywałam się jak układają klocki, jaką czerpią z tego przyjemność. Mała kompletnie nie zwracała na mnie uwagi, a chłonęła wszystko co mówił do niej Lou. Było widać, że jest nim oczarowana a ja w duchu zaczęłam się do siebie uśmiechać. Może nie będzie tak źle jak sobie wyobrażałam.
-----------------------------------------------------------
Serdeczne podziękowania dla yasma1616 i dla wszystkich, którzy to czytają 😊
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top