Footsteps

Kolejny one shot w moim wydaniu :)
Zainspirowany koncertem INFINITE w Warszawie, słowami mojej koleżanki i filmikiem na YT z upadkami MyungSoo.
Niektóre fakty dotyczące zarówno INFINITE jak i medyczne zostały przekształcone na rzecz spójności tekstu. Nie miejcie mi tego za złe ;) Jeśli czegoś z terminów medycznych nie rozumiecie - pytajcie, postaram się odpowiedzieć; mam je na co dzień ;) A jak nie to google też bywa pomocne ;P

Mam nadzieję, że Wam sie spodoba.
Mimo że to one shot, to jest długi ;) wytrwajcie do końca proszę.

read, vote, comment
enjoy! :*
********************************************************************************************

MyungSoo POV

Przygotowania do camback'u z Bad.

- ... and five, six, seven, eight. -odlicza nasz choreograf po raz setny.

Jesteśmy w sali ćwiczeń, ćwicząc układ do naszej nowej piosenki 'Bad'. Układ jest dość trudny. Mam już dość. Tańczę od kilku godzin i wciąż robię błędy.Reszta chłopaków dawno już wszystko ogarnęła. A ja, nie mogę się skupić, ciągle zapominam jakiegoś kroku i nie wspomnę o tym,że ciągle upadam.

Cały mokry od potu, po raz n-ty tańczę od początku cały układ. Tym razem już sam, reszta poszła coś zjeść. Zostawili mnie samego na pastwę losu surowego choreografa.

- Znowu źle. Jeszcze raz.

- Jeszcze raz.

- Powtórz.

- Źle.

Nie mogę już tego słuchać. Głowa mnie boli jakby ktoś wbijał mi tuzin gwoździ. Przy kolejnym kroku tracę równowagę i upadam.

Choreograf patrzy na mnie i z dezaprobatą kręci głową.

- Kończymy na dzisiaj. Nie mam już do ciebie siły, MyungSoo.

Nie patrzę mu w oczy, nie chcę zobaczyć tego rozczarowania. Zawsze byłem niezdarny i się potykałem, jednak ostatnimi czasy przechodzę samego siebie. Upadam średnio dwa razy w ciągu trzyminutowego występu. Widzę uśmiechy bądź mordercze spojrzenia chłopaków. Przez moje dwie lewe nogi mają dużo więcej pracy. Nie mówię już nawet 'przepraszam', bo nic ono nie znaczy. Ciągle popełniam te same błędy. Ale ja naprawdę się staram. Musicie mi uwierzyć!


Wracamy do dormu, który dzielę z SungYeol'em i WooHyun'em hyung'iem, i SungJung. W van'iem panuje nieznośna cisza. Namu hyung czyta coś w telefonie. Yeol hyung śpi wyczerpany ćwiczeniami. A maknee robi sobie selca i wstawia ją na twitter'a. Ja zaś palę się ze wstydu. Jestem mi źle ze względu na dzisiejszą nieudaną próbę. Chłopaki mi nic nie powiedzą, ale wiem co myślą. Mają mnie już dość.

Będąc już na miejscu idziemy każdy do swojego pokoju. Zasypiam w chwili gdy moje głowa dotyka poduszki.


~ ~ ~ ~ ~ ~ ~ ~

Comeback 16.07.2015

Bad bad bad bet a bad bad girl

Bad bad bad bet a bad bad girl
Bad bad bad bet a bad bad girl

Jeoldaegeunyangeun mot bonae neo

Kończymy nasz występ. Było ciężko. Musiałem się mega skupić, ale dzięki temu nie popełniłem żadnego błędu. Jestem z siebie zadowolony.Gdyby nie ten uciążliwy ból głowy, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na świecie.

Wchodzimy do garderoby. Chłopaków rozpiera energia. Krzyczą i podskakują w kółko cali szczęśliwi. SungYeol przygarnia mnie do siebie i wciąga w kółeczko. Po kilku podskokach i obrotach zaczyna mnie mdlić. Wyplątuję się z rąk Yeol i DongWoo hyung'a i biegnę do łazienki. Słyszę za sobą krzyki chłopaków.

Dopadam muszli klozetowej i zwracam wszystko co mam w żołądku, czyli niewiele bo nie jedliśmy śniadania i kolacje też ominąłem. Gdy nie mam już czego zwymiotować, na trzęsących się nogach podnoszę się z podłogi i przepłukuję buzie wodą nad umywalką.

-MyungSoo-ah wszystko w porządku? - pyta lider Gyu, stojąc w drzwiach wc.

-Nie wiem co się stało. Może za dużo emocji.

Ruszam w stronę hyung'a. Nagle robi mi się ciemno przed oczami.

~~ ~ ~ ~

Otworzyłem ostrożnie oczy i zobaczyłem nad sobą kilka zmartwionych par oczu.

-MyungSoo-ah lepiej się czujesz?

-Hyung, ocknąłeś się?

Mówili wszyscy naraz. Nie mogłem tego znieść, głowa mi pękała.Podjąłem próbę wstania, co przypłaciłem uczuciem ostrej fali bólu. Skrzywiłem się i padłem z powrotem na poduszki. Rozejrzałem się półprzytomnie. Byliśmy w dormie. Jak się tu znalazłem?

-Co się stało? - zapytałem cicho.

-Zemdlałeś w łazience po występie. Przywieźliśmy cię do domu. -odpowiedział SungGyu.

No tak. Pamiętam, że pobiegłem zwymiotować do łazienki, ale jak z niej wychodziłem już nie.

Westchnąłem głęboko. Co się ze mną dzieje?

-Zaprowadzę cię do twojego pokoju. Będziesz mógł odpocząć. -powiedział SungYeol.

Nic nie powiedziałem. Chciałem znaleźć się w swoim łóżeczku, ale bałem się poruszyć, żeby ten straszny ból głowy nie wrócił.Nagle poczułem, że ktoś podnosi mnie z kanapy. To był Yeol. Wziął mnie na ręce i zaniósł do pokoju. Jestem od niego mniejszy i lżejszy. Nie miał większych problemów, żeby mnie nieść. Ułożył mnie na łóżko i otulił przykryciem.

-Potrzebujesz czegoś? Przyniosę. - zapytał.

-Wody. Jestem spragniony. I coś na ból głowy, bo dłużej nie wytrzymam.

-Jasne, zaraz wracam.

-Dziękuję. - uśmiechnąłem się blado.

Yeol odwzajemnił uśmiech i wyszedł z pokoju. Mój kochany Hyung. Z całego zespołu to z nim właśnie jestem najbliżej. Jest moim prawdziwym przyjacielem. Od samego początku najlepiej się dogadujemy. W tym momencie rozumiemy się już bez słów. Nasi fani dali nam nawet nazwę - MyungYeol capule. To jest nawet zabawne jak fani shipują nas razem.

Chłopak wrócił i podał mi szklankę z wodą oraz dwie tabletki. Połknąłem bez pytania co to za środek. Nie wszystkie leki na mnie działają,ale ufam że SungYeol wie co mi podać. On wie o mnie wszystko.

Przyjaciel został ze mną dopóki nie zasnąłem.

~~ ~ ~ ~ ~

Rano gdy tylko otworzyłem oczy musiałem biec do łazienki. Znowu mnie mdliło i miałem wszystko na wylocie. Wypadłem z pokoju jak strzała.

-MyungSoo, już...

Minąłem WooHyun hyung'a na korytarzu i zamknąłem się w ubikacji. Ledwo otworzyłem klapę sedesu, zwymiotowałem. Trwało to trochę i mimo że nie miałem już czego zwracać, nadal mnie podbijało.

W pewnej chwili poczułem czyjąś dłoń na plecach. Gładziła mnie powoli i rytmicznie.

-Wszystko ok? - usłyszałem głos SungYeol'a.

-Nie wiem.

Pomógł mi wstać i obmyć twarz, a następnie zaprowadził do salonu i posadził na sofie.

-Proszę. - WooHyun podał mi jakąś ziołową herbatkę na zatrucia.

-Dziękuję.

-Co ci dolega? - WooHyun usiadł obok mnie - Może powinniśmy zawieźć cię do szpitala? - przyłożył mi dłoń do czoła -Nie masz temperatury. Co wczoraj jadłeś? Masz objawy jakbyś się zatruł.

-Problem w tym, że nic nie jadłem.

-Co takiego?! - krzyknął WooHyun obok mojego ucha - Zaraz ci zrobię jakąś owsiankę. Jak mogłeś głodować cały dzień.Pewnie od tego się pochorowałeś. - i zniknął w kuchni.

Do pokoju wszedł, jeszcze przecierając oczy SungJong. Gdy mnie zobaczył od razy oprzytomniał. Usiadł obok mnie na sofie i ze zmartwioną miną zapytał.
- Jak się czujesz hyung? Zmartwiłeś nas wczoraj.

-Wiem SungJung-ah. Nie martw się.

Maknee mnie przytulił.

-Hyung, musisz być zdrowy.

-Będę. Wszystko będzie dobrze.

Po zjedzeniu pysznej owsianki WooHyun'a odpoczywałem jeszcze dwie godziny, a potem pojechaliśmy na występ w Inkigayo.

~~ ~ ~ ~

Nasza promocja przebiega spokojnie. Mamy już połowę sierpnia. Jestem właśnie na Jeju, żeby kręcić mój nowy film „The shark". Nie jestem w pełni sił, ale się do tego nie przyznaję. Leki przeciwbólowe są obecnie moim najlepszym przyjacielem. Biorę je średnio co sześć godzin. Bez nich nie poradziłbym sobie. Ból głowy jest nie do zniesienia. A w niektóre dni dochodzą do niego wymioty.Powinienem iść do lekarza, ale nie mam czasu, nie chcę martwić innych, a także wiedzieć że jestem chory. Im mniej wiesz tym dłużej żyjesz.

-MyungSoo-ssi, jest pan gotowy? Zaczynamy następną scenę. -usłyszałem głos reżysera.

-Już idę.

Podniosłem się z rozkładanego krzesła, które stało pod parasolem. Jest upalny dzień, parasol dawał trochę ukojenia od tego skwaru.

W tej scenie byłem pod wodą, większość czasu. Lubię pływać,czuję się wtedy taki lekki. Powtarzaliśmy jedno ujęcie kilka razy, z różnych kątów i z innym przybliżeniem.

W pewnym momencie zrobiło się jakoś dziwnie cicho. Nie słyszałem szumu wody, słów obsługi. Rozglądałem się dookoła nie wiedząc gdzie jestem, mimo że od kilu godzin byłem w tym samym miejscu,wykonując ruch w zasięgu dwóch metrów w tą i z powrotem.

-MyungSoo-ssi? MyungSoo-ssi? - usłyszałem, że ktoś mnie woła.

Zebrałem myśli do kupy i spojrzałem w stronę, z której dochodził głos.

-MyungSoo-ssi, coś się stało? - zapytał reżyser.

-Słucham? Nie, nie. Wszystko w porządku.

-W takim razie możemy kontynuować?

Pokiwałem głową na znak zgody.


SungYeolPOV

2nd World Tour, 5.09.2015, Taipei, Tajwan

Tłum krzyczy i śpiewa z nami. My tańczymy dając z siebie wszystko co najlepsze. Wszystko idzie zgodnie z planem.

WooHyun kończy swoje solo bez problemów.

Infinite H rozgrzewa publiczność.

Solo SungGyu doprowadza widzów do szału.

Występ Infinite F zostaje przyjęty falą pisków i krzyków.

Po pożegnaniu się i zaśpiewaniu 'Together' schodzimy ze sceny.

W garderobie padamy zmęczeni fizycznie i emocjonalnie na wszystkie możliwe siedzenia. Wszyscy się uśmiechamy. Rozpiera nas duma z powodu tak udanego pierwszego koncertu Drugiej Światowej naszej trasy. Obsługa przynosi nam ręczniki i butelki z wodą.

-MyungSoo-ssi, pańska woda i ręcznik. - słyszę jak mówi ktoś ze staff'u.

Spoglądam w tamtą stronę. MyungSoo siedzi na krześle pod ściana niedaleko mnie. Wygląda jakby spał, nie reaguje na słowa stojącej przed nim kobiety. Wstaję ze swojego siedzenia i podchodzę do niego. Biorę rzeczy z jej rąk i uśmiecham się przepraszająco.

-MyungSoo. - delikatnie potrząsam go za ramię, gdy kobiety już niema.

Początkowo nie reaguje, jednak po chwili otwiera oczy. Jest kompletnie skołowany. Wygląda jakby nie wiedział gdzie jest, ma rozbiegany wzrok, a w następnej chwili leci z krzesła na podłogę.

Wypuszczam trzymane w rękach rzeczy i łapię go w ostatniej chwili, nim jego głowa spotka się z twardą podłogą.

-MyungSoo! MyungSoo!

-Co się stało? - pyta się SungGyu.

Odwracam głowę i widzę, że wszyscy członkowie się zbiegli. Mają zmartwione miny.

-Znowu odleciał. - mówię układając go ostrożnie na ziemi.

-To nie jest normalne. - mówi WooHyun.

-Jak tylko wrócimy do Seulu zabieramy go do lekarza. - oznajmił z cała stanowczością Hoya.

Przebraliśmy się w wygodniejsze ciuchy. W tym czasie Menadżer podjechał pod tylne wyjście z klubu. MyungSoo był cały czas nieprzytomny.Poczekaliśmy dłużej niż zazwyczaj po skończonym koncercie, żeby fani zrezygnowali z czekania na nas. Dopiero wtedy wyszliśmy i wynieśliśmy MyungSoo. Ułożyliśmy go na tylnym siedzeniu. Jego głowa spoczywała na moich nogach.

Przez cała drogę do hotelu przyglądałem się jego twarzy. Nadal miał na niej makijaż, teraz już rozmazany. Jednak widziałem jego cienie pod oczami. Wziął na siebie za dużo. Zespół, trasa, modeling i jeszcze film. Ledwo go widujemy w dormie. Mało je, dużo ćwiczy,nie wypoczywa jak należy. A co jeśli się od tego rozchorował?Może te omdlenia to sygnał, że przeciążył organizm.

Czuję, że poruszył głową. Po chwili otwiera oczy. Jest zdezorientowany,ale przynajmniej patrzy na mnie skupiony, a nie biega spojrzeniem.

-Ocknąłeś się. Wszystko dobrze?

-Co się stało? Jakim cudem jestem w aucie?

-MyungSoo, znowu zemdlałeś.

Wpatruje się w dach samochodu. Nie wiem co myśli. Wiem jedno, jest przerażony tym co się z nim dzieje, ale nie chce się do tego przyznać. Muszę przy nim być. Nie zostawię go z tym samego.


MyungSoo POV

7.092015, Seul, Korea, Szpital

Zostałem przymusem zawieziony do szpitala przez DongWoo. Nasi Menadżerowie oczywiście o tym wiedzą, pożyczyli w końcu Hyung'owi vana. Nie chciałem jechać, ale wszyscy mi powtarzali, że moje objawy nie są normalne i coś musi się ze mną dziać. Ja to wiem, ale się boję,że serio mogę być chory. I co wtedy? Przecież mam tyle pracy teraz. Nie mogę tego porzucić. Nie mam czasu chorować.Protestowałem całym sobą, ale zostałem przegłosowany. DongWoo wychodząc wczoraj z naszego dorm'u powiedział tylko: „Jutro rano jestem po ciebie i jedziemy do szpitala. Nie ma dyskusji".Jest ledwo 9 rano, a jesteśmy w samochodzie, w drodze do szpitala.Jedziemy we trzech. Ja, DongWoo i SungYeol, który się uparł, że musi z nami jechać. Wszyscy by bardzo chętnie pojechali, ale zrobilibyśmy zbyt wielkie zamieszanie. A przecież nikt (tj. fani i media) nie może wiedzieć o tej naszej wyprawie.

Po zarejestrowaniu mnie i półgodzinnym czekaniu w poczekalni,pielęgniarka wzywa mnie do gabinetu lekarza. W środku za biurkiem siedzi chudy mężczyzna, tak około pięćdziesiątki, z okularami na nosie. Na plakietce przy fartuchu ma napisane Dr. Park JiMin. Wygląda bardzo dystyngowanie i elegancko.

-Zapraszam pana. - mówi tonem niezwykle miłym, nie pasującym do jego prezencji. - Co panu dolega? - pyta, gdy już siedzę.

-Ciągle boli mnie głowa, wymiotuję i zemdlałem kilka razy. Mam też problemy z równowagą od dawna, jednak teraz jest coraz gorzej.Potykam się i upadam.

-Jak długo ma pan takie objawy?

-Od jakiś kilku miesięcy. Tak od maja.

-A na te bóle głowy bierze pan coś?

-Tak. *nazwa leku*. Trzy razy dziennie. Ból wraca gdy tabletka przestaje działać.

-To bardzo silny lek. Może się pan nawet od niego uzależnić.

-Wiem panie doktorze, ale nic innego nie pomaga. A mam dużo pracy.Muszę jakoś dać radę.

-A te nudności i wymioty kiedy występują?

-Zazwyczaj rano, jak się obudzę. Moi znajomi śmieją się, że mam poranne mdłości. - uśmiechnąłem się z żartu, który słyszę od jakiegoś czasu od chłopaków. Jednak lekarza to nie śmieszy.

-To bardzo poważne objawy. Przeprowadzimy diagnostykę obrazową:tomografię i rezonans. - powiedział poważnie lekarz i zaczął wypełniać papiery.

-Podejrzewa pan już coś, prawda? Czego to mogą być objawy?

-Będę z panem szczery, chociaż nie powinienem nic mówić nie będąc pewnym. Jednak utrzymywanie się tych objawów przez te kilka miesięcy skłania mnie do podejrzenia guza mózgu. - mówi powoli żebym mógł wszystko zrozumieć, przy tym uważnie mi się przygląda.

Wciągam głośno powietrze. Guz mózgu? Czy na to się nie umiera? Nie chcę umierać. Mam jeszcze tyle do zrobienia. Co z rodziną i przyjaciółmi?

-Nic jeszcze nie wiemy. Proszę nie martwić się na zapas. - mówi,gdy ja się nie odzywam.


Dwie godziny później jestem po wspomnianych przez lekarza badaniach.Wszystko miałem robione w trybie pilnym. Inni pacjenci zostali przesunięci, żebym ja mógł mieć badanie. Okazało się, że Dr. Park to jakaś szycha w szpitalu i najlepszy neurolog w Seulu. Wszyscy liczą się z jego zdaniem i nie sprzeciwiają mu się.

Ponownie czekam w poczekalni na wezwanie do gabinetu. Chłopaki siedzą zemną. DongWoo przegląda coś na telefonie a SungYeol nerwowo rusza nogą i obgryza paznokcie, za co dostanie od naszej kosmetyczki.

-Chłopaki. - zaczynam - Nie ma sensu, żebyście ze mną tu siedzieli. Nie wiadomo ile się jeszcze zejdzie. Na pewno jesteście znudzeni i głodni.

-Daj spokój. Zostajemy z tobą do końca. - powiedział Yeol.

-A jedliśmy kiedy miałeś badania, więc się o nas nie martw. -dodaje DongWoo.

Ok,dalsza dyskusja nie ma sensu. Tak to już jest z tymi hyung'ami, jak się na coś uprą nie ma zmiłuj.

Czekałem jeszcze piętnaście minut i zostałem zawołany. Z głośno i szybko bijącym serce wszedłem do gabinetu. Po minie lekarza od razu wiedziałem, że coś w moich badaniach znalazł.

-Proszę usiąść. Jest pan z kimś z rodziny?

Zawahałem się przez chwilę. DongWoo i SungYeol są dla mnie jak rodzina, ale nie chcę ich martwić. Dlatego powiedziałem:

-Nie. Jestem sam. Dlaczego?

-Potwierdziły się moje przypuszczenia. Ma pan guza na móżdżku,który uciska na ośrodek równowagi. Dodatkowo powoduje wzrost ciśnienia śródczaszkowego, stąd bóle głowy i wymioty.

-I co teraz? Ile mi zostało? - zapytałem w ogóle na niego nie patrząc.

-Powiedziałem, że ma pan guza, a nie że pan umiera. Możemy go usunąć operacyjnie.

Spojrzałem na niego zdziwiony.

-To ja nie umieram?

-Tak bardzo chce się pan pożegnać z tym światem? - nie odpowiedziałem - Póki guz nie jest duży możemy go usunąć.Proponuję operację za tydzień. - wyciągnął już kalendarz.

-Tak szybko? Panie doktorze, tylko... ja nie... mogę. Mam trasę koncertową, film do na kręcenia, masę zdjęć do zrobienia. Nie mogę mieć teraz operacji.

-Słucham? Panie Kim. Ten guz będzie rosnąć i może zezłośliwieć. Wtedy będzie nam dużo trudniej pana leczyć.

-Ale ja naprawdę nie mogę. Proszę dać mi jakieś leki. Mogę zgłosić się na operację pod koniec roku. Gdy wrócę z trasy.

-Nie wytrzyma pan do tego czasu. Ból będzie nie do zniesienia, nawet leki nie pomogą. Pojawią się też inne objawy. Jeśli nie umrze pan z wyczerpania, to z powodu przedawkowania leków. Niech pan nie będzie głupi.

Ma rację. Ale co z trasą i filmem? Fani umrą przede mną jak się o tym dowiedzą. Wytwórnia nie zdoła tego ukryć. Co robić?


Po długiej rozmowie i próbie przekonania jeden drugiego, ja wygrałem.Lekarz nie może mnie leczyć bez mojej zgody. Dlatego też wychodzę z gabinetu lekarskiego z plikiem recept, ulotek i instrukcji co mi wolno a czego nie. Mam się stawiać na wizyty kontrolne w każdej wolnej chwili, a także informować o kolejnych niepokojących objawach, sygnalizujących rozrost guza. Wiadomo, że do niewszystkiego będę mógł się zastosować. Jeśli umrę to z własnej winy, nikogo obwiniać nie będę.

-Co powiedział lekarz? - pytają obaj czekający na mnie przyjaciele.

-Nic wielkiego. Zwykłe przemęczenie. Dostałem witaminy i mam lepiej wypoczywać. - kłamałem, ale nie mogłem inaczej. To mój problem muszę dać sobie z nim radę sam.

-Jesteś pewny? - Yeol uważnie mi się przygląda - To po co byłe te badania i prawie pięć godzin w szpitalu?

-Żeby wykluczyć inne opcje? - muszę kłamać jak najlepiej. Ten hyung potrafi czytać w moich myślach. - Jest ci przykro, że nie umieram i tak szybko się mnie nie pozbędziesz? - uśmiecham się do niego mam nadzieję figlarnie i dźgam go w bok.

-Nawet tak nie żartuj! - dostaję po głowie od obu.

Uśmiechamy się do siebie wzajemnie i wychodzimy ze szpitala.

Dzięki chłopaki, że daliście się oszukać.


SungYeolPOV

28.09.2015r; Seul

Mam dziwne uczucie, że zostałem oszukany. Minęły już trzy tygodnie od wizyty MyungSoo u lekarza, a on wygląda coraz gorzej zamiast lepiej. Zwykłe przemęczenie, huh? Nie wydaje mi się. On czegoś mi nie mówi. Codziennie przyjmuje, jak twierdzi 'witaminy'.Jest cały czas senny i wycofany z otoczenia. Prawie z nami nie rozmawia. Nie wiem co robić. Chciałbym mu jakoś pomóc, ale mi na to nie pozwala. Na pytanie 'jak się czujesz?' odpowiada'dobrze, hyung. Nie martw się.' I weź z takim rozmawiaj.

Za kilka godzin wylatujemy do Chin na kolejny koncert. Właśnie się pakujemy. Look'am na swoją listę rzeczy do zabrania - wszystko mam.

Idę do kuchni, bo zgłodniałem. Spotykam tam MyungSoo. Siedzi przy stole i wolno przeżuwa kanapkę. Obok szklanki z wodą widzę przygotowane już 'witaminy'. Nie za dużo ich? Rano tez coś brał.

Odwraca się w moją stronę i lekko uśmiecha. Tak brakuje mi jego dawnego uśmiechu. Zawsze rzadko się uśmiechał, ale kiedy już to robił to od ucha do ucha. Śmiała się jego cała twarz. Teraz ledwo unosi kąciki ust i myśli, że tym nas zbyje. Może resztę tak, ale nie mnie. I te oczy. Nie błyszczą jak dawniej. Są przysnute smutkiem i bezradnością. MyungSoo czego mi nie mówisz? Wiem, że coś przede mną ukrywasz. Chcą mu pomóc, muszę dać mu czas na to, żeby sam do mnie z problemem przyszedł. Na siłę niczego nie wskóram. Taki typ.

Biorę z lodówki banana i jogurt i siadam naprzeciwko mojego przyjaciela.

-Spakowany już? - pytam.

-Tak. - odpowiada półgębkiem. I koniec rozmowy.

-MyungSoo, masz jakiś problem? Chcesz może pogadać? - nie wytrzymuję. Wycisnę z niego prawdę. Nie będzie mnie traktować jak powietrze! Jestem twoim przyjacielem do cholery! Możesz na mnie liczyć, głąbie!

-Nie. Dlaczego pytasz? - odpowiada po dłuższej chwili.

-Bo ostatnimi czasy jesteś przygaszony. Może coś cię gryzie?

-Wszystko w porządku. Naprawdę, hyung. Nie martw się.

I znowu to 'nie martw się'. Mam już dość tego zdania.

-Wiesz że możesz na mnie zawsze liczyć, prawda?

-Wiem, hyung. I doceniam to.

Spogląda na mnie wzrokiem, który aż boli. Jest pełen rozpaczy i bezradności.

MyungSoo,co się dzieje?

Wstaje od stołu i wychodzi z kuchni, potykając się w drzwiach o własne nogi. Nasz niezdarny MyungSoo. Przynajmniej to się nie zmieniło.


MyungSooPOV

29.09.2015r;lotnisko Nanjing, Chiny.

Czekamy na nasze bagaże przy taśmie. Przylecieliśmy właśnie do Chin. Tobył ciężki lot. Po mimo zażytych wcześniej lekach na obniżenieciśnienia, przy starcie i lądowaniu myślałem, że odpadnie mi głowa. Ból aż wgniótł mnie w siedzenie. Zamknąłem wtedy oczy i zacisnąłem zęby. W moim stanie latanie nie jest wskazane. Ale powiedziałem przecież, że nie wszystkie zalecenia lekarza będę mógł spełnić. Do innych się stosuję. Śpię około siedmiu godzin, przez co dostaję po uszach od menadżerów i zyskałem przydomek 'lenia'. Zażywam leki regularnie. Odżywiam się jak należy, przez co przytyłem dwa kilogramy i ledwo mieszczę się wspodnie. Ogólnie nie jest najgorzej. Ból głowy jest na razie do zniesienia. Są dni, że nawet mogę ominąć jedną dawkę przeciwbólowego. Wymioty ustąpiły. Od wizyty u lekarza wymiotowałem tylko raz. Ale nogi mi się nadal plączą.

Gdy byliśmy w połowie lotu poleciała mi też krew z nosa. Tego się nie spodziewałem. Bałem, że umrę w małej, ciasnej ubikacji samolotu i 'tamponem' z chusteczki w nosie. Ale opanowałem kryzys. I szczęśliwie doleciałem.

SungYeol, który siedział obok mnie w samolocie, bacznie mnie obserwował. Xrazy musiałem go zapewniać, że wszystko jest w porządku. Jego przenikliwy wzrok wiercił we mnie dziurę, a mina mówił 'nie wierzę ci'. Ale dał mi spokój do końca lotu.

Myślę,że hyung coś podejrzewa. Nasza ostatnią rozmową dał mi to wyraźnie do zrozumienia. Wiem, że masz problem. Chcę ci pomóc. Pozwól mi na to i powiedz w końcu o co chodzi.- taki odebrałem przekaz z tej sytuacji.

Wychodzimy z bagażami. Zostajemy przywitani przez piski i wiwaty naszych fanów.Jest ich strasznie dużo. Nigdzie nie widzę ochrony lotniska. Nasi Menadżerowie i staff sam nie da sobie rady. Tłum coraz bardziej na nas napiera. Zaczyna mi brakować powietrza. Uśmiecham się sztucznie, pomimo myśli 'dajcie mi przejść'.

Nagle ktoś próbuje odgrodzić mnie od tłumu, zasłania mnie swoim ciałem. Yeol hyung. Zaczynamy się razem przepychać przez fanów.Gdy jesteśmy już za drzwiami widzimy, że fani niemalże miażdżą Woohyun hyung'a. Po groźnie wyglądającej przepychance WooHyun zostaje oswobodzony przez ochroniarzy. Ma zbolałą minę i trzymasię za plecy.

Wsiadamy do van'a i jedziemy do hotelu.

-Hyung, jak się czujesz? - pyta SungJung.

-Co to miało być?! Gdzie podziała się ochrona?! Czemu nikt nie obstawiał WooHyun'a?! - krzyczy zdenerwowany SungGyu.

Menadżer się nie odzywa. Sam nie przewidział takiej sytuacji. I jest mega wk...wiony. Nie potrzebne mu są krzyki lidera.

-Spokojnie. Nic mi nie jest. - mówi w końcu WooHyun.

Docieramy do hotelu. Szybko instalujemy się w naszych pokojach i odpoczywamy przez kilka godzin. Potem idziemy na zwiedzanie i jedzenie.

Następnego dnia koncert jest kolejnym sukcesem.


04.10.2015r;Warszawa, Polska

Pierwszy raz jesteśmy w Polsce. Jesteśmy podnieceni i zdenerwowani jednocześnie. Zawsze się tak czujemy w nowym miejscu, nie wiemy czego możemy się spodziewać.

Z powodu dużej różnicy czasowej ciężko nam się przestawić. Jest dziesiąta rano tu, a u nas w Korei już by powoli zmierzchało. Po wczorajszym jakże wyczerpującym ponad 12-godzinnym locie, szybko przyjechaliśmy do hotelu i poszliśmy spać. Ja nawet się nie myjąc. Zrobiłem to dopiero teraz rano.

Siedzę w swoim pokoju, jeszcze w szlafroku i z mokrymi włosami. Menadżer niedawno przyniósł mi kilkanaście kolorowych kartek na których mam złożyć autograf, a potem uformować je w samolocik. Wziąłem się do dzieła. Jednak z każdą kolejną kartką było coraz trudniej. Nie mogłem utrzymać poprawnie długopisu. Za pierwszym jego upuszczeniem nie zwróciłem na to uwagi, ale przy drugim,piąty, dziesiątym stwierdziłem, że coś jest nie tak. Czy to możliwe, że... Proszę, nie.

Z trudem, trzymając długopis w obu rękach dokończyłem podpisywanie kartek. Gdy odkładałem długopis usłyszałem pukanie do drzwi.Wstałem z fotela, na którym siedziałem i poszedłem sprawdzić kto to.

-Nuguseyo?

-SungYeol. -usłyszałem.

Otworzyłem drzwi i wpuściłem przyjaciela do środka. Był ubrany w luźne,wygodne ubrania. Jego włosy były w kompletnym nieładzie. I widać było, że jest nie wyspany. Zmiana czasu także mu nie służyła.

-Jak się spało? - zapytał.

-Nie najgorzej. A jak tam u ciebie?

-Zawsze mogło być lepiej.

Przeszliśmy do foteli i stolika, od którego przed chwilą odszedłem.

-Skończyłeś podpisywać. - stwierdził gdy usiedliśmy - Pomóc ci ze składaniem?

-Byłbym wdzięczny. Nie byłem najlepszy z prac ręcznych w szkole.

W ten sposób spędziliśmy kilka godzin, dopóki nie musieliśmy ruszać do klubu.

~~ ~ ~ ~ ~

Wow! Polska widownia jest naprawdę niesamowita!

Krzyczą tak głośno. Macha ją lightstick'ami przez co mam wrażenie jakbym był na morzu. Śpiewają razem z nami. Skąd tak dobrze znają teksty piosenek? Ich energia jest niesamowita!

SungJung zaczyna śpiewać swoją część w Between you and me i w tym momencie widzimy morze banerów z owym wersem. To takie piękne! Jestem wzruszony.

Mamy chwilę przerwy na talk z widownią. Nasi fani z każdym naszym słowem, krzyczą jeszcze głośniej. Hoya coś plecie po polsku.Raczej nikt go nie zrozumiał, ale co tam. Wiecie ile on się uczył tego zdania? Jednak fani docenili jego starania. Czemu polski język jest taki trudny?

Nagle...ni stąd ni zowąd wszystko zaczyna się... trząść. Rozglądamy się dookoła co się dzieje. Widownia tupie ze wszystkich sił.Proszę przestańcie. Ja się boję!

Nie przestali. Dawali czadu przez resztę koncertu. Co i rusz nagradzając nas okrzykami i tupaniem. Coś czuję, że następnego dnia wielu z was nie będzie mogło mówić.

Nadszedł czas na 'Bad'. Tu widownia przeszła samych siebie. Śpiewali z nami od początku do końca. W pewnym momencie nie słyszałem sam siebie, tylko tłum. To jest wspaniałe - świadomość, że nasza piosenka się tak ludziom spodobała.

Nasz ostatni talk, przed 'Together'. Znowu tupanie. Nie miałbym nic przeciwko, gdyby każde ich mocniejsze postawienie nogi nie odbijało się w mojej głowie z 10-krotnie większą mocą. Niedługo tu padnę i dopiero będzie.Jednak w pewnej chwili poczułem jakiś przypływ szczęścia. W sumie pierwszy raz spotykam się z taką reakcją widowni. A jak już nie będę miał innej okazji? Zaczynam więc tupać razem a nimi i śmiać się jak głupi. Moje serce się raduje. Właśnie uświadomiłem sobie, że muszę się cieszyć każdą chwilą. Co jeśli nie zostało mi ich za dużo?

Gdy na ostatniej piosence podnoszą baner z 'kumawoyo',chce mi się płakać. Są tacy wspaniali. Ktoś by powiedział, że fani wszędzie są tacy sami. Nie prawda! Mogą dawać z siebie więcej lub mniej. Polscy fani dali z siebie 200 % mocy i entuzjazmu.Poproszę jeszcze raz, tylko bez tupania.

~~ ~ ~ ~

20.10.2015r;Seul

Skończyliśmy naszą trasę w Europie, ponownie zawitaliśmy do Chin i wróciliśmy do Korei. Nadszedł czas na moją wizytę kontrolną u lekarza. Boję się co mi powie. Dodatkowo muszę powiedzieć Menadżer'om o moim stanie. Nie mogę tego dłużej przed nimi ukrywać. Coraz częściej pytają się mnie o 'witaminy', które zażywam. Dostaję burę za wpadki podczas tańczenia. Dodatkowo przestałem jeść pałeczkami,bo nie mogłem ich utrzymać, ciągle mi wypadały. Wszyscy pytają co się ze mną dzieje i podkreślają jak bardzo się zmieniłem.

Jest jeszcze wcześnie rano. Wstałem przed wszystkimi, szybko się ubrałem i wyszedłem na spacer. Po drodze zadzwoniłem do Menadżer'ów i poprosiłem o spotkanie w pobliskiej kawiarni.

I w ten oto sposób, siedzę teraz w owej kawiarni z kubkiem gorącej czekolady w ręku. Nie czekałem długo. Powiedziałem im że to pilna sprawa, a więc przyszli jak najszybciej.

-MyungSoo-ah co się stało? - zapytał jeden.

-Annyonghaseyo! - przywitałem się - Mam was coś ważnego do powiedzenia. Usiądźcie proszę.

Zajęli swoje miejsca, zamówili po kubku kawy i zaczęliśmy rozmawiać.

-Hyung, potrzebuję kilka dni wolnego.

-Dlaczego? - zapytał drugi Menadżer.

-Muszę udać się do szpitala i zostać trochę. - nic niepowiedzieli, patrzyli tylko na mnie wyczekująco, dlatego kontynuowałem - Mam guza mózgu. - powiedziałem na jednym wydechu.

Ich oczy zrobiły się szerokie jak pięciozłotówki. Spoglądali jeden na drugiego.

-Kim MyungSoo to nie jest śmieszne. - spojrzał na mnie ostro jeden z menadżerów.

-Nie mówisz serio, prawda? - zapytał drugi, z nadzieją w oczach.Chciał potwierdzenia, którego nie mogłem mu dać.

-Chciałbym, hyung. Myśl, że coś rośnie mi w głowie, naprawdęnie jest niczym zabawnym.

-To nie może być prawda. - opadli z długim westchnieniem na oparcia swoich krzeseł.

Opowiedziałem im wszystko dokładnie. Diagnozę i objawy. Zrozumieli, że wszystkie błędy które popełniałem nie wynikały z mojej niezdarności tylko choroby. Było im wstyd za to, że na mnie nakrzyczeli.

Z kawiarni pojechaliśmy prosto do szpitala. Koniecznie chcieli porozmawiać z moim lekarzem. Po drodze poprosiłem ich, żeby nie mówili nic chłopakom, mojej rodzinie i CEO. To się z czasem wyda,ale na razie chcę w spokoju dokończyć trasę i film. Potem mogę nawet umrzeć.


-Dzień dobry, MyungSoo. - przywitał mnie Dr. Park.

-Dzień dobry, doktorze. Nie jestem sam. Czy moi menadżerowie mogę też wejść? Chcą z panem porozmawiać.

-Oczywiście. Od początku byłem przeciwny, żebyś mierzył się z tym wszystkim sam.

Mężczyźni weszli za mną. Usiedliśmy na krzesłach przed biurkiem doktora.

-Jak się czujesz, MyungSoo? - zapytał lekarz.

-Ogólnie nie jest źle. Ale myślę, że mam kolejne objawy.

-Jakie?

-Potykam się o własne nogi i nie mogę utrzymać w ręce długopisu czy pałeczek. A w samolocie leciała mi krew z nosa.

Lekarz się zadumał na chwilę. Bębnił długopisem o blat stołu, co bardzo mnie denerwowało.

-Zrobimy kolejne badania. Musimy sprawdzić jak mocno guz się powiększył. To że nie możesz utrzymać długopisu w ręce może świadczyć o ucisku na inne ośrodki. A krew z nosa... mówiłem,żebyś nie latał samolotem. To objaw wzrostu ciśnienia wewnątrzczaszkowego.

-Aż tak z nim źle? - zapytał menadżer.

-Nie byłoby gdyby zgodził się na operację miesiąc temu.

-Yah! MyungSoo, wiesz o wszystkim od miesiąca i nic nie powiedziałeś?Co jakby coś ci się stało? - krzyczał na mnie drugi.

-Nic się nie stało. Dalej bym nic nie mówił, gdyby nie to, że musiałem przyjechać dzisiaj do szpitala, a nie chciałem o tym mówić chłopakom.

-Ty mały...

-Dobrze spokojnie panowie. Jedziemy na rezonans.


SungYeolPOV

20.10.2015r;Seul, dorm Infinite F

Jest już południe, a MyungSoo jeszcze nie wyszedł ze swojego pokoju.Wiem, że jest zmęczony, ale czy nie przesadza. Powinien coś zjeść. Ileż można spać.

Wstawiam swoje naczynia po drugim już śniadaniu do zlewu i idę do jego pokoju.

Otwieram ostrożnie drzwi w razie gdyby jeszcze spał. Jednak zastaję pusty pokój ze starannie pościelonym łóżkiem. Gdzie on jest? I kiedy wyszedł?

Wchodzę do pomieszczenia i rozglądam się dookoła. Meble i komputer pokryły się kurzem. Długo nas nie było w domu. MyungSoo nie miał czasu niczego używać. Dotykam po kolei książek stojących na półce,ulubione MyungSoo. O, a ta to chyba jest moja? Przesuwam się w stronę biurka. Mój wzrok pada na opakowanie tabletek stojących na nim. Biorę fiolkę w ręce i czytam nazwę *bardzo-skomplikowana-nazwa-laku*. To nie brzmi jak nazwa witamin. Odstawiam ją na miejsce. Gdyby MyungSoo zobaczył, że dotykam jego rzeczy wściekłby się.

Opuszczam pokój.

-O SungYeol. - mówi WooHyun na korytarzu. - MyungSoo jeszcze nie wstał?

-Nie ma go.

-Jak to? - dziwi się hyung i zagląda po pokoju, z którego przed chwilą wyszedłem. - Gdzie on jest?

Wzruszam tylko ramionami na znak niewiedzy.

Słyszymy,że ktoś wchodzi do domu. Szybko się tam udajemy, z nadzieją że to MyungSoo. Jednak to tylko nasz Menadżer.

-O, już nie śpicie.

-Hyung, nie ma MyungSoo. - żali się WooHyun.

-Ach, L-ssi. Musiał lecieć na Jeju w sprawie filmu. Pewnie nawet nie poleci ze wszystkimi do Tajlandii, tylko dotrze później.

-Co takiego? - pytam, na maxa zdenerwowany. Hyung coś kręci. Nie podoba mi się to.

Gdzie jest mój MyungSoo?


MyungSooPOV

20-23.10.2015r;Seul, Szpital

Tak jak przewidziałem, zostałem w szpitalu. Ponownie miałem rezonans głowy,a potem jeszcze scynty...coś tam. W każdym bądź razie leżę teraz w mało przyjemnej sali szpitalne, w gryzącej mnie piżamie.Rany z czego oni je robią?Jestem podłączony do kroplówek i kardiomonitora, choć uważam, że z moim sercem wszystko jest ok.

Gapię się bez sensu w sufit i myślę nad własnym życiem. Spełniłem swoje największe marzenia: zostałem piosenkarzem, wydałem książkę z fotografiami, nagrałem dramę i film. Można by powiedzieć, że jestem spełnionym człowiekiem. Jednak chciałbym osiągnąć jeszcze więcej. Czy powinienem tak myśleć, chcieć więcej? Nie chcę żegnać się jeszcze z życiem, karierą, rodziną i znajomymi. Mi będzie już wszystko obojętne, ale oni, drogie mi osoby, jak dadzą sobie radę?

Moje smutne rozmyślania przerwała pielęgniarka, która przyszła sprawdzić moją kroplówkę. Mogła mieć maksymalnie do trzydziestu lat. Była szczupła i nawet wysoka. Gładko zaczesane włosy chowały się pod czepkiem. Gdy stanęła koło mojego łózka uśmiechnęła się.

-Jak się pan czuje? - zapytała.

-Bez zmian? - powiedziałem niepewnie. - Czy to wszystko jest potrzebne? - wskazałem na kable i rurki - Ja naprawdę czuje się dobrze. A to tylko sprawia, że czuję się gorzej.

-Musimy pana trochę odżywić. Ma pan wyniki na granicy anemii.

-Jak to? Przecież dobrze się odżywiam.

-Ale zażywa pan silne leki, które wyniszczają organizm. Proszę wytrzymać. To wszystko dla pana dobra.

-Wiem. Obiecuję nie narzekać.

Kobieta zniknęła po minucie i znowu zostałem sam. Przejrzałem Instagram'a, inne SNS, a nawet strony informacyjne. Tak się nudziłem.

Z nudów szybko zasnąłem.


Następnego dnia rano, na obchodzie lekarz omówił ze mną moje wyniki.

-Mam dwie wiadomości. - zaczął - Dobrą i złą. Od której zacząć?

Standardowy tekst z dram i filmów. Czy on musi ze mną bawić się w takie gierki?

-Złą poproszę. - odpowiedziałem obojętnie.

-Guz urósł i z całą stanowczością mogę powiedzieć, że to nowotwór złośliwy. Już w tym momencie jest trudny do usunięcia,w grudniu obawiam się będzie już nie operacyjny. - spojrzał na mnie wymownie. - Proszę przygotować się na kolejne niepokojące objawy.

-A dobra.

-Nie ma przerzutów. Co nie koniecznie potrwa długo.

Dobra wiadomość, huh?

-Co pan proponuje?

-Zastosowałbym radioterapię radykalną. Ale oczywiście nie masz wolnych sześciu tygodni? - powiedział z przekąsem.

Nie odezwałem się. Odpowiedź była oczywista. Jutro stąd wyjdę i będę nieosiągalny przez kilka tygodni.

-Tak też myślałem. - odezwał się ponownie lekarz - Rozmawiałem z twoim menadżerem. Jak tylko wrócisz z Tajlandii przyjeżdżasz do nas i zaczynamy leczenie paliatywne. Po skończonej trasie zaczynamy leczenie radykalne, czekamy na choć częściową remisje guza i natychmiast operujemy. Taki mamy plan. Zgadzasz się?

-Mam inne wyjście? Choć nie zrozumiałem połowy z tego co pan do mnie powiedział.


Całą noc myślałem nad słowami lekarza. Nowotwór złośliwy! Złośliwy! Odbijało mi się echem w głowie. Teraz już wiem, że umieram. Lekarz mi tego nie powiedział, ale czy 'guz jest nieoperacyjny' nie jest jednoznaczne?

Rano dostałem wiadomość od SungYeol'a.
„MyungSoo-ah, jak idą zdjęcia do filmu? Dobrze się odżywiasz? Odpowiednio odpoczywasz? Widzimy się na lotnisku czy w hotelu w Tajlandii?Tęsknię :*"

Zapomniałem,że menadżer powiedział im, że jestem na Jeju. Źle mi z tym, że ich oszukuję. Ale wolę, żeby myśleli iż jestem zapracowany, a nie że umieram. To tylko pomoże im przywyknąć do mojej późniejszej nieobecności.

Ze łzami w oczach i ogromnym poczuciem winy odpisałem mojemu najlepszemu przyjacielowi.

Mam się dobrze, hyung. Widzimy się na miejscu. Także tęsknię :*"

Mam lot dwie godziny później niż chłopaki. Skoro już udawać, to z dbałością o najmniejsze szczegóły.


SungYeol POV

23- 24.10.2015r; Bankok, Tajlandia.

Lot bez MyungSoo był dziwny. Co ja mówię, te dwa dni były dziwne. Nie po raz pierwszy nie było go w dorm'ie, bo miał własne zajęcia. Ale tym razem było inaczej. Czułem wewnętrzny niepokój. Coś tu było poważnie nie tak.

Po nie tak długiej drodze do hotelu, byliśmy w swoich pokojach. Zostaliśmy rozlokowani następująco: SungGyu z WooHyun'em, Hoya z DongWoo, ja z SungJung'iem, a MyungSoo z Menadżerami. Zdziwiło mnie to. MyungSoo zazwyczaj był ze mną w pokoju. O co chodzi?

Ustawiłem swoją walizkę w kącie pokoju, zrzuciłem z siebie kurtkę i zacząłem chodzić w tą i z powrotem jak dzikie zwierze w klatce.Dopóki MyungSoo nie zjawi się cały i zdrowy w hotelu, nie uspokoję się.

-Hyung, co się dzieje? - usłyszałem pytanie SungJung'a.

-Nic takiego. Nie przejmuj się mną.

-Martwisz się o MyungSoo hyung'a, prawda?

Zatrzymałem się i spojrzałem na maknee.

-To takie oczywiste?

-Jasne. - podszedł do mnie, wziął mnie za rękę i poprowadził na łóżko.- Odkąd hyung niezapowiedzianie poleciał na Jeju, jesteś cały niespokojny, zaglądasz do jego pokoju i patrzysz na jego puste krzesło przy jedzeniu. - powiedział, gdy usiedliśmy.

Miał rację.

-Z MyungSoo dzieje się coś niedobrego, a ja nie mogę mu pomóc.

-Nie martw się Hyung. Z MyungSoo wszystko będzie dobrze. Gdy będzie potrzebować naszej pomocy, poprosi o nią. Jestem tego pewien.

Obyś miał rację.


-Hyung, MyungSoo już jest w hotelu. - z takim okrzykiem dwie godziny później do pokoju wpadł maknee.

-Naprawdę?! - zerwałem się z łóżka. - Który pokój?

-2301.

Jak strzała pobiegłem na koniec korytarza, do odpowiedniego pokoju. Po tym jak zapukałem, otworzył mi Menadżer.

-SungYeol-ah, potrzebujesz czegoś? - zapytał.

-MyuhgSoo... podobno już... jest. - wysapałem.

-Tak. Właśnie bierze prysznic. Wejdź.

Weszliśmy do pokoju i usiedliśmy na sofie naprzeciwko telewizora, w którym leciały informacje. Fajnie, że nic nie rozumiem.

Po jakiś dziesięciu minutach z łazienki wyszedł MyungSoo. Miał na sobie podkoszulek i spodnie dresowe. Gdy mnie zobaczył, jakby się spłoszył. Szybko sięgnął po wiszącą na krześle nieopodal bluzę. Swoją drogą, nie należącą do niego tylko menadżera. Po co ten wstyd? Nie raz widziałem go w takim ubiorze albo nawet tylko w samym ręczniku wokół bioder. Spojrzałem na niego podejrzliwie.

-SungYeol hyung, nie spodziewałem się ciebie tutaj. - powiedział.

-Widzę, że nie tęskniłeś. - wstałem z sofy i do niego podszedłem.

-Tęskniłem, hyung.

-To dobrze. - uścisnąłem go.

Zdawał się jakiś chudszy i delikatniejszy? Czy on właśnie syknął? Coś go boli? Odsunąłem go na długość ramion i dokładnie przyjrzałem się jego twarzy. Był blady i miał lekko zapadnięte policzki.

-Coś ty tak wychudł?

-Nie prawda. Zdaje ci się hyung. Wszystko jest ok.

Wyswobodził się z mojego uścisku. Pierwszy raz odtrącił moje dłonie. MyungSoo? Podszedł chwiejnym krokiem do sofy i usiadł na niej. Spojrzeli na siebie z menadżerem porozumiewawczo.

-SungYeol, daj mu odpocząć, dopiero przyjechał. Ty też powinieneś wrócić do siebie i nabrać sił.

Czy on mnie właśnie wygania?

Spojrzałem na nich nic nie rozumiejąc. Ale posłusznie udałem się do wyjścia. Zanim zniknąłem za drzwiami jeszcze raz spojrzałem w ich stronę.Coś tu nie gra.

~~ ~ ~ ~ ~ ~ ~
Zostało półtorej godziny do koncertu. Jesteśmy w garderobie i się szykujemy. Część z nas ma zrobiony makijaż i fryzurę, część się już nawet przebrała. Ja wciąż siedzę przed lustrem, nasza makijażystka robi mi ostatnie poprawki. W lustrze widzę jak MyungSoo przebiera się w kącie. Stoi tyłem do mnie, więc nie widzi, że go obserwuję. Zdecydowanie schudł. Spodnie uszyte zaledwie tydzień temu, wiszą mu na tyłku. Będąc w samym podkoszulku odwraca się w moją stronę przodem. I w tym momencie widzę w całej okazałości wielki siniak w zagłębieniu łokcia na jego lewej ręce. Sztywnieję momentalnie. Co mu się stało? Zakłada koszulkę... na długi rękaw? Przecież wszyscy na początek wychodzimy w luźnych strojach i t-shirtach z krótkim rękawem. I o ile pamiętam MyungSoo miał tez przygotowany taki zestaw. Skąd ta nagła zmiana? Co się do jasnej cholery tu dzieje?

Na piętnaście minut przed wejściem na scenę, nadal ma ten siniak przed oczami. Do głowy przychodzi mi niedorzeczna myśl -MyungSoo bierze narkotyki. I biję się z myślami czy zapytać się go o to czy udać, że nic nie widziałem. Problem w tym, że nawet jakbym chciał pogadać z MyungSoo, to go nigdzie nie ma. Cholera!


Wychodzimy na scenę. Pierwsza część przebiega bez większych problemów.Zauważam, że MyungSoo większą część występu trzyma mikrofon w prawej ręce.

Nadchodzi czas na drugi talk z publicznością.

Czas szybko leci i jesteśmy po solowych występach.

Koncert trwa w najlepsze. Fani krzyczą, wiwatują, śpiewają z nami.

Podczas jednej z piosenek MyungSoo upada. Serce podchodzi mi do gardła,jednak zaraz wstaje. I tańczy dalej jakby nigdy nic. Czyli taka norma.

Prawie kończymy. Nadszedł czas na 'Bad'. W połowie piosenki MyungSoo gubi się w choreografii i staje bezradnie na środku sceny. Wskazuję mu odpowiednie miejsce i dalej tańczy bez wpadek.

Już tylko 'Together' i kolejny koncert za nami.


MyungSooPOV

24.10.2015r; Bankok, Tajlandia

Jesteśmy już po koncercie, z powrotem w hotelu. Czyściutki i pachnący siedzę na sofie przed tv. Menadżer przynosi mi tabletki i wodę.

-Proszę. - mówi.

-Dziękuję.

-Jak się czujesz? - pyta.

-Tak sobie.

-Rozważamy z drugim menadżerem usadzenie ciebie na stołku obok Hoya na następnych koncertach.

-Dlaczego? Wszyscy będą pytać co się stało.

-Dzisiaj upadłeś, pomyliłeś kroki i teraz ledwo żyjesz. Musimy cię trochę po oszczędzać. Jeśli zawieziemy cię w takim stanie do dr Park'a, to chyba nam głowy pourywa.

-Hyung, nic mi nie będzie. Będę uważał.

-Ostateczną decyzję powiem ci jutro. Na razie odpoczywaj.

Hyung poszedł do łazienki i zostałem sam. Wiem, że ma rację, ale nie możemy ryzykować. Wytrzymam. Na jutrzejszym koncercie zwiększę swoje skupienie i niczego nie pomylę. A potem znowu poleżę trochę w szpitalu i postawią mnie na nogi, tak żebym przetrwał następne koncerty. A potem operacja i będę jak nowy. Mam nadzieję.


Następnego dnia odkryłem kolejny niepokojący objaw. A mianowicie miałem problem ze staniem. Tak właśnie. Utrzymanie pozycji pionowej sprawiało mi mały problem. Gdy byłem pod prysznicem, na moment moje nogi odmówiły posłuszeństwa i osunąłem się po ścianie do brodzika. I co teraz? Będę musiał siedzieć na reszcie koncertów? Postanowiłem, że nie powiem nic menadżerowi. Może jakoś przetrwam.


No to zaczęło się.
Śpiewamy, tańczymy. Fani krzyczą, piszczą i śpiewają z nami. Dam radę. Dasz radę MyungSoo! Nie dałem się usadzić. Póki jeszcze mogę, chce tańczyć. Teraz rozumiem co czuje Hoya przez cały koncert siedząc na tym cholernym stołku. Mnie sama myśl przyprawiła o ból głowy.

Przerwana talk. Stoję koło SungYeol'a. WooHyun zgrywa podrywacza, a DongWoo próbuje mówić coś w tutejszym języku. Fani piszczą z radości.

Czuję nadchodzący kryzys, miękkie nogi i wirowanie przed oczami. Dlatego też łapię się mojego przyjaciela. Ten spogląda na mnie pytająco,ale nie odtrąca mnie. A ja seryjnie na nim wiszę, walcząc o to żeby nie upaść i nie zrobić wiochy. Tego tylko by brakowało -MyungSoo przewraca się nawet jak stoi. Niezdara. I tak mam już przydomek'niezdary'. Fani wiwatują na nasz widok. Sorry,to nie fanservice, ale nie musicie tego w sumie wiedzieć. Cieszcie się póki macie z czego.


Schodzimy ze sceny. Na ostatnich dwóch schodkach, pomaga mi Menadżer. Łapie mnie pod ramię i prowadzi do garderoby. Tam sadza na krześle, tyłem do reszty. Podaje mi tabletki i wodę. Łykam je szybko i odwracam do chłopaków. Czuję ich badawcze spojrzenia.

-MyungSoo, co się dzieje? - pyta SungYeol.

Wiem,że to pytanie dręczyło go odkąd tu przyjechałem.

-Nic wielkiego. - odpowiadam.

-Proszę, powiedź prawdę. Potykasz się i upadasz. Bierzesz jakieś leki. Na koncercie uwiesiłeś się mojej ręki jakbyś sam nie mógł stać. I ten siniak na ręce. - mówił coraz bardziej zdenerwowany i gestykuluje rękami.

-Jaki siniak? - zainteresował się lider Gyu. - MyungSoo, o czym on mówi?

Zabrakło mi słów. Skąd Yeol wie o siniaku? Odruchowo łapię się za rękę.

-MyungSoo? - powiedział groźnie Gyu hyung.

-Chłopaki dajcie już spokój. Idźcie się przebrać i jedziemy do hotelu.

-Hyung, ty coś wiesz. - powiedział WooHyun - Powiedz nam prawdę.

-Chłopaki...

-Hyung, proszę. - SungJung zrobił swoja słodką minkę, która zawsze działała na menadżera.

-Prawda jest taka, że... - zaczął.

-Nie! - wstałem z krzesła i złapałem go za rękę - Proszę,nie. - spojrzałem na niego zbolałym wzrokiem. Dlaczego mi to robisz? Przecież wszystko ustaliliśmy.

-Spokojnie, MyungSoo. Siadaj. - popchnął mnie z powrotem na krzesło.- MyungSoo ma... - zaczął powoli - ...ma anemię.

Huh? Anemię?

-Anemię? - zdziwił się SungYeol.

-Tak, jest osłabiony i przyjmuje żelazo.

-A ten siniak, o którym wspomniał SungYeol? - zapytał Hoya.

-Będąc na Jeju, dostawał kroplówki wzmacniające.

Menadżer kłamał w bardzo wiarygodny sposób. Chłopaki kupili bajeczkę o anemii. Kiedy hyung o tym wszystkim pomyślał?

-MyungSoo, musisz bardziej o siebie dbać. Nie chcę cię znowu zawozić do szpitala. - powiedział DongWoo.

-Zajmiemy się nim. Nie martwcie się i idźcie się przebrać. Zaraz jedziemy do hotelu. - zarządził menadżer.

Pomrukując słowa niezadowolenia, posłusznie rozeszli się i przebrali.


26.10- 5.11.2015r; Seul

Prosto z lotniska pojechaliśmy do szpitala. Jeden z menadżerów zapakował chłopaków do van'a, drugi wcisnął im bajkę o tym jak to zaginęła moja walizka i muszę zostać dłużej na lotnisku. Gdy chłopaki odjechali, ja z drugim menadżerem, taksówką pojechaliśmy do dr Park'a.

-Jak się masz, MyungSoo? - zapytał, u siebie w gabinecie.

-Jakoś się trzymam. - odpowiadam obojętnie.

Jestem zmęczony lotem, swoim stanem i tymi wszystkimi kłamstwami.

-Zaczynamy dzisiaj planowanie radioterapii. - zaczął - Na początek czekają cię kolejne badania i sceny jak z filmu sci-fic. Wszystko ci powoli wytłumaczę.

Zaczynałem się bać. Z każdym jego słowem, wiedziałem coraz mniej. Nic nie rozumiałem. Coraz boleśniej do mnie docierało, że jestem chory i nie tak łatwo się z tego wywinę.

Przechodziłem z jednego pomieszczenia do drugiego. Kładłem się na różnych stołach do badania. Jeździłem na różnych wózkach. Tak mnie męczyli przez około trzy godziny.

Po tym czasie wróciłem do gabinetu dr Park'a.

-Na dzisiaj to koniec. Możesz wrócić do domu. Zapraszam jutro na dziesiątą. Będziemy kontynuować z planem leczenia. - powiedział na odchodne.


Wszedłem do dorm'u ciągnąc swoją 'zagubioną' walizkę. Byłem kompletnie bez sił. W korytarzu spotkałem WooHyun hyung'a.

-MyungSoo, w końcu jesteś.

-Witaj, hyung.

Postawiłem bagaż na środku pokoju i podszedłem do sofy w salonie. Opadłem na nią z westchnieniem.

-Wyglądasz na zmęczonego. Co za nieodpowiedzialni ludzie pracują w tych liniach lotniczych, że zgubili twoją walizkę. - pokręcił z niezadowoleniem głową. - Jesteś pewnie głodny. Zaraz coś ci zrobię.

-Dziękuję, hyung.

Nie doczekałem się na jedzenie. Zasnąłem w salonie.


Obudziłem się kilka godzin później, w swoim pokoju. Głowa mi pękała.Poczułem, że ktoś trzyma mnie za rękę. Spojrzałem w stronę brzegu łózka. To SungYeol. Trzymał moją dłoń w swojej i spał,siedząc na podłodze.

SungYeol, hyung. Tak za tobą tęskniłem. Chciałbym z tobą porozmawiać.Jest mi tak ciężko.

Poczułem łzy na policzkach. Szybko starłem je drugą ręką. W tym momencie SungYeol otworzył oczy.

-MyungSoo-ah, obudziłeś się.- ziewnął i przetarł oczy wolną dłonią. Jakiż on słodki.- Jak się czujesz?

-Dobrze, hyung. - poklepałem go po ręce, którą ścisnął mocniej.- Wejdź na łóżko, na podłodze musi być zimno.

Posłusznie wstał i usiadł obok mnie. Przytuliłem się do niego jak za starych czasów. Przez te kilka tygodnie oddaliliśmy się od siebie. Będąc w trasie nie mieliśmy dla siebie czasu. Gdy byliśmy w Seulu, ja leżałem w szpitalu. Tyle chciałbym ci powiedzieć, przyjacielu. W razie gdyby coś się nie udało, będzie mi go brakować. Poczułem, że znowu płaczę. Nie chciałem, żeby to zobaczył, więc wtuliłem się w jego klatkę piersiową jeszcze bardziej. Jednak nie udało mi się powstrzymać cichego szlochu.

-MyungSoo, co się stało? Dlaczego płaczesz? - podniósł moją głowę, za brodę, zmuszając mnie tym samym, żebym na niego spojrzał.

-Nie daję rady, hyung. Za dużo się dzieje.

Nie starałem się nawet powstrzymywać łez. Płakałem, a hyung mnie do siebie tuli i gładził po plecach, powtarzając 'wszystko będzie dobrze'. Już nie pytał co się dzieje. Wiedział, że to czego mi teraz trzeba to ciepło bliskiej mi osoby, a nie tona pytań, na które i tak nie mogę odpowiedzieć.

Hyung został ze mną na noc. Spaliśmy przytulenie do siebie, jakkolwiek to brzmi i wygląda.


Następnego dnia menadżer zabrał chłopaków do kina, restauracji i na spacer. Dzień był już chłodnawy, ale nadal piękny. Chłopcy mieli się zrelaksować pomiędzy koncertami. Dawno nie mieli czasu, żeby wyjść razem nie w celu pracy, a zwykłej przyjacielskiej rozrywki. Ja oczywiście zostałem w domu, żeby'odpoczywać'. SungYeol nie wspomniał słowem o wczorajszym wieczorze. Czekał na moją chęć zwierzenia się. On tak dobrze mnie zna.

Punkt dziesiąta zjawiłem się u dr Park'a. Miał już wszystko przygotowane, więc od razu pojawiła się pielęgniarka z wózkiem i pojechaliśmy do pomieszczenia z symulatorem, cokolwiek to jest.Ułożyli mnie na jakimś stole, popodkładali jakieś kolorowe pianki i kazali leżeć nieruchomo. Mało to wygodne było. Po kilku minutach mnie zwolnili i pielęgniarka przewiozła mnie do pokoju naprzeciwko. Na drzwiach było napisane 'modelarnia'. Boże,gdzie ja jestem? I znowu, stół,kolorowe pianki. W pewnym monecie na mojej twarzy wylądowało jakieś ciepłe coś. Potem zostało mi wyjaśnione, że to tzw. maska, która jest koniecznym unieruchomieniem. Dobrze, że nie ma klaustrofobii. Po tym wszystkim położyli mnie na sali i podłączyli kroplówkę.Doktor powiedział, że mam złe wyniki i muszą mi wyrównać elektrolity, czy jakoś tak.


Wróciłem do domu około szesnastej, zanim chłopaki wrócili. Oficjalna wersja był taka, że cały dzień byłem w domu i odpoczywałem w łóżku.

Gdy tylko weszli do dorm'u i zdjęli buty, wpadli do mojego pokoju.

-Hyung, jak się masz? Nudziłeś się bez nas prawda? - zapytał rozpromieniony SungJung.

-Im więcej odpoczywam, tym bardziej zmęczony jestem. Robi się zemnie leń. - próbowałem żartować - I tak, nudziłem się sam.

-Korzystaj póki możesz. Menadżerowie nie zawsze są tacy łaskawi.- powiedział WooHyun hyung.

-Może zrobimy coś razem. - zaproponował SungYeol. - Przyjdziemy wszyscy do twojego pokoju i obejrzymy film. Co wy na to?

Wszyscy zgodnie przystaliśmy na jego pomysł. Chłopaki przynieśli laptopa i przekąski. Potem w cała czwórkę z ciśnęliśmy się na łóżku i oglądaliśmy filmy do późnej nocy.


Przez kilka kolejnych dni jeździłem do szpitala. Dostawałem masę kroplówek i jakiś tabletek. Spędzałem kilka chwili na radioterapii i wracałem do domu. Menadżer powiedział chłopakom,że jeżdżę do szpitala leczyć się na anemię. Wymyślił jakąś straszną odmianę choroby, której mogły odpowiadać widziane przez nich objawy i zwykle żelazo nie pomagało. Łyknęli to. Ale SungYeol był coraz bardziej podejrzliwy.


Trzecioosobowy narrator

16.11.2015r;Seul, Szpital

Infinite szczęśliwie odbyło koncerty w Filipinach, Singapurze i Indonezji.

Stan MyungSoo nie poprawiał się. Był dni kiedy czuł się lepiej,innego już gorzej. Będąc w Singapurze nawet zemdlał, co już dawno mu się nie zdarzało. W takich momentach zastanawiał się 'Dlaczego to całe leczenie nie działa?' Wrócił do Korei i przyjechał do szpitala.

Czeka właśnie w poczekalni na swoją wizytę.

Dziwnie się czuje. Dźwięki szpitalnego korytarza wydają mu się jakieś przytłumione, wzrok ma przysnuty przez mgłę. I momentami nie wie gdzie jest. Ma typowe objawy zaburzenia świadomości.

Pielęgniarka wzywa go do gabinetu. Podnoszą się z menadżerem ze swoich siedzeń i w tym momencie MyungSoo pada na podłogę wstrząsany drgawkami. Przerażony menadżer klęka obok niego i krzyczy jego imię. Nie wie co ma robić. Po chwili pojawia się lekarz, zawołany przez pielęgniarkę. Kobieta podtrzymuje MyungSoo głowę. To wszystko trwa około trzech minut, po czym MyungSoo z chrapliwym oddechem przestaje się ruszać. Lekarz zagląda w jego oczy.

-To był napad padaczkowy. - wyrokuje dr Park.

Przybiegają sanitariusze z noszami i zabierają MyungSoo na ostry dyżur. Tam zostaje podpięty do kardiomonitora i pulsokstmetru.

-Co się stało? - pyta menadżer lekarza, gdy są już na korytarzu.

MyungSoo śpi w sali i jego stan jest stabilny.

-Tak jak powiedziałem, chłopak miał napad padaczkowy. Typowy objaw guza mózgu. - mówi poważnie dr Park.

-Ale dlaczego? Do tej pory to mu się nie zdarzało.

-Jego choroba postępuje, a MyungSoo się nie oszczędza. Jego stan jest teraz poważny.

-Co z ostatnim koncertem? W piątek wylatujemy do Chin.

-Nie mogę go wypuścić w takim stanie. Potrzebuje szybkiego leczenia. Operacji i radioterapii.

-On się na to nie zgodzi.


MyungSooPOV

16- 20.11.2015r; Seul, Szpital.

Obudziłem się w jasnej sali i nie pamiętałem co się stało. Siedziałem przecież w poczekalni i miałem wejść do gabinetu doktora. Co ja tu robię? Co się stało? Rozejrzałem się dookoła i zauważyłem menadżera drzemiącego na krześle obok łóżka.

-Hyung. - zacząłem.

Ocknął się szybciej niż przewidywałem.

-O, MyungSoo-ah. Ocknąłeś się. - przysunął się bliżej mnie. -Jak się czujesz? - przetarł zaspane oczy.

-Co się stało, hyung?

-Miałeś napad padaczkowy, czy jakoś tak. A potem straciłeś przytomność i spałeś ponad godzinę.

Zamyśliłem się. 'Napad padaczkowy' brzmi groźnie. Co jeśli jest ze mną gorzej niż przypuszczałem? Może do tej pory dawałem radę dzięki jakiejś magicznej sile woli, a wcale dobrze się nie czułem?Oszukiwałem sam siebie? Co jeśli jeszcze dziś tu umrę i pozostawię niedokończone sprawy? Co z trasą? Został tylko jeden koncert. Co z moimi bliskimi? Czy mogę odejść nawet nie żegnając się z nimi?

Do sali wszedł dr Park. Od razu podszedł do mojego łózka. Jego mina nie wróżyła niczego dobrego.

-Musimy sobie poważnie porozmawiać. Czy zdarzało ci się, że traciłeś jakby siłę w nogach i upadałeś? - zapytał.

-Skąd...

-Tak też myślałem. To nie był twój pierwszy w takim razie atak padaczkowy. Wcześniejsze nie były po prostu tak poważne. Zrobimy ci kolejny rezonans i jeszcze dzisiaj otrzymasz kolejną frakcje radioterapii.

-Źle ze mną panie doktorze? - zapytałem z nadzieją, że zaprzeczy.

-MyungSoo nie będę cię oszukiwać, teraz zaczyna się prawdziwa walka.

Po tych słowach wyszedł zostawiając mnie z milionem pytań i toną obaw. Zamknąłem oczy i zacząłem cicho płakać. Usłyszałem jak menadżer też wychodzi. Zostałem sam, w kompletnej rozsypce.

Niech ktoś mnie uratuje!

~~ ~ ~ ~ ~ ~

-MyungSoo, nie mogę wypuścić cię w takim stanie! - krzyczał na mnie lekarz.

Zostały trzy godziny do wylotu do Chin. Nie mogę odpuścić tego koncertu. Muszę pozałatwiać wszystko do końca, w razie gdyby coś się nie udało. Mam wrażenie, że jeżeli ten koncert zakończy się sukcesem, ja także przetrwam i będzie już tylko lepiej.

-Panie doktorze, ale ja muszę. Obiecuję, że będę siedział na koncercie, to zmniejszy mój wysiłek. Proszę.

-W tym momencie, sam lot do Chin może cię zabić. Bierzesz już największą dawkę leków na obniżenie ciśnienia, a teraz dodatkowo środki na padaczkę. Nie możesz lecieć.

Nasza walka na słowa trwała dobre pół godziny. Każdy z nas wysuwał swoje argumenty. Ja o tym jak to muszę wszystko skończyć, żeby później niczego nie żałować. Doktor zaś same aspekty medyczne, przy czym jego główną kartą przetargową była śmierć.

-Panie doktorze, żyję z tym wyrokiem od kilku miesięcy. Nie robi on na mnie już wrażenia, naprawdę. - powiedziałem uparcie.

-To może zróbmy tak. - odezwał się menadżer. Nawet nie wiedziałem kiedy wszedł do gabinetu. Do tej pory się nie odzywał. - Niech pan leci z nami. Będzie miał pan wszystko pod kontrolą. Ma pan jakieś znajomości w szpitalu w Szanghaju? Tak na wszelki wypadek.

Przez kilka chwil patrzyliśmy po sobie, nie wiedząc co powiedzieć.Doktor zostawił nas na środku swojego gabinetu i poszedł wykonać kilka telefonów.

-Dobrze. Lecę z wami.

-No i ustalone. - powiedział menadżer - Idziemy się ubierać MyungSoo, nie wiele czasu zostało.

-Moment. - złapałem za rękę wychodzącego menadżera - Wszystko super, tylko co powiemy chłopakom? Jak przedstawimy im pana doktora?

-Spokojnie. Polecimy tym samym samolotem i wynajmę pokój niedaleko twojego, ale będę trzymał się na uboczu. Nikt nie musi o mnie wiedzieć. - powiedział lekarz.

-No widzisz. Idziemy. - przytaknął menadżer.


Godzinę później dojeżdżałem do lotniska. Dr Park jechał swoim samochodem za nami. Przy wejściu do budynku mrugną tylko do mnie i wyprzedził nas. Po kilku chwilach dojechali chłopaki i zaczął się armagedon.

Jeden przez drugiego pytali się jak się czuję, ściskali i mówili jak to za mną tęsknili.

-Źle wyglądasz MyungSoo. - powiedział WooHyun.

-Musisz na siebie uważać. - dodał Hoya.

-Będę miał cię na oku. - zagroził DongWoo.

-Poza koniecznym wysiłkiem nie ruszasz palcem i odpoczywasz. Na pewno wszyscy się ze mną zgodzą. - powiedział lider z całym swoim liderowskim majestatem.

-Hyung, będę się tobą opiekował, dobrze? - powiedział maknee, przytulając się jeszcze raz.

-Dobrze SungJung.

-Dobrze widzieć cię z powrotem. - powiedział smutno SungYeol, stając przy moim boku i nie opuszczając go przez całą drogę do samolotu, w samolocie i hotelu.


Trzecioosobowy narrator

21.11.2015r; Szanghaj, Chiny.

-Chłopcy muszę wam coś powiedzieć. - zaczął menadżer wchodząc do garderoby INFINITE.

Wszyscy się na niego spojrzeli. Zostało pół godziny do występu, a menadżer z taką poważną miną chce im coś ogłosić. O co może chodzić?

-Na dzisiejszym koncercie tańczycie w pięciu. - kontynuował - Hoya i MyungSoo będą siedzieć.

-Dlaczego? - zapytał zszokowany SyungGyu. Jako lider czuł się urażony, że nic nie wiem i nikt z nim niczego nie skonsultował. -Hoya rozumiem. Ale MyungSoo.

-Właśnie, też chciałbym znać powód. - powiedział Hoya, a reszta mu zawtórowała.

-Zalecenie lekarza. - powiedział wymijająco mężczyzna.

-MyungSoo, zgadzasz się z tym? Co się dzieje? - zapytał Yeol,skupiając swoją całą uwagę na siedzącym cicho przyjacielu.

MyungSoo nie wiedział co odpowiedzieć. Nie chciał ich znowu oszukiwać. Wolał milczeć.

-Hyung, źle się czujesz? - SungJung podszedł do Myungsoo i dotknął jego ramienia.

-Jest osłabiony. Musimy na niego uważać. Wiemy co się działo na ostatnich koncertach. - powiedział szybko menadżer, aby uciąć inne pytania.

-To po co był te kilka dni w szpitalu? - nie dawał za wygraną Yeol. Jego cierpliwość się kończyła.

-SungYeol daj spokój. Nie zawsze można wyzdrowieć tak szybko jak by się chciało.

Po tych słowach menadżera już nikt się nie odezwał. Chłopcy zadumali się na ta wypowiedzią. Mieli dziwne poczucie, że coś jest nie tak, jednak szybko ta myśl im wyparowała. Oprócz SungYeol'a. Chłopak poczuł ogromny niepokój w sercu i miał złe przeczucia. Nie chciał nawet wychodzić na scenę. W tym momencie ukazywała mu się jako koniec czegoś. A nie chciał żeby owo 'coś'się skończyło.


Wyszli na scenę. Hoya siedział na jednym brzegu sceny, a MyungSoo na drugim. Zaśpiewali pierwsze piosenki. Przedstawili się ładnie po chińsku i posłodzili pięknymi komplementami zgromadzony tam fanom.

MyungSoo siedział tam kompletnie rozkojarzony, włączał się tylko na swoje części.

Koncert powoli dobiegał końca. Chłopcy wstali i ustawili się do zaśpiewania 'Together'.

Tłum śpiewał razem z nimi. Wszyscy się popłakali. Jedni dlatego, że piosenka taki miała klimat. Inni, bo z natury wrażliwi są. MyungSoo zaś zrozumiał, że to w końcu koniec. Nie musi już udawać i kłamać. Może się poddać. Wypełnił swoje zadanie. Zakończył trasę koncertową. Nawet na koniec dał z siebie wszystko.

Kłaniają się i wśród wiwatów widowni schodzą ze sceny. Są na schodkach.

To już koniec. Nie muszę już walczyć."- myśli MyungSoo i leci bezwładnie na SungYeol'a, który jest przednim.

Yeol nie rozumie co się dzieje i łapie przyjaciela.

-MyungSoo? - mówi.

Chłopak nie odpowiada. Jego ciało jest ciężkie i nieruchome. Jednak na jego twarzy widoczny jest uśmiech.

-MyungSoo! - krzyczy głośniej.

Bez odpowiedzi.

Zbiega się reszta chłopaków. Bez zbędnych pytań pomagają SungYeol'owi zanieść MyungSoo na kanapę w garderobie. Otaczają mebel dookoła i przyglądają się nieprzytomnemu chłopakowi. Menadżer dzwoni do Dr Park'a, który jest w hotelu. Mężczyzna natychmiast stawia pobliski szpital na nogi i udaje się do sali koncertowej.

-Hyung, on nie oddycha! - krzyczy przerażony SungYeol, w sumie nie wiadomo do kogo.

-Przesuńcie się. - menadżer dopada MyungSoo, przeciskając się przez resztę zespołu.

Chłopaki rozstępują się jak rażeni prądem. SungJung przytulił się do Woohyun'a i obaj maja łzy w oczach. SungGyu staje obok menadżera i stara się jakoś pomóc. DongWoo i Hoya patrzą na wszystko z przerażeniem.

-MyungSoo! - SungYeol zaczyna dramatycznie potrząsać MyungSoo -Otwórz oczy! Co się dzieje?! - płacze na całego.

Dociera do niego jak naiwnie dał się oszukać. Anemia, jasne. Od tego się nie umiera. Już opłakuje stratę przyjaciela. Nie myśli racjonalnie. Wszystko co teraz widzi to nieruchome ciało MyungSoo. Potrząsa nim jak w transie i woła, aby się obudził. Żeby nie zostawiał go tu samego.

Dr Park zjawia się na miejscu. Szybko podchodzi do MyungSoo i ocenia jego stan.

-Zabierzcie go. Przeszkadza mi. - mówi o SungYeol'u, który za wszelką cenę chce być przy MyungSoo i go obudzić, potrząsając nim.

DongWoo i Hoya, próbują go odciągnąć, ale on z nimi walczy.

-Nie! Muszę być przy nim! Do tego pory był sam! Zawiodłem go! -SungYeol krzyczy rozpaczliwie.

-Zawiadomiłem tutejszy szpital. Zabieramy go tam. - mówi lekarz.

SungGyu wraz z menadżerem biorą MyungSoo, jeden pod pachy, drugi za nogi i wynoszą go do samochodu dr Park'a. Lekarz idzie przed nimi. Lider wsiada do pojazdu i kładzie głowę MyungSoo na swoich kolanach.Lekarz na nic nie zważa i w momencie kiedy Gyu zamyka drzwi, ten rusza z piskiem opon. Reszta ładuje się do wana i rusza za nimi.

Po szaleńczej, parominutowej jeździe, slalomem przez zakorkowane ulice Szanghaju, są na miejscu. Przed szpitalem czeka na nich już zespół ratowników, pielęgniarek i lekarzy na czele z Dr Li Zin Ki, starym znajomym Dr Park'a. Dr Li zapoznał się z historią choroby MyungSoo i jako, że jest najlepszym w całej Azji neurochirurgiem zaproponował operację. Nie przypuszczał tylko, że tak szybko będzie musiał ją przeprowadzić. Dr Park'a po koncercie miał o tym powiedzieć piosenkarzowi, lecz nie zdążył.

MyungSoo od razu trafia na stół operacyjny. Lekarze zgodnie twierdz, że nie ma na co czekać. Już za długo to wszystko przeciągnęło się w czasie i teraz to jest walka o cud.

Zespół i menadżerowie czekają przed salą operacyjną. Zabieg trwa już od dwóch godzin. Do tej pory nikt nie odważył się zapytać co się właściwie dzieje. Dla nich to nadal był jak dramatyczny film. SungYeol nadal łkał, ale był już znacznie spokojniejszy. Jednak nie obyło się bez środka uspokajającego, zaaplikowanego przez Dr Li, po tym jak chciał wtargnąć na sale operacyjną. Teraz kiwa się w tę i z powrotem na krześle, obgryzając paznokcie.

-Hyung, co jest MyungSoo? - pyta lider Gyu menadżera.

Siedzi obok niego i w końcu jest najstarszy, powinien w ten sposób się zachowywać. WooHyun uczepił się jego ramienia i ssie kciuk jak małe dziecko.

-Teraz już chyba mogę powiedzieć. - wzdycha menadżer - MyunSoo,wybacz mi. - szepcze cicho. Nabiera dużo powietrza i mówi na wydechu. - MyungSoo ma guza mózgu.

Gyu wciąga głośno powietrze. WooHyun przy jego ramieniu sztywnieje momentalnie. SungJung mdleje i zostaje złapany przez DongWoo. SungYeol upada z krzesła na kolana, zaczyna znowu głośno rozpaczać i uderzać pięściami o zimną posadzkę. Hoya chcę go pocieszyć,ale tylko kilka razy obrywa.


Po pięciu godzinach operacja się kończy. SungJung w tym czasie doszedł do siebie, a SungYeol musiał mieć opatrzoną rękę, po tym jak porozcinał sobie kłykcie od nieustannego tłuczenia nimi o podłogę. Ośmiu mężczyzn na widok dr Park'a i Li podnoszą się z krzeseł stojących pod ścianą.

-Nie zdążyliśmy. - mówi dr Park.

Ze zgromadzonych tam uchodzi życie.


*

*

*

*

Pół roku później

-MyungSoo-ah, to znowu SungYeol. Jak się dzisiaj masz? Już tyle czasu minęło, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć. Odwiedzam cię codziennie, bo dni bez ciebie obok są takie dziwne. Fani ciągle o ciebie pytają. W dorm'ie panuje grobowa cisza. Wszystko jest nie tak jak powinno. Wróć do nas. - głos SungYeol'a się załamał.

-Dzisiaj też pan przyszedł. - stwierdza pielęgniarka, podchodząc do łóżka MyungSoo.

SungYeol podnosi głowę i spogląda na nią. Wzrokiem pełnym bólu i smutku.

-Dlaczego on się nie budzi? - pyta cicho.

-Widać potrzebuje czasu, żeby odpocząć. - kobieta lekko się uśmiecha - Jego stan jest stabilny. Może otworzyć oczy w każdej chwili.

To samo powtarzają lekarze od pół roku i to samo powiedział lekarz po operacji.


-Nie zdążyliśmy. - powiedział dr Park.

W tym momencie uszło życie ze stojących sam osób. SungJung znowu zemdlał, a SungYeol jak w transie powtarzał 'To nie możliwe'.

-Jak to? Co się stało? To nie możliwe. - powiedział zdenerwowany menadżer.

-Usunęliśmy prawie całego guza. - zaczął dr Li - To co zostało będziemy musieli poddać dalszej radioterapii.

-Nie rozumiem. - powiedział menadżer.

-Nie chcieliśmy mu uszkodzić ośrodka ruchu, na którym miał nacieki. Dlatego musieliśmy zostawić część zmienionej tkanki. Ale spokojnie to da się leczyć zewnętrznie.

-Ale MyungSoo... Powiedział pan, że nie zdążyliśmy... - ocknął się SungYeol.

-Częste napady padaczkowe spowodowały uszkodzenie niektórych neuronów. - wyjaśnił dr Park.

-MyungSoo jest w śpiączce. - dodał dr Li.

-MyungSoo... żyje. - powiedział niepewnie SungYeol.

-Tak. Jego stan jest stabilny. Potrzebuje tylko czasu, żeby odpocząć i się obudzić.

Z takimi słowami zostawił ich lekarz przed salą operacyjną. Upadli gdzie stali, nie mając sił w nogach i z głębokim westchnieniem. Przez moment myśleli, że go stracili. Ale nie. MyungSoo żyje!


SungYeol spojrzał na bladą twarz przyjaciele. Nie różniła się wiele od pościeli na której leżał. Ujął jego dłoń. Była ciepła. To podtrzymywało SungYeol'a przy życiu, ciepło dłoni MyungSoo. To dawało mu nadzieję, że otworzy niedługo oczy uśmiechnie się do niego i wszystko będzie już dobrze.

-Dzisiaj urodziny Gyu hyung'a. Niedługo przyjdzie reszta chłopaków. Zrobimy małą imprezę, tak jak na twoje urodziny. Co ty na to? -mówił dalej Yeol.

Lekarz powiedział, że MyungSoo wszystko słyszy i dzięki temu szybciej się obudzi. SungYeol się nie poddawał. Chciał mieć swojego przyjaciela z powrotem.

-Pamiętasz jak w twoje urodziny wysmarowaliśmy cię tortem? Mam zdjęcia. Kiedyś ci pokażę, a wtedy pewnie będziesz na nas zły. Najwięcej do tego przyłożył ręki lider-nim. Zemszczę się za ciebie dzisiaj. Obiecuję.

-Już jesteśmy. - usłyszał głos WooHyun'a wchodzącego do sali.

Zanim do pokoju wtoczyła się reszta chłopaków, obładowana balonami, prezentami i tortem.

-To robimy imprezę. - zatarł ręce uradowany DongWoo.

-Tylko spokojnie chłopaki. Żebyśmy nie dostali ochrzanu jak przy urodzinach WooHyun'a. - ostrzegł Gyu.

-Boisz się, że znowu będziesz musiał ściany myć? - zażartował Hoya.

-Hey, jestem jubilatem. WooHyun też nie mył. - oburzył się lider.

-Dobra, dotarło. - SungYeol wstał z krzesła, na którym siedział.- Zaczynamy.

Chłopaki pozawieszali balony na wszystkich możliwych haczykach i pokrętłach aparatury. Postawili tort na stole przed MyungSoo. Pozakładali papierowe czapeczki na głowy. SungYeol delikatnie nałożył czapkę przyjacielowi. Zapalili świeczki na cieście i zaczęli śpiewać sto lat.

-Segil chuka hamnida. Segil chuka hamnida....

-Niech żyje nasz lider, wohooo! - zawołali.

-Dziękuję chłopaki. - powiedział Gyu.

-Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki. - powiedział DongWoo.

SungGyu spojrzał najpierw na tort potem na śpiącego MyungSoo. Złożył ręce jak do modlitwy i w myślach żarliwie powtórzył kilka razy swoje życzenie. Nie prosił o nic dla siebie. Pragnął jednego -odzyskać MyungSoo. Zdmuchnął świeczki.

-Czas na zdjęcie. - powiedział podekscytowany maknee.

-Ok. Ustawmy się wokół łóżka.

Tak też zrobili. Aparat ustawili na stoliku, obok tortu i włączyli samo wyzwalacz.

-Wszyscy mówimy MyungSoo. - powiedział SungYeol.

-MyungSoo! - zawołali razem.

Błysk flsza → zdjęcie gotowe. Kolejne z serii 'urodziny w szpitalu'.Podobne mają z urodzin WooHyun'a, MyungSoo i Hoyi.

WooHyun stał najbliżej tortu i wykorzystując moment zaskoczenia, nabrał trochę masy na place i wysmarował policzek Gyu. Po nim każdy z chłopaków robił to samo, a lider nawet nie protestował. Nadeszła pora SungYeol'a.

-To od MyungSoo. - powiedział z ręką przy twarzy SungGyu.

-Sam chcę to zrobić, hyung. - usłyszeli czyjś cichy głos.

Ręka zamarła w połowie drogi do twarzy Gyu. Wszyscy spojrzeli w stroną, z której dochodził głos. Zobaczyli MyungSoo z otwartymi oczami i uśmiechającego się. W ręce trzymał kawałek ciasta gotowy, aby użyć go w każdej chwili.


KONIEC

*********************************************************************************************

MyungSoo to mój ulubiony członek INFINITE więc nie mogłam go uśmiercić ;)

Podobało się?




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top