2
-Trzy lata, to bardzo długo... -Przeciągnął chłopak. -Nawet nie wiem kiedy to zleciało. -Parsknęłam śmiechem.
-Ruggero, na poważnie proszę. -Spojrzałam na niego z politowaniem.
-Dobra, ciągle jesteś taka niecierpliwa. Gdy wyjechałem, chciałem się odezwać, uwierz mi. Tylko za każdym razem kiedy próbowałem napisać, coś mnie hamowało. Bardzo bolało mi to, że jesteśmy tak daleko od siebie i uznałem, że lepiej będzie jak po prostu się wycofam. -Uznał patrząc ślepo przed siebie.
-Dlaczego wróciłeś? -Miałam łzy w oczach, na myśl o tych trzech pustych latach.
-Moja mama zmarła, teraz jest mi już wszystko jedno. -Odezwał się bez żadnej emocji, chociaż znałam go na tyle dobrze, żeby widzieć ból w jego oczach. A może w ogóle go nie znam? To nie jest ten sam Ruggero Pasquarelli co kiedyś. Chciałam cos powiedzieć, gdy nagle podjechała laweta. -Idź już. -Powiedział, widocznie nie chciał abym ponosiła jakiekolwiek koszty przez ten nie szczęśliwy wypadek. Bez pożegnania odeszłam, do domu miałam zaledwie dziesięć minut. U progu drzwi powitał mnie mój chłopak.
-Martwiłem się. -Powiedział kiedy zdjęłam buty.
-Przepraszam, spotkałam moją koleżankę z gimnazjum i trochę się zagadałyśmy. -Uśmiechnęłam się w jego stronę, po czym delikatnie pocałowałam go w usta, gdy weszłam do salonu, zobaczyłam nakryty stół z kolacją i świecami.
-Z jakiej to okazji? -Zdziwiłam się.
-Bez okazji. -Odsunął mi krzesło, dając do zrozumienia abym usiadła.
Ruggero Pasquarelli
Zrezygnowany i zmęczony chciałem wrócić do domu i pewnie wróciłbym gdyby coś nie podkusiło mnie do wejścia do baru. Usiadłem przy ladzie i zamówiłem piwo. Czułem czyjś wzrok na sobie, jakiś mężczyzna obok cały czas mi się przyglądał, w końcu i ja odważyłem się spojrzeć na niego.
-Zastanawiałem się czy to ty. -Zobaczyłem szeroki uśmiech Agustina.
-Ja też nie byłem przekonany. -Uśmiechnąłem się i przybiłem kufel mojego piwa, o jego.
-Nie będę się pytał po co i dlaczego wróciłeś i dlaczego się nie odzywałeś, wszystko wiem. Przykro mi. -Upił łyk trunku i ponownie spojrzał na mnie.
-Wiem, dlaczego z tobą najlepiej się dogadywałem. -Parsknąłem śmiechem.
-Gdzie teraz mieszkasz? -Spytał.
-U Michael'a. -Odpowiedziałem. -Nie jest źle, ale muszę już lecieć. -Powiedziałem i zebrałem się do wyjścia. -Musimy się spotkać. -Pożegnałem się z przyjacielem i wyszedłem z baru.
Agustin Bernasconi
Po jakiś trzydziestu minutach odkąd Rugge wyszedł, ja również postanowiłem się zebrać. Wracałem zimną nocą na piechotę do domu, od którego dzieliło mi kilka przecznic. Przez chwile poczułem się jak nastolatek wracający z imprezy, mijałem ulicami pijanych ludzi, ja sam nie byłem do końca trzeźwy. Gdy otarłem się o niską brunetkę, nie zawahałem się jej zatrzymać.
-Caro. -Powiedziałem pół szeptem.
-Agustin? -Widziałem nienawiść w jej oczach.
-Możemy pogadać? -Spytałem nie pewnie, i w sumie była to jedna z gorszych decyzji w moim życiu, gdyż po tym pytaniu dziewczyna wymierzyła mi cios z otwartej ręki. Poczułem silne pieczenie na policzku.
-Tyle mam ci do powiedzenia. -Dodała i zniknęła w tłumie ludzi, straciłem ją.
Następny dzień
Michael Ronda
Obudziłem się około piątej tzrydzieści, ostatnio nie mogę spać. Może to lekko dziwne, ale o szóstej postanowiłem pójśc na spacer wzdłuż deptaka, widok wschodu słońca nad Buenos Aries to jeden z najpiękniejszych widoków. Nad zalewem było nieduże molo, zobaczyłem na nim specyficzną postać. Była to szczupła blondynaka, zwrócona do mnie tyłem. Nikt inny tylko Valentina Zenere. Nie wiem co mną kierowało, ale postanowiłem iść w jej stronę, dobiegłem do molo i zwróciłem się w jej stronę.
-Valentina? -Spytałem nie pewnie, blondynka odwróciła się do mnie.
-Michael? -Zdziwiła się na mój widok.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top