Seventy nine

-Mamo, tato!-krzyczy Harry, kiedy wchodzimy do środka. Staram się trzymać z tyłu, chociaż wiem, że mnie zauważą. Jestem zła na chłopaka, ponieważ mi nic nie powiedział, a powinien to zrobić.

Do holu wchodzi niska kobieta, bliska czterdziestki, niesamowicie podobna do bruneta.

-Harry!-krzyczy, uśmiechając się szeroko. Chłopak puszcza mnie i przytula zapewne swoją mamę do siebie. Zaczynam się zastanawiać, kiedy ostatnio ją odwiedzał. Stoję z boku, uśmiechając się. Bujam się na piętach, czując się odrobinę niezręcznie, kiedy tak długo stojąc przytuleni do siebie.

-Mamo, to jest Lily-odsuwa się od kobiety i wskazuje na mnie, następnie mnie obejmując-Moja dziewczyna-uśmiecha się.

-Oh witaj-uśmiecha się lekko i podaje mi dłoń, którą przyjmuję.

-Dzień dobry-mówię, odwzajemniając uśmiech.

-Dlaczego nic nie powiedziałeś?-gromi wzrokiem swojego syna.

-Nie było okazji-wzrusza ramionami.

-Idźcie do salonu, zaraz wam coś przyniosę.

Kiwamy głowami i ruszamy do pokoju. Kiedy do niego docieramy, siadamy na dużej białej kanapie. Rozglądam sie po pomieszczeniu, zauważając dużo rodzinnych zdjęć, w tym zdjęć Harry'ego z dzieciństwa, na które się uśmiecham mimowolnie. Brunet obejmuje mnie w pasie i całuje w szyję, na co przymykam oczy.

-Czy to przeprosiny za to, że nic nie wspomniałeś o mnie swoim rodzicom?-pytam.

-Może-jeszcze raz muska moją skórę.

-W takim razie to nie działa-odpowiadam i siadam odsuwając się kawałek.

-Coś czuję, że okres ci się zbliża-mruczy pod nosem i zakłada ręce na klatce piersiowej.

Myślę, że ta część będzie miałą dziewiędziesiąt rozdziałów, przynajmniej tak się postaram to napisać :)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top