Seventy eight

-Lily, wstawaj-budzi mnie Harry, dotykając mojego ramienia. Jechaliśmy jego samochodem w nieznanym mojej osobie kierunku, a kiedy pytałam gdzie się wybieramy, chłopak odpowiadał, że to niespodzianka, przez co mnie wkurzał. W końcu zmęczona musiałam zasnąć.

-Gdzie jesteśmy?-przecieram oczy i rozglądam się po okolicy. W okół nas jest pełno domów jednorodzinnych, dalej widzę park i plac zabaw.

Już ma otworzyć usta, ale mu przerywam.

-Jeśli jeszcze raz powiesz niespodzianka, oberwiesz-grożę mu.

-Dobra, dobra-broni się, unosząc ręce-To dom moich rodziców-wypala, a ja tym bardziej mam ochotę mu coś zrobić.

-Powiedz, że to żart-kręcę głową, śmiejąc się. Jednak przestaję, kiedy on patrzy na mnie poważnie-Nienawidzę cię-mruczę.

-Nie marudź już i chodź-przewraca oczami i wychodzi z auta. Okrąża je i otwiera od mojej strony-Mogę prosić?-podaje mi dłoń, a ja wzdycham.

-Muszę?-patrzę na niego błagalnie, a on kiwa dłonią. Łączymy nasze dłonie i ruszamy w stronę domu z czerwonego kamienia, z idealnym ogrodem.

-Chodź, mama cię pokocha-mówi, ciągnąc mnie w stronę wejścia.

-To najgorszy tekst jaki facet może rzucić do dziewczyny!

-Będzie w porządku-całuje mnie mocno w usta, kiedy wpadam na niego, zdając sobie sprawę, że się zatrzymał-Tylko nie bądź taka pyskata przy nich-śmieje się.

-Jeszcze jedno słowo, a twoja mama zawiedzie się, że ma takiego syna-fukam i w końcu sama go kieruję w stronę wejścia.

Zostało nam naprawdę mało rozdziałów :(

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top