Ninety eight
-Kocham cię-mówi Harry, kiedy leżymy na mojej kanapie oglądając film. Uśmiecham się i czuję motylki w brzuchu. Co ten człowiek ze mną robi.
-Kocham cię-powtarzam i łączę nasze dłonie, kiedy całuje mnie w szyję i przygryza kawałek wrażliwej skóry. Zamykam oczy z przyjemności.
-Chodźmy na górę-mruczy do mojego ucha-Ten film jest nudny.
-I pewnie moglibyśmy porobić coś ciekawszego?-uśmiecham się do niego, a on kiwa głową.
-Jak ty mnie dobrze znasz-odwzajemnia uśmiech.
-A nadal mnie zaskakujesz-stwierdzam.
-To idziemy na górę?
-To jest pytanie?-marszczę brwi-Nie rozumiem cię. Nie masz problemu z zamknięciem w pokoju, ale pytasz się czy mnie masz wziąć do łóżka?
-Wolisz na kanapie?-uśmiecha się.
-Palant-przewracam oczami.
-Dobry w łóżku palant-zauważa-Chodź-podnosi mnie z kanapy i prowadzi do mojej sypialni, niosąc w stylu panny młodej. Zanosi mnie do łóżka, gdzie zaczyna składać pocałunki na mojej skórze, wplątuje palce w jego włosy i lekko za nie pociągam przez co jęczy.
Wsuwa dłonie pod moją koszulkę, kreśląc wzroy na moim ciele, aby po chwili ją ze mnie ściągnąć. Chwytam dwa końce jego bluzki i chcę ją ściągnąć, ale przerywa mi dzwonek do drzwi. Wzdycham i opadam zrezygnowana na materac.
-Pójdę otworzyć, zaraz dokończymy-uśmiecha się i całuje mnie przelotnie w usta. Wychodzi z pokoju, a ja siadam na łóżku. Po chwilę słyszę jakieś rozmowy z holu i nie muszę długo czekać, aż się dowiem o co chodzi. Parę sekund później Harry wraca do sypialni i podaje mi białą kopertę. Marszczę brwi, przyglądając mu się zaciekawiona, a on wzrusza ramionami. Odwracam papier na drugą stronę i widzę tam swój adres, oraz inną ciekawą informację. Nadawcą wiadomości jest New York Art Gallery.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top