Fourteen

-Wstawaj kochanie-słyszę jak ktoś szepta do mojego ucha. Jace.

-Odejdź-warczę, naciągając kołdrę na swoją głowę.

-A gdzie twój Romeo?-pyta, wskakując na mnie.

-Zejdź ze mnie-kopię go, aż w końcu spada z mojego łóżka-Nie przyjechał jeszcze na rumaku i w lśniącej zbroi, więc pozwól, że pójdę dalej spać-wtulam twarz w poduszkę.

-No dobra, ale tak szczerze to gdzie jest Harry?

-Bo ja wiem-wzruszam ramionami-Pewnie w domu.

-Wykopałaś go?-prawie krzyczy.

-Nie wpuściłam go-wzdycham i podnoszę się do pozycji siedzącej.

-Lily! Jak mogłaś! To ja zostawiam cię samą z nim,a ty nic? Powinnaś wykorzystać to jakoś!

-Ale się poświęciłeś, dostałeś za to bilety na kolejny mecz-przewracam oczami.

-Ten facet na ciebie leci, a ty nic?-marszczy brwi.

-Nic-kręcę głową.

-Ale dlaczego?-pyta, wdrapując się na moje łóżku i rozwalając się tuż koło mnie.

-Nie chcę być wykorzystana, okej? Ten facet rozkocha mnie w sobie, a potem zostawi. Nie będę jego kolejną zabawką-mówię i chwytam swój telefon.

-Nie wiesz tego. Może to naprawdę fajny facet. Powinnaś dać mu szansę. Ani trochę ci się nie podoba?-marszczy brwi.

-Okej, jest przystojny, ale to nie wystarczy-kręcę głową, odblokowując swój telefon.

-A ja nadal sądzę, że powinnaś spróbować. Kto wie, może cię pozytywnie zaskoczy. Życie to zabawa, Lily-mówi.

-Ciekawe czy powiesz to samo, kiedy usłyszysz, że mam dziesięć nieodebranych połączeń od mojej mamy.

Dzień dobry ^^ a kto ma dzisiaj urodziny? Nasz Heri ❤ stara dupa z niego, prawda? XD chociaż i tak to ma umysł 5-latka :D

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top