Eigthy seven

Harry nie zadaje mi żadnych pytań, tylko pozwala mi się wypłakać na jego ramieniu. Czuję się bardzo słaba, bo tak długo tego nie robiłam. Ostatni raz płakałam przez Josha i myślałam, że już więcej tego nie zrobię. Płacz to oznaka słabości, a ja chcę być silna.

Wieczorem brunet przychodzi do mojego pokoju, gdzie zostawił mnie tam wcześniej, abym trochę się przespała i uspokoiła. On sam potrzebował tego czasu, bo widziałam jak targają nim nerwy.

-Jak się czujesz?-pyta, siadając tuż obok mnie. Przyciąga mnie do siebie, a ja wtulam się w jego ciało, bo przy nim czuję się bezpiecznie.

-W porządku-odpowiadam. Już wystarczająco pokazałam swoją słabość.

-Wiesz, że przede mną nie musisz niczego ukrywać-mówi, jakby czytał mi w myślach.

-To nic takiego, Harry-rzucam.

-Pójdziesz na to spotkanie?-pytam, a ja kręcę głową.

-Nie ma szans. Nie chcę mieć nic związanego z tym człowiekiem. Skoro on mnie zostawił i nie przyznawał do mnie, ja teraz zrobię to samo. I nie namawiaj mnie na to-proszę go, a on uważnie mi się przygląda.

-Nie mam zamiaru, Lily. To twój wybór, a uwierz, że nienawidzę tego człowieka. Nienawidzę każdego kto w jakikolwiek sposób cię zranił.

-Wprowadzam wiele problemów w twoje życie-zauważam.

-Nieważne, przejdziemy przez to-całuje mnie w czoło-Muszę gdzieś wyjść na dwie godziny, ale wrócę, jeśli chcesz-wstaje z łóżka.

-Gdzie idziesz?-marszczę brwi.

-Mam parę spraw do załatwienia-wzrusza ramionami.

-Będę czekać-odpowiadam, a on kiwa głową.

-Do zobaczenia później, skarbie-żegna się, łącząc nasze usta, a następnie wychodzi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top