20. Warszawa
- Co się właściwie stało tacie mamo ? - spytał Felix, gdy jechał ze swoją mamą i Laurą do szpitala.
- Yyy... Trudno to określić. - odpowiedziała ostrożne mama.
- Jak trudno ?! Ma jakieś oparzenia, zaniki pamięci co ?! - blondyn zaczął krzyczeć.
- Jest... Połamany ,nie może ruszać, lewym nadgarstkiem. Ma też złamaną nogę. Powiedział, że jak tylko wrócisz to mam cię przywieźć. Sama nie wiem co tak naprawdę mu jest. Lekarze, albo nie wiedzą, albo Piotr ich poprosił, żeby nic nie mówili. - odpowiedziała Marlena już lekko zirytowana zachowaniem syna.
- Proszę Pani... A ja właściwe dlaczego z wami jadę ? To przecież nie moja rodzina... - spytała Laura i od razu szybko dodała. - W sensie, że lubię was i wszystko i Pana Polona, ale to nie moja rodzina. Nie chcę, żeby to zabrzmiało nie grzecznie. Ale to powinno być chyba spotkanie rodzinne...
- Prawda jest taka, że tata Felixa kazał przywieźć was oboje. Jak byłam u niego przedtem to powiedział, że to ważne i mam was przywieźć. Powiedział, żeby najlepiej cała waszą czwórkę przywiozła, ale po chwili stwierdził, że wasza dwójka też może być. Już prawie jesteśmy. Wysadzę was przed szpitalem, a ja gdzieś zaparkuje. Pokój to 213. Do później! - powiedziała, a Felix z Laurą wyszli z samochodu. Bez słowa poszli do szpitalnej recepcji.
- Przepraszam, gdzie jest pokój 213 z panem Polonem ? - spytał Felix. Pielęgniarka za biurkiem odparła po wyszukaniu informacji z komputera.
- Trzecie piętro, a numer sami znajdziecie.
- Dziękujemy. - odparła Laura i pociągnęła Felixa do windy.
- Nie szybciej byłoby schodami ? - spytał Felix jak czekali na windę.
- Nie. O już jest. - powiedziała w tym samym momencie jak winda zaczęła się otwierać. Weszli do środka i Felix wcisnął guzik z numerem trzy. W windzie byli sami lekarze i Felix z Laurą. Winda otworzyła się i wyszli na trzecie piętro.
- Pokój 213. To tam. - powiedział Felix i wskazał palcem trzecie drzwi ma lewo. Podeszli, zapukali i weszli do tego pokoju.
***
- Niko, odwieźć cię do domu czy przyjedziesz do nas na chwilę ? - spytał Marek Bielecki rudowłosą, gdy jechali samochodem z lotniska.
- Mogę zostać na chwilę jak państwu to nie przeszkadza. - odparła Nika zgodnie z prawdą.
- Wspaniale. - dodał Net - Co jest do jedzenia w domu ? - spytał rodziców.
- Pfff... Chleb, ser, ogórek, ziemniaki, pomidor... Jak tak bardzo chcesz możemy zamówić pizzę. - odpowiedziała mama patrząc na jego reakcję w lusterku.
- Juhu! - krzyknął Net i podniósł ręce do góry. - To jaką zamawiamy? Margheritę?
***
Gdy weszli do pokoju szpitalnego pana Polona Felix od razu podszedł do krzesełka obok łóżka i usiadł.
- Tato jak się czujesz ? - spytał Felix
- Bywało lepiej. - odparł Piotr Polon
- Dzień dobry. - dodała Laura
- O witaj Lauro. - odparł z uśmiechem tata Felixa
- Skoro tu jesteśmy... Tato co takiego ważnego chciałeś nam powiedzieć ? - spytał blondyn
- Morten znowu jest na wolności. Miejcie się na baczności jak będziecie chodzić po mieście. - odparł szeptem jakby się bał, że go ktoś usłyszy.
- Wiemy, że jest na wolności. Bo... - powiedział Felix, ale pan Piotr mu przerwał.
- Skąd wiecie ? I jak przecież w Azji byli... - teraz z kolei Felix mu przerwał
- Bo mi groził.
- Co?!
- Taa. - odparł Felix - Trzeba było mu o tym nie mówić. - mruknął cicho do siebie.
- Jak, kiedy ? Zabije drania! - spytał wkurzony pan Polon.
- Spokojnie... - powiedział blondyn unosząc ręce w geście uspokojenia.
- Jak mam być spokojny jak się dowiaduje, że mojemu synowi groziło jakieś AI ?! - skrzyczał go pan Polon
- Może się pan uspokoić ? - spytała łagodnie Laura.
- Odpowie mi ktoś ? - spytał już łagodniej Piotr Polon. Felix westchnął.
- Net z Manfredem szukali sygnału z komórki Laury i znaleźli więc próbowałem się do niej dodzwonić, ale odebrał Morten i, albo miałem zerwać z Laurą, albo całej naszej czwórce by się coś stało. Zadowolony odpowiedzią ? - spytał już zirytowany blondyn pana Polona zatkało i dopiero po chwili odpowiedział
- Tak.
- Możemy już wrócić do domów ? Czy jest jeszcze coś ? Bo chciałbym się przywitać z Cabanem i Golemem-Golemem.
- Jasne, nie mam nic więcej do powiedzenia. Pa.
- Wrócę jutro. Pa tato. - obiecał Felix
- Do wiedzenia. - odparła Laura
- Do widzenia Lauro. - odparł pan Polon z uśmiechem i Laura z Felixem wyszli. Na korytarzu spotkali mamę Felixa.
- I jak? Dlaczego już wyszliście ? - spytała z troską Marlena Polon.
- Wszystko okej. Po prostu jestem zmęczony po podróży i chciałbym się zobaczyć z Cabanem. - powiedział i popatrzył na Laurę. - A Laura chciałaby już chyba się zobaczyć z rodzicami.
- Jasne. Niedługo przyjdę idę tylko porozmawiać z twoim tatą. Zaraz będę. - odpowiedziała jak zwykle w pośpiechu pani Polon i weszła do sali 213.
- Już nie mogę się doczekać spotkania z rodzicami... Po już trochę ponad dwóch miesiącach wreszcie się z nimi spotkam. - powiedziała do blondyna Laura
- Mogę sobie tylko wyobrażać co teraz czujesz... Ja chyba najwięcej na ile zniknąłem to może niecały miesiąc. - odparł Felix i się uśmiechnął.
- Ciekawe co teraz robią Net z Niką. - zastawiała się kasztanowo włosa.
- Założę się, że właśnie jadą do Neta, albo już u niego są. - odparł Felix z uśmiechem. - Nareszcie w Warszawie.
***
To zamawiamy Margheritę czy z kurczakiem i warzywami. - spytał Net przeglądając pyszne.pl
- Z kurczakiem. - powiedziała pani Bielecka
- Margheritę. - odparł pan Bielecki. - A ty co wybierasz Net ? - spytał go ojciec
- Jak wam tak zależy to weźmiemy obie. I tak to zjem. - odparł Net.
- Dojeżdżamy do domu. - poinformowała ich Lila Bielecka
- A bratosiostra, z kim jest. - spytał Net, który dopiero teraz zdał se sprawę, że nie ma tu jego rodzeństwa.
- Z babcią Adelajdą. - odparła jego mama
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top