🦈Rozdział 4🦈 [Epilog]
29 Lipca 2014 || Korekta: 03 Lipca 2021
Przez kolejne dwa dni mieszkałem u Nanase-san. Z jakiegoś powodu nie umiałem przemóc się w mówieniu do niego po imieniu lub z końcówką „Senpai". Nie wiem czemu, ale czułem, że gdybym wypowiedział do niego „Senpai", to straciłoby swoją moc... A może to tylko strach, że Matsuoka-Senpai mnie znienawidzi jeszcze bardziej, bo nazwałem kogoś tak jak jego?
- Nitorii, w porządku? - Haruka wyjrzał na taras.
Spłoszony zwinąłem wilgotne prześcieradło w masywną kulę. Haruka patrzył na mnie uważnie. Zerknąłem na swoje dzieło i spanikowany zacząłem rozwiązywać supeł, co bardzo ciężko szło. Jak ja to zrobiłem?! Oczy zaczęły mnie znowu piec. Miałem ochotę rozpłakać się i uciec jak najdalej stąd, żeby tylko nie przysporzyć kolejnej osobie problemów. Jestem beznadziejny...
- Jak ty to zrobiłeś? - Zagadnął pojawiając się tuż obok. - Pokaż, pomogę ci z tym.
Przez kolejne pięć minut rozplątywaliśmy wielki supeł z wilgotnego prześcieradła. Nanase-san ma niesamowicie dużo cierpliwości jak dla takiej miernoty...
- Przestań siebie obrażać, to do niczego nie prowadzi.
Pisnąłem spanikowany patrząc na niego w szoku. Czułem mocne pieczenie na policzkach i odbijające się gorąco. Obraz rozmył się na chwilkę. D-Dlaczego Nanase-san wie o tym, co mnie dręczy?! Jak?! Czemu?! Chciałem to wszystko wykrzyczeć, ale nie umiałem wydusić słowa. Stałem niczym spłoszone dziecko, które rodzic przyłapał na czymś niedozwolonym. Patrzył na mnie dłuższą chwilę, po czym westchnął.
- Wyglądałeś jakby właśnie to kołatało się po twojej głowie. - Przyznał w końcu. - Przepraszam jeśli cię wystraszyłem, Nitorii. - Pogłaskał mnie po głowie. - Dasz radę do końca wywiesić pranie czy wolisz coś innego zrobić?
- Ni-Nie, dam radę! – Wykrztusiłem, wycierając szybko oczy i policzki o rękaw bluzy. - Poradzę sobie. O-Obiecuję nie zawieść, Nanase-san!
- Spokojnie, nie wymagam od ciebie niczego. - Uśmiechnął się lekko z widoczną pobłażliwością. - Obiad za półgodziny.
Skinąłem krótko głową, a on wrócił do domu. Odetchnąłem głębiej jak tylko Nanase-san zniknął. Znów miałem ochotę rozpłakać się nad swoją głupotą. Dlaczego musi egzystować takie nieporadne coś jak ja? Pokręciłem energicznie głową. Nie, nie wolno mi tak myśleć! Haruka na mnie liczy i...! i...
- Nie uważa mnie za miernotę... - Wymamrotałem cicho.
Uśmiechnąłem się do własnych myśli. Rozłożyłem szybko pranie. Chwilę walczyłem z wiatrem, żeby powiesić jedno prześcieradło, które uparcie chciał zerwać. Jednak wygrałem tę małą potyczkę i z triumfem wyrzuciłem ręce w górę.
- Ha! I kto tu jest górą, co?! - Zakrzyknąłem i w tym momencie prześcieradło zerwało się uderzając mnie w twarz. - Um, okej... Jednak to wiatr wygrywa... - Zaśmiałem się z lekkim zawodem. - Nie poddam się! Zobaczysz! Powieszę to głupie prześcieradło czy ci się podoba czy nie! - Warknąłem.
Znów siłowałem się z wiatrem kolejne dwie minuty, ale ostatecznie i tak udało mi się zawiesić prześcieradło. Upewniłem się, że nie zostanie znów zerwane i pokiwałem z uznaniem, zachwalając samemu sobie dobrej roboty. Odwróciłem się zadowolony na pięcie i wpakowałem z impetem w kogoś. Upadłem tyłkiem na trawnik. Zasyczałem cicho pocierając obolały tył. Przed twarzą zobaczyłem wyciągniętą rękę. Machinalnie spojrzałem w górę. Stał tam wysoki chłopak o zielono brązowych włosach i wesołych, szmaragdowych oczach. Uśmiechał się przyjaźnie i zachęcająco. Niepewnie wyciągnąłem rękę. Pogłębił uśmiech i złapał mnie za dłoń, po czym pomógł wstać na równe nogi.
- Wybacz za to, ale obserwowałem twoją walkę z wiatrem i praniem. - Zaśmiał się szczerze. - Ah, przepraszam nie przedstawiłem się. Jestem Makoto Tachibana, a ty to pewnie Nitori?
- Moja beznadziejność naprawdę okrążyła miasto!! - Jęknąłem spanikowany, będąc na pograniczu płaczu.
- Aa! Nie, nie! - Makoto zamachał rozpaczliwie rękoma. - To nie tak! Ha-Haru mówił, że mieszkasz u niego tymczasowo!
- Haru? W sensie, że Nanase-san? - Zamrugałem zaskoczony.
- T-Tak!
- Oh... M-Mówił o mnie? - Zacisnąłem mocno wargi. - Ale... Ale ja tylko przysparzam kłopotów, to najpewniej tylko żalił się jakie sieroctwo ma pod dachem... - Opuściłem głowę i zaraz znów spanikowałem. - AAaa!! Nanase-san żalił się na mnie do przyjaciół!!
- Nie, nie! Spo-Spokojnie!! – Makoto wyciągnął przed siebie ręce i zaraz zaśmiał wesoło. - Wręcz przeciwnie. Haru mówił mi, że dzięki tobie jego dom nie wydaje się już taki pusty i jesteś bardzo miłą osobą, ale brak ci pewności siebie.
- Nanase-san mówił tak o mnie...?
- Makoto, co ty tu robisz?
Dyskusję przerwał Haruka zerkając na mnie ukradkiem. Makoto zaśmiał się drapiąc w tył głowy z głupim uśmieszkiem. Coś okrężnie próbował się tłumaczyć, że chciał sprawdzić jak sobie razem radzimy, ale miałem dziwne wrażenie... że Makoto i Haruka... Nie, to tylko moja wyobraźnia. Na pewno...
- Nitorii?
- Aaa! Tak jest! - Spanikowany stanąłem na baczność. Haruka popatrzył na mnie ze zmęczeniem. Chyba coś źle zrobiłem. Jestem debilem... - Przepraszam, zapomniałem się, co mówiłeś Nanase-san?
Marszczył mocno brwi jakby zastanawiał się nad czymś. Zerknął na Makoto, który pokiwał krótko głową jakby zgadzał się na coś. O nie, chcą mnie wyrzucić... Nie mogę wrócić do akademika, Rin jest na mnie zły. Będzie krzyczał. Wyrzuci mnie z drużyny, nie chcę tego!
- Czy mógłbyś pójść...
- Nie wyrzucaj mnie, Nanase-san! - Wydarłem się rozpaczliwie. - Przepraszam!
Haruka zamrugał zaskoczony krótko i westchnął. Ohh, znowu coś źle powiedziałem.
- Chciałem tylko zapytać, czy mógłbyś pójść z Makoto po niewielkie zakupy. Nikt ciebie stąd nie wyrzuca.
- Oh...
Naprawdę jestem idiotą... Czy istnieje na świecie większy? Nie, nie chcę znać odpowiedzi, bo wiem, że nie ma większego ode mnie. Szybko ubrałem się i wziąłem torbę na zakupy, a Makoto pieniądze i listę. W sumie cieszy mnie, że nie ja musiałem je brać, bo pewnie potknąłbym się i zgubił natychmiast. Haru by na mnie nakrzyczał, potem wyrzucił z domu i zamieszkałbym pod mostem z wilkami i żywił ze śmietnika, a wszystko dlatego, że zgubiłem listę zakupów i pieniądze!
- Nitorii, spokojnie, oddychaj! - Makoto zakrzyknął spłoszony. - To tylko zakupy! Cokolwiek teraz wymyśliłeś, to nie prawda!
- Przepraszam!
- Spo-Spokojnie!
Nie wiem, kto był bardziej spanikowany w tamtym momencie, ja czy Makoto... Chwilę zajęło mi ogarnięcie się i uspokojenie, ale wystarczająco, żeby dotrzeć do sklepu. Dostałem część listy zakupów do zebrania i jedyne, co mnie zastanowiło, to na co Haruka potrzebuje aż tyle makreli... Nie to, żebym jakoś podważał jego kuchnię, bo jest naprawdę świetna, ale czemu właściwie makrela? Czemu nie łosoś albo tuńczyk? Dziwne...
- Nitorii?
Spanikowany wyrzuciłem wielką makrele w górę. Obejrzałem się. Za mną stał Rin z makrelą na głowie, której ogon smętnie zwisał po jego twarzy, która wyrażała głębokie zaskoczenie i niepewność. Odruchowo parsknąłem śmiechem, ale zaraz zatkałem sobie usta dłonią. Chyba zrobiłem to za mocno, bo poczułem straszny ból twarzy. Jęknąłem zginając się lekko do przodu. Usłyszałem prychnięcie śmiechu i podniosłem głowę w górę. Rin wydawał się rozbawiony tym, co zrobiłem. Już myślałem, że mnie zabije albo nakrzyczy za to...
- Musimy pogadać. - Odchrząknął.
Nie czekał na moją odpowiedź, po prostu zdjął rybę z głowy, odłożył do koszyka i chwycił mnie za rękę, ciągnąc do wyjścia ze sklepu. Nie zdążyłem nawet zawołać Makoto, że mnie porywają, a już byliśmy na ławce niedaleko sklepu. O dziwo była to ta sama ławka, na której ostatnim razem Rin na mnie nakrzyczał, gdy zemdlałem. Czułem na sobie przeszywające spojrzenie mojego Senpai'a, ale nie chciałem podnieść oczu i widzieć zawodu z mojego osoby. Był zawsze dla mnie taki miły...
- Kiedy masz zamiar przestać uciekać, co?
- Przepraszam... - Wymamrotałem cicho. - Jestem tylko kłopotem dla ciebie, Senpai...
- Przestań z tym cholernym „Senpai". - Warknął.
- Przepraszam!
Znów zapadło między nami milczenie. Czułem jak bardzo mam sucho w ustach, ale nie mogłem podnieść głowy i spojrzeć na Rin'a, bo pewnie jest zawiedziony i zaraz każe mi odpuścić sobie pływanie, na pewno. Jestem na tyle beznadziejnym przypadkiem, że nie da mi się już pomóc...
- Przestań!
Oberwałem w tył głowy. Spojrzałem zaskoczony z łzami na Senpai'a, ale zaraz poczułem dłoń na karku, a moja twarz została wciśnięta w czyjś tors. Twarz zaczęła mnie piec i jestem pewny, że buchnęła ze mnie para. Matsuoka-Senpai mnie prz-przy-przytulił!! Co? Jak to? Cze-Cze-Czemu?!
- Przepraszam, że na ciebie krzyczałem...
Co?
- I nie brałem twoich uczuć na poważnie...
CO?!
- Pamiętasz jak mówiłem, że chcę ciebie o coś zapytać i, żebyś mi o tym przypomniał za jakiś czas?
- T-Tak...
- Ai?
- T-Tak, Mastuoka-Senpai?
Wypuścił głośno powietrze. Czułem jak jego serce bije nierównomiernie. Denerwował się czymś.
- Mogę ci już je zadać.
- O-Okej...
Moje serce zabiło mocniej, niemal boleśniej w oczekiwaniu na pytanie jakie chciał mi zadać mój Senpai. Jedno wiem na pewno, tego dnia stałem się najbardziej szczęśliwą osobą na świecie... Bez dwóch zdań... Czemu? Bo mój Senpai mnie w końcu zauważył, nawet jak to przez moje bycie beznadziejnym, ale to też jakiś rodzaj sztuki, nie?
Koniec
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top