🦈Rozdział 3🦈

22 Lipca 2014 || Korekta: 03 Lipca 2021

Nie wiem ile byłe nieprzytomny, ale kiedy uchyliłem ciężkie powieki zaczynało być już trochę ciemnawo. Niepewnie podniosłem się na drżących rękach i usiadłem na ławce. O ile pamiętam, to leżałem chyba na betonie, a może... Podkuliłem nogi pod brodę i objąłem rękoma chowając w nich twarz. Oczy strasznie mnie w tamtym momencie piekły, a gardło wyschło ściśnięte przez niewidzialną dłoń zabierającą oddech. Dlaczego muszę być taką miernotą?! Narobiłem tylko Rin'owi samych kłopotów. Czemy zawsze wszystko musiałem zepsuć? Rozważałem dłuższą chwilę, ale nie powiem tego na głos. Taki już jestem. Nie powiem, że boli czy jest mi źle, bo nie lubię być ciężarem dla kogokolwiek, a zwłaszcza...


- Masz wodę.


...dla mojego Senpai'a.


Podniosłem niepewnie głowę. Rin stał nade mną z wyciągniętą małą butelką wody niegazowanej. Czułem jak coś bardzo mocno zaciska się wokół mojego gardła nie dając możliwości złapania tchu lub powiedzenia czegokolwiek. Czy Senpai był zły na mnie w tamtym momencie? A może czuł żal lub niesmak, bo musiał patrzeć na taką miernotę jak ja? Tak bardzo chciałem wykrzyczeć wszystkie swoje rozżalone myśli, ale nie umiałem. Nie mogłem tego zrobić. Nie mojemu Senpai'owi... Każdemu, ale nie jemu!


- Nitori ty mnie lepiej bardziej nie drażnij. - Warknął, więc bez słowa odebrałem butelkę. - A teraz mów, coś ty ze sobą zrobił matole?


Milczałem czując, że jeśli powiem choć słowo, to nie powstrzymam narastającej we mnie słabości. Rin nie przejmując się milczeniem z mojej strony kontynuował nadal bardzo wzburzony.


- Zdajesz sobie sprawę, że należało zgłosić trenerowi kontuzję kolana?


Drgnąłem niepewnie. Nie, nie, nie! On to zauważył!? Tylko nie to! Zagryzłem wargę, ale wciąż nie pisnąłem słówka.


- A zamiast tego ty kretynie powiększyłeś ją! - Wydarł się na końcu. - Dodatkowo nadwątliłeś własne zdrowie, żeby w pieprzony tydzień ponarabiać wszelkie zaległości, zamiast zrobić to na spokojnie! Czy tobie do końca mózg wypierdoliło?!


- Przepraszam, ja tylko chciałem z tobą pływać! - Wykrzyczałem.


Podniosłem się gwałtownie z miejsca i uciekłem. Słyszałem, że za mną nawołuje, ale nie odwróciłem się, nie zatrzymałem. Nie przypuszczałem, że mój głos może aż tak zadrżeć wypowiadając te kilka znaczących słów, a jednak... I jeszcze Senpai... Matsuoka-Senpai był zły... Nie... Nie, gorzej... Senpai był na mnie wściekły! Zacisnąłem mocno powieki. Chciałem, żeby to wszystko się skończyło i okazało jedynie chorym snem. Zaraz się obudzę, a Rin na mnie warknie, że spóźnimy się na lekcje i trening. Pomarudzi w drodze do klasy, ale i tak na treningu i lekcjach będzie mnie wspierać i pomagać. I będzie znów jak zawsze.


Potknąłem się o własne nogi i wyrżnąłem jak długi o beton. Po policzkach spływały łzy, których nie umiałem w żaden sposób powstrzymać. Wstałem do siadu i opuściłem nisko głowę, zaciskając mocno wargi. Jestem tak bardzo beznadziejny, że nie potrafię nawet biegać, świetnie!


- Hej, nic ci nie jest?


Podniosłem załzawione oczy w górę. Obraz rozmywał się i dwoił przed oczami, więc nie byłem zbyt pewny tego, kto do mnie mówi. Pokręciłem krótko głową i syknąłem machinalnie łapiąc się za czoło. Poczułem coś lepkiego na dłoni. Pot?


- Oj... - Syknęła osoba przede mną. - Musiałeś uderzyć o jakieś szkło podczas upadku. - Złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. - Chodź, mieszkam niedaleko. Jesteś Nitori, prawda?


Mruknąłem coś niezrozumiałego chcąc potwierdzić, ale nadal trochę kręciło mi się w głowie i ból czoła wcale nie ustępował. Skąd ten nieznajomy mnie zna? A może moja beznadziejna osoba jest już tak znana nawet wśród obcych ludzi, że nie muszę się nikomu przedstawiać?!


- Siadaj, zaraz przyniosę apteczkę.


Nawet nie zauważyłem kiedy weszliśmy do jego domu, przynajmniej tak przypuszczam, bo akademik to na pewno nie jest... Usiadłem ostrożnie na poduszce przy stoliku. Zacisnąłem mocno powieki i ściągnąłem brwi czując kolejną falę bólu w okolicy skroni, ale tym razem o wiele silniejszą. Dopiero teraz do lekko otumanionego mózgu zaczęły powoli docierać wszystkie fakty. Rozejrzałem się niepewnie po skromnym salonie? Tak mógłbym go nazwać, ale chyba służył również za jadalnię.


- Musimy to najpierw przemyć wodą, a potem dopiero spirytusem.


Niczym zjawa pojawił się mój, hm, wybawca. Zamrugałem powoli, gdy wilgotną gąbką ocierał moją twarz z krwi i brudu. Niebieskie niczym ocean oczy i krótkie czarne włosy, jasna skóra... Zmarszczyłem brwi z zamyśleniem. Skąd ja go kojarzę...


- Chodzisz do szkoły wraz z Rin'em. - Zapytał. - Pewnie mnie nie pamiętasz. Jestem Haruka Nanase.


- Aiichiro Nitori. Pamiętam cię... - Wymamrotałem cicho. - Byłeś na zawodach pływackich... Przyjaźnisz się z Matsuoką-Senpai... - Momentalnie do oczu napłynęły mi łzy. Przetarłem je przegubami. - Senpai mnie nienawidzi... A starałem się jak umiałem, żeby nie musiał być na mnie zły o bezsensowne próby czy spóźnienia lub cokolwiek innego... - Wychrypiałem. - Przepraszam...


- Nie masz za co. - Haruka pogładził mnie po głowie jak małe dziecko czy psa. - Zaraz to opatrzymy, zjesz coś porządnego i prześpisz się. - Chciałem zaprzeczyć, ale ubiegł mnie. - I żadnego sprzeciwu. Wyglądasz jakbyś od co najmniej tygodnia nie zaznał porządnego snu czy posiłku, a jeśli nie chcesz denerwować Rin'a, to powinieneś również zadbać o siebie.


Pokiwałem krótko głową. Jestem żałosny... Znów ktoś musi się przejmować moją bytnością, zamiast zająć własnymi sprawunkami. Chciało mi się znów ryczeć, ale próbowałem to powstrzymać jak tylko umiałem. Dlaczego muszę być taką cholerną ofiarą?!


Haruka okazał się być nie tylko bardzo miły, ale jest również świetnym kucharzem. Zdziwiło mnie tylko, że podał duże kawałki zasmażanej makreli z ananasem, ale nie narzekałem. Po późnej kolacji rozłożył mi futon tuż obok siebie i kazał budzić go, gdybym źle się poczuł. Nie wiem ile dokładnie spałem, ale gdy otworzyłem oczy słońce było bardzo wysoko na niebie.


- Jest tutaj, więc tyle powinno ci wystarczyć.


To na pewno był głos Haruki, tylko z kim on rozmawia? Potarłem leniwie oczy ręką. Wciąż czułem się senny, więc zakopałem się ponownie w pościeli przymykając powieki. Pięć minut dłużej nie zrobi różnicy, prawda?


- Haruka on powinien wrócić ze mną do akademii! - Warknął ktoś inny.


Stężałem otwierając szeroko oczy. Matsuoka-Senpai?! Zmarszczyłem brwi, ale co ona miałby tutaj robić?! Ach, no tak. Westchnąłem bezgłośnie. Przecież on i Haruka przyjaźnią się jeszcze od czasu podstawówki...


- Haruka zrozum...


- Nie, to ty zrozum Rin, że Nitori nie jest teraz w zbyt dobrej formie nawet, żeby przejść kawałek ulicy, a co dopiero na takie rozmowy. - Haruka był wyraźnie podenerwowany, ale nadal utrzymywał spokojny ton głosu. - Nie wiem co między wami zaszło, ale powinieneś go zostawić na pewien czas samego. Jest weekend, więc nie macie teraz zajęć czy treningów.


- Ale Nitorii...!


- On wczoraj rozryczał się twierdząc, że jesteś na niego wściekły. - Haruka westchnął. Cisza. - Nie wiem co dokładnie między wami zaszło, ale on jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek, Rin. Traktuje jak kogoś, od kogo mógłby się uczyć nie jednego, ale przy twoim ostrym temperamencie obawiam się o jego zdrowie psychiczne. - Słyszałem jak Rin zaklął siarczyście. - Nie jestem również pewien czy przez ostatnie dni, może tygodnie nie głodził się i nie przesypiał nocek specjalnie, żeby tylko nadążyć za twoim tempem treningu. On jest w ciebie wpatrzony jak w obrazek, Rin.


- To nie... Ugh, młody miał po prostu słabsze oceny niż wcześniej i dostał opiernicz od trenera. - Zasyczał wyraźnie zły. - Ochrzaniłem go, że jeśli nie podniesie stopni, to nie będę z nim trenować więcej, ale nie miałem nigdy zamiaru wpędzać do takiego stanu!


- On to nie ja, Rin... Ja jakoś wytrzymałem twoje wybuchy i powarkiwania, ale ten chłopak jest delikatny i możliwe, że zniszczony w jakimś stopniu psychicznie. Forsował się, bo chciał ci dorównać, a kiedy powiedziałeś „zero treningów wspólnych dopóki nie poprawisz stopni" czy jak to tam ująłeś, było dla niego niczym kubeł zimnej wody.


- Wymusił na samym sobie więcej, żeby móc tylko trenować przy moim boku? - Prychnięcie. - Co za...


- Rin!


Cisza. Zagryzłem dolną wargę. Wiedziałem, Rin jest zawiedziony mną...


- Niech zostanie na razie u ciebie... - Senpai westchnął krótko. - Mogę go kryć w szkole do poniedziałku, bo teraz długi weekend, ale potem nie ma na to zbytnich szans. - Zacmokał krótko. - Zajmij się nim, Haruka. Ufam, że sobie poradzisz.


- Na pewno.


Skuliłem się i zakopałem w pościeli. Byłem ciężarem dla Senpai'a nawet nic nie robiąc oprócz egzystowania. Zacisnąłem mocno oczy starając się nie rozpłakać. Miałem chęć wyskoczenia przez okno albo powieszenia się, ale to mogłoby jedynie przysporzyć więcej problemów Haru, który był dla mnie naprawdę bardzo miły.


- Nitorii śniadanie za dziesięć minut. - Usłyszałem głos Haruki. - Wiem, że nie śpisz. Spokojnie, Rin poszedł. Jesteśmy znowu sami.


- Przepraszam... - Wychrypiałem cicho wciskając twarz w poduszkę. - Zaraz sobie pójdę, tylko przysparzam ci kłopotów... - Wykrztusiłem podnosząc się do siadu. - Wezmę swoje rzeczy i wrócę do akademika...


- Możesz tu zostać ile chcesz. - Haruka podszedł i kucnął przy mnie. - Nikt ciebie stąd nie wyrzuca, ani wzbrania przebywać. Dlatego, proszę nie płacz.


Patrzyłem szeroko otwartymi oczyma i machinalnie dotknąłem policzka. Mokry... Wytarłem szybko policzki i oczy, ale łzy uparcie płynęły. Haruka przytulił mnie mocno szepcząc, że mogę wypłakać z siebie wszystkie żale jeśli to ma pomóc. Nie chciałem tego robić, ale nie umiałem przestać. Łzy same spływały po moich policzkach, gdy ja uparcie starałem się je zdusić w sobie. Wyrzuciłem w końcu z siebie wszystko, co mnie bolało i sprawiało duszności na duszy. Haruka wysłuchał mnie do końca, nie ocenił czy odtrącił. Przyznał krótko, że rozumie idealnie moje pobudki, bo sam kocha pływać, ale również zapewnił, że Matsuoka-Senpai nie będzie na mnie zły jeżeli przez kilka dni spędzę po za basenem na nadrabianiu zaległości, a stawianie własnego zdrowia nie jest najlepszym pomysłem. Znów popłakałem się jak dziecko przepraszając z milion razy, ale Haruka skwitował to jedynie lekkim uśmiechem i przyznał, że nie mam za co. Był jak starszy brat, którego nigdy nie miałem...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top