up to the last flake of geranium
Son Seungwan, nie wiedzieć czemu, nienawidziła nas całym swoim sercem, odkąd jej uczucia zostały odrzucone. Zdeptane niczym martwe, jesienne liście, które okleiły jej płuca swą brudną powierzchnią, tworząc schronienie dla nas – niewypowiedzianych słów, myśli oblanych rozpaczą, niezrozumieniem i bólem. Dusiła nas, zamykała usta, gdy my chcieliśmy mówić to, czego ona nie miała odwagi. Karmiła nas szczerymi łzami, które wzbudzały w nas niecierpliwość, chęć działania i smutek. Chcieliśmy się wydostać, chcieliśmy powiedzieć wszystko to, co tak bardzo nas męczyło, ale to było trudne, bolesne dla obu stron i problematyczne.
Z ust dziewczyny pierwszy wyszedł polny mak, jednej z najstarszych kwiatów pośród nas. Jego płatki delikatniejsze były od skrzydeł motyla, nie sprawiał bólu, był on jedynie marzeniem, zwiastunem przyszłych problemów i smutnym wyznaniem, ukrytym przed tą, która jako jedyna powinna je usłyszeć. Mak krzyczał, ale ta piękna, nieskazitelna postać go nie słyszała. Nikt go nie słyszał, a jego płatki opadły wraz z kolejnymi łzami tej smutnej postaci. Miłość, której tak pragnęła, była nieosiągalna. Bae Joohyun była kimś nie do zdobycia. Jej zimne serce nie wpuszczało nikogo do środka, była ślepa na uczucia, głucha na błagania i nieczuła do tego stopnia, że można byłoby nazwać ją okrutną. A mimo to Seungwan kochała ją miłością tak szczerą i kwiecistą, że ciężko było nam pomieścić się w jej ciele.
Frezje krzyczały, widząc, jak spośród wielu, obiekt westchnień dziewczyny piękniejszej nawet od forsycji, które na uboczu roniły słone łzy, ubolewając nad losem nieszczęśliwie zakochanej, wybiera po raz kolejny osobę niewłaściwą, tę, która nigdy nie zapewni jej szczęścia. Bo my wszyscy wiedzieliśmy, że tylko nasza właścicielka, nasz schron, wart jest ów uczucia, wart jest miłości, która bez większego trudu mogłaby zdmuchnąć ją niczym płatek śniegu. Rozbić niczym szkło na miliony części. Ale nawet gdyby Bae Joohyun zrobiła coś podobnego, Seungwan bez chwili zawahania pozbierałaby wszystkie swoje płatki, wszystkie kawałki szkła i skleiłaby je w całość, czekając na kolejne uderzenie, następne i jeszcze następne, aż do upragnionej śmierci, która jako jedyna mogłaby uwolnić ją od bolesnego uczucia, platonicznej miłości wykańczającej ją fizycznie i psychicznie.
Seungwan zawsze zrzucała winę na nas. To nas oskarżała o zły stan zdrowia, nas obarczała winą za nieprzespane noce, chaos w głowie i nieustępujący ból, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości tego, że to nie my, a ta, w której tak szaleńczo jest zakochana, sprawia jej ból. To za sprawą czarnowłosej piękności o spojrzeniu zimnym jak lód w serce Bogu winnej wbijały się kolce uschłej z braku uczuć róży. My wszyscy cierpieliśmy razem z nią, razem z nią płakaliśmy i błagaliśmy o szybką, bezbolesną śmierć, ale wielu z nas nie potrafiło się z tym pogodzić. Akacja za swój cel objęła sobie uświadomienie tragizmu sytuacji, aczkolwiek jej starania przyniosły szkody większe, niż moglibyśmy przypuszczać. Kolce na jej łodygach raniły płuca i tak już poszkodowanej, podrażniając drogi oddechowe na tyle, by krew przedostała się nawet do nas. Kobieta cierpiała, a oblane krwią kwiaty akacji błagały o wysłuchanie, jak każdy z nas. Ale byliśmy tylko kwiatami, ludzie nas nie rozumieli, a Son Seungwan, jedna z niewielu, która powinna chociażby spróbować zrozumieć, zaślepiona była płomienną nienawiścią, którą żywiła do nas ze względu na ból, jaki jej zadawaliśmy.
Ale bez bólu umierałaby w nieświadomości nadchodzącego pożegnania z tym brudnym światem, który nie zasługiwał na jej egzystencję. Tak samo jak zimna Bae Joohyun nie zasługiwała na uczucie tak ciepłe i żywe. Bae Joohyun nie zasługiwała na kogoś tak pięknego, czystego i ciepłego. Nie zasługiwała na miłość jedynej, która widziała w niej więcej, niż tylko piękną twarz i idealne nogi.
To było nasze zdanie, a kłóciło się ono z tym naszej żywicielki, która święcie przekonana była, że każdy zasługuje na miłość. Że w każdym tkwi dobro, ale w niektórych przypadkach jest ono zbyt głęboko, by ktokolwiek mógł go dosięgnąć. A mimo to próbowała. Wszystkie swoje siły marnowała na odnalezienie dobra w sercu tej, która pozbyła się go już dawno. Jedynym, co Seungwan łapała w swoje małe dłonie, były nasze płatki i jej własne łzy, które wydawały się być bardziej szlachetne i krystaliczne od najdroższych na świecie kamieni.
Jej zaślepienie było bolesne również dla nas. Nie chcieliśmy robić jej krzywdy, ale musieliśmy w jakiś sposób uświadomić jej problem, co było zwyczajnie niewykonalne. Seungwan nie interesowało zdanie innych, Seungwan nie wierzyła, że tego serca nie da się tknąć, Seungwan nie chciała się poddać i się nie poddawała. Nawet jeśli jej siły były na wyczerpaniu, nawet jeśli dusiła się krwią i naszymi płatkami, zdzierała sobie gardło przez krzyk i godzinami płakała w poduszkę, błagając, byśmy przestali. My też krzyczeliśmy, ale po to, by zatrzymała to szaleństwo. Błagaliśmy, by się opanowała, by spojrzała prawdzie w oczy, by się poddała, przestała walczyć, ale ona była uparta i to prowadziło ją do śmierci. Szczególnie okrutnej, bo spowodowanej brakiem odwzajemnienia uczucia piękniejszego od kwitnących kwiatów wiśni.
Gdzieś pośród bólu i brudu wyrosły piękne, fioletowe bzy, pokazując nam drogę. Nie było takiej siły, która przekonałaby niewinną Wan do zmiany decyzji. Bez swym cichym, delikatnym głosikiem i słodką wonią dawał nam do zrozumienia, że mimo tego, iż jest młody, wie więcej, niż my wszyscy, kierujący się żalem i smutkiem. Szeptał nam, że ta miłość przypieczętowana została ogniem serca cierpiącej, płacząc, wyznawał, że Bae Joohyun nigdy nie wyjdzie ze zniszczonej głowy Seungwan, ponieważ była tą pierwszą. Pierwszą, najprawdziwszą miłością, wypalającą dziury w sercu, niszczącą światopogląd i wszystko to, w co wcześniej ta biedna dziewczyna wierzyła. Nieszczęśliwa oddała swoje zniszczone serce w ręce kogoś, kto zgniótł je i zdeptał, a mimo to dalej zabiegała, dalej miała nadzieję, że coś zmieni się w nastawieniu zimnej piękności. Dlatego z bzem wykwitły kwiaty migdałowca, do słodkiego wyznania dodając goryczy.
Gdybyśmy mieli opisać tę zimną istotę dwoma słowami, najlepiej byłoby nazwać ją niebieskim irysem. Była nieopisanie piękna, zupełnie jak on, a w błękicie wyglądała jak lepsza wersja siebie, równając się z ów kwiatem również w innym wymiarze. Mieliśmy wrażenie, że Bae Joohyun mogła być spokrewniona z irysem. W końcu wyglądała niemalże jak kwiat, jej skóra była delikatna niby płatki nieszczęsnego maku, a jej zachowanie wobec innych ludzi było niemalże identyczne, co stosunek irysa do nas. Bae Joohyun, królowa lodu, była oziębła niczym niebieski irys. Ślepa na szczęście innych, zupełnie jak on. Zamknęła swoje serce na klucz, wyrzucając go do najbliższej rzeki, by nikt nie mógł go znaleźć, nie dając nikomu wstępu do jej strefy uczuć. Ale tak jak inni dobijali się do ów zimnego serca, domagając się wpuszczenia, tak Seungwan szukała klucza w lodowatej wodzie, zapewne marnując jedynie czas, narażając się na wychłodzenie, choroby, może nawet śmierć. Ale Joohyun to nie interesowało.
Wydawała się nie widzieć, co dzieje się wokół niej. Ignorowała to, mimo iż widziała swoją adoratorkę we krwi, ze łzami w oczach, widziała, jak jej serce objęte jest przez ciernie, boleśnie wbijające się w ów mięsień przy każdym jego rytmicznym uderzeniu. Widziała, jak wzrok niewinnej wpatrzony był w nią z może trochę przesadnym nabożeństwem, jak gdyby była bóstwem, egzemplarzem wartym krocie, który można jedynie oglądać z daleka, ponieważ jest on poza zasięgiem, niedostępny dla ludzi. I może by ją to ruszyło. Może krzyk, płacz i tak wyraźny smutek Wan naprawdę poruszyłby jej serce, gdyby nie było one z lodu. Bae Joohyun nie czuła, w przeciwieństwie do tej, która już przy pierwszym spotkaniu ich spojrzeń obrosła w polne stokrotki. To od nich się zaczęło i na nich miało się skończyć. To na łące z polnymi stokrotkami czyste serce cierpiącej miało w końcu zwolnić, uspokoić się, odpocząć. Bo przecież każdy zasługuje na odpoczynek, a ta biedna dziewczyna naprawdę go potrzebowała.
Niektórzy z nas potrafili to uszanować. Ci smutni, zrozpaczeni jak nasza właścicielka, ci, którzy karmili się łzami i smutkiem. Nie wychylaliśmy się, czekaliśmy na koniec, gnijąc od nadmiaru emocji i żalu. Byliśmy pogodzeni ze swoim losem. Jedynie ci młodsi, wiecznie zadurzeni, nie pojmujący powagi sytuacji. Szafirek, najmłodszy z nas, mimo iż piękny, szczery i przekonany o swojej racji, wyjątkowo zamęczał bezbronną dziewczynę, piszcząc i krzycząc, jak idealna jest królowa lodu. Wszyscy o tym wiedzieliśmy, wszyscy cierpieliśmy przez to, ale on był naiwny, głupi, nieświadomy tego, że nieważne jak długo i jak głośno będzie krzyczał, słyszymy go tylko my, a czuje go całe ciało tracącej siły Son Seungwan.
Ona sama nazwała swoją miłość bukietem z margaretek, hortensji i narcyzów, a my.... zwyczajnie jej przytaknęliśmy, mając nadzieję, że i te kwiaty szybko zwiędną, dając biednemu sercu odetchnąć.
Ale z Seungwan było jedynie coraz gorzej. Z jej ust coraz częściej wydobywał się gorzki szloch, ataki kaszlu napadały ją coraz częściej, pozwalając przy tym kwiatom wykrzyczeć słowa, których ona nadal nie rozumiała, nikt nie rozumiał, nie próbował zrozumieć. Omijali ją z obojętnością, która ściskała jej serce, jedynie mocniej wbijając w nie ciernie, które i tak już się w nim zagnieździły. Pomiędzy nami wyrósł nachyłek, a my, obumierający zupełnie jak nasza żywicielka, widzieliśmy w nim więcej żalu niż w akacji, która nigdy nie dała nam o sobie zapomnieć. Nachyłek jednak nie przetrwał długo w warunkach, które dobijały nie tylko jego, ale i nas. Był kruchy, zupełnie jak mak, nawet jeśli myśleliśmy, że przetrwa najdłużej z nas wszystkich. Mieliśmy nadzieję, że nas zastąpi, a on odszedł tak szybko, jak wykwitł w tym zniszczonym ciele. Jeszcze wtedy nie wiedzieliśmy, że zwiastował on początek wyczekiwanego końca. Dopiero gdy ciało, w którym przebywaliśmy drastycznie podupadło, nie dostarczając sobie praktycznie żadnych wartości odżywczych, wody czy wystarczającej ilości słońca, a szczątki naszych przyjaciół zostały siłą wyrwane z ciała, zostawiając po sobie jedynie echo niegdyś szeptanych słów i już nie tak piękną jak kiedyś woń, w której wyczuwalna była gorycz, zawód.
My, pozostali, nie widzieliśmy już światła. Przestaliśmy wierzyć w to, że tak męczące uczucia kiedykolwiek przeminą jak ci, których tak kochaliśmy mimo odmiennych zdań i przekonań. Joohyun odebrała nam nadzieję, słońce i wodę, odebrała nam wszystko. Zabrała, wyrwała siłą, nie zważając na to, iż byliśmy o krok o śmierci. My, kwiaty i ta, która z dnia na dzień była coraz słabsza. Była jak kwiat, a my jednogłośnie daliśmy jej imię: Rumianek, bo właśnie taka była jej dusza - oddana aż do samego końca, zupełnie jak serce, które z każdym dniem biło coraz słabiej, wolniej, jakby z przymusu.
Son Seungwan się poddała, a my nie mogliśmy nic zrobić. Każde nasze słowo ją bolało, każda próba przemówienia jej do rozsądku kończyła się podcinaniem jej skrzydeł. Jedyne, co mogliśmy robić, to milczeć, czekać na pocałunek śmierci lub liczyć na cud, bo właśnie on był tutaj potrzebny. Tylko cud ożywiłby i uleczył serce naszego Rumianku, tylko cud odmroziłby serce zimnej Joohyun. Tej, która swą obojętnością doprowadziła do tragedii.
Pamiętam, że nasza zguba rozrastała się w zastraszającym tempie pod postacią agawy w towarzystwie chryzantem, które miały dobitnie uświadomić nam, że to była walka nie do wygrania. Nie mieliśmy szans. Drobne, delikatne kwiaty migdałowca zostały zmiażdżone ciężarem bolesnej rzeczywistości.
Rumianek został zgładzony przez miłość zbyt silną i ślepą, by móc jakkolwiek stawić jej czoła.
A Bae Joohyun już do końca swych dni pozostała niebieskim irysem. Zimnym jak lód kwiatem o nieziemskiej urodzie, ale i sercu zamkniętym na klucz, którego nie sposób znaleźć.
_________________
[a/n]
uprzedzam, że moja aktualna wiedza o mowie kwiatów opiera się tylko i wyłącznie na tym co znalazłam w internecie
Agawa - długowieczna miłość
Akacja - ranisz mi serce
Akacja różowa - miłość platoniczna
Bez fioletowy - moje serce należy do Ciebie, pierwsza miłość
Chryzantema - wieczność
Chryzantema czerwona - bądź moją miłością
Forsycja - burza uczuć, głos przeznaczenia
Frezja - obdarz mnie miłością
Gerbera czerwona - głębia uczuć
Irys niebieski - oziębłość
Mak polny - marzę o Tobie
Margaretka - krzywdzisz mnie
Kwiat migdałowca- nadzieja
Nachyłek - łamiesz mi serce, potępienie
Rumianek - gospodarność, jestem Ci szczerze oddany
Stokrotka polna - bezbronne serce
Szafirek - jesteś moim ideałem
jesteście moimi szafirkami
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top