3_
— Janek.
Uniósł spojrzenie znad pełnego talerza.
— Jedz.
Nie był głodny, dlatego nic z talerza nie znikało przez ostatnie piętnaście minut trwającej tortury rodzinnego obiadu. Wrócił na kilka dni do domu na ferie.
— Chyba źle się czuję, pójdę do łazienki.
— Siedź. Przy stole — wydukała jego matka, patrząc mu prosto w oczy.
Miała oczy w innym kolorze niż on. Babcia również na niego zerknęła.
— Może to jakieś motyle w brzuchu — powiedziała rozweselonym tonem.
— Nie — zaprzeczył natychmiast, mnąc rękaw koszuli pod stołem.
Pomysł babci spodobał się już niestety jego mamie. Łyżka rosołu zanurzyła się ponownie w zupie, zamiast zająć jej usta.
— Poznałeś jakąś dziewczynę?
Janek był na tyle przekonany, że się zaczerwieni w przeciągu następnej minuty, że uniósł dłoń spod stołu i oparł na niej policzek, zamykając oczy. Nigdy nie poznał jakiejś dziewczyny, więc dlaczego ludzie przy stole spodziewali się po nim czegokolwiek? Nie, nie poszedł na studia, nie, nie miał świetnej pracy, nie, nie zapowiadało się na wnuki.
— Nie, po prostu źle się czuję. Pójdę się napić wody.
Wstał mimo protestu na ustach rodziny.
Może czas było się odciąć. Zamiast w mieszkaniu zorganizowanym przez ciotkę, zamieszka na poddaszu jakiejś kamienicy, której okna zwrócone były teraz na blokowiska i szare ściany zamiast na wieczne lasy i parki dawnego przedmieścia. Będzie słyszał ludzi na klatce schodowej, a w nocy wyraźne dźwięki sunących po szynach potworów z metalu. Będzie pił różowe wino i ciepłe piwo, spał pod podartym kocem i ubierał się w te same styrane koszule i wiszące na nim spodnie.
I już nigdy nie poczuje zapachu papierosa Krzysia z balkonu na przeciwko.
Może jeszcze nie nadszedł czas, by się odciąć. W końcu miał tak blisko do pracy, dogodność przyjaznego jego sytuacji mieszkania.
To był dobry plan. Przesiedzieć tam jak pająk w kącie, zawieszony na zakurzonych pajęczynach i z okruchem pyłu do jedzenia. Aż pewnego dnia zniknie niespodziewanie, i nikt za nim nie zatęskni, bo pająki są paskudne.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top